Sudan Południowy – niewypowiedziane cierpienia ludzi po czterech latach od uzyskania niepodległości
15 lip 2015Doświadczyliśmy już w przeszłości wojny, ale tym razem brutalność i przemoc są nie do opisania. Zwłaszcza ataki na kobiety i dzieci, a także na ludzi, którzy w żaden sposób nie są zaangażowani w konflikt między tymi ugrupowaniami.
Przedstawiciele międzynarodowej katolickiej organizacji charytatywnej i fundacji papieskiej Pomoc Kościołowi w Potrzebie (PKWP) udali się ostatnio do Sudanu Południowego, gdzie na własne uszy usłyszeli o strasznej sytuacji uchodźców i przesiedleńców wewnętrznych wysiedlonych w wyniku obecnego konfliktu w prowincjach Górnego Nilu i Unity nowej Republiki. 9 lipca minęło cztery lata od czasu uzyskania niepodległości przez ten najmłodszy kraj świata, który został następnie rozdarty wewnętrznymi walkami rywalizujących plemion, będących efektem wybuchu „kryzysu politycznego” w grudniu 2013 roku – jak mieszkańcy Sudanu Południowego zwykli określać ostry konflikt w północnej części kraju.
Jak podaje Wysoka Komisja ONZ do spraw Uchodźców (UNHCR), ten okrutny konflikt zbrojny między siłami lojalnymi wobec rządu prezydenta Salvy Kiira a rebeliantami sprzymierzonymi z byłym wiceprezydentem Riekiem Macharem zmusił do opuszczenia swoich domów ponad 2 mln ludzi. Według informacji opublikowanych 3 lipca przez tę organizację ponad 850 tysięcy uchodźców z Sudanu Południowego mieszka teraz w Etiopii, Ugandzie, Sudanie i Kenii, podczas gdy około 1,5 miliona osób jest przesiedlonych w obrębie Sudanu Południowego.
„Cierpienie ludzi z Górnego Nilu jest niewypowiedziane. Są oni pozostawieni sami sobie”, podają PKWP lokalne źródła. „Doświadczyliśmy już w przeszłości wojny, ale tym razem brutalność i przemoc są nie do opisania. Zwłaszcza ataki na kobiety i dzieci, a także na ludzi, którzy w żaden sposób nie są zaangażowani w konflikt między tymi ugrupowaniami. Jeszcze kilka tygodni temu kobiety z obozów dla uchodźców z prowincji Górnego Nilu opuszczały obóz, aby zbierać trawy i jagody do jedzenia, ponieważ panuje tam ogromny głód. Jednak odnotowano wiele przypadków gwałtów i przemocy fizycznej, a niektóre z kobiet nigdy nie wróciły do obozu. Obóz ten jest jak więzienie we własnym kraju, ale jednocześnie jest to jedyne miejsce, gdzie ludzie czują się bezpiecznie”, tłumaczy PKWP jeden z blisko 20.000 zarejestrowanych cywilów szukających ochrony w ramach programu „Ochrony ludności cywilnej” w bazie Misji Narodów Zjednoczonych w Sudanie Południowym (UNMISS) w Malakal.
„Niemniej jednak nawet w samym obozie musimy być ostrożni. Pewnego razu wnętrze obozu zostało celowo ostrzelane z drzew. Ogień skierowany był przede wszystkim w tę część obozu, gdzie skoncentrowani są uchodźcy z plemienia Shilluk”, opowiadają uchodźcy. Informacja ta została również potwierdzona przez UNMISS. Ludzie z plemienia Shilluk, trzeciego co do wielkości w kraju pod względem liczebności, mieszkający po obu brzegach Nilu, w pobliżu miasta Malakal, są wśród najbardziej poszkodowanych w wyniku konfliktu między plemionami Dinka a Nuer.
Kiedy w 2011 roku tworzono Republikę Sudanu Południowego, równowaga między największymi i najbardziej wpływowymi grupami etnicznymi w kraju została zachwiana po obraniu Salvy Kiira z plemienia Dinka na prezydenta a Rieka Machara z plemienia Nuer na wiceprezydenta. To, co zaczęło się między nimi w grudniu 2013 roku jako spór o władzę polityczną, szybko zmieniło się w głębszy konflikt interesów między oboma grupami etnicznymi. Wiele lokalnych źródeł – co potwierdzają także organizacje humanitarne – oskarża obie strony konfliktu o dokonywanie aktów „ludobójstwa” i skrajną szczepowość. Miały miejsce liczne przypadki przemocy, gwałtów, grabieży, wandalizmu, a nawet zabójstw cywilów niezwiązanych ani z rebeliantami, ani z armią, a po prostu ze względu na ich przynależność do określonej grupy etnicznej. Jednocześnie w sposób celowy i podstępny przeciwnicy unikają współpracy, a nawet przeszkadzają drugiej stronie, skutecznie utrudniając dostęp do pomocy i dostaw żywności dla uchodźców i przesiedleńców w obozach dla uchodźców UNHCR.
Ta dramatyczna sytuacja spowodowała, że liczba mieszkańców Sudanu Południowego szukających schronienia w Sudanie sąsiadującym z nimi od północny wzrasta każdego dnia. Według informacji UNHCR tylko od maja 2015 prawie 30.000 osób przekroczyło granicę Południa, by szukać schronienia w obozach, które otworzyły się na Północy. W sumie szacuje się, że przebywa tam ponad 90.000 uchodźców, przede wszystkim w obozach dla uchodźców w prowincji Nilu Białego – na południe od Kosti – ale także w Kordofanie, prowincji Nilu Błękitnego i wokół Chartumu. Mimo że ich sytuacja jest niewątpliwie lepsza niż uchodźców w ich własnym kraju, warunki życia są nadal dalekie od ideału.
Jedną z podstawowych próśb uchodźców, którzy zatrzymali się w obozach w północnej części Sudanu, jest zniesienie zakazu wstępu do obozów agencjom ONZ. Obecnie tylko sudańskie organizacje rządowe mają do nich dojście. ACNUR jest w stanie zaspokoić podstawowe potrzeby przebywających tam ludzi wyłącznie za pośrednictwem kanałów rządowych Sudanu, ponieważ sami nie mogą wejść bezpośrednio do obozów dla uchodźców. Co więcej, sytuacja w zakresie bezpieczeństwa w tych obozach pozostawia wiele do życzenia, ponieważ nie ma odpowiedniej kontroli wejść i wyjść z obozów w celu ochrony bezpieczeństwa uchodźców. Pojawiły się doniesienia o atakach, rozbojach i nadużyciach wobec kobiet dokonanych przez osoby spoza tych obozów. W takich przypadkach uchodźcy nie mają do kogo zwrócić się o pomoc.
Innym ważnym problemem jest odmowa Sudanu do oficjalnego przyznania statusu uchodźcy ludziom pochodzącym z Sudanu Południowego. Rząd Sudanu, z którego Sudan Południowy oddzielił się cztery lata temu, aby stać się niezależnym bytem, nadal traktuje ich jako „braci i siostry”, którzy wracają do swojego kraju. Nie ma procesu rejestracji ani żadnego formalnego procesu, w którym osoby te mogłyby uzyskać status uchodźcy. Mimo oficjalnych oświadczeń rządu Sudanu, że traktuje uchodźców z Południa jako obywateli Sudanu, „traktowanie mieszkańców tego nowego, niezależnego kraju bynajmniej nie jest równe, nawet jeśli posiadają dowód tożsamości. Na przykład, aby przetrwać, wiele kobiet pracuje jako pomoc domowa w Chartumie. Słychać też wiele skarg na złe traktowanie i nadużycia. Tak jest z mężczyznami, którzy szukają pracy, a którym płaci się niskie płace mimo długich godzin pracy, ponieważ nie posiadają żadnych dokumentów prawnych”, dowiaduje się PKWP od tych, którzy znają pokrzywdzone w ten sposób osoby. Zgodnie z konwencjami ONZ dotyczącymi statusu uchodźców formalne uznanie statusu uchodźcy pozwoliłoby im uzyskać pozwolenie na pracę i korzystanie z ochrony prawnej.
PKWP
Tł. Paulina Ślaska