Republika Środkowoafrykańska: „Nagle przy drzwiach stanęło 2 tysiące ludzi”
11 gru 2013Niedawno Papież Franciszek powiedział, że Kościół powinien być „szpitalem polowym”. W Republice Środkowoafrykańskiej stało się to już codziennością.
Tysiące ludzi poszukują schronienia w ośrodkach misyjnych i zakonnych. Klasztor karmelitański w mieście stołecznym Bangi również zamienił się w obóz dla uchodźców. Normalnie klasztor jest miejscem ciszy, a teraz dzień i noc rozlega się w nim płacz setek dzieci.
„Są Francuzi! Nareszcie!” Myśliwce odrzutowe wyłaniają się zza chmur ponad klasztorem karmelitów. Ludzie spontanicznie wiwatują. Ojciec przeor Federico Trinchero, 35-letni Włoch, nieomal się rozpłakał. Może nadchodzi pomoc… Kilka godzin wcześniej w dzielnicy, w której położony jest klasztor, wybuchła panika. Słychać było strzały. Kobiety z dziećmi zaczęły uciekać. Ponad 2 tysiące ludzi szukało schronienia w klasztorze.
„W piątek rano odprawiliśmy mszę za liczne ofiary śmiertelne ostatnich dni. Kiedy robiłem śniadanie, wezwano mnie do bramy. Stało przed nią mnóstwo ludzi, którzy do nas przybiegli. Przyjęliśmy ich z otwartymi ramionami” – relacjonuje przeor. Nagle mnisi stanęli przed ogromnym wyzwaniem. „Dyskretnie policzyłem ludzi, tak by nikt nie pomyślał, że nie znajdziemy dla niego miejsca. Było jednak dla nas jasne, że możemy zatroszczyć się o nich najwyżej przez jeszcze jeden dzień. Nie mogliśmy wyjść poza klasztor, aby kupić żywność, ponieważ na zewnątrz było zbyt niebezpiecznie. Poinformowaliśmy, kogo się dało: arcybiskupa, nuncjaturę i ambasadę Francji, prosząc o pomoc, ale wszędzie sytuacja była podobna”.
Zaprzyjaźniony z klasztorem muzułmanin Jusuf, prowadzący w pobliżu farmę kurzą, oddał ojcom 2000 jaj, których nie sprzedał wtedy na targu. „Usmażyliśmy z nich naleśniki dla najmłodszych dzieci” – z wyraźną przyjemnością opowiada ojciec Federico. Później Jusuf dostarczył jeszcze worek ryżu, worek cukru i beczkę oliwy. „Kazaliśmy dzieciom ustawić się w rzędach i umyć ręce przed zjedzeniem naleśnika. Mamy tutaj 800 dzieci poniżej 12. roku życia i wiele ciężarnych kobiet”. Przeor nie ośmielił się wypytywać spanikowanych uciekinierów o ich minione losy. „Uśmiecham się, aby za dużo nie płakać” – wyznaje.
Przed kilkoma dniami Dieudonné Nzapalainga, arcybiskup Bangi, w orędziu adwentowym bezpośrednio wskazał na okrucieństwa popełniane przez rebeliantów z Séléka, którzy od roku sieją przerażenie w kraju. Napiętnował porwania, masowe egzekucje i rabunki. W dzielnicach mieszkaniowych używano nawet broni przeciwpancernej. Mówił o tym, że w wielu miejscach zalegają na ziemi rozkładające się zwłoki ludzkie, będące pożywieniem dla sępów i dzikiej zwierzyny. Ponadto torturowani ludzie byli „krępowani w bestialski sposób” i wrzucani do rzeki, „aby tam nieuchronnie skonać w męczarniach”. Setki tysięcy ludzi stały się uciekinierami. Ponieważ w ubiegłym tygodniu Rada Bezpieczeństwa ONZ zgodziła się na wzmocnienie francuskich oddziałów wojskowych w Republice Środkowoafrykańskiej, ludzie nieśmiało liczą na to, że koszmar być może niedługo się skończy.
Na razie życie w klasztorze w Bangi pozostaje dalekie od normalności. „Poranną mszę odprawiliśmy na dworze, aby nie zbudzić 350 dzieci śpiących w kaplicy. Dwoje z nich leżało pod samym ołtarzem” – opowiada poruszony ojciec Federico. Mnisi pracują dzień i noc. „O piątej rano spotkałem brata Léonce’a, Rwandyjczyka, zamiatającego korytarz. Powiedziałem mu, że powinien odpocząć, ale odparł, że sam urodził się w obozie dla uchodźców w Kongu, dokąd jego rodzina uszła z Rwandy przed ludobójstwem. Jestem bardzo dumny z naszych braci. Brat Cedric jest lekarzem i opiekuje się chorymi. Brat Mathieu prowadzi kuchnię lepiej niż niejedna kobieta. Inni pomagają rozdzielać żywność, przynoszą wodę, dbają o czystość, spisują uciekinierów i troszczą się o nich pod każdym względem. Wszyscy pracują bardzo ciężko!”
Dla wielu uciekinierów te doświadczenia kończą się szczęśliwie. „Przyszedł do nas ojciec z małym dzieckiem. Do wieczora udało nam się odnaleźć jego żonę. A mała Fatu w końcu spotkała się ze swoimi rodzicami w niedzielę” – opowiada z zadowoleniem ojciec Federico.
Zakonnicy śpiewają psalm 72: „Bronić będzie pokornych w narodzie / i przyjdzie z pomocą dzieciom ubogich”. Ze śpiewem zlewa się płacz dzieci. Wysoko w górze huczą francuskie samoloty. „Bóg zbawia” to imię chłopca, który dopiero poznał, co to strach. Czy wkrótce zapanuje pokój?
PKWP/ Eva-Maria Kolmann
Tłum. z jęz. ang. Paweł Borkowski