„Bez wiary nie ma życia”. Świadectwo chrześcijan z Bliskiego Wschodu
11 lis 2023Wobec nasilających się podziałów chrześcijanie stają się narzędziem pokoju. Z ich współczesnego męczeństwa wyłania się obraz wspólnot, które upomną się o najbardziej potrzebujących, a na przemoc odpowiedzą modlitwą. Przed XV Dniem Solidarności z Kościołem Prześladowanym PKWP mówi o roli chrześcijan z Bliskiego Wschodu.
zdj. ACN InternationalRony Tabash żyje z turystyki. Choć w Betlejem nie ma pielgrzymów, on codziennie idzie na plac przed Bazyliką Narodzenia, by otworzyć sklep. Ludzie pytają go: po co? Widzą tylko jego. Rony nie postrzega jednak swojej pracy jako wyłącznie sposobu na zarabianie pieniędzy. Obecność w Ziemi Świętej jest dla niego misją, a on sam stał się dumnym chrześcijaninem i Palestyńczykiem.
„Nie mogę stąd odejść; nie mogę opuścić mojego ojca. Nasza rodzina jest właścicielem tego sklepu od 1927 roku. Mój ojciec mówi mi: +Miej wiarę, Betlejem to święte miejsce, nie zostanie zniszczone+. Tak, zostanę. Żyjemy w miejscu, w którym urodził się Jezus. Nie możemy go opuścić” – mówi. Rony wierzy, że rodzinny biznes przejmie po nim syn Victor. Wciąż, podobnie jak jego najbliżsi, boi się, co może wydarzyć się w przyszłości. Nad Betlejem pojawiły się rakiety. Dzieci są przerażone, przez co wciąż chcą być blisko swoich rodziców, mieć ich w zasięgu wzroku.O sytuacji chrześcijan w Ziemi Świętej kard. Pierbattista Pizzaballa, łaciński patriarcha Jerozolimy, mówił na konferencji poprzedzającej XV Dzień Solidarności z Kościołem Prześladowanym. Wyjaśnił, że po wybuchu wojny ci, którzy żyją z turystyki, stracili źródło utrzymania. Izrael wycofał też na swoim terytorium wszystkie pozwolenia na pracę dla Palestyńczyków, wśród nich dla chrześcijan. „Z trwogą zadajemy sobie pytanie, czy wycofanie tych pozwoleń jest tylko na czas wojny, czy zostanie wprowadzone na stałe” – zaznaczył kard. Pizzaballa.
Patriarcha relacjonował Papieskiemu Stowarzyszeniu Pomoc Kościołowi w Potrzebie, co dzieje się obecnie z liczącą około tysiąca osób wspólnotą wiernych w Gazie. Przebywają oni w miejscu, jakie zostało uznane za obszar wojny. Kard. Pizzaballa wyjaśnił, że podejmowane były rozmowy o opuszczeniu przez nich tego terenu, ale ostatnia ich odpowiedź brzmi: zostajemy. Zaznaczył, że prawie wszystkie rodziny straciły dach nad głową, a ich decyzja o pozostaniu ma swoje uzasadnienie.
POMÓŻ TERAZ
87 1020 1068 0000 1402 0096 8990z dopiskiem „Bliski Wschód”
Korzystając z serwisuDotpay S.A przekaż ofiarę
„Nie mają dokąd uciec, wszystkie struktury na południe od Gazy są przepełnione, więc nie ma możliwości, by przyjęci zostali jako uchodźcy. Alternatywą byłoby odejść w jakieś puste miejsca, gdzie nie ma ludności, a jest tylko teren, ale to żadne rozwiązanie, bo tam nie będzie wody. Przemieszczanie się jest bardzo niebezpieczne, dlatego odpowiedzieli, że wolą umrzeć na swojej ziemi” – przekazał patriarcha. Nazwał chrześcijan w Gazie „piękną wspólnotą”. „Mimo tego, co przeżywają, świadczą o ogromnej wierze” – podkreślił.
Od 2000 roku w mieście działała szkoła założona przez Siostry Różańca Świętego. Początkowo kształciła 160 uczniów, ale już w tym roku ich liczba wzrosła do 1250. Wśród nich byli chrześcijanie i muzułmanie. Była to jedna z największych placówek w Gazie, oferująca wysoką jakość edukacji dla biednych społeczności. Wpisywała się w pracę, jaką podejmuje Kościół w Ziemi Świętej, gdzie szkoły, w których dzieci różnych religii wspólnie się uczą, są początkiem dla jutra bez przemocy i wojen.Siostra Nabila Saleh, jeszcze przed wybuchem wojny, mówiła, że placówka jest potrzebna chrześcijanom. „Naszym obowiązkiem jest służyć całej społeczności, bez wyjątków. Naszym głównym celem jest wzmocnienie chrześcijan w ich ojczyźnie. Bardzo ważna jest dla nas służba na rzecz edukacji młodzieży” – podkreślała. 4 listopada otrzymała smutną wiadomość, że budynek szkoły, której była dyrektorem, został trafiony pociskiem.
„Wszystko jest zrujnowane. Pękło mi serce” – powiedziała siostra Nabila. Zniszczone zostało m.in. duże boisko na dziedzińcu placówki, a jeden z budynków zawalił się.
Szkoły, gdzie w jednej ławce mogą usiąść dzieci z rodzin chrześcijańskich i muzułmańskich, to wspólny mianownik dla Ziemi Świętej i Libanu. Maronicki patriarcha kard. Béchara Boutros Raï wezwał urzędników państwowych, by podjęli działania, które utrzymają kraj z dala od wojny. Kryzys polityczny i ekonomiczny, jaki ciągnie się tam od kilku lat, zachwiał stabilnością Libanu, a wielu jego mieszkańców pogrążył w ogromnej biedzie, co przyspiesza migrację.
Pomoc Kościołowi w Potrzebie dotarła do świadectwa Jessi, dyrektor jednej ze szkół, która na codzienny dojazd do pracy wydaje wszystko, co zarobi. Musiała szukać nowego miejsca, gdzie otrzymuje drugą pensję i z niej utrzymuje siebie i najbliższych. Kobieta nie chce opuścić uczniów. Doskonale wie, że zamknięte szkoły zabiorą jej podopiecznym szansę na lepszą przyszłość. „To jest sytuacja, w której trzeba przetrwać. Nie chodzi o dobrobyt czy rozwój, chodzi o przetrwanie. My tu w Libanie ledwo żyjemy. Nigdy nie traktowaliśmy nauczania jako pracy. To zawsze była misja” – zaznaczyła Jessi.Zdj. ACN InternationalW Kraju Cedrów, ze względu na dramatyczną sytuację ekonomiczną, coraz więcej rodzin ogranicza wydatki na kształcenie dzieci. Co dziesiąte musi chodzić do pracy, by wspomóc utrzymanie domu. W przypadku syryjskich uchodźców ten wskaźnik wzrasta do ok. 25 proc.
Świadectwo chrześcijan z Ziemi Świętej i Libanu Pomoc Kościołowi w Potrzebie nagłaśnia przed XV Dniem Solidarności z Kościołem Prześladowanym. Inicjatywa, jakiej od początku towarzyszy wsparcie Konferencji Episkopatu Polski, w tym roku upomina się o cierpiących na Bliskim Wschodzie.
Biuro Prasowe PKWP Polska