Muzułmański atak na franciszkańską misję w RCA
09 mar 2018Poniżej publikujemy list z Republiki Centralnej Afryki, którą przesłali tamtejsi misjonarze do swoich współbraci w Polsce.
„Pokój Wam!
Moi drodzy, w ostatnią niedzielę mogliśmy usłyszeć mocne słowa Pana Jezusa, który odpowiada Żydom szukającym znaku: «Zburzcie tę świątynię, a Ja w trzy dni wzniosę ją na nowo» (J 2,19).
W kontekście ostatnich wydarzeń w naszej wiosce te słowa nabierają szczególnego znaczenia. Od soboty do poniedziałku nad Rafai pojawiły się czarne chmury wojny. Obecnie, po tragicznych trzech dniach, sytuacja powoli zaczyna wracać do normy, a Kościół, czyli nasza wspólnota wiernych, powoli zaczyna stawać na nogi. Niektórzy zginęli, niektórzy chowają się jeszcze w buszu, ale małymi krokami zbieramy siły.
Co takiego się wydarzyło?
W nocy z piątku na sobotę doszła nas informacja, że grupa muzułmanów zwana Bororo, znajduje się 35 km od Rafai i zbliża się, aby nas zaatakować. Z racji na to, że w ostatnim czasie słyszeliśmy dużo tego typu informacji, zbagatelizowaliśmy tę wiadomość. Jednak nad ranem, kiedy owa wiadomość została potwierdzona, zawieźliśmy oba samochody za rzekę, do bazy wojska marokańskiego, po czym wróciliśmy na misję. Po obiedzie jak zawsze była krótka siesta, następnie adoracja i między godziną 15:00 a 16:00 doszła do nas informacja, że muzułmanie są już tylko 3 km od nas.
Ojciec Kordian kazał mi wziąć motor i uciekać za rzekę, ale okazało się, że jest już za późno – rozległy się strzały. Weszliśmy do salonu, a po dwudziestu minutach strzelaniny podjęliśmy decyzję, że musimy uciekać. Pchaliśmy motor, by nie robić hałasu. Zaszyliśmy się w buszu, tam też schowaliśmy motor i udaliśmy się w kierunku rzeki. Po drodze spotkaliśmy oddział Anty-balaki, tzw. obrońców kraju, choć po prawdzie jest to banda świrów i złodziei. Zorganizowali nam pieroge, a po drugiej stronie rzeki okradli nas z pieniędzy, przykładając karabin do głowy ojca Kordiana. Przechodząc kolejne kilometry w buszu, kiedy zaczęło się już ściemniać, w końcu dotarliśmy do bazy wojska marokańskiego, gdzie zostaliśmy bardzo dobrze przyjęci.
Następnego dnia, w niedzielę, nasza baza została dwa razy ostrzelana, ale niegroźnie. Kiedy Marokańczycy odpowiedzieli ciężką artylerią, po przeciwniku nie było widać nawet śladu. W poniedziałek od rana było słychać strzały, ale ok. godziny 10.00 doszła nas informacja, że muzułmanie się wycofali. Czym prędzej z ojcem Kordianem udaliśmy na misję, żeby zobaczyć, co da się uratować. Ku naszemu zaskoczeniu nie było aż tak źle. Wyłamali jedynie zamek w salonie, z którego ukradli telewizor, kilka drobnych rzeczy i zawartość lodówki. Bardzo smutny widok zastał nas w kaplicy – tabernakulum, a obok monstrancja zostały rzucone na krzesła; od razu umieściłem Najświętszy Sakrament na swoim miejscu, na szczęście nic nie zniknęło. Po jakimś czasie okazało się, że znaleźli i ukradli także nasz motor.
Tak de facto najgorszy widok miał miejsce tego samego dnia popołudniu, kiedy postanowiłem udać się jeszcze raz za rzekę, by odebrać moje bagaże z bazy wojskowej. Otóż, przechodząc przez rynek mijałem dziesiątki obrońców z Anty-Balaki, którzy to urządzili sobie ucztę z ciał swoich wrogów, wierząc, że w ten sposób posiądą ich siłę. Jeden z nich odciął kawałek nogi nieboszczyka i wyciągając w moim kierunku, zapytał czy chcę spróbować…
Moi drodzy, z jednej strony chciałoby się stąd uciec, z drugiej strony, patrząc na naszych parafian – zagubionych, przestraszonych, zrozpaczonych, jesteśmy świadomi tego, jak bardzo nas teraz potrzebują. Nie wiemy, jak liczni są nasi wrogowie. Gdzie dokładnie się teraz znajdują i kiedy wrócą? Wiemy jedno – „skoro Chrystus zmartwychwstał, to i my zmartwychwstaniemy”, jak pisze św. Paweł. Zbliżając się wielkimi krokami do świąt Wielkiej Nocy, życzę wszystkim głębokiej wiary w to, co Bóg uczynił dla nas, z miłości do nas. Przy okazji pokornie proszę o modlitwę i z serca wszystkim błogosławię +
br. Hieronim Łusiak OFM”
Za: http://prowincja.panewniki.pl/muzulmanski-atak-na-nasza-misje-w-rca!,artykul,660,s,sub8.html