Dołącz do nas
na facebooku

Odwiedź nasz profil

Dołącz do nas
na YouTube

Odwiedź nasz kanał

Śledź nas
na Twitterze

Miłość, której ceną jest tylko wiara

Czy kiedykolwiek zastanawiałeś się, ile kosztuje cię twoja wiara? Pewnie nie, o tym przecież człowiek codziennie nie myśli. Ale po wysłuchaniu tej prawdziwej historii na pewno zadasz sobie to dziwne pytanie. Może zacznę od tego, że przedstawię jej bohatera. To Moussa Diabate, który sam opowiedział o swoim życiu w brazylijskim biurze Pomoc Kościołowi w Potrzebie.

Cała historia rozpoczęła się w Mali na Saharze, gdzie Moussa (wtedy Mohammed) wychował się w rygorystycznie muzułmańskiej rodzinie, wśród pustynnego ludu Tuaregów. Gdy studiował w stolicy Bamako, usłyszał o konwersji pewnego muzułmańskiego studenta na chrześcijaństwo. Ów student został porzucony przez własną rodzinę z powodu gruźlicy. Uratował się dzięki pomocy okazanej przez katolickie zakonnice. Postanowił, że chce pójść za tym samym Bogiem, za którym szły siostry zakonne. Gdy Moussa usłyszał o nawróceniu kolegi, postanowił mu pomóc. Według jego ideologii jedynym sposobem pomocy byłoby zamordowanie go. Wyznał: „…odkąd nawrócił się, musiałem go zabić, aby ocalić jego duszę. W ten sposób zbawię własną duszę także w oczach jego rodziny, która chciała go zobaczyć martwego z powodu jego nawrócenia. Więc pojechałem do szpitala, gdzie był leczony”. Kiedy przyszedł do szpitala, młody człowiek powiedział do niego: „…wiem, co zamierzasz zrobić, ale zanim to zrobisz, muszę ci coś powiedzieć: Jezus cię kocha". Te trzy słowa tak zaskoczyły Moussiego, że choć miał broń, nie miał odwagi strzelić. Wyszedł ze szpitala i nie potrafił zrozumieć, co się z nim dzieje. Następowała w nim przemiana. Wkrótce też sam zechciał zostać chrześcijaninem. Myślał, że jego rodzina zrozumie jego pragnienie. Opowiedział o tym wszystkim swojemu wujowi, u którego przebywał. Wuj zasugerował, że będzie lepiej, gdy pojedzie i spotka się ze swoją rodziną na pustyni, aby to wszystko przemyśleć. To, czego Moussa nawet nie przypuszczał, to fakt, że podczas gdy on wędrował przez pustynię, jego rodzina była już poinformowana o pragnieniu, które nosił w sercu.

Był wtorek, kiedy Moussa przybył do karawany swojej rodziny na pustyni. Zapytano go, czy rzeczywiście nawrócił się na chrześcijaństwo. Kiedy Moussa potwierdził ten fakt, związali go, wychłostali i przeprowadzili przez obozowisko na upokorzenie. Do dziś widoczne są na jego ciele blizny, które będą zawsze przypominać mu to traumatyczne wydarzenie. Przecież nie został nawet ochrzczony, a już był świadkiem swojej wiary, doświadczając cierpienia podobnego do Chrystusa, będąc torturowanym przez tych, których pragnął kochać.

Dano mu ultimatum: albo musi ponownie nawrócić się na islam do piątku, albo zostanie zabity. W czwartkową noc jeden z jego krewnych podszedł do niego, gdy nikt nie widział, i rozwiązał go, każąc mu uciekać. To była ostatnia osoba z rodziny, którą kiedykolwiek widział. Uciekł do stolicy. Przybywszy tam, wrócił do college'u, a nocami spał na ławce w parku. Po kilku dniach podszedł do niego ktoś z zaproszeniem do ambasady Szwajcarii, mówiąc: „…twój wujek chce cię zabić. Musisz otrzymać azyl polityczny”. Po przybyciu do konsulatu szwajcarskiego nadano mu nowe imię i nową datę urodzenia. Tam również dowiedział się o działalności Papieskiego Stowarzyszenia Pomoc Kościołowi w Potrzebie, a później sam został wolontariuszem. Moussa dotąd nie zna swoich dobroczyńców - tych, którzy chętnie pomagają uchodźcom anonimowo. Zaczął swoją pierwszą pracę jako nauczyciel i starał się nawiązać ponownie bliskie relacje z rodziną poprzez tradycyjnie obowiązujący gest wśród jego ludu tzn. wysłał swoje całe pierwsze miesięczne wynagrodzenie do swojej matki, dziękując jej w ten sposób za opiekę, gdy był dzieckiem. Po pewnym czasie otrzymał odpowiedź od niej, że wolałaby go zobaczyć martwego niż jako chrześcijanina. Nie przyjęła również jego pieniędzy. Wtedy zaczął przekazywać swojego wynagrodzenie dla potrzebujących dzieci i robi tak do dzisiaj.

Moussa założył w Brazylii organizację pozarządową, która z powodzeniem zajmuje się przyjmowaniem uchodźców, pomagając im jako tłumacz, udzielając lekcji itd. Stwierdza: „…musimy szkolić uchodźców, aby kiedy wróci pokój w ich krajach, mogli i oni również powrócić z niezbędnymi umiejętnościami, które pomogą im ponownie odbudować własne życie". Został katolikiem, ale przyznaje, że jest nieco zaskoczony, widząc tak wiele podziałów wśród chrześcijan. „Jesteśmy prześladowani za to, że jesteśmy chrześcijanami, a nie za to, że jesteśmy katolikami czy ewangelikami. Nasza organizacja charytatywna pomaga również muzułmanom, ponieważ czuję wtedy, jakbym opiekował się własnymi rodzicami. Moja miłość do innych ludzi jest większa niż różnice między nami”. Moussa otrzymał pomoc od bliskich mu chrześcijan. Podobnie takiej pomocy udzielają wszyscy związani z dziełem Pomoc Kościołowi w Potrzebie na całym świecie. Bo cena wiary dla wszystkich jest taka sama – to miłość.

Ks. dr Andrzej Paś
Sekcja polska PKWP

Twój
koszyk

BRAK PRODUKTÓW