Niezauważalne w samym centrum
Ulica Grodzka, jedna z najstarszych w Krakowie, prowadzi spod Wawelu na Rynek Główny i stanowi część Drogi Królewskiej. Mijają ją codziennie tłumy turystów, zachwycając się zabytkowymi kościołami i placami. Niewielu jednak wie, że pod numerem 54, obok XI-wiecznego kościoła św. Andrzeja, kryje się klasztor Sióstr Klarysek. Za jego murami siostry modlą się za przechodniów, którzy często nie zdają sobie sprawy z ich obecności. „Czasami bywa tak, że ktoś przychodzi do naszej furty i mówi: ‘Ja tyle lat mieszkałem tu w Krakowie, a w ogóle nie wiedziałem, że tu siostry są’” – mówi matka Agnieszka Kutyna, Ksieni klasztoru.
Nieprzerwanie od 1316 roku
Siostry Klaryski są w Polsce już od 1245 roku. Do klasztoru przy ulicy Grodzkiej w Krakowie zawitały w 1316 roku, dzięki zaproszeniu króla Władysława Łokietka i jego żony Jadwigi. Odtąd nieprzerwanie pełnią tam swoją misję modląc się za Kościół i świat. 31 sióstr żyje w centrum miasta, za murami klauzury, oddzielone od zgiełku życia codziennego. Większość przechodniów nawet nie zdaje sobie sprawy, że przechodząc Grodzką mijają modlące się za nich siostry kontemplacyjne.

Odnaleźć Boga w ciszy
W dzisiejszym świecie, kiedy zewsząd krzyczą do nas reklamy udanego i obfitego życia, Klaryski z Krakowa zdecydowały schować się za klauzurą ciszy. Dlaczego? Klauzura „tworzy nam takie środowisko, w którym możemy intensywnie przeżywać to poszukiwanie Bożego Oblicza, o którym mówił św. Franciszek” – tłumaczy matka Agnieszka. „Nasz klasztor akurat, który jest w centrum Krakowa, w pewnym sensie też w sercu Krakowa, jednocześnie może być takim obrazem misji życia kontemplacyjnego w Kościele i świecie. Bo to serce potrzebuje przede wszystkim miłości, tak jak św. Teresa od Dzieciątka Jezus mówiła, że „Kościół żeby mógł żyć potrzebuje miłości, żeby ktoś mógł głosić Słowo Boże, angażować się w to, on potrzebuje, żeby ta miłość była rozpalana.” I […] to jest nasza misja, żeby przez modlitwę wypraszać te łaski, siłę, dary Ducha Świętego dla tych, którzy bezpośrednio zajmują się ewangelizacją, pełnieniem dzieł miłosierdzia w Kościele – różnymi formami służby, takiej bezpośredniej.” – dodaje.
Ekstremalnie blisko Boga
Często nawet dla praktykujących katolików, życie w klauzurze wydaje się ekstremalnym wyborem. Oprócz reguł zakonu, dochodzi jeszcze życie w zamknięciu – odcięciu od świata. Ale, jak tłumaczy Ksieni krakowskiego klasztoru Klarysek, „dla osób, które zostały powołane przez Pana Boga, my się odnajdujemy w tym życiu w pewnym sensie jak ryby w wodzie, po prostu. I jest to dla nas bardzo naturalne środowisko życia.” Niektórzy zauważają, że takie zamknięcie od świata, może paradoksalnie – dać wolność. „Czasami niektórzy ludzie tak troszkę żartobliwie mówią, że „no nie wiadomo kto jest za tą kratą. Czy Wy jesteście czy my? Bo nie wiadomo, kto tu jest bardziej wolny, czy my czy Wy?” – opowiada matka Agnieszka.
„Ja w klauzurze?”
Kto kryje się za murami klauzury? Trudno uwierzyć, że takie życie może wybrać ktoś podobny do nas. Tak samo myślała siostra Agnieszka, która przed wstąpieniem do Klarysek uwielbiała podróże. „Ja bardzo lubiłam zwiedzać, jeździć po Polsce. Kiedy przyszła mi myśl [by zostać siostrą klauzurową], byłam zszokowana troszeczkę, że „ja w klauzurze?”. No, ale ta myśl już została przy mnie, więc tak długo się nie potrafiłam jej opierać… Wstąpiłam po maturze, zaraz po wakacjach.”
Teraz jej domem na zawsze jest ul. Grodzka 54, gdzie w ciszy i modlitwie szuka Bożego Oblicza. Jednak tęsknota za dawnym życiem czasem dawała o sobie znać. „Chodziłam przez całe liceum – przez 5 lat – na pielgrzymki do Częstochowy […] Jak tutaj 6 sierpnia wychodzi z Krakowa pielgrzymka, to u nas oczywiście wszystko słychać, bo Grodzką idą. I pamiętam, jak pierwszy raz w postulacie – mój pierwszy rok pobytu w klasztorze – słyszałam, jak oni śpiewają, to aż tak serce mnie trochę bolało, że nie mogę iść z nimi.”
Z czasem jednak odnalazła spokój. „Drugiego roku, już byłam wtedy nowicjuszką, znowu słyszę 6 sierpnia – idą pielgrzymi. A ja sobie pomyślałam, że ja teraz mam już inną pielgrzymkę. Znaczy – do wnętrza. Do swojego serca, wraz z Panem Bogiem, tam Go teraz szukam.” – wspomina.
Ogród i świat sióstr Klarysek
Siostra Agnieszka, choć kiedyś krępowała się grać publicznie, za klauzurą spełnia się jako organistka. Pisze ikony, wspiera młodsze siostry w formacji, ale najbardziej ceni pracę w ogrodzie. „Pomaga mi to odpoczywać, też psychicznie. Mam obowiązki związane bardziej z brakiem ruchu […] więc ten ogród jest taką dobrą odskocznią i dla psychiki, i dla ciała. […] Kontakt z przyrodą bardzo dużo daje, […] bardzo nastraja człowieka.”
W chwilach zwątpienia wraca do słów, które umacniają jej powołanie. „Rozczytywałam się w „Dzienniczku św. Faustyny”, jak się zastanawiałam, czy na pewno to jest moje miejsce tutaj […] Z pomocą przychodziły mi te słowa, które Pan Jezus powiedział do siostry Faustyny: „Tu Cię powołałem i tu przygotowałem wiele łask dla Ciebie” – to mnie zawsze umacniało.” Jak podkreśla, „Każdy kryzys jakoś tak przechodziłam, że potem czułam się taka umocniona, że to jest moje miejsce.”
Tajemnica Klarysek z ul. Grodzkiej pewnie zawsze pozostanie nie do końca zgłębiona. Możemy być jednak pewni, że skryte za klauzurą, modlą się za nas – za Kościół i świat. „Większość naszego życia jest jakby niedostępna dla ludzi. Ludzie nie widzą tego, co się dzieje w środku. Natomiast mogą to odczuwać niejako po owocach. Myślę, że te osoby, które przychodzą, spotykają się, czasami modlą się z nami, uczestniczą w kościele, słuchając jak my modlimy się w liturgii godzin, doświadczają czegoś z tej obecności Pana Boga, z tego oddziaływania naszej modlitwy.” – relacjonuje Ksieni krakowskiego klasztoru.

Potrzeba pomocy
Każdy z nas potrzebuje wsparcia. Każdy z nas boryka się z problemami. Wiele mówi się o samotności, depresji. Podczas, gdy wiele z nas jest zagubionych, to między innymi siostry klauzurowe i wartości, które wyznają i którymi żyją „są jak kotwica, która pozwala człowiekowi na nowo odnaleźć miejsce, na nowo zatrzymać się, być takim punktem orientacyjnym, punktem odniesienia.” – tłumaczy ks. prof. Jan Witold Żelazny, dyrektor polskiej sekcji Pomocy Kościołowi w Potrzebie (PKWP). Ale siostry też potrzebują naszej pomocy. „Pamiętajmy nie tylko w modlitwie, ale także i w tej pomocy materialnej.” – apeluje. „W tradycji Kościoła potrzebujący jest jak ołtarz, na którym składamy ofiarę Bogu. Złóżmy ofiarę Bogu, dziękując mu za Jego Obecność poprzez ich modlitwę.” – dodaje.
Poprzez kampanię „Cicha i wierna obecność”, Pomoc Kościołowi w Potrzebie kieruje pomoc do żeńskich zakonów kontemplacyjnych w Polsce nieprzerwanie już od 1957 roku.