Gruzja: Rozmowa z bp. Pasotto – protagonistą odbudowy lokalnego Kościoła katolickiego po czasach komunizmu
15 lut 2022„Pięknie jest dawać świadectwo o Bogu, który uczy nas poprzez swoje serce poszerzać horyzonty, przestać koncentrować się wyłącznie na własnych interesach”.
Zdj. Ismael Martínez Sánchez, ACN International / Bp Giuseppe Pasotto CSS – Administrator Apostolski Obrządku Łacińskiego na Kaukazie dla Gruzji i Armenii ze stolicą w Tbilisi.
Bp Giuseppe Pasotto CSS (Zgromadzenie Najświętszych Stygmatów; Stygmatycy) pochodzi z Włoch. Od czasu upadku żelaznej kurtyny czuwa i pomaga kształtować losy małego Kościoła rzymskokatolickiego na Kaukazie – najpierw jako misjonarz, od 1996 r. jako administrator apostolski, a od 2000 r. jako biskup diecezjalny.
Co zastał Ksiądz Biskup, kiedy przybył do Gruzji w 1993 roku? Jaki był stan Kościoła katolickiego w tym kraju po 70 latach rządów komunistycznych?
Co zastałem? Trudno jest opisać w kilku słowach sytuację, jaka panowała, gdy przybyłem tutaj w 1993 roku. Gruzja dopiero co uzyskała niepodległość, a Rosja zerwała z nią wszelkie więzi, nawet gospodarcze. Kiedy przyjechałem, był jeszcze gaz, woda i elektryczność. Jednak zaledwie półtora miesiąca później znaleźliśmy się w punkcie, w którym prąd był dostępny tylko przez dwie godziny dziennie, wodę mieliśmy tylko raz na dwa dni, a gaz został całkowicie odcięty. Było bardzo mało towaru do kupienia. Podam przykład: Pewnego dnia poszedłem na rynek, gdyż potrzebowałem cytryny. Nikt ich nie miał, ale w końcu znalazłam kobietę, która miała dwie. Były to jedyne dwa owoce, które miała do sprzedania. Postanowiłem kupić obie. Handlarka powiedziała jednak do mnie: „Sprzedam ci jedną z nich, ktoś inny może potrzebować drugiej”. Byłem zaskoczony i pełen podziwu. Inną rzeczą, której nigdy nie zapomnę, był okrzyk radości, który dało się słyszeć w dniu, kiedy na godzinę lub dwie znów włączono prąd i można było zgasić świece i lampy gazowe.
Przyjechałem tu razem z innym księdzem z mojej małej wspólnoty Stygmatyków, która została założona w Weronie. W tamtym czasie doświadczaliśmy tych samych trudności, co tutejsi mieszkańcy – przede wszystkim zimna i niedostatku. To pomogło nam jeszcze bardziej pokochać tych ludzi i zrozumieć znaczenie wolności. Rozmowy z młodzieżą nauczyły nas, jak ważne jest cierpienie w obronie podstawowych wartości i podtrzymywanie nadziei. Ostatecznie mogliśmy jeszcze lepiej zrozumieć życie tych ludzi, ucząc się języka gruzińskiego, który nie należy do najłatwiejszych i to praktycznie bez żadnych materiałów dydaktycznych. Naprawdę musieliśmy się wiele nauczyć, nie zwracając uwagi na trudności, które nas otaczały. Jednakże to, że byliśmy w tym miejscu właśnie w tamtym czasie, to było opatrznościowe.
Jakie były pierwsze kroki, jakie podjął Ksiądz ze współbraćmi w celu odbudowy wspólnoty katolickiej?
Z Kościoła katolickiego po czasach komunizmu pozostało tylko jedno otwarte miejsce kultu (kościół św. Piotra i Pawła w Tbilisi). Wszystkie wspólnoty, które były rozrzucone po obszarach wiejskich, zostały opuszczone. Pierwszą rzeczą, jaką zrobiliśmy, było ponowne nawiązanie kontaktu, a następnie znalezienie dodatkowych księży z innych krajów i lokalnych kościołów, którzy mogliby nam pomóc. I tak stopniowo zaczęliśmy odbudowywać najważniejsze struktury.
Wydaje mi się, że wiarę katolicką uratował różaniec, nie tylko z resztą w Gruzji, ale we wszystkich krajach komunistycznych. Ludzie zbierali się w domach, aby się modlić, a babcie były tymi, które brały za to odpowiedzialność. Nie trzeba było księdza ani paciorków różańca – „Zdrowaśki” można było liczyć na palcach rąk.
Pierwszym zadaniem, którego się podjęliśmy, było kształcenie katechistów. Na naszym pierwszym letnim obozie formacyjnym zebraliśmy około 30 starszych nastolatków i młodych dorosłych, i przez dziesięć bardzo intensywnych dni prowadziliśmy dla nich zajęcia edukacyjne, aby mogli rozpocząć pracę z dziećmi. Pierwszą rzeczą, jaką wydrukowaliśmy, był Katechizm Kościoła Katolickiego… potem zajęliśmy się kolejnymi sprawami, jedną po drugiej.
Jak przeżywał Ksiądz Biskup konflikt wojenny między Rosją a Gruzją w 2008 roku? Jaką pomoc niósł wtedy Kościół?
Wojna zaczęła się dość niespodziewanie, a przynajmniej ja nie spodziewałem się, że coś takiego może się wydarzyć. Rosja bardzo szybko dała do zrozumienia, że nie ma nadziei dla gruzińskiej armii – rosyjskie bombardowania zbliżyły się nawet do Tbilisi. Po raz pierwszy w życiu widziałem ludzi ogarniętych paniką. Daliśmy uchodźcom z Gori schronienie w naszej auli i opiekowaliśmy się nimi przez cały miesiąc. Do dziś w rocznicę wybuchu wojny przysyłają mi listy z podziękowaniami. Caritas w Gruzji zrobiła bardzo wiele, aby pomóc wysiedlonym, dostarczając posiłki i zapewniając odpowiednie wsparcie. Pamiętam, że jak tylko było to możliwe, ciężarówka z żywnością wyjechała do Gori. Nasze towary były pierwszymi, które tam dotarły. Zostały one dostarczone biskupowi prawosławnemu, aby mógł je rozdać na miejscu potrzebującym.
Zdj. Ismael Martínez Sánchez, ACN International / Widok na kościół św. Józefa Robotnika w Ude, zbudowany w 1998 r. przez katolicką rodzinę i podarowany Kościołowi. Proboszczem jest tu ks. Andrzej Graczyk.
Jakie są dziś największe wyzwania dla Kościoła w Gruzji? Co po wielu latach pracy misyjnej pozostało jeszcze do zrobienia?
Podstawowym wyzwaniem, z którym musimy się zmierzyć, nadal jest ekumenizm. To jest nasze pierwsze zadanie i jest ono bardzo trudne. Kościół prawosławny, ze względu na dziedzictwo swojej przeszłości, wciąż ma trudności z otwarciem się na dialog ekumeniczny. Katolicy doskonale zdają sobie sprawę, że są mniejszością i często spotykają się z dyskryminacją i niesprawiedliwym traktowaniem. Wystarczy przypomnieć sześć kościołów, które zostały skonfiskowane i nigdy nie oddane, czy zakaz zawierania małżeństw międzywyznaniowych. Droga ekumeniczna wymaga dużej cierpliwości i ciągłego poszukiwania nowych, potencjalnych możliwości nawiązania relacji, które mogłyby przerodzić się w budowanie mostów. Ważną rolę odgrywa tu nasz uniwersytet, gdzie większość studentów stanowią niekatolicy.
Myślę, że drugim zadaniem jest formacja naszych wiernych, aby ich wiara stawała się coraz mocniejsza i pewniejsza. Jest to główna troska księży i zakonników w parafiach. Trzecim zadaniem jest ukazywanie miłosiernego i kochającego oblicza Boga, szczególnie wobec tych, którzy przeżywają obecnie wielkie trudności.
Zdajemy sobie sprawę, że jest nas zbyt mało, także dlatego, że obszary naszej pracy stale się powiększają i zmieniają w coraz bardziej złożonym świecie. Na szczęście są młodzi ludzie, którzy przygotowują się do kapłaństwa i życia konsekrowanego. Jednakże ich formacja trwa długo, co jest oczywiście ważne, bo potrzebują oni dobrego wykształcenia. Trudno jest znaleźć księży w innych krajach, którzy byliby chętni do współpracy z nami, zwłaszcza ze względu na barierę językową. Aby nauczyć się gruzińskiego, potrzeba długiego czasu i wielu poświęceń, a język ten jest używany tylko w tym kraju. Ale Pan to widzi i troszczy się.
Jaka Księdza zdaniem przyszłość czeka Kościół katolicki w Gruzji i jak PKWP może go wspierać?
Wsparcie udzielane przez PKWP w ciągu ostatnich kilku lat było niezwykle istotne. Mogę powiedzieć, że wiele osób przyczyniło się do utrzymania naszego Kościoła, ale PKWP zawsze wyróżniało się swoją pomocą dla ośrodków ewangelizacyjnych i formacyjnych. Dzięki PKWP, a co za tym idzie, dzięki tysiącom dobroczyńców, mogliśmy każdego roku realizować różne inicjatywy duszpasterskie, a w szczególności letnie obozy, które organizujemy w celu promowania formacji wiary wśród dzieci i młodzieży. Zawsze byłem tego świadomy i głęboko wdzięczny, że PKWP towarzyszy nam w naszej drodze. Nie widzimy twarzy dobroczyńców PKWP, ale Bóg zna ich wszystkich: będzie im błogosławił i wynagradzał. Zawsze pocieszała mnie świadomość, że siostrzane Kościoły podążają tą samą drogą i wspierają nas. Ostatecznie, zawsze byliśmy po prostu rękami, które realizowały to, co było w sercach tak wielu katolików na całym świecie.
Co chciałby Ksiądz Biskup przekazać naszym dobroczyńcom?
Chciałbym skorzystać z okazji, aby wyrazić moją najgłębszą wdzięczność dla PKWP: nasze podziękowania dla tych, którzy z nami współpracują i którzy są zawsze cierpliwi wobec nas; naprawdę czujemy się kochani. Można by powiedzieć, że finansowo nasz Kościół nie ma prawie nic, ale ufając Bogu jest w stanie przetrwać każdy dzień. Wszyscy jesteśmy wezwani do głoszenia Ewangelii, ale na różne sposoby. Tutaj w Gruzji poznałem wartość słowa „katolik”. To piękna myśl, że my, tutejsi katolicy, możemy pokazać wszystkim Kościołom, jak wspaniale jest mieć serce, które nie zna granic, które nikogo nie faworyzuje, ale które zawsze patrzy poza własne granice. Pięknie jest dawać świadectwo o Bogu, który uczy nas poprzez swoje serce poszerzać horyzonty, przestać koncentrować się wyłącznie na własnych interesach, a zamiast tego otwierać się coraz bardziej. Taka jest Jego miłość do nas. I to jest to, o czym powinniśmy świadczyć i czego powinniśmy nauczać. To jest dobra nowina, ewangelia. I dla mnie to jest właśnie koloryt katolicyzmu.