Martin Baani – historia pewnego seminarzysty
21 paź 2014Wokoło wybuchają bomby, przeraźliwe odgłosy eksplozji napełniają serca strachem. Wśród okrzyków i ogólnego chaosu ludzie usiłują zabrać, co się tylko da i uciekają. Jednym z uciekinierów jest Martin Maani, 24-letni seminarzysta, który zaczyna zdawać sobie sprawę z tego, że wybiła ostatnia godzina Karamleshu.
Od 1800 lat chrześcijaństwo ma swoje miejsce w sercach i domach tej prastarej wioski. Teraz era chrześcijaństwa w tej wiosce dobiega smutnego końca. Nadciąga Państwo Islamskie.
Dzwoni telefon Martina: jeden z jego przyjaciół informuje go drżącym głosem, że okoliczne miasto Telkaif jest już w rękach „Da’ash”, co oznacza po arabsku „Państwo Islamskie”. Teraz przyjdzie kolej na Karamlesh.
Martin wybiega z domu swojej cioci, u której mieszka. Pędzi w kierunku pobliskiego kościoła św. Tadeusza Apostoła. Zabiera Najświętszy Sakrament oraz plik dokumentów, i ucieka. Na zewnątrz czeka samochód, w którym siedzi proboszcz Pater Thabet wraz z trzema innymi księżmi.
Martin wsiada do auta, które czym prędzej odjeżdża. Duchowni opuszczają Karamlesh. Wraz z nimi znika ostatni żywy ślad chrześcijańskiego charakteru wioski.
Gdy rozmawia się z Martinem w zaciszu seminarium św. Piotra w Ankawie, trudno sobie wyobrazić, że przeżywa on tak wielką tragedię.
„Aż do samego końca pszmergowie (kurdyjscy bojownicy) zapewniali nas, że jesteśmy bezpieczni. Później jednak usłyszeliśmy, że ustawiają ciężkie działa na Górze św. Barbary na skraju miasta. Dobrze wiedzieli, że sytuacja jest bardzo niebezpieczna…”, żali się kleryk.
Wspominając tę straszną noc z szóstego na siódmy sierpnia, Martin jest już bezpieczny i znajduje się pośród pozostałych 27 kleryków seminarium św. Piotra. Wielu z nich również doświadczyło strachu związanego z ucieczką przed islamskimi terrorystami.
Martin i inni kandydaci do kapłaństwa są świadomi tego, że przyszłość chrześcijaństwa w Iraku nie zapowiada się dobrze. Spośród półtora miliona chrześcijan pozostało jedynie 300 000. Z kolei ponad jedna trzecia z nich musiała uciekać. Wielu, o ile nie wszyscy, chciałoby zacząć życie od nowa za granicą.
Martin jednak nie podziela ich pragnień: „Bez problemu mógłbym wyemigrować. Moja rodzina mieszka teraz w Kalifornii. Nawet dostałem wizę, by ich odwiedzić. Ale ja wolę zostać, a nie uciekać przed problemami.”
Seminarzysta podjął tym samym decyzję, którą podjęli również liczni księża pragnący realizować swoje powołanie i pomagać swoim niezależnie od okoliczności zewnętrznych.
„Musimy domagać się naszych praw. Nie możemy się bać”, stwierdza z przekonaniem Martin. Słuchając, jak kleryk bardzo szczegółowo opowiada o pomocy, którą świadczy rodakom na co dzień, odnosi się silne wrażenie, że jego miejsce jest faktycznie między chrześcijanami w Iraku. Martin jest subdiakonem. W tym roku kończy studia teologiczne. Jak Bóg da, za kilka miesięcy zostanie wyświęcony na księdza.
„Dziękuję za waszą modlitwę”, mówi mi na pożegnanie Martin. „Liczymy na wasze wsparcie.”
PKWP wspiera Martina i pozostałych kleryków seminarium św. Piotra w Ankawie na ich drodze ku ołtarzowi Pana oraz w służbie, którą świadczą Bogu i cierpiącym braciom.
Z Erbilu w północnym Iraku John Pontifex (PKWP)
Tł. Dominik Jemielita