Armenia: Uchodźcy z Górskiego Karabachu walczą o przetrwanie
21 gru 2021PKWP finansuje zakwaterowanie, środki do życia, opiekę psychologiczną i duszpasterską.
Zdj. Ismael Martínez Sánchez, ACN International / Lida z wnuczką Nané – uchodźcy z Górskiego Kanrabachu, w miejscu obecnego zamieszkania – w Artashat w Armenii, 2021 r.
27 września 2020 r. ledwo zauważony przez świat konflikt między Armenią a Azerbejdżanem przerodził się w wojnę w Górskim Karabachu. Zawieszenie broni między dwoma krajami zostało wynegocjowane 9 listopada 2020 r. Wojna ta dodała niewidzianą dotąd warstwę brutalności do długotrwałego konfliktu i doprowadziła do katastrofy humanitarnej – do niezliczonych zbrodni wojennych doliczyć należy ponad 4 tys. poległych ormiańskich żołnierzy – prawie całe pokolenie młodych mężczyzn – i około 90 tys. uchodźców. Tylko około 25 tys. z nich zdołało powrócić do swoich domów. Pozostali są uwięzieni w Armenii, walcząc o przetrwanie i powrót do normalnego życia.
Wiele organizacji charytatywnych opuściło Armenię, a w wielu miejscach pomoc państwa nie jest już możliwa. W październiku br. członkowie Papieskiego Stowarzyszenia Pomoc Kościołowi w Potrzebie (ACN International) odwiedzili kraj, aby przyjrzeć się sytuacji i dowiedzieć się, jak obecnie można najskuteczniej pomóc. Przedstawiciele PKWP mieli wówczas okazję spotkać się z wieloma rodzinami uchodźców. Jedną z nich była rodzina Lidy, która opowiedziała o swoich najbliższych i o tym, co przeszła.
Artashat to małe miasteczko położone w miejscu, gdzie stykają się granice Armenii, Turcji i Azerbejdżanu. Pozostawiliśmy za sobą centrum miasta i jedziemy długą, zakurzoną szutrową drogą, która wydaje się prowadzić donikąd. Po obu stronach drogi znajdują się opuszczone zakłady przemysłowe – relikty czasów radzieckich. Po około pięciu kilometrach skręcamy i wjeżdżamy na teren jednego z nich. Na najdalszym skraju stoi dom, na pierwszy rzut oka opuszczony. Pozory są jednak mylące. W drzwiach czeka na nas Lida, blondwłosa kobieta w średnim wieku. Jej twarz jest zmęczona, ale ona, jej synowa Mariam i jej mała wnuczka Nané cieszą się, że ich odwiedzamy. Podczas gdy Mariam robi nam kawę w prowizorycznej kuchni, Lida opowiada o tym, co przeżyli w ciągu ostatniego roku:
„W Górskim Karabachu wiedliśmy dobre życie. Od wielu lat jestem wdową, ale dzięki pracy nauczycielki (z 22-letnim stażem) byłam w stanie zapewnić dobre utrzymanie moim dwóm synom. Mieliśmy mały domek i wszystko, co było nam potrzebne. W zeszłym roku gwałtownie się to zmieniło – 27 września moi dwaj synowie wyjechali, aby wstąpić do wojska i walczyć. Mieli 22 i 24 lata. Zostałyśmy same z synową i wnuczką. Wtedy zaczęło się bombardowanie. Najpierw próbowałyśmy schronić się pod stołem. Później ukryłyśmy się w piwnicy z niewielką ilością jedzenia i wody. Nie było już elektryczności ani bieżącej wody. Kiedy starsi powiedzieli nam, że musimy opuścić wioskę, najpierw uciekłyśmy do Berdzoru, a tydzień później zostałyśmy przewiezione autobusem do Armenii. Miałyśmy ze sobą tylko walizkę. Na początku udało nam się zamieszkać u krewnych w Artashat. Ale nie mogłyśmy tam zostać na stałe. Byłyśmy ciężarem dla rodziny. Obecnie od sześciu miesięcy mieszkamy tutaj”.
Pokazuje nam mieszkanie: wszystko jest czyste i schludne, ale umeblowane i wyposażone spartańsko w najpotrzebniejsze rzeczy, bez prądu i bieżącej wody. „Raz w tygodniu chodzimy po wodę do naszych krewnych”- tłumaczy Lida. W suficie jest ogromna dziura, przez którą można zajrzeć na pierwsze piętro. Rodzina zaciągnęła pożyczkę, aby móc kupić najbardziej podstawowe wyposażenie. „I to pomimo tego, że wciąż spłacamy kredyt w Górskim Karabachu, który zaciągnęliśmy na przedszkole, gdy dowiedzieliśmy się, że urodzi się Nané. Tamtejszy bank nie ma litości. Nie mam pojęcia, jak my sobie kiedykolwiek poradzimy”.
Zdj. Ismael Martínez Sánchez, ACN International / Mariam, synowa Lidi; W suficie domu jest ogromna dziura, przez którą można zajrzeć na pierwsze piętro; Artashat w Armenii, 2021 r.
Jedyną pomocą, jaką otrzymali, była wypłata 150 U$D w ciągu pierwszych czterech miesięcy. Ci, którzy stracili członka rodziny, otrzymali ryczałt w wysokości 20 tys. U$D. Na szczęście obaj synowie Lidy wrócili z wojny do domu. Jednak starszy z nich przeżywa poważną traumę i obecnie nie jest w stanie pracować. „Młodszy syn znalazł pracę w fabryce konserw, trochę dalej od drogi, ale jest ona słabo płatna. Pierwsze wynagrodzenie otrzymał dopiero po sześciu miesiącach. Staram się pomóc w utrzymaniu rodziny, udzielając korepetycji dwóm uczniom”.
Kiedy Lida mówi o swoim domu w Górskim Karabachu, ma łzy w oczach: „Właściwie oczekuje się od nas, że wrócimy do naszych domów – pod warunkiem, że nie zostały zniszczone. Ale tam nie jest bezpiecznie. W razie wątpliwości, żołnierze <Mirotvorcy> (rosyjskie siły <pokojowe>), stacjonujący na granicy, przymkną oko. Jednak Azerbejdżanie zajęli nasz dom i beztrosko piszą o tym na Facebooku”.
Utrata dachu nad głową, utrata pracy, a tym samym środków do życia, trauma, której doświadczyli – to wszystko osłabiło nie tylko Lidę i jej rodzinę, ale także tysiące innych osób.
Jak to często bywa, Kościół katolicki jest tym, który przejmuje opiekę nad ludźmi, gdy pomoc państwa nie jest już możliwa. Kościół zapewnia nie tylko pomoc duchową i psychologiczną, aby pomóc uporać się z traumą, ale także wsparcie materialne: pomaga, gdy niepełnosprawni weterani potrzebują przystosowanego do ich potrzeb mieszkania, gdy kilka napraw poprawi sytuację życiową rodziny lub gdy, na przykład, łazienka uchroni rodzinę przed koniecznością wędrówki przez podwórko w mroźną pogodę.
Ponieważ wiele rodzin – przynajmniej tymczasowo – straciło swoich żywicieli (część z nich pracuje w Rosji, część pozostała w Górskim Karabachu lub przechodzi rehabilitację), w kraju, w którym rośnie bezrobocie i ceny, Kościół pomaga także pozbawionym środków do życia rodzinom. Jeśli to tylko możliwe, pomaga im w znalezieniu pracy.
PKWP wspiera lokalny Kościół poprzez finansowanie przez okres 15 miesięcy pakietów pomocy doraźnej dla 150 rodzin mieszkających w mieście Goris, położonym blisko granicy z Górskim Karabachem w Obwodzie Syunik. W skład pakietu wchodzą wszystkie wymienione wyżej elementy: zakwaterowanie, środki do życia, opieka psychologiczna i duszpasterska.