Dołącz do nas
na facebooku

Odwiedź nasz profil

Dołącz do nas
na YouTube

Odwiedź nasz kanał

Śledź nas
na Twitterze

Welcome!

Gojąc rany z Krak des Chavaliers…

SyriaOjciec George Maamary, proboszcz Kościoła Wniebowzięcia NMP, który znajduje się w pobliżu Krak des Chavaliers - „twierdzy rycerzy”- prosi o pomoc w odbudowie kościoła, aby rodziny, które mieszkały tam przed wojną mogły powrócić.

Qalat'al Hosn to wieś w zachodniej Syrii, w regionie znanym jako Dolina Chrześcijan, miejsce znane jest głównie z twierdzy Krak des Chevaliers. Zamek jest wpisany na listę światowego dziedzictwa UNESCO, jest jednym z historycznych klejnotów Syrii i miejscem, które przed wojną przyciągało turystów z całego świata.

- Przybyła tu grupa salafitów i ekstremistów muzułmańskich, wielu z nich z Libanu, który znajduje się około 30 km od tej miejscowości. Przejęli oni kontrolę nad twierdzą oraz wioską - wyjaśnia ksiądz George Maamary, proboszcz miejscowej wspólnoty katolickiej. - Gdy tylko przybyli, wtargnęli do środka kościoła i porwali mnie. Zostałem mocno pobity. Dzięki Bogu więzili mnie niedługo.

W tym czasie wioska liczyła około 25 tys. mieszkańców różnych religii, w większości sunnickich i szyickich muzułmanów. Było też około 300 chrześcijan, żyjących wokół jedynego chrześcijańskiego kościoła Matki Bożej Wniebowzięcia, który należy do Kościoła obrządku greckokatolickiego.

Gdy tylko wieść o porwaniu ojca George’a trafiła do mieszkających w tym rejonie chrześcijan, wszyscy opuścili swoje domy z obawy przed prześladowaniem.

-To było ostrzeżenie. Odtąd żadna z rodzin chrześcijańskich nie powróciła tutaj, nikt nie wrócił żeby znów zamieszkać. Miało to miejsce sześć lat temu - wspomina o. Maamry.

Grupy rebeliantów chciały zmienić fortecę Krak des Chavaliers w drugą Palmyrę. Forteca to znane na całym świecie zabytkowe miejsce o wielkim znaczeniu strategicznym i sentymentalnym dla Syryjczyków. Twierdza została zniszczona przez grupy rebeliantów, a także podczas walk o jej odzyskanie, wraz ze znaczną częścią samej wioski. W 2014 roku zamek i wieś zostały podbite przez armię syryjską. Było to jedyne miejsce w Dolinie Chrześcijan, gdzie toczyły się walki. Dla reszty ten region stał się miejscem, w którym obecnie mieszka wielu uchodźców, ponieważ jest to jedna z bardziej spokojnych części kraju. Jednakże tuż przed tym zniszczeniem doszło do grabieży. Wśród miejsc, które zostały zrabowane, znajdował się kościół, a także domy chrześcijan.

- Życie społeczności krążyło wokół kościoła - wyjaśnia ksiądz George w rozmowie z międzynarodowym oddziałem stowarzyszenia Pomoc Kościołowi w Potrzebie (ACN). - Mieliśmy boisko do koszykówki i sale do katechezy i innych spotkań. Wszystko zostało zniszczone - dodaje. Kościół jest również powiązany z różnymi innymi budynkami, dawniej znajdował się tam hotel Jana Pawła II, który był domem dla turystów, którzy przybywali odwiedzić fortecę. Działały tu również sklepy z pamiątkami i upominkami oraz restauracje i kawiarnie.

Po walkach konflikt był kontynuowany. Zemsta przeciwko sunnitom była niewyobrażalna ze strony oddziałów rządowych, powiązanych z rządem Assada i szyitami. Ojciec George był zmuszony oznaczyć domy chrześcijan czarnymi krzyżami, aby żołnierze przez przypadek ich nie spalili.

- Przed konfliktem życie między chrześcijanami i muzułmanami było dobre - wspomina ojciec George. Teraz wojna pozostawiła ranę, która będzie się goić przez wiele lat. - W tej chwili jest bezpiecznie, ale wciąż nie ma elektryczności ani wody – dodaje duchowny. W rezultacie chrześcijanie nie mogą powrócić, pomimo że wieś została wyzwolona cztery lata temu. - Poczucie bezradności tych rodzin jest bardzo duże, mieszkają w innych wioskach Doliny Chrześcijan, takich jak Marmarita i Kafra, zaledwie 10 km stąd, jednak wciąż nie mogą powrócić do rodzinnego domu – podkreśla kapłan.

Wokół kościoła Wniebowzięcia NMP znajduje się kilka domów, które ludzie zaczęli odbudowywać. Jeden z nich należy do rodziny Bassama Maamary'ego, kuzyna ojca George'a. - Zacząłem odbudowywać dom własnymi pieniędzmi, aby pokazać sąsiadom, że można wrócić, że wciąż jest nadzieja – mówi.

Pomaga mu młody człowiek o nazwisku Wagdi Yazzi. On także pochodzi ze wsi Al Hosn. - Nie zajmie nam wiele czasu, aby tutaj powrócić, ale najpierw potrzebujemy rządu, który ponownie podłączy wodę i elektryczność - podkreśla młodzieniec, który zaznacza, że „życie tutaj było bardzo przyjemne i spokojne. Mieliśmy kontakt z ludźmi z całego świata i byliśmy bardzo otwartą wioską”.

Kolejnym z sąsiadów jest Samir Bashur, który zaznacza, że pracuje również nad swoim domem i od czasu do czasu przychodzi tu, aby naprawiać szkody. Uważa, że jeśli ludzie mają tu wrócić na stałe, najpierw będą musieli odbudować kościół.

- Jest to dla nas bardzo ważne miejsce, w którym wspólnie obchodzimy najważniejsze święta, wspólnie modlimy się razem z naszym proboszczem – wyjaśnia Samir.

Ojciec George zapewnia, że nie utracił kontaktu z innymi rodzinami. - Robimy to, co niemożliwe, aby im pomagać na co dzień i aby mogli wrócić do swoich domów. Dziękuję Pomocy Kościołowi w Potrzebie (ACN) za wsparcie udzielone wszystkim uchodźcom, a także mam nadzieję, że będziemy w stanie wkrótce zacząć odbudowę kościoła. - Modlimy się o pokój w naszym kraju. Nasza modlitwa otacza również wszystkich ludzi, którzy nam pomagają. Wszyscy jesteście tu mile widziani. Potrzebujemy powrotu ludzi i turystów – zaznacza ojciec George Maamary.

Inf. pras. ACN.

Twój
koszyk

BRAK PRODUKTÓW