Dołącz do nas
na facebooku

Odwiedź nasz profil

Dołącz do nas
na YouTube

Odwiedź nasz kanał

Śledź nas
na Twitterze

To nasza misja…

To nasza misja...Misją Kościoła jest człowiek. Tak niegdyś pisał św. Jan Paweł II, by wskazać na konkretnego człowieka i jego osobisty świat dramatu. To właśnie tu Kościół pokazuje, jak „oddycha”, a może raczej „czym” oddycha.

Często myślimy o Kościele jako instytucji, a za mało dostrzegamy pojedynczą wspólnotę, która żyje swoim życiem, swoimi problemami. Inaczej ten świat wygląda w Europie, a inaczej w Afryce. Zresztą ten ostatni kontynent można śmiało określić jako jedną, wielką misję. To właśnie tu Kościół pokazuje, jak „oddycha”, a może raczej „czym” oddycha. Symbolem „drogi wiary” Afryki jest – moim zdaniem – cud objawień w Kibeho, Rwandzie. Objawienia w Kibeho oficjalnie zakończyły się 28 listopada 1989 r., kiedy Alphonsine, jedna z widzących, u początku tych wydarzeń miała ostatnie publiczne widzenie Najświętszej Dziewicy, która przedstawiła się jako Matka Słowa. W przesłaniu mówiła, czy raczej przestrzegała świat przed nienawiścią, która swoje apogeum w tym narodzie osiągnęła w kontekście bratobójczej wojny.

Tragedia humanitarna, jaką przeżył naród rwandyjski w 1994 r. i w następnych latach, nie miała granic. Nie oszczędzono nawet „widzących”. W kwietniu 1994 r. kościół parafialny w Kibeho wraz z przylegającymi budynkami stał się teatrem strasznego ludobójstwa na plemieniu Tutsi, dokonanego również w pozostałej części kraju; rok później, to znaczy w kwietniu 1995 r., na placu objawień dopuszczono się rzezi na uchodźcach wojennych, którzy schronili się w Kibeho. Ten podwójny ludzki dramat zostawił głębokie rany w sercach ocalałych. Dla chrześcijanina cierpienie, zresztą nieuniknione w życiu doczesnym, jest obowiązkową drogą do osiągnięcia chwały niebieskiej. 15 maja 1982 r. Dziewica Maryja powiedziała swoim „widzącym”, a przede wszystkim Nathalie: „Nikt nie wchodzi do nieba, nie cierpiąc”. Albo jeszcze: „Dziecko Maryi nie rozstaje się z cierpieniem”. Cierpienie jest również sposobem na odpokutowanie za grzechy świata i udział w cierpieniach Jezusa i Maryi dla zbawienia świata. „Widzący” zostali zaproszeni do przeżycia tego orędzia w konkretny sposób, do akceptacji cierpienia z wiarą i radością, do umartwiania się i rezygnacji z przyjemności w celu nawrócenia świata. Kibeho jest w ten sposób przypomnieniem miejsca krzyża w życiu chrześcijanina i Kościoła. Czy tylko Kibeho?

Ojciec Damas Mfoi jest katolickim księdzem na pół-autonomicznym archipelagu Zanzibaru, na wybrzeżu Tanzanii. W 2017 r. Stowarzyszenie Pomoc Kościołowi w Potrzebie wsparło Kościół w Tanzanii sumą ponad 1,7 mln euro. Zanzibar jest w przeważającej mierze muzułmański z małą populacją chrześcijańską. Od 2010 roku ojciec Mfoi jest proboszczem na głównej wyspie Unguja. W 2012 r. społeczność spokojnych wysp była świadkiem serii gwałtownych ataków na przywódców religijnych. Muzułmański duchowny został spalony kwasem jesienią tego roku; jeden ksiądz katolicki doznał ran postrzałowych w dzień Bożego Narodzenia 2012, a drugi został zastrzelony w lutym. W tym czasie rozdawano ulotki zachęcające do przemocy, z których część nosiła pieczęć radykalnej islamistycznej grupy Uamsho. Jednak odpowiedzialność za ataki nie została jeszcze zażądana ani oficjalnie przypisana. Ojciec Mfoi przekazuje szczegółowe informacje o tych wydarzeniach dla Pomocy Kościołowi w Potrzebie: „Były Święta Bożego Narodzenia 2012 i planowaliśmy pójść na kolację, dopóki nie usłyszeliśmy, że został zastrzelony ksiądz Ambrosie. Byliśmy zaskoczeni i przerażeni , co więcej - w szoku i nie moglibyśmy już spożywać wspólnego posiłku. Pospieszyliśmy do szpitala. W ulotkach, które znaleźliśmy, było wprost napisane, że przywódcy Kościoła zostaną zabici, a kościoły zostaną zniszczone. Kiedy przybyliśmy, ojciec Ambrosie nadal krwawił i nie mógł rozmawiać. Następnego dnia przetransportowano go do Dar es Salaam w celu dalszego leczenia. Po tych doświadczeniach czuliśmy wielki niepokój, jakby nasza wiara się zachwiała. Nasi przełożeni wzywali nas do powrotu, ale jako duszpasterze oddani Ewangelii od samego początku wiedzieliśmy, że nasza misja to cierpienie, a nasze życie może być przez to zagrożone. Nie było ucieczki. Rozesłano więcej ulotek informujących, że muzułmanie nie powinni zezwalać na sprzedaż alkoholu w swoich środowiskach, czy też tolerować obecności kościołów. Informacje propagandowe zostały opublikowane anonimowo, ale dziś wiemy, kim są autorzy. Nie wiedzieliśmy, co się dzieje, choć niektórzy twierdzili, że to tylko bezmyślne groźby. Niespełna trzy miesiące później spotkała nas kolejna tragedia: strzelano do ojca Evaristusa Mushi. To był niedzielny poranek o godz. 7:15. Miałem odprawiać Mszę świętą w małym kościele. Przybiegł wówczas muzułmański sąsiad; krzyknął: „Ojcze Damasie, mam ci coś ważnego do powiedzenia!" Powiedział mi, że ojciec Mushi padł ofiarą strzelaniny. Jakiś człowiek zastrzelił go tamtego ranka, kiedy parkował przed swoim kościołem. Pojechałem do innych kościołów, by odprawiać Msze święte za niego; musiałem wypełnić do końca tę misję. Wiadomość o śmierci ojca Mushiego błyskawicznie rozniosła się w całej społeczności, ale to nie koniec. Bezpośrednio po zakończeniu uroczystości pogrzebowych podeszła do mnie grupa płaczących kobiet. Powiedziałem im: „Nie płaczcie. Ojciec Mushi jest już w Niebie. Jedna z kobiet odpowiedziała: „Ojcze, nie płaczemy nad ojcem Mushim. Płaczemy z innego powodu. Napastnicy celują w ciebie, ponieważ zbudowałeś zbyt wiele kościołów”. Następnego ranka uciekłem, aby się ukryć. Miesiąc później wróciłem. Pomyślałem sobie: nie mogę porzucić mojej misji. Jezus nie chciałby, abym stchórzył i zostawił moich parafian. Po powrocie zauważyłem, że policja utworzyła tzw. stanowisko dowodzenia w obrębie mojej parafii, aby monitorować sytuację. W ciągu następnych dwóch lat patrolowali teren z powodu napięcia, które wciąż trwało. Rząd dbał o nas, ale przede wszystkim wiedzieliśmy, że Bóg nas chroni. Kiedy zaproponowano mi ochroniarza, odmówiłem, wierząc, że dzieło Jezusa nie wymaga karabinu maszynowego. Obiecałem parafianom, że będę z nimi do końca. Minęło sześć czy siedem miesięcy i przez jakiś czas myśleliśmy, że najgorsze za nami, chociaż sytuacja była wciąż napięta. We wrześniu wydarzyła się kolejna tragedia: jeden z naszych księży został oblany żrącym kwasem, kiedy wychodził z miejscowej cukierni. Przeżył atak, ale doznał poważnych obrażeń. Czasem wydaje się, iż nie ma już powrotu do normalności, po tym, co się stało, ponieważ napastnicy mogą być nadal wciąż aktywni. Nie jesteśmy całkowicie bezpieczni. Ale mimo wszystkich tych problemów kontynuujemy naszą międzywyznaniową współpracę. Rozmawiamy z ludźmi we wspólnocie i poza naszym kręgiem. Wierzymy, że Bóg stworzył nas wszystkich na swoje podobieństwo oraz dał nam rozum i wolność wierzenia w taki sposób, w jaki zostaliśmy wychowani. Muzułmanie poznają przesłanie Mahometa, a chrześcijanie uczą się o Jezusie Chrystusie. Powinniśmy wszyscy starać się to szanować po bratersku i unikać relatywnej fuzji polityki z religią.

To świadectwo zmusza nas do refleksji nad prawdziwą misją religii. Czy chodzi wyłącznie o tolerancję i wzajemny szacunek? Czy też o wielkie dziedzictwo ludzkości, które niczym zdobiony drogocennymi kamieniami relikt, stanowi bogactwo całej ludzkości i uczy po prostu bycia człowiekiem.

Ks. dr Andrzej Paś
Sekcja polska PKWP

Twój
koszyk

BRAK PRODUKTÓW