Sześć miesięcy napiętego pokoju w Aleppo: „Niestety sytuacja nie zmienia się znacząco”
06 lip 2017Mimo 6 miesięcy, które minęły od zakończenia walk w Aleppo, mieszkańcy miasta wciąż potrzebują pomocy. Powracający do swoich domów chrześcijanie liczą na wsparcie Kościoła i organizacji międzynarodowych przy odbudowywaniu miasta.
Pod koniec grudnia 2016 r. siły sprzymierzone ostatecznie przejęły kontrolę nad położonym w południowo-zachodniej Syrii miastem Aleppo. Minęło ponad pół roku od zakończenia bombardowań. Niegdyś było to największe miasto kraju i główny ośrodek przemysłowy, liczący ponad 2 miliony mieszkańców. – Teraz nie ma już bombardowań, a ulice są bezpieczne – komentuje dla delegacji międzynarodowej katolickiej organizacji Pomoc Kościołowi w Potrzebie (PKWP), katolicki biskup Chaldejski Antoine Audo z Aleppo, który jest również prezesem Caritas Syria.
Przybywając do Aleppo od południa, dostrzec można skalę zniszczeń. Wokół międzynarodowego lotniska i na przedmieściach, miasto wydaje się być całkowicie zdewastowane. Zaledwie jeden budynek nie został dotknięty bombardowaniem. Choć walki rozpoczęły się tu później, niż w innych częściach kraju, ich konsekwencje są bardzo widoczne. – Wszyscy chcemy, aby wojna się skończyła. Ale jak to zrobić i kiedy to się wydarzy nie wie nikt – mówi ksiądz George Abou Khazen, franciszkański kapłan Kustodii Ziemi Świętej. Franciszkanie po raz pierwszy przybyli do Aleppo w 1238 r. i od tamtej pory nigdy nie wyjechali z tej ziemi, starając się pomóc najbardziej potrzebującym, edukując i dążąc do wspierania dialogu między religiami. Abou Khazen zapewnia, że relacje między chrześcijanami a muzułmanami były zawsze dobre. – Syryjczycy są otwartymi ludźmi. Społeczeństwo kraju składa się z mozaiki 18 grup etnicznych i religijnych, które zawsze potrafiły dobrze się dogadać – twierdzi.
Jednym z największych, obecnych problemów jest stagnacja gospodarcza. Dewaluacja i brak pracy oznaczają, że rodziny tu mieszkające są całkowicie zależne od pomocy zewnętrznej. – Jeśli nie było by tu Kościoła, organizacji pozarządowych i organizacji charytatywnych, nie można by tu żyć – przekonuje ojciec Sami Halak, jezuita, z organizacji pomagającej uchodźcom w Aleppo. Każdego dnia razem ze współpracownikami dystrybuuje 9 000 gorących posiłków i wspiera programy edukacyjne dla młodych ludzi. Wspiera ich również papieskie stowarzyszenie Pomoc Kościołowi w Potrzebie. – Wiele rodzin potrzebuje od 80 000 do 200 000 funtów syryjskich miesięcznie, tylko by żyć na minimalnym poziomie. Jednak przeciętne wynagrodzenie wynosi obecnie tylko około 30 000 funtów syryjskich. A to i tak tylko dla tych, którzy mogą pracować: poziom bezrobocia jest bardzo wysoki – dodaje ks. Halak. Wysoki koszt podstawowych potrzeb i mieszkań, z uwagi na dewaluację waluty, czyni życie w Aleppo bardzo trudnym. Przed wojną dolar był równy 50 funtom syryjskim, dziś kurs wymiany oscyluje ok. 550 funtów syryjskich za 1-go dolara.
Według biskupa Audo „pomoc udzielona przez Kościół katolicki rośnie, a teraz, wraz z wyzwoleniem Aleppo, jest ogromna ilość pracy, którą należy wykonać”. Praca ta przynosi owoce w każdej parafii, co widać zwłaszcza rejestrując rodziny, które wróciły do miasta. Liczba powracających jest trudna do oszacowania: dane te wciąż się zmieniają. – Niezależnie od liczby przyjeżdżających, wciąż są tacy, któ®zy wyjeżdżają, sytuacja jest niestabilna i nie wiadomo, co się wydarzy w przyszłości – komentuje biskup Audo.
Społeczność chrześcijańska w Aleppo jest jedną z tych, które najbardziej ucierpiały z powodu wojny. Spośród 150 000 chrześcijan, którzy mieszkali w mieście w 2011 r., od połowy 2017 r. w mieście pozostało tylko 35 000 osób. Nie wszyscy jednak uciekli. Są tacy, jak dr Nabil Antaki, którzy pozostali i pomagają rannym w wojnie. Dr Antaki koordynuje na miejscu projekt „Mleko dla Aleppo” (http://pkwp.org/kampanie/mleko_dla_aleppo), wspierany przez PKWP. Dzięki akcji mleko trafia do 3000 dzieci każdego miesiąca. Jeden z braci doktora Antaki został zamordowany przez rebeliantów, gdy jechał z Aleppo do Homs. Koordynator akcji „Mleko dla Aleppo” (http://pkwp.org/newsy/projekt_mleko_dla_aleppo) ma obywatelstwo kanadyjskie, jego dzieci mieszkają w Stanach Zjednoczonych. Dr Antaki jednak, wraz żoną, pozostał na miejscu. – Chcieliśmy pomóc potrzebującym, nasza misja jest tutaj – twierdzi. Według niego wojna zakończy się tylko wtedy, gdy obce siły zaprzestaną finansowania ugrupowań zbrojnych. – To nie jest wojna na rzecz demokracji, ale wojna o zniszczenie Syrii – mówi.
Innym poważnym problemem jest exodus młodego pokolenia mieszkańców Aleppo. Wszyscy mężczyźni w wieku od 18 do 42 lat są przymusowo rekrutowani do wojska przez rząd. Istnieją tylko dwa wyjątki: bycie studentem lub jedynym mężczyzną w rodzinie. Z tego powodu na ulicach Aleppo rzadko widać młodzież czy mężczyzn. Jest wiele kobiet, samotnych, albo z dziećmi. Wiele z nich to wdowy, inne opiekują się rodziną, podczas gdy mężowie służą w armii lub uciekli z kraju.
Bahe Salibi (pseudonim, nie zgodził się podać prawdziwego nazwiska – red.) jest studentem medycyny na Uniwersytecie w Aleppo. Pochodzi z Hasaka, na północnym-wschódzie kraju. Chciał zostać lekarzem, pomagać chorym i rannym. Początkowo jego rodzina sprzeciwiła się temu, sytuacji w Aleppo daleko było do bezpieczeństwa. Powinien ukończyć studia rok temu, ale opóźnił obronę, by dalej być zwolnionym ze służby w armii. – Obawiam się, bo w tym roku nie otrzymałem dokumentu zwolnienia ze służby wojskowej. Ledwo ośmielam się wyjść na ulicę. – wyznaje. Wielu jego kolegów jest w podobnej sytuacji.
Papieskie stowarzyszenie Pomoc Kościołowi w Potrzebie, w skali globalnej, od czasu rozpoczęcia konfliktu w 2011 roku, przeznaczyło już ponad 18 milionów euro na różne projekty w Syrii. Ojciec Abou Khazen zdaje sobie sprawę, że bez pomocy dla chrześcijan i najbardziej potrzebujących w Aleppo, byłoby bardzo trudno. – Jesteśmy wdzięczni dobroczyńcom z PKWP za umożliwienie pozostania w kraju. Czujemy, że ktoś o nas pamięta, że nie jesteśmy zapomnianą mniejszością ale jesteśmy częścią wielkiej rodziny, która jest Kościołem – powiedział w rozmowie z PKWP. Ojciec Aboul Khazen dotychczas trzy razy spotkał się z papieżem Franciszkiem w ostatnich latach. – Za każdym razem, kiedy się widzieliśmy, mówił mi: Moje serce jest w Syrii. Pomoc od różnych organizacji Kościoła, a także bezpośrednio z Watykanu, daje nam pewność, że wciąż jest dla nas nadzieja – podsumowuje ojciec Abu Khazen.
Josué Villalóntłum. Michał Kłosowski