Dołącz do nas
na facebooku

Odwiedź nasz profil

Dołącz do nas
na YouTube

Odwiedź nasz kanał

Śledź nas
na Twitterze

Welcome!

Irak: „6 sierpnia: dzień smutku, ale także dzień, w którym Bóg nas uratował"

6 sierpnia 2014 r. życie Kościoła w Iraku zmieniło się na zawsze: ponad 120 tysięcy chrześcijan zostało zmuszonych do ucieczki przed dżihadystami z organizacji terrorystycznej "Państwo Islamskie".

6 sierpnia 2014 r. życie Kościoła w Iraku zmieniło się na zawsze: ponad 120 tysięcy chrześcijan zostało zmuszonych do ucieczki przed dżihadystami z organizacji terrorystycznej "Państwo Islamskie" (IS lub ISIS). Od tego czasu, większość z nich żyje w nędzy jako uchodźcy wewnętrzni lub poza granicami Iraku. W rocznicę tego dramatycznego wydarzenia, katolicka organizacja charytatywna Pomoc Kościołowi w Potrzebie (PKWP) organizuje międzynarodowe spotkanie modlitewne, aby upamiętnić dzień, który nigdy nie zostanie zapomniany przez tych, którzy go przeżyli.

"To było straszne. Uciekliśmy wieczorem 6 sierpnia. Wciąż widzę przerażenie na twarzach ludzi. Obawiali się o swoje życie. Myśleli, że terroryści z ISIS chcą ich zabić. Myślałem to samo. I nie wiedziałem , czy dożyję następnego dnia“. Rok później, Rami, 22-letni chrześcijanin, mieszkający w Mar Elia Centre, obozie dla uchodźców w Erbil, stolicy autonomicznego regionu kurdyjskiego w północnym Iraku, opowiada swoją historię. Większość chrześcijan szukało tam schronienia. "Pochodzę z Mosulu. Jednak już w styczniu 2014 roku opuściłem miasto, ponieważ stało się ono niebezpieczne. Porwania chrześcijan przez dżihadystów były bardzo częste. Trzeba było się obawiać o swoje życie“ mówi młody mężczyzna. Z tego powodu, on, jego rodzice i siostra przenieśli się do Qaraqosh, największego chrześcijańskiego miasta w Iraku. Wynajęli dom. Jednak w sierpniu 2014 roku, ponownie stali się uchodźcami. Rami wspomina, że rankiem 6 sierpnia słychać było coraz bardziej odgłosy walki. "Kiedy zobaczyliśmy, że kurdyjscy żołnierze, którzy nas bronili wycofują się, uświadomiliśmy sobie , że również i na nas przyszedł czas, aby opuścić to miasto. Już nikt nas nie bronił przed ISIS". Wydarzenia, które nastąpiły, były dramatyczne. "Ludzie wpadli w panikę. Wielu po prostu chciało zapewnić sobie bezpieczeństwo. Ja uciekłem wraz z rodziną w samochodzie kuzyna. I nawet zapomniałem dowodu tożsamości w tym gorączkowym pośpiechu“. Po opuszczeniu Qaraqosh przybyli do Erbil około pierwszej w nocy. Panował tam kompletny chaos. „Miasto było pełne uchodźców. Musieliśmy spać w ogrodzie pod gołym niebem przy kościele Mar Elia. Następnie zostaliśmy umieszczeni na parkingu. Po kilku tygodniach, wróciliśmy do Mar Elia. Wkrótce udało nam się przenieść do prostego namiotu ".

Dzisiaj, Rami, podobnie jak setki innych ludzi, mieszka w przyczepie kempingowej, która została zakupiona ze środków PKWP. Rok później, Rami nie jest już tak pewien, że wkrótce będzie mógł wrócić do domu. "Nie mogę polegać ani na rządzie ani na armii mojego kraju. Oni po prostu opuścił Mosul i inne miejsca i zostawili je na łasce ISIS“. Dalego właśnie nie wierzy, że będzie mógł wrócić do swojego domu w najbliższym czasie. Jednak dla Rami, problemem jest jeszcze coś więcej . "My, chrześcijanie nie mamy tutaj żadnych praw i nie mamy zapewnionego bezpieczeństwa. Ponadto, szyici i sunnici są w stanie wojny ze sobą. Dlatego chcę się stąd wydostać. I to teraz, a nie w przyszłości. Nie widzę bowiem przyszłości dla mnie tutaj w Iraku. Mam wrażenie, że większość chrześcijan chce wyjechać z Iraku“. Rami chciałby dostać się na Zachód. Jednak, aby to zrobić, będzie musiał zarejestrować się jako uchodźca w ONZ w jednym z sąsiednich krajów. Jednak Rami i jego rodzina nie są w stanie tego zrobić. "Nie wolno nam pracować w Libanie, Turcji i Jordanii. Czasem mija nawet trzy lata zanim dostanie się pozwolenie na opuszczenie kraju. Do tego czasu trzeba żyć z oszczędności, a my takich nie mamy“.

Sana pomaga chrześcijańskim uchodźcom takim jak Rami od samego początku wojny. Młoda kobieta pracuje w chaldejskiej diecezji Erbil. "Usłyszałam w wiadomościach, że bojownicy IS kierują się w stronę chrześcijańskich miast. A potem pierwsi uchodźcy zaczęli tutaj przybywać. Ich liczba zwiększała się przez całą noc aż do następnego ranka“. Podobnie jak wielu młodych ludzi z Erbil, Sana natychmiast zaczęła pomagać nowo przybyłym. "Widok tych ludzi był straszny. Niektórzy dosłownie nie mieli nic. Uciekli bowiem w popłochu. Myśleli, że bojownicy ISIS ich pochwycą. Niektórzy z nich wędrowali ponad dwanaście godzin z Qaraqosh do Erbil, bo drogi były bardzo zatłoczone. Zwykle taka podróż nie zabiera tak dużo czasu". Nie zastanawiając się długo Sana zaczęła udzielać pomocy i pracowała dwanaście godzin na dobę lub więcej, często do późnej nocy. „Nigdy nie zapomnę tych dni. Kiedy patrzę dzisiaj, to zastanawiam się gdzie podziały się te tysiące uchodźców, które przybyły do Erbil w sierpniu. Gdy przybyli tu, spali na gołej podłodze. A teraz każdy ma mieszkanie lub przynajmniej przyczepę samochodową w której mieszka. Wiele się wydarzyło, ale życie nie jest łatwe dla ludzi. Na początku myśleli, że będą tu tylko kilka dni lub tygodni. Jednak potem okazało się, że muszą tu zostać miesiąc, dwa miesiące i dłużej. Wtedy zdali sobie sprawę że życie na wygnaniu prawdopodobnie będzie trwać o wiele dłużej. Wielu straciło nadzieję, że będą kiedykolwiek w stanie wrócić do swych domów“. Sana mówi, że nawet rok później, słowa biskupa Erbil są ukojeniem dla jej duszy. "Kiedy ludzie pytali go, gdzie był Jezus w tych sierpniowych dniach, odpowiedział im podczas kazania: Jezus ucieka z tobą. On biegnie obok ciebie. To jest jedyny powód, dlaczego jeszcze żyjesz..."

Siostra Sanaa również nigdy nie zapomni sierpnia ubiegłego roku. Matka przełożona Zgromadzenia Sióstr Najświętszego Serca Pana Jezusa przypomina:.. "My siostry byłyśmy w Erbil. Przygotowywałyśmy się do naszych corocznych rekolekcji. Wtedy usłyszałyśmy o tym, co wydarzyło się w Qaraqosh i okolicach. Zapytałyśmy biskupa, co powinnyśmy zrobić. Powiedział, że powinnyśmy odbyć nasze rekolekcje. Były to jednak bardzo smutne dni dla nas. Bardzo modliłyśmy się za ludzi, którzy przybywali do Erbil“. Po zakończeniu rekolekcji siostry wyszły na ulice i zobaczyły ludzi leżących na chodnikach. Kościoły, szkoły i inne budynki użyteczności publicznej były już przepełnione. Zakonnice szybko zaczęły pomagać ludziom. Rok później, siostra Sana mówi ze smutkiem. "Taka sytuacja trwa już od roku i tym większe są cierpienie ludzi. Według mnie sytuacja jest gorsza, niż to było kilka miesięcy temu. Nadzieja umiera“. Z tego powodu, zakonnica uznała że tylko modlitwa może przynieść ulgę. "Jako Irakijczycy i jako chrześcijanie nie tracimy ufności poprzez modlitwę. Tylko modlitwa może nam pomóc w tej strasznej sytuacji. Jesteśmy przekonani, że Bóg jest z nami. Proszę pomyśleć o nas 6 sierpnia."

Podobnie jak siostra Sana, ks. Douglas Bazi był początkowo zszokowany rozmiarami kryzysu. Chaldejski kapłana prowadzi Centrum Elia Mar w Erbil. Dokładnie pamięta dzień 6 sierpnia. "Byłem w tym czasie w USA. Wróciłem, jak tylko usłyszałem o tym co się stało. Jednak ze względu na to, że lotnisko w Erbil zostało zamknięte nasz samolot został skierowany do Ankary. Do Erbil przyjechałem 7 sierpnia”. Tam ks. Douglas widział już rozmiar tragedii. "Dziesiątki tysięcy ludzi, którzy przybyli tu z niczym;.... na początku wszystko to wywarło na mnie przytłaczające wrażenie. Ludzie byli zupełnie zagubieni. Na ich twarzach malowała się złość, zamęt i smutek. Dla mnie byli oni jak ciała bez duszy. Niektórzy z nich nawet nie chcieli jeść. Często stawiali pytanie: dlaczego i po co żyć ??? Kiedy ich zobaczyłem, pomyślałem że to już koniec. Jednak na zewnątrz starałem się być silny, ale wewnątrz czułem wyniszczenie. Co możemy zrobić? Wiedziałem, że tylko w samym Qaraqosh mieszka 60 000 chrześcijan. Jak możemy pomóc tak wielu ludziom? ". Jednak ks. Douglas szybko zaczął skupiać wszystkie swoje siły na organizowaniu pomocy.

W międzyczasie życie w Centrum Mar Elia zostało dobrze zorganizowane. Nikt nie śpi na ziemi. Przyczepy kempingowe zapewniają bardziej godne życie dla 130 rodzin. Wiele rodzin znalazło również prawdziwe mieszkania i przenieśli się do nich. "Staram się znaleźć coś do roboty dla ludzi, a zwłaszcza dla chłopców. Oferujemy kursy językowe. Dzieci uczą się gry na instrumentach i korzystania z komputera, ale pytają mnie:... Co dalej będzie? Te pytania mnie przerażają. Wkrótce może i ja nie będę mógł znaleźć na nie odpowiedzi. I co wówczas? Każdy dzień, ludzie tracą coraz więcej nadziei, że kiedykolwiek powrócą do swych domów. Jestem jednak zaskoczony, jak mimo tego ludzie są spokojni ". Ojciec Douglas będzie uczestniczył w nabożeństwie 6 sierpnia. "6 sierpnia jest dniem smutku, ale także dniem, w którym Bóg nas ocalił. Nadal przecież żyjemy. Zostanie odprawiona Msza św. Nie możemy zapomnieć o tym co się stało. Jednak będziemy prosić Boga o przebaczenie sprawcom i o to by zmienili swoje myślenie”. Ks. Douglas Bazi prosi dobroczyńców Pomocy Kościołowi w Potrzebie, aby dołączyli ze swoimi modlitwami. "Czujemy moc ich modlitwy. To jest jedyny powód, że jeszcze możemy tu mieszkać. Jako członkowie jednego ciała Chrystusa jest naszym obowiązkiem, aby być dla siebie. Kościół w Mezopotamii zmaga się ze złem. Proszę, módlcie się, żeby mój lud mógł przeciwstawić się diabłu!".

Katolicka organizacja charytatywna Pomoc Kościołowi w Potrzebie pomaga chrześcijańskim uchodźcom w Iraku na wiele sposobów. Natychmiast po 6 sierpnia, jej delegacja udała się do Iraku, by zorientować się na miejscu w potrzebach. Od tego czasu około 7 milionów euro zostało przekazane na domy i opiekę nad ludźmi oraz na budowę wielu szkół dla tysięcy dzieci uchodźców. Pomoc Kościołowi w Potrzebie wzywa do modlitwy w dniu 6 sierpnia za chrześcijan będących w Iraku.

#PrayForIraq #WeAreChristians #6thAugust

PKWP

Tł. W. Knapik

Twój
koszyk

BRAK PRODUKTÓW