Syria: „Spójrz na moje dzieci!”
02 kwi 2013Wojna w Syrii jest traumatycznym przeżyciem dla dzieci i dorosłych. Niezliczona liczba ludzi uciekła z kraju, przede wszystkim do sąsiedniego Libanu. Delegacja PKWP odwiedziła uchodźców na równinie Bekaa, w pobliżu granicy z Syrią i w Bejrucie, stolicy kraju.
„Kiedyś, kilkoro dzieci szukało niewielkiego, bezpiecznego miejsca. Znaleźli dom, w którym się ukryły. Jeden z małych chłopców wyszedł, bo był głodny i chciał coś zjeść. Został zastrzelony.” Ośmioletni Fedi z syryjskiego miasta Seir, autor tej smutnej historii, widział już wiele osób, które zostały zabite. Kiedy pewnego dnia wracał do domu ze szkoły, zobaczył wiele martwych ciał leżących na ulicy. Było ich tak wiele, że musiał iść między nimi. Biegał od domu do domu, szukając ochrony przed bombami i strzałami snajperów. Następnie przy pomocy kredek narysował obraz, na którym żołnierze syryjscy i rebelianci strzelają do siebie. I nie jest w tym odosobniony, ponieważ najmniejsze syryjskie dzieci, nawet te, które nie mogą jeszcze mówić, wiedzą, co oznacza słowo „bang-bang”. Często też płaczą w nocy.
Rodzina Fedi nie została oszczędzona w jakikolwiek sposób: jeden z wujków chłopca został uprowadzony. Jego zwłoki zostały pocięte na kawałki. Porywacze zadzwonili do jego żony mówiąc, że może zabrać ciało męża. Sąsiad też został porwany, zamordowany i pocięty na kawałki. Prawie wszyscy syryjscy uchodźcy mogą opowiadać historie podobne do tej.
Pewnej nocy bomba trafiła w dom sąsiadów. Fedi i jego siostra zaczęli się modlić głośno do Najświętszej Maryi Panny. „Święta Matko Boża, prosimy o powstrzymanie walki”. Wtedy też rodzina postanowiła uciekać. Znaleźli schronienie w libańskim mieście Zahle niedaleko granicy z Syrią. W jednym dwupokojowym mieszkaniu przebywają obecnie trzy rodziny. Jedna z ciotek Fedi urodziła tam bliźnięta – chłopca i dziewczynkę. Dzieci mają dopiero kilka tygodni.
Na ścianie jednego pokoju dzieci mają namalowany krucyfiks z Sercem Jezusa. Nad nim wisi kilka obrazów świętych. Poza tym nie ma tam nic, poza kilkoma starymi fotelami, które dostali od sąsiadów. Płacą czynsz 200 dolarów za wynajęcie tego zbyt małego jak dla nich mieszkania. Libański rząd nie zapewnia uchodźcom noclegów. Uchodźcy wynajmują garaże, malutkie mieszkanka a nawet małe namioty – zazwyczaj za duże pieniądze.
W samym Bejrucie wszystko jest bardzo drogie. „Chcieli 1000 dolarów miesięcznie od nas”, skarży się Rasha, 29-letnia muzułmanka, która znalazła zakwaterowanie z trojgiem dzieci, jej mężem, z rodziną szwagra i jej rodzicami w Bejrucie. Rodzina nie mogła sobie pozwolić na tak wysoki czynsz. Dlatego też przez sześć miesięcy 13 osób żyło na powierzchni jedynie dziesięciu metrów kwadratowych. Początkowo mieli jeden koc na trzy osoby. I dalej mówi, łkając „Mój ojciec umiera na naszych oczach, a my nie możemy nic zrobić dla niego,”. Rodzina pochodzi z Aleppo. Musieli uciekać z pośpiechem, kiedy zostali wypędzeni przez uzbrojonych mężczyzn, którzy ograbili ich dom. „Nie byliśmy w stanie zabrać cokolwiek ze sobą. Dzieci były w piżamach, kiedy terroryści przyszli i grozili nam , że nas zabiją.
Nawet nie miałam przy sobie dokumentów dzieci i w związku z tym miałam problemy na granicy. Urzędnicy nie chcieli pozwolić im na wjazd do Libanu, ponieważ nie mogłam udowodnić, że są to moje dzieci. Po długiej dyskusji dostaliśmy wreszcie pozwolenie na przekroczenie granicy. Malutka Reema rozchorowała się bardzo i dostała wysypki na całym ciele. Mały Nidal był również chory. Musiał nawet iść do szpitala. Rodzina musiała zapłacić 300 dolarów za jego leczenie”. Kościół katolicki pomaga uchodźcom, gdzie tylko może: dostarcza oleju opałowego, kocy, ubrań, paczek żywnościowych, lekarstw i środków pieniężnych, aby umożliwić rodzinom opłacenie czynszu i szkoły dla dzieci. Wiele rodzin wstydzi się tego, że musi korzystać z pomocy społecznej. „W Syrii mieliśmy duży dom i mieliśmy wszystko. Nigdy nie musiałam prosić nikogo o pomoc,” powiedziała Rasha, płacząc. „Do niedawna to my pomagaliśmy innym. Tak mi wstyd, że teraz muszę prosić o pomoc. Nigdy nie myślałam, że w końcu dojdzie do takiej sytuacji”. I płacząc głośno z rozpaczy, mówi dalej:”. Spójrzcie na moje dzieci, są one uchodźcami. Czasami żałuję, że mam dzieci. Co się z nimi stanie? Nie można tak żyć. Tylko Kościół pomaga nam, mimo że jesteśmy muzułmanami”.
Papieskie stowarzyszenie Pomoc Kościołowi w Potrzebie jest pilnie proszona o pomoc uchodźcom. Za każdym uchodźcą stoi jakaś przejmująca historia. Na przykład Ranja, kiedy próbowała przekroczyć granicę, została zgwałcona przez żołnierzy na oczach jej pięciorga dzieci. Kiedy jej mąż chciał ją zabrać, stracił nogę od wybuchu bomby. Tę historię opowiedziała Petronille. Petronille jest pracownikiem socjalnym w placówce medycznej Sióstr Dobrego Pasterza w Bejrucie, gdzie uchodźcy znajdują pomoc. Inna młoda kobieta, zaledwie osiemnastoletnia wyszła za mąż i już po czterech dniach młoda para musiała uciekać do Libanu. Jej mąż chciał ją ratować, kiedy żołnierze brutalnie ją gwałcili. Za tę próbę chronienia żony został zastrzelony. „Większość ludzi przychodzi początkowo z fizycznymi dolegliwościami. Trudno im mówić o swoich urazach psychicznych” wyjaśnia pracownik socjalny. „15-letni chłopiec przyszedł z matką. Nie mówił do nikogo, nawet do swojej matki. Nie mógł spać w nocy, był niespokojny i agresywny, miał koszmary, drżał i nie mógł usiedzieć spokojnie przez chwilę. W Aleppo widział, jak połowa jego kolegów zginęła od wybuchu bomby. Przyszedł do szkoły i zobaczył tam odcięte głowy i kończyny. Początkowo nawet nie spojrzał na mnie” relacjonuje dalej Petronille. Leczenie takich urazów psychicznych jest poważnym wyzwaniem.
Dokładna liczba uchodźców w Libanie nie jest znana. Około 200 000 osób zostało zarejestrowanych, ale rzeczywista liczba jest znacznie większa, gdyż wielu z nich boi się i nie ufa ONZ-owi. To dlatego nie rejestrują się. Wynika to przede wszystkim z faktu, że w Libanie pracuje wielu Syryjczyków już od dłuższego czasu i teraz sprowadzają tu swoje rodziny. Przedstawiciele Kościoła szacują, że może być już ponad milion uchodźców.
Uchodźcy z Syrii chcą tylko jednego: zakończenia wojny. Większość z nich nie interesuje się polityką. Chcą tylko spokojnej przyszłości dla siebie i swoich dzieci. Chcą, aby nastał kres temu bezsensownemu zabijaniu. Chcą odzyskać swoje życie. Wielu uchodźców chce wrócić w przyszłości do swych domów. Inni nie wierzą już, że jest jakaś nadzieja dla ojczyzny. Wszyscy oni potrzebują pomocy i wyciągają ręce, aby wydostać ich z tej okropnej sytuacji i zaradzić ich rozpaczy. W imieniu wszystkich syryjskich matek, Rasha wskazując na swoje dzieci mówi: „Wystarczy spojrzeć na nie!”.
PKWP – Eva-Maria Kolmann
(tł. W. Knapik)