Dołącz do nas
na facebooku

Odwiedź nasz profil

Dołącz do nas
na YouTube

Odwiedź nasz kanał

Śledź nas
na Twitterze

Welcome!

Południowy Sudan: „Wczesnym porankiem nie wiemy, czy dożyjemy wieczora”

Sudan PołudniowySytuacja w Południowym Sudanie coraz bardziej się pogarsza. W związku z tym różne organizacje radzą zakonnikom i zakonnicom, aby opuścili kraj. Jednak nawet pomimo licznych gróźb, pozostają oni przy miejscowej ludności.

Nawet w niedoli, zakonnice miały szczęście. Zaledwie opuściły teren obozu uchodźców, rozległy się strzały i mężczyzna, który im towarzyszył został śmiertelnie trafiony. Habity sióstr pokryły się krwią. Strzały pochodziły od rebeliantów, którzy ukryli się za pobliską skałą. Oswobodzony obóz dla uchodźców znajduje się w Juba, gdzie chroni się 28 tys. rodzin. Zakonnice ze Zgromadzenia Córek Niepokalanej posługują tam czasowo, by pielęgnować chorych i potrzebujących.

Większość sióstr jest młodych – średnia wieku to 28 lat – i niemal wszystkie pochodzą z Indii, miejsca powstania ich wspólnoty zakonnej. Dla wielu z nich to pierwsze spotkanie z karabinami maszynowymi, pojazdami wojskowymi i ogłuszającym hałasem bombardowania. Niektóre z nich już doświadczyły przemocy, między innymi dwudziestotrzyletnia s. Maya, która właśnie prała ubrania, kiedy jacyś mężczyźni weszli do pralni. Lufa od pistoletu została przytknięta do jej podbródka, a na szyi pojawił się nóż. Młoda zakonnica została przywleczona do jadalni, gdzie znajdowały się inne trzy siostry i czytały. W międzyczasie inni napastnicy wtargnęli do domu i wymierzyli w nie swoją broń. „Jeśli któraś z was krzyknie, zabijemy wszystkie” – grozili. Zakonnice zostały zamknięte w strzeżonym przez jednego z rebeliantów pomieszczeniu, podczas gdy pozostali plądrowali dom: w zaledwie 30 minut odwiedzili wszystkie cztery pomieszczenia, kradnąc wszystko, co mogli ze sobą wziąć. To, czego nie mogli – zniszczyli. A potem zwyczajnie zniknęli. S. Vijii mówi: “Myślę, że chcieli nas zastraszyć, chcą bowiem, abyśmy się stąd wyniosły”.

Również o. Albert Amal Raj ze zgromadzenia Misjonarzy Niepokalanej (gałąź męska tego samego zakonu) otrzymał powtarzające się pogróżki. „Kiedy wychodzimy z domu nie wiemy, czy wrócimy wieczorem żywi” mówi indyjski duchowny. Pewnego razu trzydziestu policjantów zatrzymało jego samochód na ulicy i odbezpieczyli swoją broń. Dwóch kapłanów oraz dwie zakonnice musieli wysiąść. Jeden z funkcjonariuszy groził o. Albertowi pistoletem, a następnie uderzył go w twarz. „Myśleli, że nasz pojazd należy do rebeliantów. Wielu sądzi, iż zagraniczne organizacje wspierają rebeliantów i zaopatrują ich w broń oraz żywność. Kiedy policja spostrzegła, iż jestem duchownym, zaczęli mnie przepraszać. Z tego też powodu zawsze noszę duży krucyfiks na piersi, aby widzieli, że jestem kapłanem”.

Misjonarze ci pracują przede wszystkim w strefach bardzo odległych, gdzie bardzo często mogą dotrzeć do ludzi jedynie pieszo. Prowadzą również szkoły i z doświadczenia wiedzą, że dzieci nie znają innej rzeczywistości niż wojenna. „Wiele dzieci bawi się tylko w wojnę. Udają, że noszą broń i strzelają jedni do drugich. Kiedy pytamy naszych uczniów, kim chcą zostać, gdy dorosną, często odpowiadają <Chcemy być policjantami, aby móc strzelać i zabijać>. Nie znają nic poza przemocą, a na oczach wielu z nich zabito ich rodziny. Tutaj życie ludzkie ma małą wartość”. Zakonnicy pragną, by ich uczniowie nauczyli się cenić życie oraz szanować bliźniego, a także aby wzięli na siebie odpowiedzialność za własne życie, społeczeństwo i przyszłość w pokoju.

Zakonnicy pomagają także osobom, które są jeszcze w traumie po ostatniej wojnie, która trwała dłużej niż 22 lata, a która pochłonęła dwa miliony ludzkich istnień oraz pozostawiła wiele milionów osób bez dachu nad głową. Nie da się policzyć tych, którzy uczestniczyli w egzekucjach swoich bliskich: małżonka, dzieci, rodziców czy rodzeństwa. Jedni stracili członków rodziny, wielu zaś straciło wszystko. „Żyją w ciągłym napięciu i strachu, cierpią na problemy psychologiczne i są w silnej traumie. Wielu z nich nie zachowuje się już normalnie, brak im nadziei. Wielu z nich uciekło jedynie z jedną jedyną plastikową torbą i teraz nie mają nic. Inni pytają: <Dlaczego Bóg nas stworzył, po co się narodziliśmy… po to, aby tak bardzo cierpieć?>” mówi nam s. Vijii.

Zakonnice odwiedzają ludzi i dla wielu osób to pierwszy raz, kiedy doświadczają wysłuchania oraz spotykają się z chęcią pomocy. Wówczas zdarzają się małe cuda: „Jedna z kobiet straciła siedmiu członków rodziny, wszyscy zostali zamordowani na jej oczach. Była jakby sparaliżowana i nie rozmawiała z nikim. Zakonnice zajęły się nią i pewnego dnia wybuchła płaczem. Płakała przez wiele godzin i potem zaczęła mówić. Dziś ta sama kobieta pomaga w obozie dla uchodźców. Chodzi od namiotu do namiotu i modli się z ludźmi” relacjonuje indyjska siostra.

S. Vijii nie boi się o siebie, pomimo codziennego odgłosu strzałów i bomb. „Niektóre organizacje radziły nam, abyśmy się stąd wyniosły. Mówią, że sytuacja jest zbyt niebezpieczna, że nie będzie pokoju. Jednak my przybyłyśmy tu, by dzielić cierpienie z ludźmi i dopóki będą tu ludzie, zostaniemy”.

W ostatnich trzech latach “Pomoc Kościołowi w Potrzebie” wsparła prace zakonników i zakonnic w Południowym Sudanie sumą 138.700 euro. Zostały przeznaczone, między innymi, na zakup pojazdu, budowę kościoła i domu parafialnego, pomoc w edukacji 21 młodych zakonników i na projekt „Healing the Healers” (Uzdrowić uzdrawiających), który polega na pomocy, towarzyszeniu i formacji zakonników, którzy wspierają osoby w traumach. Ponadto wniesiony został wkład w ciągłą formację duchową Ojców.

Aktualnie wspieramy budowę domu parafialnego Misjonarzy Niepokalanej w parafii Bar Sharki w diecezji Wau kwotą 80 tys. euro.

PKWP

Tłum. Anna Andrzejewska



Twój
koszyk

BRAK PRODUKTÓW