Świadectwo misjonarza z Sudanu Południowego
14 kwi 2017Wielu z nas może nurtować pytanie: dlaczego zakonnice, zakonnicy, księża, a przede wszystkim woluntariusze wyjeżdżają na misję? Przecież każdy może odnaleźć misję w swoim miejscu zamieszkania?
W rzeczywistości każdy z nas otrzymuje posłanie misyjne w momencie chrztu świętego, które następnie wzmocnione jest posłaniem Kościoła w sakramencie bierzmowania, gdy przyjmujemy je sami w dojrzały sposób. Uczestnicząc w misji Chrystusa jako adoptowane dzieci Ojca wołamy z nim „Abba, Ojcze” dzięki Duchowi świętemu, który jest w nas (Gal 4:6). Czerpiemy więc z Chrystusowego kapłaństwa, proroctwa i królestwa umocnieni darami i owocami Ducha Świętego.
Każdy chrześcijanin jest posłanym i ma misję do wypełnienia. Ta misja pochodzi od Ojca i jak codziennie się modlimy w modlitwie, której nauczył i całkowicie wypełnił Jezus „ … przyjdź Królestwo Twoje” (nie nasze) … „jako w niebie tak i na ziemi.” Czyli nie mamy być bierni i czekać, ale starać się o rozszerzanie królestwa i woli ojca już tu na ziemi. Jest to specyficzne królestwo wymagające przemiany naszego serca, gotowości na wyrzeczenia i cierpienia (brania krzyża na swe ramiona), a przede wszystkim otwarcia na miłość i dzielenia się darami, które otrzymaliśmy od Boga z innymi.
Każdy ma inne dary, inne zdrowie, możliwości, a przede wszystkim powołanie. Realizacja jego w rodzinie, w szkole, w pracy, w kościele, szpitalu, hospicjach, noclegowniach czy innych ośrodkach pomocy humanitarnej wymaga od nas otwarcia się na to posłanie i wyjścia poza swój egoizm. Jak to św. Paweł wspominając słowa Jezusa mówi „więcej szczęścia jest w dawaniu aniżeli braniu” (Dz 20:35). Niektórzy z nas odkrywają to powołanie otwarciem na posłanie do nieznanych miejsc, gdzie ludzie wydają się jeszcze bardziej opuszczeni i nie doznali prawdziwej radości z dzielenia się Dobrą Nowiną. To rozpoznanie i otwarcie się na wolę Ojca, jest też rozpoznawane przez wspólnotę, Kościół i tak jest w przypadku misjonarzy i misjonarek. Zakonnicy, zakonnice, księża diecezjalni w ramach daru wiary (fidei donum), ale też wspólnoty neokatechumenalne i inne wspólnoty wolontariatu działające przy kościele wspólnie rozpoznają te potrzeby i posłanie. Trochę inaczej to wygląda z organizacjami humanitarnymi, gdzie nie rozpoznaje się powołania, ale celem jest również pomoc drugiemu.
Wyjazd na misję to nie wycieczka krajoznawcza, ale wiąże się z akceptacją tego, co może nas spotkać na misjach. W większości krajów afrykańskich będą to choroby takie jak malaria (podobnie jak w Amazonii w Ameryce Płd.), inne warunki sanitarne, zamieszkania, niebezpieczeństwa na drogach, kradzieże, podpalenia, wojny itd. Nie znaczy to, że tego wszystkiego doświadczymy, ale jak św. Paweł mamy być przygotowani na czas radości i czas cierpienia.
W Sudanie Płd. od konfliktu, który wybuchł w 2013r. zginęło około 30 osób zajmujących się pomoc humanitarną. Zebranie środków, darów z innych krajów solidaryzujących się z danym terenem i ludźmi to jedna sprawa, a druga to dotarcie do najbardziej potrzebujących. Gdy jest wojna i ludzie głodują, dotarcie tej pomocy wiąże się z ryzykiem nawet utraty życia. Anarchia, bandy, oddziały militarne i paramilitarne grasujące na drogach, często pozbawione skrupułów nie tworzą przyjaznego środowiska do dzielenia się tą pomocą.
Można się zapytać, ale dlaczego? Przecież to nie nasza sprawa, wojna, a wystarczająco biednych i potrzebujących mamy u siebie, w Polsce. To prawda, że mamy ich w naszym kraju, ale czy im pomagam? Jednakże każdy kto wyjedzie do Afryki (nie tylko na safari czy do kurortu) dojrzy, że bieda i potrzeby w Polsce są inne niż te w Afryce. Groźba śmierci głodowej dla 1,000,000 osób w Sudanie Płd., groźba zginięcia w ramach wojny jest inna niż w Europie. Ludność cywilna nie jest temu w większości winna, ale lokalni liderzy polityczni, korupcja i żądza bogacenia się przez inne kraje (surowce, minerały), czy neokolonializm. Czy można tych ludzi zostawić samych sobie? Odwrócić się od ich cierpienia i zamknięcia się w izolacji?
Pytanie jest też czy lepiej pomagać w miejscu, w którym dochodzi do problemów, czy czekać aż uchodźcy nie mając nic do stracenia poza własnym życiem przybędą do Europy. Wygląda, że nowa wędrówka ludów już się rozpoczęła. Jak można odwrócić ten trend przez edukację, inwestycję, dostępność do służby zdrowia i solidarność?
Jeśli nasza potrzeba solidarności i dzielenia się wynika z wiary, dany człowiek nie czuje się gorszy, ale czuje, że ktoś o nim pamięta, że z nim jest, że jest ważny dla drugiej osoby. Odkrywanie naszej, a zarazem godności i wartości życia drugiego człowieka powoduje, że na nowo stajemy się braćmi i siostrami, a nie jedynie „dobrymi wujkami”.
To przesłanie miłości przyniosła ze sobą z Polski woluntariuszka Helena Kmieć, która działała w ramach wolontariatu misyjnego „Salvator”, która zginęła pomagając w ochronce, prowadzonej przez siostry w Boliwi. Chciała pomagać najmniejszym w ich wzroście duchowym i edukacji. Czy może być coś piękniejszego niż pozwolenie zbliżenia się tym najmniejszym i opuszczonym do Jesusa, przez podanie im „kubka wody żywej”. Helena zginęła 24 stycznia tego roku, ale pociągnęła swym świadectwem całkowitego oddania innych do Chrystusa.
Drugą osobą, którą wspominam jest siostra Veronika Rackova, Słowaczka, która posługiwała w naszym Zgromadzeniu Sióstr Służebnic Ducha Świętego (werbistki) w naszej diecezji Yei w Sudanie Płd. Posługiwała ona 6 lat w Sudanie Płd; a wcześniej w Ghanie. Dzieliła się swoją dobrocią, a także szczególnym darem jako doktor. Została postrzelona w karetce podczas pomocy matce w ciąży w dniu św. Andrzeja Boboli (16 maja 2016), a umarła z powodu odniesionych ran kilka dni później.
To tylko dwa świadectwa życia i jakie wymowne … i wcale nie tak odległe. A jaka jest moja odpowiedź? Czy odpowiedziałem już na misję otrzymaną podczas chrztu? Gdzie jest moja misja … w domu, w pracy, w szkole, w hospicjum, wolontariacie … a może gdzieś dalej?
W Wielkim Tygodniu rozważamy tajemnicę miłości Boga do ludzi, który stworzył nie tylko człowieka i piękny świat, dając mu wolną wolę, ale przede wszystkim oddał za niego życie, aby był wyzwolony z niewoli grzechu, mogąc żyć życiem wiecznym.
Co ja chcę ofiarować Chrystusowi, który tak bardzo mnie pokochał … a może jak chcę dzielić Jego miłość z innymi?
„Tak bowiem Bóg umiłował świat, że Syna swego jednorodzonego dał, aby każdy kto w Niego wierzy, nie zginął, ale życie wieczne miał.” (Jn 3:16)
Niech na ten święty czas błogosławi nam Bóg Miłości i Miłosierdzia,
o. Andrzej Dzida SVD