Dołącz do nas
na facebooku

Odwiedź nasz profil

Dołącz do nas
na YouTube

Odwiedź nasz kanał

Śledź nas
na Twitterze

Welcome!

„O ile nie wydarzy się cud, będziemy musieli opuścić Kubę”

Bracia z zakonu Najświętszej Marii Panny Łaskawej (mercedariusze) z parafii Jesús del Monte w Hawanie zmagają się z ubóstwem i skutkami zeszłorocznego huraganu.

O ile nie wydarzy się cud, będziemy musieli opuścić Kubę

Nocy 27 stycznia 2019 r. brat Gabriel Avila Luna nie zapomni tak łatwo. Towarzyszyła mu wówczas usilna myśl, że to może być jego ostatnia noc. Wiatr w tej części kubańskiej stolicy, Hawany, osiągnął wtedy prędkość ponad 300 km na godzinę. Przez około 16 minut bracia mieszkający w parafii Jesús del Monte zawieszeni byli między życiem a śmiercią. Tej nocy huragan przetoczył się przez obszar o długości około 20 km i szerokości pół kilometra, zabierając ze sobą życie czterech osób.

Nawet dla mieszkańców Hawany, którzy przyzwyczajeni są do zagrożenia huraganami, wspomniana noc była przeżyciem traumatycznym – wiatr nadszedł nagle i niespodziewanie, a jego skutki były gorsze niż wszystko, co dotychczas widzieli i co odnotowały kroniki w ciągu 500 lat, którą to rocznicę istnienia miasto w tamtych dniach obchodziło. „Obecnie jest nas tutaj pięciu, ale na początku 2019 r. było nas tylko trzech, ponieważ pozostali bracia jeszcze nie przybyli na misję. Tej nocy byłem tylko ja i brat Rodolfo, ponieważ drugiego brata nie było w domu. Myślę, że jego nieobecność była opatrznościowa, ponieważ jego pokój był najbardziej zniszczony” - wyjaśnia brat Gabriel. „Dźwięki, które słyszeliśmy, brzmiały jak bombardowanie, jak wystrzały z broni i naprawdę myśleliśmy, że zginiemy” - wspomina brat Rodolfo Rojas, pokazując odwiedzającym parafię przedstawicielom papieskiego stowarzyszenia Pomoc Kościołowi w Potrzebie (ACN International) niektóre ze zniszczeń. „W ścianach naszego kościoła i klasztoru do dziś tkwią kawałki dachówki z sąsiednich domów, wbite w ściany. Obawa, że coś takiego może się powtórzyć, jest teraz bardzo silna wśród wielu mieszkańców”. Zresztą sami bracia, którzy od 2014 roku żyją na wzgórzach Jesús del Monte, ciągle obawiają się niebezpieczeństwa. Zwłaszcza teraz, gdy na Karaibach zbliża się nowy sezon huraganów.

Jak sama nazwa wskazuje, zabytkowa parafia Jesús del Monte została zbudowana na wzgórzu o tej samej nazwie - symbolicznym miejscu w historii Hawany, ponieważ była świadkiem powstań i heroicznej obrony miasta w obliczu obcych najazdów. „Jest to pierwszy kościół, który powstał poza murami Starego Miasta Hawany, a w jego archiwach znajdują się księgi chrztu pochodzące z 1689 roku. Dla mieszkańców tej dzielnicy, znanej jako ‘Rada Społeczna 10. października’, jest to miejsce symboliczne. To tutaj ludzie spotykają się na różnych imprezach kulturalnych, dzieci przychodzą się bawić, a wszystko kręci się wokół kościoła” - tłumaczy brat Rodolfo.

O ile nie wydarzy się cud, będziemy musieli opuścić Kubę

Przez jakiś czas nie będzie to jednak możliwe, ponieważ huragan wyładował swoją furię szczególnie na budynku świątyni: „Drewniany dach, pochodzący z czasów kolonialnych, oraz kamienne ściany zostały nieodwracalnie zniszczone, a prawie wszystkie ławki, figury i inne elementy wyposażenia wnętrza kościoła zostały albo zniszczone, albo zmiecione przez siłę wiatru, który rozerwał duże drzwi głównego wejścia frontowego. Żelazny krzyż, który wzniesiono nad dzwonnicą, został po prostu wyrwany z mocowania i spadł jak pocisk na dach nad chórem, pozostawiając ogromną wyrwę” - objaśnia Eduardo Andrés, odpowiedzialny za plany odbudowy, której w nadchodzących miesiącach PKWP udzieli wsparcia. Prace remontowe są niezwykle pilne, ponieważ, jak mówi brat Gabriel, „do tej pory kościół i dom parafialny pozostawały w strasznym stanie i z dnia na dzień ich kondycja ulegała dalszemu pogorszeniu; poza tym w niedziele gromadzimy się obecnie przed budynkiem kościoła - a kiedy nadejdzie pora deszczowa, nie będzie to możliwe”. Nie dziwi zatem, że bracia są niezmiernie wdzięczni naszemu stowarzyszeniu za obiecane wsparcie finansowe. Dzięki niemu wraz z pomocą innych organizacji, możliwa będzie odbudowa tego historycznego kościoła i zarazem narodowego skarbu.

Mimo to ten młody, 29-letni meksykański zakonnik, nadal nie może spokojnie spać - nie ze strachu przed nowym huraganem, ale dlatego, że jako przełożony swojej wspólnoty na Kubie nie wie jak rozwiązać inne problemy, przed którymi stoi. Dom, w którym mieszkają bracia, miał rozbite drzwi i okna, a w niektórych miejscach podłoga wciąż jest zalewana w porze deszczowej, kiedy woda dociera wszędzie. „Chodzi nie tyle o nasze dobro, co o trzech seminarzystów, młodych mężczyzn, którzy chcieliby dołączyć do naszej wspólnoty, ale którzy zmuszeni są pozostać w domu z powodu zrujnowanego stanu naszego klasztoru” - mówi ze smutkiem brat Gabriel. I kontynuuje: „Wróciliśmy na wyspę w 2012 roku, po 125 latach spędzonych z dala od Kuby. Brat Rodolfo był jednym z pierwszych, którzy złożyli tutaj swoją profesję. Żyjemy z Bożej opatrzności - nasze jedzenie, lekarstwa, osobiste wydatki... We wszystkim polegamy na hojności ludzi. PKWP pomogło nam poprzez stypendia mszalne; byliśmy zdesperowani i ta pomoc była jak cenna kropla wody, za którą jesteśmy najbardziej wdzięczni; ale teraz na Kubie jest bardzo źle...”. Jego głos ujawnia poczucie bezradności i smutku. Jest to całkiem zrozumiałe, ponieważ jeśli sytuacja się nie poprawi, brat Gabriel obawia się konsekwencji: „Nasza obecność na wyspie jest zagrożona, bo jeśli nie będziemy w stanie wiązać końca z końcem, nie będziemy mogli utrzymać tutejszej misji i ostatecznie będziemy musieli wyemigrować do Meksyku. O ile nie wydarzy się cud, będziemy musieli opuścić Kubę. Byłaby to wielka tragedia, ponieważ uważam, że nasz charyzmat odkupienia, nasza obecność tutaj jest niezbędna dla mieszkańców tego rejonu. Byłoby bardzo smutne musieć ponownie opuścić Kubę, ale naprawdę nie wiem, jak uniknąć konieczności zamknięcia tej wielkiej misji”.

Pomoc Kościołowi w Potrzebie uruchomiła dwa specjalne projekty wsparcia na Kubie. Pierwszy z nich o wartości 60 tys. euro dotyczy naprawy uszkodzonego przez tornado kościoła w parafii Jesús del Monte. Drugi to wsparcie braci z zakonu Najświętszej Marii Panny Łaskawej (mercedariusze) w Hawanie i w Camagüey poprzez stypendia mszalne (2 820 euro).

Twój
koszyk

BRAK PRODUKTÓW