Słowacja: duszpasterstwo mniejszości romskiej
14 wrz 2021„Powinniśmy być raczej ich przyjaciółmi, niż pracownikami socjalnymi”
Zdj. ACN International, Martin Molnár, Roma Mission Sigord / Ks. Martin Mekel przed domem rekolekcyjnym służącym potrzebującym na terenie wspólnoty Roma Mission w dzielnicy Sigord, Słowacja.
14 września podczas pielgrzymki na Słowację (12-15 września) papież Franciszek spotka się z mniejszością romską w Koszycach – drugim co do wielkości słowackim mieście. Romowie są najliczniejszą mniejszością w kraju, ale nadal żyją na obrzeżach społeczeństwa. Jeszcze przed papieską pielgrzymką Ján Tkáč, szef działu komunikacji Papieskiego Stowarzyszenia Pomoc Kościołowi w Potrzebie (ACN International) na Słowacji, rozmawiał z ks. Martinem Mekelem, partnerem projektów PKWP oraz duszpasterzem wśród mniejszości romskiej.
Każdego roku tłumy turystów spędzają czas na obszarze zwanym Sigord przy zbiorniku Domaša, sztucznym jeziorze w pobliżu miasta Prešov we wschodniej Słowacji. Turyści zazwyczaj podróżują główną drogą, aby ominąć małe wioski i jak najszybciej dotrzeć do celu. Ale nie jest to jedyny powód.
W pięciomilionowym kraju mieszka około 350 tysięcy osób należących do mniejszości romskiej. Sto lat temu ta największa mniejszość etniczna w Europie Środkowej żyła jako nomadowie, zarabiając na życie jako kowale, fryzjerzy i wróżbici. Jednak w późniejszym czasie reżim komunistyczny postanowił osiedlić ich siłą i zatrudnić w lokalnych fabrykach oraz w państwowych zakładach przemysłowych. Lokowano ich na końcach wsi lub na przedmieściach miast. Nic z tego nie wyszło. Dziesiątki lat po tym nienaturalnym i niekiedy brutalnym eksperymencie społecznym, na początku lat 90-tych Romowie znaleźli się w samym środku demokracji, w szybko zmieniającym się kraju.
Niekończące się koło państwowych dotacji finansowych, brak edukacji, bieda, przedwczesne zachowania seksualne doprowadziły do sytuacji, w której tysiące Romów we wschodniej Słowacji mieszka w slumsach. To właśnie te wioski starają się omijać turyści jadący nad wspomniane wcześniej jezioro. Nie tylko dlatego, że widok jest nieprzyjemny, ale także dlatego, że niektórzy mogą się obawiać, że wszechobecne romskie dzieci wyskoczą im nagle przed samochód.
W pobliżu zbiornika wodnego Domaša wśród slumsów mieszka wraz ze swoją rodziną greckokatolicki ksiądz Martin Mekel. Kieruje on greckokatolickim duszpasterstwem Romów. Dlaczego poświęcił im swoje życie? „To Duch Święty mnie tam zaprowadził” – odpowiada z uśmiechem i dodaje: „Nigdy nie myślałem o pracy z Romami. Nawet po wstąpieniu do seminarium w Preszowie”. Jednak kiedy był klerykiem, podszedł do niego młody romski chłopak z domu dziecka z tej samej miejscowości, co ks. Martin i zapytał go, czy prowadzi jakieś spotkania modlitewne. Duch Święty znalazł swoją drogę.
„W wiosce, z której pochodzę, zaczęliśmy się więc spotykać z romskimi chłopcami podczas wakacji. Wtedy mój przyjaciel, salezjanin, poprosił mnie o pomoc w opiece nad romskimi dziećmi. I po jakimś czasie znalazłem się w wiosce, która w 75% była romska. Oczywiście, nie było łatwo, ponieważ jego gorliwość względem Romów nie była mile widziana przez innych mieszkańców. Oni po prostu nie byli do tego przyzwyczajeni. Do ich wioski przyjeżdża nowy ksiądz i nagle Romowie idą do kościoła, wchodzą do domu parafialnego, są wszędzie… To nie było łatwe” – wspomina z zaraźliwym uśmiechem i błyskiem w oku.
Zdj. ACN International, Martin Molnár, Roma Mission Sigord / Msza św. na terenie greckokatolickiej Roma Mission w dzielnicy Sigord, Słowacja.
Dzisiaj przybliżanie Romów do Boga jest jego jedyną i niepowtarzalną misją. On i jego rodzina mieszkają w samym sercu wspólnoty Roma Mission. W dzielnicy Sigord prowadzą duży dom rekolekcyjny, który przed laty otrzymali od państwa. Budynek jest stary, ale służy potrzebom wielu ludzi. Dzięki pomocy dobroczyńców z PKWP udało się zbudować nowy system ogrzewania wodnego. Czy to rekolekcje, czy letni obóz dla dzieci, czy też rodziny szukające niedrogiego miejsca na letni wypoczynek, dom Sigord jest zawsze dobrym wyborem.
Ci, którzy znają Kościół greckokatolicki, jego praktykę i boską liturgię, mogliby zapytać, czy to właśnie liturgia, mistyka, kolory, starożytne hymny zbliżają do Boga równie stary naród romski, który przybył do Europy najprawdopodobniej z Indii setki lat temu. Wydaje się, że nie. Ks. Martin tłumaczy: „Romów bardziej ciągnie do kościołów protestanckich niż do obrządku katolickiego… Musiałem nawet dokonać pewnych koniecznych i zgodnych z prawem zmian w naszej liturgii, ponieważ była dla nich zbyt skomplikowana”. Kapłan uśmiecha się i zaraz wyjaśnia: „To jest tak, że…. kiedy jesteś misjonarzem, nie możesz oczekiwać, że ludzie od razu zaakceptują wszystko, o co prosisz lub mówisz. To jest proces”.
Co do jednego ks. Martin jest pewien: „Chodzi o relacje”. Wyjaśnia, że większość organizacji pozarządowych pracuje z Romami jak z 'klientami’. „Ale oni nie są naszymi klientami, są naszymi braćmi i siostrami. Jakaś organizacja przeprowadziła ankietę, w której pytano, czego chcą Romowie. Nie chodziło o wyższe wykształcenie, więcej pieniędzy czy pracę w bankach… Pragną dobrych relacji w swoich rodzinach i społecznościach. Chcą też być akceptowani, gdzieś przynależeć, bo wielu ludzi nie chce ich nigdzie widzieć”.
Ks. Martin jest dość krytyczny wobec tego, co zostało zrobione, aby 'pomóc’ Romom: „Przez wiele lat próbowaliśmy ich zmienić, edukować, kształtować na nasz obraz. Oni sami mówią, że chcą czegoś innego. Może więc nadszedł czas, abyśmy my – Słowacy – poszli po rozum do głowy i oczekiwali od nich czegoś innego” – stwierdza stanowczo. „Po tylu latach powinniśmy mniej pomagać, a więcej rozumieć. Powinniśmy przestać być 'asystentami’, 'koordynatorami’, 'pracownikami pomocy’, a zacząć być ich przyjaciółmi”.
Owszem, zdaje on sobie sprawę, że nie da się 'nakarmić kogoś duchowo’, gdy ten ktoś potrzebuje kawałka chleba. „To prawda, ale w moim przypadku od pierwszej chwili wiedziałem, że Bóg nie powołuje mnie do bycia pracownikiem socjalnym. Widziałem, że wiele osób wykonujących 'pracę społeczną’ wypaliło się i odeszło. Ale ja jestem księdzem, a nie pracownikiem socjalnym”.
Nie dziwi więc, że głównym nośnikiem zmian jest to, co wielu nazwałoby 'małymi wspólnotami’. Jest to model zasadzony i rozwinięty na Słowacji dziesiątki lat temu przez Kościół podziemny w czasach reżimu komunistycznego. Małe wspólnoty lub grupy spotykają się regularnie, aby się modlić, dzielić, edukować się z pomocą księdza lub katechety. „Nie ma w tym nic nadzwyczajnego – mówi – modlimy się i uczymy, ale robimy też różne inne rzeczy, aby dać Romom szansę wykorzystania ich talentów i możliwości: muzyka, teatr, sport… Ważne jest, aby wszystko robili sami. Jeśli chcę zbudować nową siedzibę, albo miejsce spotkań, proszę ich, aby zbudowali to z moją pomocą”.
Myśląc o zbliżającej się wizycie papieskiej, ks. Martin i jego zespół starają się zachęcić wiernych, aby poszli i spotkali się z papieżem. „Podoba im się to, że papież nas odwiedzi, ale wielu z nich boi się szczepień”. Warunkiem uczestnictwa w papieskich wydarzeniach na Słowacji jest poddanie się pełnemu szczepieniu przeciwko Covid-19. Z drugiej strony jest wielu Romów ze wschodniej Słowacji, którzy chcieliby się zgłosić jako wolontariusze przed lub w trakcie wizyty papieskiej. „Myślę i mam nadzieję, że papieska wizyta w dużym romskim osiedlu w Koszycach [które nazywa się Lunik IX] będzie miała długotrwały wpływ na relacje między Romami a resztą społeczeństwa. Modlę się, aby Ojciec Święty otworzył serca ludzi i pomógł im zrozumieć potrzebę akceptacji naszych romskich braci i sióstr”.