Dołącz do nas
na facebooku

Odwiedź nasz profil

Dołącz do nas
na YouTube

Odwiedź nasz kanał

Śledź nas
na Twitterze

Uchodźcy w Nigerii

Wiele ofiar Boko Haram w Nigerii wciąż żyje jako uchodźcy we własnym kraju i codziennie zmaga się z traumą i strachem. Niebezpieczeństwo nie minęło, ale Kościół niesie im pocieszenie i nadzieję. „Bóg nas wspiera i pomaga nam, dzięki wielu ludziom na całym świecie, którzy o nas nie zapomnieli” - mówią przesiedleńcy.

Uchodźcy NigeriiZdj. ACN International / Uchodźcy wewnętrzni w Pulce, Nigeria w 2021 r.

Wiele ofiar Boko Haram w Nigerii wciąż żyje jako uchodźcy we własnym kraju i codziennie zmaga się z traumą i strachem. Niebezpieczeństwo nie minęło, ale Kościół niesie im pocieszenie i nadzieję.

„Nie chcę, żeby była noc. Chciałabym, żeby zawsze był dzień. Moje noce są pełne strachu, niepokoju i koszmarów” - mówi Papieskiemu Stowarzyszeniu Pomoc Kościołowi w Potrzebie (ACN International) Naomi, młoda Nigeryjka, uchodźca wewnętrzny. Podobnie jak wiele jej rodaczek z północno-wschodniej Nigerii, kobieta co noc przeżywa ten sam koszmar: uprowadzenie, szturm terrorystów na miasto, przymuszenie do „poślubienia” terrorysty z Boko Haram lub bycie świadkiem, jak jeden z rebeliantów morduje kogoś z jej rodziny... „Gdy tylko zapada noc, zaczynam się bać” - wyznaje Naomi. Jest jedną z ponad 30 tys. osób przesiedlonych wewnętrznie, przebywających obecnie w Pulka, mieście położonym blisko granicy z Kamerunem i około 120 km (75 mil) od Maiduguri, stolicy stanu Borno w północno-wschodniej Nigerii.

33-letni Charles, młody ojciec rodziny, także jest uchodźcą mieszkającym w tym samym miejscu. Również on przyznaje się do powracających koszmarów: „Wciąż na nowo przeżywam czas, kiedy żyliśmy w ukryciu. Ponieważ terroryści atakowali nocą, zaraz po zapadnięciu zmroku opuszczaliśmy miasto i ukrywaliśmy się w buszu. Nadal często miewam sny o tym, że się ukrywam”.

Naomi i Charles mieszkają teraz w Pulka obok obozu dla uchodźców Alpha - jednego z 20 obozów dla uchodźców rozrzuconych po całym stanie Borno i jednego z 6 w samym dystrykcie Gwoza. Ataki Boko Haram całkowicie zmieniły ich życie. Muzułmanie w stanie Borno stanowią większość, w Gwozie prawie 90% populacji, ale Naomi i Charles są chrześcijanami. Nieco ponad 50 lat temu do Borno przybyli pierwsi katoliccy misjonarze, przynosząc wiarę, a wraz z nią pierwsze szkoły. Pomogli w rozwoju lokalnej ludności. Jednakże terrorystyczna grupa Boko Haram miała również konkretny plan działania, a jednym z jej celów było pozbycie się chrześcijan i edukacji.

Katolicki ksiądz Christopher z diecezji Maiduguri, który opiekuje się uchodźcami wyjaśnia, że bez wiary wielu ludzi nie byłoby w stanie znieść tak wielkiego cierpienia: „Najpierw próbowali ich zastraszyć i grozili im, próbując zmusić do konwersji. Potem zaczęli być coraz bardziej brutalni. Księża musieli się ukrywać i spać w górach, ale rebelianci z Boko Haram nadal nękali i prześladowali ludzi. W końcu sytuacja stała się tak trudna, że w latach 2015-2016 wiele osób zdecydowało się spakować swoje rzeczy i opuścić kraj, przekraczając granicę i szukając schronienia w Kamerunie. Część tych, którzy zostali, została zamordowana, innym udało się uciec” - tłumaczy kapłan.

Tak jak większość ludzi z okolicy, także Naomi i Charles zostawili wszystko i uciekli. „Nie było to wcale łatwe” - wspomina Naomi i kontynuuje opowieść: „Nasze stopy były spuchnięte i pokryte pęcherzami, to było dla nas zbyt wiele. Moja siostra została schwytana przez Boko Haram, ale trzymała dziecko na rękach i to był jedyny powód, dla którego ją wypuścili. Tak się składa, że to nie było jej dziecko, ona je tylko niosła, ale to uratowało jej życie. Wiele innych osób - jak moja matka - zostało zabitych”.

Zdecydowana większość ludzi z okolic Pulki uciekła do Kamerunu. W pewnym momencie w samym mieście Minawao przebywało ponad 60 tys. nigeryjskich uchodźców. Mieszkali tam przez kilka lat, aż do czasu, gdy armii nigeryjskiej udało się odzyskać miasta i wsie w dystrykcie Gwoza i przekonać uchodźców do powrotu.

Sytuacja w Nigerii jest jednak nadal bardzo niepewna. „Byliśmy uchodźcami w Kamerunie, potem wróciliśmy do ojczyzny i od dwóch lat mieszkamy tutaj, ale nadal jest tu niebezpiecznie” - mówi Charles i dodaje: „Znów żyjemy w naszym kraju, w naszym dystrykcie, w naszej ukochanej Pulce, ale żyjemy jako uchodźcy. Jesteśmy bliżej naszego domu niż wtedy, gdy mieszkaliśmy w Kamerunie, ale kolejny raz żyjemy w niebezpieczeństwie”.

Ksiądz Christopher wyjaśnia: „Ludzie nie mogą oddalać się od obozów dla uchodźców, ponieważ poza nimi nie można zagwarantować im bezpieczeństwa. W porze deszczowej trudniej jest się poruszać. Wychodzą uprawiać swoje pola, bo mają z czego żyć, ale ciągle dochodzi do ataków, niektórzy giną. To wszystko nie jest łatwe, tak samo dla mnie - choćby dostać się tutaj. Przyjazd i wyjazd to zawsze ryzyko, ale dla mnie ważne jest, by zrobić wszystko, co mogę, aby pomóc tym ludziom”. Kapłan nadal posługuje uchodźcom, a sam mieszka w jednym z opuszczonych domów, ponieważ w 2014 r. Boko Haram zniszczyło kościół i plebanię w Pulce.

„Życie w Kamerunie było tak trudne, że myśleliśmy, że już nigdy nie odzyskamy nadziei” - wyznaje ze szczerością Naomi i kontynuuje: „Ksiądz Christopher jest dla nas źródłem inspiracji. Kiedy jesteśmy naprawdę zdołowani, on dodaje nam otuchy. Jest prawdziwym ojcem dla nas wszystkich i stara się wypełnić pustkę w naszym życiu po utraconych członkach rodziny, ponieważ wielu z nich zostało zamordowanych. Troszczy się o nas, jakbyśmy byli jego własną rodziną. Bóg nas wspiera i pomaga nam, dzięki wielu ludziom na całym świecie, którzy o nas nie zapomnieli. Modlimy się, aby Bóg dał siłę tym wszystkim dobroczyńcom i abyście mogli dalej wykonywać swoją pracę i wspierać nas”.

Święta Bożego Narodzenia to szczególnie trudny czas dla katolickiej wspólnoty w Pulce. „Przed kryzysem Boże Narodzenie było czasem wielkiej radości, ponieważ przyjeżdżali z daleka nasi krewni i spędzaliśmy ten świąteczny czas razem” - wspomina Naomi. „Kiedy zaczęły się ataki, Boże Narodzenie przestało być tym, czym było wcześniej; nie mogliśmy śpiewać kolęd we wspólnocie, odwiedzać się nawzajem w domach, nie mogliśmy nawet wychodzić z domów w nocy. Sytuacja była tak niebezpieczna, że Boże Narodzenie przestało być świętem, a my nie mogliśmy go obchodzić”.

Charles, którego, jak lubi to określać, Bóg „pobłogosławił czwórką dzieci”, potwierdza słowa Naomi i tłumaczy: „Świętowanie Bożego Narodzenia jest trudne w naszej sytuacji. Większość z nas, którzy kiedyś mieszkaliśmy w Pulce, straciła wszystko”. Zaraz jednak dodaje: „Ewangelia daje mi siłę, by stawić czoło temu całemu cierpieniu i znieść wszystko, z czym stykamy się każdego dnia. Jezus Chrystus zapowiadał cierpienia, które przeżywamy. Cierpienie jest częścią życia chrześcijanina. Nasze życie jest w Jego rękach. Napełnia mnie nadzieja, kiedy przypominam sobie słowa Jezusa, że On nas wynagrodzi na końcu naszego życia. Jezus Chrystus jest moim zbawieniem - i to właśnie świętuję podczas Bożego Narodzenia”.

„Ich świadectwo jest piękne i bolesne zarazem” - podkreśla ks. Christopher. „Stracili swoje domy, stracili wielu bliskich, ale żyją cnotą nadziei i cieszą się życiem. Ufają Kościołowi, bo to On wysłuchuje ich wołania i zawsze stara się osuszyć ich łzy. To dzieło pierwszych misjonarzy sprawiło, że dziś tutejsi chrześcijanie czują się silni w wierze i są wierni Kościołowi”.

Naomi nie musi się długo zastanawiać nad swoją świąteczną listą życzeń: „Najbardziej potrzebujemy tu żywności, namiotów i ubrań... Obserwujemy przypadki cholery, a nie mamy gdzie się udać po pomoc medyczną. Prezentem byłaby również pomoc w nauce; niektórzy z nas przed atakami ekstremistów studiowali i musieli zrezygnować z nauki, ponieważ nie mieli pieniędzy, aby ją kontynuować - a to jedna ze spraw, która byłaby nam najbardziej pomocna”.

Ks. Christopher również wie, co chciałby otrzymać na Boże Narodzenie: „Chciałbym, aby w te święta wielu ludzi odczuło chęć pomocy uchodźcom w Pulce, ich zdrowiu fizycznemu, duchowemu i psychicznemu. Oni tęsknią za pokojem w swoim życiu, marzą, aby pokój powrócił do ich domów. Nasze pragnienie jest bardzo proste - chcemy po prostu normalnie żyć, wrócić do życia, które mieliśmy wcześniej”.

PKWP wspiera wiele różnych projektów na rzecz wysiedlonych mieszkańców Pulki, wśród których jest około 14 tys. katolików. Projekty dotyczą m.in. odwiertu, który zapewni uchodźcom wodę, odbudowy domu parafialnego św. Pawła w Pulce, aby ks. Christopher mógł tam wrócić i zamieszkać oraz pomoc dla 23 katechistów, którzy pracują wśród uchodźców z Pulki, zarówno w Nigerii, jak i w Kamerunie. Projekty mogą być realizowane dzięki Państwa hojności, za co serdecznie dziękujemy.

Kinga Waliszewska

ACN Polska

Twój
koszyk

BRAK PRODUKTÓW