Żadnych świętości
02 maj 2019„Nosimy małe krzyżyki na szyi, bo sami nie damy rady tego wszystkiego znieść. To Chrystus nam pomaga”.
Nikaragua jest dziś państwem uwięzionym między dwiema tożsamościami. Z jednej strony jest to kraj kierowany przez rząd, który pod wieloma względami kontynuuje długą historię dyktatury dynastii Somoza, która rządziła krajem przez prawie 6 dekad w XX wiek. Ale z drugiej strony jest to również kraj ludzi wolnych, którzy powiedzieli „wyraźne NIE dla systemu”. To naród, który obudził się z otępienia i teraz chce iść naprzód, ramię w ramię z Kościołem katolickim prowadzonym przez dziesięciu biskupów, którzy nie boją się wyzwań współczesności, by być Kościołem, który wychodzi na peryferie i poza margines, jak prosi Papież Franciszek, otwierając drzwi katedr, aby być – dosłownie – „szpitalem polowym”.
To Kościół bez żadnych banerów politycznych, który nie czyni różnicy w opiece nad rannymi, wspierając tych, którzy cierpią głód zarówno fizyczny jak i duchowy.
„ Kiedy ludzie bardzo cierpieli, bali się wyjść na ulice”, oświadcza ksiądz z diecezji Matagalpa, ze względów bezpieczeństwa pragnąc pozostać anonimowy. Spotkanie odbyło się podczas odwiedzin Papieskiego Stowarzyszenia „Pomoc Kościołowi w Potrzebie” (ACN International) pod koniec listopada 2018 r. W ten sposób pragnęliśmy wyrazić swoje poparcie i solidarność z mieszkańcami tego kraju, szczególnie z chrześcijanami.
Pomimo chrześcijańskich plakatów w mieście Matagalpa napięcie jest namacalne, a policja i oddziały paramilitarne na ulicach zniechęcają ludność cywilną do protestów, które rozpoczęły się w kwietniu 2018 r. W przypadku Matagalpy zwanej często „Krainą Wiecznej Wiosny” siły rządowe zabraniały nawet grupie kobiet uczczenia pamięci swoich dzieci, które zostały zamordowane w wojnie domowej. Te marsze odbywały się regularnie przez prawie 20 lat.
Podczas rozmowy kapłan zaświadcza: „Jestem jednym z tzw. szczęśliwców. Wielu księży zostało zmuszonych do ucieczki. Jednak nie możemy pozostać obojętni wobec tragedii tych ludzi, ponieważ są zabijani strzałami w głowy, plecy czy piersi. Nawet w kościołach. Ewangelia uczy nas, że musimy otworzyć nasze drzwi tym, którzy są prześladowani, i tak właśnie zrobiliśmy. Nasze kościoły zostały przekształcone w schrony, a nie w centra planowania opozycji, jak twierdzi rząd”.
15 maja 2018 r. w samochodzie należącym do diecezji, zwanym „karetką”, ksiądz uratował 19 rannych demonstrantów, którzy zostali trafieni kulami z AK-47. Na polecenie rządu szpitale publiczne nie mogły pomagać rannym, z których większość stanowili studenci.
Od września przy pomocy różnych organizacji międzynarodowych Kościół diecezjalny otworzył pięć duszpasterskich biur „praw człowieka”, gdzie udzielał wsparcia rodzinom, które straciły dzieci podczas demonstracji, a także tym, którzy są nadal prześladowani za to, że protestowali. Około 50 z nich jest nadal uwięzionych bez procesu, a setki „zniknęły”, podczas gdy około 30 000 zostało wygnanych na Kostarykę lub do innych krajów.
„Oskarżają nas o ukrywanie broni, ale nigdy tego nie zrobiliśmy”, mówi ksiądz. „Naszą jedyną bronią jest Jezus w Eucharystii”.
Liczba ludzi, którzy dziś chronią się przy Kościele, aby przetrwać, potroiła się od kwietnia 2018 r.
Sytuacja biskupów i wielu zakonników w Nikaragui nie jest łatwa. Ich działania na rzecz otwartych drzwi kościołów, aby troszczyć się zarówno o rannych jak i studentów, a także ich gotowość do zaangażowania się w nieudany proces dialogu narodowego spowodowały, że wielu z nich zostało opatrzonych etykietami „zamachowców” i „terrorystów”.
Jednym z nich jest kardynał Leopoldo Brenes, arcybiskup Managua, stolicy kraju. Pomimo trudności nie stracił nic z ciepłego uśmiechu i wielkiej wiary.
Jednakże kard. Brenes nie może ukryć swojej troski o przyszłość Nikaragui – kraju, który przeżył wystarczającą liczbę rewolucji. Hierarcha ma świadomość, że wiele z tzw. pomysłów, które przekonują mieszkańców, prędzej czy później zostaną zniszczone przez nadużycia aktualnej władzy.
Ostatnia rewolucja rozpoczęła się 18 kwietnia. Wielu ludzi w Nikaragui zgadza się, że była to tylko „iskra, która spowodowała dramatyczny pożar, spodziewany od dawna”.
Nie zawsze kościół może być bezpiecznym miejscem. O tym fakcie przekonali się chrześcijanie ze Sri Lanki, kiedy cały świat obiegła dramatyczna wiadomość o zamachu terrorystycznym w Niedzielę Wielkanocną.
Zamachowcy-samobójcy uderzyli w trzy kościoły i hotele w skoordynowany, zbliżony do równoczesnego ataku poranek wielkanocny, w który zginęło ponad 300 osób.
Seria bombardowań rozpoczęła się około godz. 8.45 w stolicy Kolombo eksplozją w sanktuarium św. Antoniego, zabytkowym kościele i zarazem narodowym sanktuarium. Jest to najbardziej znany kościół katolicki w kraju. W ciągu około 45 minut zamachowcy uderzyli w drugi kościół katolicki, św. Sebastiana w Negomba, jakieś 20 mil na zachodnim wybrzeżu kraju od Kolombo. Następnie bomba eksplodowała w protestanckim kościele Syjon na wschodnim wybrzeżu.
W tym samym czasie wybuchły ładunki w trzech ekskluzywnych hotelach w Kolombo, które są popularne wśród ludzi Zachodu. Wśród zabitych jest kilkudziesięciu cudzoziemców. Istnieją doniesienia o dwóch dodatkowych eksplozjach w Kolombo.
Biskup Mendis z Chilaw potępił „brutalny atak jako akt bezwzględnej przemocy, której nie możemy zrozumieć”. Biskup powiedział, że zamachy były „całkowicie nieoczekiwane” i że kraj cieszył się pokojowymi stosunkami między różnymi wyznaniami.
Buddyści stanowią większość mieszkańców 21 milionowej Sri Lanki: stanowią 70 procent ludności kraju; 13 procent to hindusi, a chrześcijanie to około 10 procent. Katolicy Sri Lanki liczą 1,3 miliona. Większość chrześcijan mieszka w zachodniej, przybrzeżnej części kraju. „W okolicy jest wiele kościołów” – powiedział biskup Mendis, dodając, że sanktuarium św. Antoniego przyciąga „ludzi wszystkich wyznań”, a tysiące ludzi odwiedza sanktuarium każdego dnia.
Służby bezpieczeństwa Sri Lanki otrzymały ostrzeżenia, że istnieje zagrożenie dla kościołów, związane z powrotem na Sri Lankę bojowników ISIS. Indyjscy urzędnicy potwierdzili, że skoordynowane eksplozje ukierunkowane na zatłoczone miejskie warunki są typowe dla metody terroru ISIS.
Papież Franciszek po celebracji Mszy św. w Wielkanoc nazwał zamachy bombowe „przerażającymi” i przekazał „serdeczne wyrazy bliskości z całą społecznością chrześcijańską, atakowaną podczas modlitw i wszystkimi ofiarami tak okrutnego aktu przemocy”. Biskup Mendis nazwał te wydarzenia „zbrodnią przeciwko ludzkości”. „Nasza wielkanocna radość została nam odebrana” – powiedział, a Niedziela Wielkanocna „stała się dniem żałoby”.
Raz kościół okazuje się schronieniem a innym razem miejscem śmierci. Wszystko zależy od intencji, z jaką wchodzący przekracza próg Domu Bożego. Ale są też tacy, dla których nie ma żadnych świętości…
Ks. dr Andrzej PaśSekcja Polska PKWP