Egipt: Dziesięć lat od sylwestrowego ataku na chrześcijańskich Koptów
27 gru 2020„Współczuję sprawcom” – rozmowa z jednym z ocalałych.
Zdj. ACN International, Paola Caceres / Kiro Khalil głosi świadectwo podczas nabożeństwa Red Week 2020 zorganizowanego przez ACN Niemcy.
W sylwestrowy wieczór dziesięć lat temu życie dwudziestoletniego wówczas ortodoksyjnego Kopta Kiro Khalila zostało – jak sam to opisuje – „wywrócone do góry nogami”. Wyrażenie to nie oddaje jednak tego, jak przerażające było doświadczenie, przez które przeszedł ten młody człowiek. Przeżył on atak, który był wyraźnie wymierzony w chrześcijan. Zginęło wówczas trzech członków jego najbliższej rodziny.
Po ataku Khalil nadal był dyskryminowany, a nawet grożono mu śmiercią. Został zmuszony do opuszczenia ojczyzny i szukania schronienia w Niemczech – jednak po drodze znalazł również szczęście: właśnie się ożenił. O mocy pojednania, miłości do wrogów i o wierze, która przetrzyma prześladowania rozmawiał z nim Florian Ripka, dyrektor Pomocy Kościołowi w Potrzebie (ACN International) w Niemczech.
Przeżyłeś atak na kościół. Kiedy to było i co się stało?
Straciłem najbliższych członków rodziny podczas ataku na kościół św. Marka i św. Piotra (Al-Qidissine) w moim rodzinnym mieście Aleksandrii. Było to w sylwestra 2010/2011 roku. Modliliśmy się w świątyni, dziękując Bogu za mijający rok. Kiedy wyszliśmy z niej po północy, eksplodowała bomba umieszczona w samochodzie stojącym naprzeciwko kościoła. Zginęły dwadzieścia cztery osoby, a kilkaset zostało rannych. Wśród tych, którzy zginęli, była moja matka, siostra i jedna z moich ciotek. Moja druga siostra, Marina, została ciężko ranna – przeszła łącznie 33 operacje.
Straciłeś najbliższych członków rodziny. Jak radzisz sobie z żalem, a także z gniewem, który musisz czuć wobec sprawców ataku?
Od dziecka byłem obiektem nienawiści i dyskryminacji, ponieważ jestem chrześcijaninem. W szkole często nękano mnie werbalnie, tylko dlatego, że mam na imię Kiro, które jest tradycyjnym chrześcijańskim imieniem. Moja mama nauczyła mnie i moje rodzeństwo kochać naszych bliźnich, bez względu na to, co nam zrobili. Głęboko zaszczepiła w nas przykazanie Jezusa „Kochaj bliźniego swego jak siebie samego”. Po ataku bardzo pomogło mi ono w uporaniu się z moim żalem.
Ostatecznie to twoja wiara była powodem, dla którego ty i twoja rodzina padliście ofiarą tego zamachu. Czy kiedykolwiek wątpiłeś w Boga?
Absolutnie nie. Na wspomnianej mszy w noc sylwestrową w kościele zebrało się cztery tysiące ludzi. Spośród nich na męczenników zostało wybranych trzech członków mojej rodziny. I nawet jeśli to brzmi dziwnie: to, że odczuwam to w ten sposób, zamiast poddawać się rozpaczy lub pytać: „Czy Bóg jest niesprawiedliwy, bo na to pozwolił?”, postrzegam to jako szczególny dar.
Nie udało się zidentyfikować sprawców ataku ani ich pomocników. Co sądzisz o zamachowcach?
Współczuję im. Ekstremiści żyją pod ogromną presją. Uważają, że aby zadowolić Boga, muszą stosować przemoc wobec osób innych wyznań. Ci ludzie mają krew na rękach. Jak człowiek może żyć z tym ciężarem winy? Wyobrażam sobie, że cierpią tak samo mocno z powodu skutków tego ataku jak ja.
Mieszkasz dzisiaj w Münster w Niemczech. Czy czujesz się tu wolny w sposobie wyznawania swojej wiary? Jakie są twoim zdaniem wyzwania, z którymi mierzą się tu wierni?
W Niemczech jest dużo wolności. Często przyjmuje się to jako rzecz oczywistą. Czasami wydaje się, że wiara stopniowo wygasa. Często jest tak, że Kościół jest szczególnie żywy w tych miejscach, które doświadczają prześladowań. W Egipcie chrześcijanie umierają za prawo do życia swoją wiarą. Tu, w Niemczech, kościoły są zamykane lub przekształcane w muzea. To sprawia, że jest mi smutno.