Syria: sytuacja najbiedniejszych rodzin chrześcijańskich w stolicy pogarsza się
21 lip 2020„Tu, w Damaszku, wszystko stało się bardzo drogie!” – mówi siostra Joseph-Marie Chanaa.
Mieszkańcy Aleppo czekają w długich kolejkach na żywność o obniżonej cenie – częsty widok w stolicy Syrii; kwiecień 2020.
Zakonnica pracowała wcześniej jako katechetka, ale pogarszająca się sytuacja zmusiła ją niejako do zaangażowania się w sferę społeczną. Siostra Joseph-Marie, należąca do Zgromadzenia Sióstr Miłosierdzia z Besançon we Francji, pracuje w Syrii od początku wojny. Koordynuje pracę 16 osób zaangażowanych w pomoc najbiedniejszym rodzinom chrześcijańskim w Damaszku – min. dzięki wsparciu papieskiego stowarzyszenia Pomoc Kościołowi w Potrzebie (ACN International).
Wojna domowa w Syrii trwa już 10 lat, a potrzeby społeczne w całym kraju wciąż rosną. Według danych ONZ, w 2019 roku około 83% ludności Syrii żyło poniżej progu ubóstwa. I choć bomby przestały spadać na sam Damaszek, to ludność cywilna nadal płaci cenę za konflikt i późniejsze sankcje gospodarcze. Te ostatnie ograniczają dochody państwa, a tym samym zmniejszają fundusze dostępne na wypłatę wynagrodzeń pracowników służby publicznej, co z kolei prowadzi do coraz większego zubożenia wielu rodzin. Co więcej, ogólne zniszczenie i skażenie infrastruktury rolnej oraz dalszego łańcucha dostaw, takiego jak targowiska czy piekarnie, brak efektywnego zatrudnienia i uszczuplenie oszczędności, rosnące zadłużenie i ograniczone możliwości ekonomiczne – łącznie wszystkie te czynniki spotęgowały trudności społeczne i gospodarcze, a jednocześnie wymusiły jeszcze wyższe ceny wynajmu. Jest to kryzys, który nie oszczędził wielu chrześcijan w stolicy – dotknął ich bardziej niż pozostałą części społeczeństwa.
W Damaszku koszt wynajmu małego dwupokojowego mieszkania z salonem i kuchnią wzrósł do średnio około 60 tys. funtów syryjskich, czyli ponad 100 euro. Siostra Joseph-Marie przytacza przykład rodziny, w której tylko ojciec ma pracę i zarabia w niej 80 tys. funtów syryjskich (140 euro). Oznacza to, że na życie dla całej rodziny zostaje mu zaledwie 20 tys. funtów syryjskich, czyli 40 euro. Aby dać pewne wyobrażenie o cenach powiedzmy, że np. koszt kanapki wynosi około 1000 funtów syryjskich, czyli 1,7 euro – „bardzo wysoka cena jak na warunki syryjskie” – wyjaśnia zakonnica.
Siostra Joseph-Marie Chanaa ze studentami objętymi pomocą finansową PKWP.
Aby pomóc biedniejszym rodzinom chrześcijańskim w dalszym życiu w Damaszku i na jego przedmieściach, s. Joseph-Marie i zespół jej pomocników, dzięki wsparciu finansowemu PKWP, są w stanie zapewnić dofinansowanie stanowiące około jednej czwartej czynszu. To wystarczy, aby rodziny mogły pozostać w Syrii i żyć skromnie, ale na przyzwoitym poziomie. S. Chanaa tłumaczy: „Ogólnie rzecz biorąc, ci, którzy wyemigrowali, mogli to zrobić, ponieważ mieli wystarczająco dużo pieniędzy. Ci, którym pomagamy z opłatą czynszu, nie byliby w stanie wyjechać. Tylko pięć lub sześć rodzin opuściło kraj mniej więcej w połowie roku 2019-2020”.
Koszty wynajmu to oczywiście nie jedyne wydatki, które wzrosły. Zwiększyła się również cena paliwa grzewczego i innych podstawowych artykułów pierwszej potrzeby. W związku z tym wiele rodzin skłania się ku temu, by przestać posyłać swoje dzieci na studia wyższe, aby uniknąć konieczności ponoszenia związanych z tym „ukrytych kosztów”, takich jak dojazd czy ksero. Aby zapobiec porzucaniu edukacji przez młodych ludzi, PKWP zdecydowało się w tym roku wesprzeć 550 studentów z Uniwersytetu w Damaszku. „Jest to ważny projekt, ponieważ pomagamy chrześcijańskim studentom, bez względu na ich wyznanie lub obrządek, kontynuować naukę, opłacając im transport publiczny czy ksero potrzebne na ich zajęcia” – mówi s. Joseph-Marie, która jest również odpowiedzialna za organizację tego projektu na miejscu.
Wielu studentów jest bardzo wdzięcznych za tę pomoc. Zakonnica nigdy nie przestaje być poruszona słowami wdzięczności, które tak często od nich słyszy: „Siostro, nie wiem jak ci dziękować. Twoja pomoc jest tak cenna”. To, co sprawia jej szczególną radość, to fakt, że generalnie chcą oni pozostać w Syrii i nie emigrować, za wyjątkiem specjalizacji, po której chcą wrócić. Tym, którzy mimo wszystko ulegają pokusie emigracji, zwłaszcza w celu ucieczki przed służbą wojskową, mówi zawsze to samo: „Oczywiście, nie znamy przyszłości, ale wy powinniście pozostać i służyć swojej ojczyźnie, a Kościół wam w tym pomoże”.
Wojna i jej następstwa nie oszczędziły też chorych i cierpiących na przewlekłe schorzenia, takie jak cukrzyca, hiperglikemia czy wysoki poziom cholesterolu. Nie trzeba dodawać, że najbiedniejsi są najbardziej poszkodowani, ponieważ nie stać ich na pokrycie kosztów leczenia – zwłaszcza biorąc pod uwagę trzykrotny wzrost cen większości leków od 2016 roku i brak ich dostępności. Wiele placówek farmaceutycznych i magazynów medycznych zostało zniszczonych w czasie wojny. Tak więc dostępnych jest coraz mniej leków, a ludzie są coraz częściej zmuszani do szukania pomocy w Kościołach i organizacjach charytatywnych. Na terenach kontrolowanych przez rebeliantów i armię turecką agencje międzynarodowe udzielają pomocy doraźnej. Jednak na obszarach znajdujących się pod kontrolą rządu syryjskiego, jak na przykład w Damaszku, agencje te nie są tak aktywne. Dlatego też PKWP, za pośrednictwem s. Joseph-Marie, po raz kolejny planuje pomóc około 200 chorym w stolicy, aby mogli oni otrzymać leki i leczenie, których pilnie potrzebują.
A ponieważ aptekarze i apteki mają coraz mniej dostępnych produktów, zakonnica zachęca swoje zespoły do tworzenia rezerw niezbędnych leków na jakieś 3-4 miesiące naprzód. W tej chwili mają dostatecznie dużo zapasów, by wystarczyło im do października. Niestety, s. Joseph-Marie dzieli się też z nami smutną informacją – liczba osób cierpiących na raka „rośnie w strasznym tempie wśród ludzi młodszych i w średnim wieku” i z głębokim żalem stwierdza, że „jest dla nich bardzo mało pomocy”.