Dołącz do nas
na facebooku

Odwiedź nasz profil

Dołącz do nas
na YouTube

Odwiedź nasz kanał

Śledź nas
na Twitterze

Welcome!

Świadectwo porwanego księdza z Nigerii

„Szczególna ochrona Boga nie polega na tym, że po prostu zapobiega On nieszczęściom, ale raczej na tym, że nie pozwala, by te nieszczęścia nas pochłonęły”.

Zdj. Veritas Communication Benin

Ks. Idahosa Amadasu z diecezji Benin jest jednym z setek katolickich księży w Nigerii, którzy na przestrzeni ostatnich kilkudziesięciu lat zostali porwani i przetrzymywani dla okupu przez uzbrojonych bandytów. O strachu, upokorzeniu, głodzie i zimnie oraz wielkiej niepewności, czy wyjdzie z tego żywy, opowiedział Papieskiemu Stowarzyszeniu Pomoc Kościołowi w Potrzebie:

„W lipcu 2020 roku jechałem drogą, która znana była z porwań. Nagle zobaczyłem zamaskowanych i uzbrojonych mężczyzn, mierzących w moim kierunku. Od razu wiedziałem, że to porywacze. Wyłączyłem silnik, aby przestali strzelać i wysiadłem z samochodu z rękami w górze. Jeden z porywaczy pobiegł w moim kierunku i krzyknął, żebym się położył. Miałem wtedy na sobie sutannę, ponieważ wracałem z posługi duszpasterskiej po odprawieniu Mszy Świętej.

Później zdałem sobie sprawę, że miałem sporo szczęścia. Bandyci zastrzelili bowiem kierowcę samochodu jadącego zaraz za moim, a gdyby znajdował się w nim ksiądz, który chciał mi towarzyszyć, prawie na pewno również zostałby zabity.

Porywacze kazali mi iść za sobą do buszu. Kiedy dotarliśmy na wzgórze, zdali sobie sprawę, że trudno mi się wspinać z powodu mojej sutanny. Jeden z nich otworzył torbę, którą przyniósł z mojego samochodu i zobaczył zielony ornat. Kazał mi go założyć. Myślałem o tym, by powiedzieć, że ornat nosimy tylko podczas Mszy, ale byłem w sytuacji, w której musiałem wykonywać ich rozkazy, oczywiście pod warunkiem, że nie były one w swej istocie złe. Ostatecznie nosiłem zielony ornat przez cztery noce i pięć dni, kiedy byłem w niewoli. Próbowałem znaleźć dla niego duchowe znaczenie, postrzegając go jako sposób na duchowe uczestnictwo we Mszy Świętej, ponieważ w tym czasie nie mogłem tego zrobić sakramentalnie. Przydał mi się też w nocy, chroniąc mnie przed ukąszeniami owadów i utrzymując ciepło, ponieważ było zimno i deszczowo.

Bandyci nie pozostają długo w jednym miejscu, być może ze względów bezpieczeństwa. Całkowicie opanowali busz. Celowo chodzą w nocy i czasami używają Google Maps, aby potwierdzić swoją lokalizację. Gdyby nie fakt, że byłem przyzwyczajony do codziennych spacerów, pokonywanie z nimi tak długich dystansów byłoby trudne, jeśli nie niemożliwe. Dziękowałem też Bogu, że miałem na sobie pełne buty, gdyż wędrowanie w kapciach lub sandałach byłoby okropne. Jednak największym wyzwaniem było dla mnie wspinanie się na wzgórza.

Porywacze cały czas byli zamaskowani. Jeden z nich powiedział mi, że fakt, iż jestem księdzem, nie usprawiedliwia tego, że nie mam pieniędzy. Często grozili mi mówiąc, że jeśli nie będę współpracował lub moi ludzie coś spieprzą, zostanę zabity. Nigdy jako osoba dorosła nie doświadczyłem tak ograniczonej wolności. Nie wolno mi było robić niczego bez uprzedniego zapytania ich o pozwolenie. Bardziej jednak martwiłem się, by nie odebrali mi mojej wewnętrznej wolności; by atmosfera strachu nie pochłonęła mojego wewnętrznego spokoju. Najlepszym sposobem, by to zagwarantować, była modlitwa. Byłem świadomy, że tylko wtedy, gdy zachowam wewnętrzny spokój, będę nadal trzeźwo myślał i działał racjonalnie w tej irracjonalnej atmosferze, w której racja leży po stronie siły.

Podczas mojego pobytu w niewoli starałem się podtrzymywać życie wewnętrzne. Za każdym razem, gdy się bałem lub grozili mi bronią, przypominałem sobie, że Bóg, któremu służę, jest większy niż ich broń. Często odmawiałem też modlitwę do św. Michała Archanioła, ponieważ jest coś demonicznego w atmosferze, w której ludzkie życie nie ma znaczenia lub gdy pieniądze są cenione wyżej niż życie. W pewnym momencie zapytałem Boga, dlaczego na to pozwolił. Zawsze ufałem w szczególną ochronę różańca i odmawiałem go także w momencie, gdy jechałem samochodem i zatrzymali mnie porywacze. Pocieszające jest jednak wiedzieć, że szczególna ochrona Boga nie polega na tym, że po prostu zapobiega On nieszczęściom, ale raczej na tym, że nie pozwala, by te nieszczęścia nas pochłonęły.

Zdałem sobie sprawę, że nie czułem szczególnej niechęci do porywaczy. Tak naprawdę było mi ich żal. Jeśli ci mężczyźni (niektórzy z nich wyglądali na dwudziestolatków, a inni na czterdziestolatków) angażowali się w te nikczemne działania w kwiecie wieku, to co będą robić w późniejszym okresie swojego życia? Większość z nich, jak sądzę, była żonata i miała dzieci. Często zastanawiałem się, co powiedzą swojej rodzinie i dzieciom, o tym, co zrobili.

Czasami zdarzały się akty nieoczekiwanej życzliwości. Także sposób, w jaki często odwoływali się do Boga, uzmysłowił mi, że ci ludzie są również dziećmi Bożymi powołanymi do zbawienia. Mimo wszystko, moje ogólne odczucie było takie, że nadal żyli oni z pewną świadomością obecności Boga. Pewnego razu, gdy zapytałem, czy mogę porozmawiać z moim negocjatorem, jeden z nich powiedział mi, żebym poczekał, aż skończy się modlić. Kiedy jeden z nich dał mi prażoną kukurydzę, a ja podziękowałem, odpowiedział „dziękuj Bogu”.

Te wszystkie sprawy i błędny kierunek, jaki obrali w życiu, sprawiły, że zacząłem się modlić o ich nawrócenie. Tak, oni także są dziećmi Bożymi, które są powołane do zbawienia.

Starałem się modlić w różnych momentach, ponieważ było to właściwie kilka długich dni rekolekcji. Wciąż brzmiały mi w uszach słowa z Pierwszego Listu św. Jana: „Większy jest Ten, który w was jest, od tego, który jest w świecie” (1 J 4,4). Czasami przychodziły mi też na myśl słowa Chrystusa wypowiedziane podczas męki: „Nie miałbyś żadnej władzy nade Mną, gdyby ci jej nie dano z góry” (J 19,11).

Patrząc z ludzkiej perspektywy, to doświadczenie byłoby zbyt ciężkie dla człowieka. Ale Bóg wie, jak wydobyć to, co najlepsze nawet z najgorszych sytuacji, a Jego ręka nie jest tak krótka, żeby nie mogła ocalić (por. Iz 59, 1). Ufamy w Jego nieustanną ochronę, dzięki której będzie nas prowadził, aż dotrzemy do ostatecznego celu, gdzie zło nie będzie już w stanie zakłócić naszego wewnętrznego spokoju”.

Twój
koszyk

BRAK PRODUKTÓW