Dwie profesje siostry zakonnej Mariji Bešker z Bośni
08 mar 2018Przedstawiamy relację Josipa Vajdnera o inspirującej kobiecie, która służy drugiemu człowiekowi.
„Jest silniejsza od Tito” [były prezydent Jugosławi – przyp. red.] – mówi lekarz w oddziale chirurgii urazowej Centrum Klinicznego Uniwersytetu w Sarajewie. Siostra szybko odpowiada: „Oczywiście! Prezydent Tito już dawno nie żyje, a ja – dzięki Panu – jestem bardzo żywa”.
Marija Bešker dorastała w czternastoosobowej rodzinie. Większość życia spędziła w szpitalu po tym, jak wybrała swój zawód. Jak sama mówi, nastąpiło to nagle: „Moja ciotka była już siostrą zakonną. Kiedy byłam mała, mój wujek mówił mi, że mogę zostać pewnego dnia Matką Przełożoną. Zdecydowanie tego nie chciałam. Ale pewnego razu, gdy odwiedziłam swoją ciocię w Bijelo Polje [miasto w Czarnogórze – przyp. red.], wszędzie widziałam piękne kwiaty. Zauroczyły mnie tamtejsze ogrody. Tego dnia musiałam przyznać w duchu, że istnieje możliwość, że pewnego dnia stanę się siostrą zakonną „.
Marija podjęła decyzję w wieku 14 lat i dołączyła do Sióstr Franciszkanek Chrystusa Króla w chorwackiej prowincji w pobliżu Mostaru, w regionie Hercegowiny (Pomoc Kościołowi w Potrzebie (ACN) wielokrotnie wspierało siostry franciszkanki). Chociaż głównym obowiązkiem tego zgromadzenia zakonnego była opieka nad sierotami, siostrom nie wolno było prowadzić żadnego przedszkola czy sierocińca, a tym bardziej nie mogły podjąć pracy w szkole za rządów komunistycznego reżimu w Jugosławii. Oznaczało to, że Marija musiała wybrać inny zawód, dlatego też została pielęgniarką.
Pozostała w Sarajewie, nawet podczas wojny
„Nie możesz kupić ani nauczyć się prawdziwej wiary. To wpływa na uczciwe podejście do życia, profesjonalne podejście do pracy i wiele innych rzeczy, to jest miłość do ludzi” -przekonuje dziś 61-letnia Marija. W 1980 r. złożyła śluby wieczyste. Trzy lata przed upadkiem żelaznej kurtyny siostra Marija przeprowadziła się do Sarajewa, stolicy Bośni i Hercegowiny. Zaproponowano jej miejsce w malowniczym mieście Dubrownik, mieście pełnym kultury i poetów na chorwackim wybrzeżu. Jednak siostra postanowiła zostać w Bośni, nawet gdy wkrótce potem wybuchła wojna w tym regionie. Wspomina, że konieczne było znoszenie „rzeczywistości zła” w tamtym czasie. „Jednak z lat wojny pozostało coś pozytywnego. Nawet podczas najgorszych bitew nasz personel medyczny nigdy dzielił potrzebujących na Chorwatów, Serbów i muzułmanów”.
Sposób na właściwe wykorzystanie czasu
Zapytana o swoją pracę, siostra podkreśla: „Nie wystarczy ukończyć szkolenia medycznego. Musisz mieć właściwą postawę; musisz zrozumieć, że to powołanie”. Ta postawa pomogła jej w awansie – dziś jest szefową czwartego Oddziału Chirurgii Urazowej. Nigdy nie napotykała żadnych problemów w pracy ze względu na to, że należy do katolickiego zakonu. „Wszyscy moi koledzy traktują mnie z szacunkiem”. Jednak to nie wystarczy. „Kiedy muszę iść do lekarza, modlę się w duchu: Pomyśl o mnie przenajświętsza Matko Boska, aby lekarz był w dobrym nastroju i wyświadczył mi tę przysługę. Siostra nigdy nie oczekuje niczego w zamian. Zawsze po pracy odwiedza pacjentów, którzy przechodzą trudne chwile, którzy wciąż przeżywają traumę wojny – społecznie, ekonomicznie i psychologicznie.
Jej pragnienie posiadania pięknego ogrodu, takiego jak ten, który widziała w dniu, w którym odwiedziła swoją ciocię, spełniło się. „Kiedy kwiaty w ogrodzie kwitną, całe zmęczenie po prostu odchodzi” – opisuje siostra Marija. Dla niej modlitwa jest najważniejszą częścią życia religijnego, zarówno tego wspólnotowego, jak i prywatnego. Jak zaznacza: „Od starszych kolegów dowiedziałam się, że nadejdzie dzień, w którym będziemy odpowiedzialni za stracony czas”. Siostra Marija z uśmiechem żyje tym, o czym mówi i jak podkreśla: „Im więcej ludzi poświęca się innym, tym większe jest ich zadowolenie i szczęście”.
W 2017 r. Pomoc Kościołowi w Potrzebie przekazało około 80 tys. euro na pomoc wielu wspólnotom zakonnym w Bośni i Hercegowinie. Pieniądze zostały przeznaczone na utrzymanie, pracę duszpasterską i transport.