Jaka jest misja i powołanie kobiet w Kościele? Czy ogranicza się do tradycyjnych ról, czy też otwiera przed nimi nowe przestrzenie działania? Odpowiedzi na te pytania szukano podczas panelu dyskusyjnego, który odbył się w Krakowie 25 lutego w „Polach Dialogu Cafe„.
W panelu wzięły udział trzy prelegentki: dr Paulina Szydłowska – filozofka, wykładowczyni i matka, dr hab. s. Emmanuela Klich OSU – zakonnica i biblistka oraz Ewa Nowak – filolog i specjalistka ds. mediów społecznościowych. Wydarzenie zostało zorganizowane przez Pomoc Kościołowi w Potrzebie oraz Instytut Tertio Millennio.
Różne drogi, jedno powołanie
„Przykład Maryi pokazuje nam dwie drogi: albo dziewicy konsekrowanej, albo żony i matki. Te dwie drogi katoliczki muszą rozeznać w swoim życiu” – podkreśliła dr Paulina Szydłowska, nawiązując do swojej pracy naukowej i doświadczeń we wspólnocie eucharystycznej Chrystus w Starym Mieście. Założyła ją przy Bazylice Mariackiej. Jak zaznaczyła, kobiety w Kościele mogą odgrywać różne role, ale ich wspólnym mianownikiem powinno być odkrycie swojego powołania i realizacja go w duchu wierności Ewangelii.
Podobne spojrzenie zaprezentowała dr hab. s. Emmanuela Klich OSU, wskazując na potrzebę odkrywania tożsamości jako fundamentu działania w Kościele. „Wchodzenie w role, co kto robi w Kościele, nie jest dobrym kierunkiem. Raczej warto popatrzeć, kim ja jestem i do czego przez to moje „jestem” zaprasza mnie Pan Bóg. Bardzo ważne jest, żebyśmy nie redukowali siebie do przekonania, że człowiek spełnia się tylko przez działanie. Spełnia się przede wszystkim przez to, jaki jest” – mówiła, zachęcając do głębszej refleksji nad duchową tożsamością kobiet.
Kościół słuchający i otwarty
Z kolei Ewa Nowak zwróciła uwagę na potrzebę większej otwartości Kościoła na głos kobiet i odejścia od stereotypowego postrzegania ich ról. „Kościół powinien być bardziej wrażliwy i słuchający, a nie ograniczony stereotypami. Od siebie trzeba zacząć – odkryć swoje powołanie, co mi daje chrzest i relacja z Jezusem, bo mam wrażenie, że to się gdzieś zagubiło” – podkreśliła.
Kobiety niosące dobro
Tysiące kobiet na całym świecie angażuje się w życie Kościoła. Od misjonarek po świeckie wolontariuszki, które każdego dnia służą pomocą materialną, duchową i psychologiczną. Ich działalność pokazuje, że Kościół jest miejscem, gdzie mogą rozwijać swoje talenty i umiejętności w służbie innym.
Dzięki Pomocy Kościołowi w Potrzebie, możliwe jest realizowanie inicjatyw, które wnoszą solidarność i wzmacniają społeczność wierzących. Spotkanie w „Pola Dialogu Cafe” było okazją do zwrócenia uwagi na znaczenie kobiecej obecności w Kościele.
Dziękujemy wszystkim uczestnikom i partnerom wydarzenia. W szczególności Instytutowi Tertio Millennio, za wspólne poszukiwanie odpowiedzi na pytania o misję i powołanie kobiet w Kościele.
Biskup Simon Kulli z diecezji Sapë w północnej Albanii opowiada o albańskich męczennikach i ich świadectwie nadziei dla Kościoła podczas wizyty w międzynarodowej siedzibie Papieskiego Stowarzyszenia Pomoc Kościołowi w Potrzebie (ACN) w ramach tegorocznej kampanii wielkopostnej.
Urodził się Ksiądz w czasach, gdy chrześcijaństwo było zakazane w Albanii. Jak w Pańskiej rodzinie przekazywano wiarę w okresie reżimu komunistycznego?
Przyszedłem na świat w Albanii 52 lata temu, gdy reżim komunistyczny był u szczytu swojej władzy. Moje dzieciństwo nie różniło się od losu innych dzieci w kraju – wszyscy jednakowo cierpieliśmy pod jarzmem komunizmu. Mimo zakazu praktykowania wiary, moi dziadkowie przekazali mi ją w tajemnicy. Gdy miałem tydzień, zabrali mnie na potajemny chrzest. To był prawdziwy cud.
Reżim zamknął nas w granicach naszego kraju. Mówili nam, że żyjemy w raju, że mamy wszystko i niczego nam nie brakuje. Kiedy system upadł, nie wiedzieliśmy nic o świecie. Nie mieliśmy pojęcia, jak wyglądają Włochy, Niemcy czy Ameryka. Panowała ogromna bieda, a władza wykorzystywała ludzi. Komunizm oznaczał życie bez wiary, bez Chrystusa, bez religii.
Został Ksiądz ochrzczony w tajemnicy. Czy tak samo przekazywano wiarę?
Tak, w mojej rodzinie to dziadkowie uczyli nas modlitw. Przekazali nam Ojcze nasz, znak krzyża i Zdrowaś Maryjo. Zawsze robili to w ukryciu, w gronie najbliższych. W szkole czy wśród przyjaciół nie mogliśmy o tym mówić, bo groziło to aresztowaniem naszych bliskich. Reżim nie pozwalał nawet czynić znaku krzyża. W domu modliliśmy się przed posiłkami. Pamiętam, jak mój dziadek žgnał się, patrząc na pustą ścianę. Dopiero po upadku komunizmu wyjaśnił, że wmurował tam krzyż.
Czy ochrzcił Księdza kapłan?
Nie, zrobiła to siostra Maria Kaleta, stygmatyczka, która zmarła trzy lata temu. Wszyscy nazywaliśmy ją „ciocią”, bo jako starsza zakonnica pomagała w ukryciu. Przenosiła Najświętszy Sakrament z więzień, gdzie kapłani potajemnie odprawiali Msze. Podczas wizyt przekazywali jej konsekrowane hostie ukryte w brudnej bieliźnie, a ona zanosiła je chorym. Mój chrzest stał się wielkim darem od Boga. Gdyby ktokolwiek o nim doniósł, moja rodzina trafiłaby do więzienia.
Wielu z nas uważa prześladowania za odległą rzeczywistość, ale Ksiądz zna ofiary tych represji. Co to dla Księdza znaczy?
Miałem szczęście spotkać żyjących „męczenników” – ludzi, którzy spędzili lata w więzieniach, niektórzy nawet 28 lat. Jako młody chłopak, który odczuwał brutalność komunizmu, poznałem księży, takich jak ks. Martin Trushi, ks. Shtjefen Pistulli, kard. Mikel Kolici, ks. Gjergj Vata oraz wielu jezuitów i duchownych diecezjalnych. Ich obecność napawała mnie nadzieją. Nigdy nie trafiłem do więzienia, ale żyłem w kraju, który odebrał ludziom najważniejsze pożywienie – wiarę. Ich świadectwo umocniło mnie na przyszłość.
Jak Ksiądz odkrył swoje powołanie w kraju bez wiary?
Gdy po raz pierwszy zobaczyłem starego kapłana odprawiającego Mszę Świętą po łacinie w mojej parafii, poczułem, że Bóg mnie woła. To była pierwsza Msza po przywróceniu wolności religijnej w Albanii. Patrzyłem na tego wycierpianego kapłana, który z trudem odprawiał Mszę, pochylony nad ołtarzem po latach więzienia. Wtedy pomyślałem, że mogę go zastąpić. Pierwszą osobą, której o tym powiedziałem, była siostra Maria.
Jakie przesłanie ma Ksiądz dla chrześcijan żyjących w krajach, gdzie wiarę nadal się prześladuje?
Po śmierci zawsze nadchodzi zmartwychwstanie. Jezus zwycięża cierpienie. Trwajcie mocno w wierze, nie lękajcie się prześladowań, bo Chrystus zawsze wygrywa. On daje nam siłę do pokonywania trudności. Idźcie naprzód z odwagą, modlitwą i miłością, bo z Chrystusem można pokonać każdy prób.
Co chciałby Ksiądz powiedzieć dobroczyńcom PKWP?
Z całego serca dziękuję wszystkim, którzy wspierają stowarzyszenie Pomoc Kościołowi w Potrzebie. Wasza pomoc stanowi znak nadziei dla tych, którzy najbardziej jej potrzebują. Niech Bóg wam błogosławi i wynagrodzi waszą hojność!
Wojna w Ukrainie sieje ogromne spustoszenie. W wyniku inwazji rosyjskiej giną tam nie tylko żołnierze, ale również cywile – kobiety i dzieci. Ale nawet na wojnie Bóg jest i działa. Doświadczyła tego siostra Bonifacja, Terezjanka, zakrystianka w sanktuarium Matki Boskiej Berdyczowskiej – ukraińskiej Częstochowie. Już kilka razy już doświadczyła bombardowania okolic Żytomierza.
„Tynk się sypał, a okna wypadały 20 kilometrów od wybuchu”
Choć siostra Bonifacja na froncie nie była, to wojna, jak dla każdego mieszkańca Ukrainy dotarła i do niej. Misjonarka należy do Zgromadzenia Świętej Teresy od Dzieciątka Jezus i pracuje w sanktuarium.
„Na początku wojny było bombardowanie w naszym mieście. Potem kilkukrotnie bombardowano okolice Żytomierza. Jedno takie mocniejsze było w niedzielę Zesłania Ducha Świętego” – opowiada zakonnica.
„Mimo, że dzieliło nas 40 kilometrów, to wszystkie drzwi się tu trzęsły. Ta detonacja musiała być ogromna.” – relacjonuje. „Jedna z sióstr słyszała od dzieci w szkole 20 kilometrów stąd, że tynk spadał ze ścian, okna wypadały.” – dopowiada.
„U nas jest szpital wojskowy, więc wielu mamy tu rannych [z frontu]. A do sanktuarium przychodzą żołnierze i dają na mszę świętą za swoich zmarłych współbraci, swoich znajomych z wojska, którzy zginęli na froncie. Nie ma tu osoby, która nie miałaby kogoś z rodziny, kto jest lub był na wojnie, kto został ranny lub zginął.”
Zamiast do cerkwi, przychodzą do kościoła
Według statystyk sprzed kilku lat, większość Ukraińców to wyznawcy prawosławia. Sytuacja jednak dramatycznie się zmieniła po pełnoskalowej rosyjskiej inwazji naszego wschodniego sąsiada. Wielu ludzi traci wiarę. Inni – nie mogą się przemóc by modlić się o pokój w cerkwi – kojarzonej teraz jednoznacznie z najeźdźcą. „Przez wojnę właśnie, do kościoła przychodzi wielu ludzi, którzy mówią, że trudno jest im chodzić do cerkwi.” – tłumaczy siostra Bonifacja. „Mówią, że to w kościele [katolickim] odnajdują Boga.”
Uratowani przed bombą
Będąc zakrystianką w berdyczowskim sanktuarium, siostra Bonifacja ma możliwość usłyszeć wiele świadectw Bożej interwencji podczas wojny w Ukrainie. Tak jak wierni, którzy się z nią tymi świadectwami dzielili, opowiada z przejęciem: „Przychodziła pani ze swoją nastoletnią córką. Jej mąż był medykiem na froncie. Gdy zaczęła się wojna ta pani wyjechała z córką do Hiszpanii, ale cały czas towarzyszyła mężowi modlitwą. Pewnego dnia gdy modliła się w sanktuarium, otrzymała telefon od męża. Miał zmieniony głos. Opowiedział, że właśnie doświadczył cudu. Jechał w busie, który przewoził rannych i umierających żołnierzy. W pewnym momencie kierowca zahamował, a zaraz przed busem wybuchła bomba. Kiedy zapytał kierowcy, czemu ten przycisnął pedał hamulca, kierowca odpowiedział: „Nie wiem, tak po prostu, noga poleciała na hamulec”. Kobieta opowiadała, że to musiało być wtedy, kiedy one modliły się o Bożą obronę dla męża.”
Polacy świadectwem wiary
Nie tylko niechęć do Rosjan przybliża Ukraińców do Kościoła katolickiego. Często przychodzą, widząc przykład w Polakach. „Pewnego razu do sanktuarium przyszła pani z ośmioletnim dzieckiem, żeby zapisać je na katechezę.” – opowiada siostra Bonifacja. „Byli wcześniej w Polsce, uciekając przed wojną. Przyjęła ich tam katolicka rodzina. Chodzili razem do kościoła. Dziecku tak się podobało, że stwierdziła, że jak wróci na Ukrainę, to zapisze je na katechezę.” – relacjonuje.
Choć Ukraińcy często przyznają, że nie zawsze okazują wdzięczność za otrzymaną pomoc, to dzielą się swoimi doświadczeniami wsparcia udzielonego im przez Polaków. Siostra Bonifacja, będąc Polką, wielokrotnie słyszała historie, które Ukraińcy uzyskawszy w naszym kraju schronienie zachowują w sercu na zawsze. „Jedna z moich uczennic [z czasów, kiedy byłam jeszcze katechetką] wraz z dwójką dzieci otrzymała schronienie w Warszawie.” – mówi. „Inna kobieta opowiadała mi, że jakaś rodzina dała im swoje jednopokojowe mieszkanie w Warszawie. Dowozili im jedzenie i inne potrzebne rzeczy. Nawet telewizor, żeby wiedzieli, co dzieje się w ich kraju. Po ujawnieniu zbrodni w Irpieniu i Buczy, gospodarze całą rodziną przyjechali, by ich pocieszyć i okazać wsparcie.” – mówi ze wzruszeniem siostra Bonifacja.
Ukraińska Częstochowa
Takich świadectw jest dużo więcej. Siostra je zna, bo posługuje w Berdyczowie. Tu bije katolickie serce Ukrainy – karmelickie sanktuarium maryjne, znane ze swojego cudownego obrazu Matki Bożej Berdyczowskiej. Obraz ten jest koronowanym wizerunkiem, czczonym przez miliony pielgrzymów.
Zgromadzenie Świętej Teresy od Dzieciątka Jezus wspiera działalność tego sanktuarium i organizuje duchowe spotkania, rekolekcje oraz modlitwy, w tym specjalne msze za osoby będące na wojnie. Choć jej zgromadzenie założone było w Polsce, jest obecnie jedyną Polką w berdyczowskiej wspólnocie zgromadzenia Terezjanek, od założenia skierowanej na posługę na ziemiach wschodnich.
Najstarszy więzień świata
Mimo wojny siostry Terezjanki nigdy nie myślały o opuszczeniu Ukrainy. „Takie jest nasze powołanie – służyć na wschodzie, nawet w najtrudniejszych okolicznościach” – podkreśla.
Za wzór stawiają swojego założyciela. „Sługa Boży biskup Adolf Piotr Szelążek był podczas II wojny światowej na Wołyniu, którego nie chciał opuścić” – mówi siostra Bonifacja. „Gdy był zmuszany do wyjazdu przez radzieckie władze, powiedział, że to jest jego miejsce wyznaczone przez Ojca Świętego, to jest jego diecezja.”
Latem 1944 roku, gdy Armia Czerwona zajęła Wołyń, biskup Szelążek mianował administratorów apostolskich dla dawnych diecezji kamienieckiej i żytomierskiej. Wraz z kilkoma kapłanami rozpoczęli pracę duszpasterską. Jednak w styczniu 1945 roku NKWD go aresztowało.
„Oskarżony o szpiegostwo na rzecz Watykanu, przez 16 miesięcy więziony był w Kijowie. Skazany na karę śmierci” – opowiada siostra. „Udało się go jednak uratować dzięki wstawiennictwu z Watykanu i Stanów Zjednoczonych. W więzieniu, gdzie trafił w wieku 80 lat jako najstarszy wtedy więzień świata, przetrwał wiele tortur – tak zwanych nocnych przesłuchań.”
Przed deportacją do Polski zapytano go o ostatnie życzenie. „Chciał wrócić do Łucka. Gdy nie otrzymał na to zgody, poprosił, by mógł zwiedzić Kijów. Pomimo że przebywał tam w więzieniu przez 16 miesięcy, jeszcze nie widział tego miasta. Obwieźli więc go po Kijowie więziennym samochodem” – relacjonuje siostra.
Siostra Bonifacja
Siostra Bonifacja Śliżewska to polska zakonnica, która od ponad 20 lat służy na Ukrainie, głównie w Berdyczowie. Jej Zgromadzenie prowadzi działalność misyjną, katechetyczną oraz charytatywną na obszarze, gdzie katolicy są mniejszością w porównaniu do wyznawców prawosławia.
W Berdyczowie, w sercu ukraińskiego katolickiego sanktuarium, siostra spotyka się z osobami szukającymi pocieszenia i odnowy duchowej, zwłaszcza w obliczu wojny. Ukraińskiego nauczyła się czytając Pismo Święte tym języku i prowadząc zajęcia z dziećmi.
Choć w kraju panuje kruchy pokój, wciąż występują problemy z bezpieczeństwem. Biskupi Republiki Środkowoafrykańskiej apelują do społeczności międzynarodowej, by nie zapominała o ich narodzie. Podkreślają, że Kościół będzie nadal odgrywał swoją proroczą rolę.
Dialog między chrześcijańskimi i muzułmańskimi liderami religijnymi odegrał kluczową rolę w budowaniu pokoju po brutalnej wojnie domowej. W przeciwieństwie do sąsiednich krajów, takich jak Czad czy Nigeria, gdzie religia często zaostrza konflikty, w Republice Środkowoafrykańskiej stała się ona mostem porozumienia.
Podczas wizyty w siedzibie organizacji Pomoc Kościołowi w Potrzebie (ACN) biskupi podkreślili, że Kościół katolicki od początku angażował się w dialog, współpracując z przedstawicielami innych wyznań. Kardynał Dieudonné Nzapalainga, arcybiskup Bangi, biskup Nestor-Désiré Nongo-Aziagbia z Bossangoa oraz biskup Bertrand Guy Richard Appora-Ngalanibé z Bambari podkreślili, że przywódcy religijni odegrali „proroczą” rolę w promowaniu pokoju.
„Religia nas nie dzieli, lecz łączy”
Wojna domowa groziła przekształceniem się w otwarty konflikt między muzułmanami a chrześcijanami, ale determinacja przywódców religijnych temu zapobiegła. „Przedstawiciele katolików, protestantów i muzułmanów wspólnie apelowali o pokój, jeżdżąc po świecie, by ich głos został usłyszany” – mówi biskup Nestor-Désiré.
Kardynał Nzapalainga dodaje: „Religia nas nie dzieli, lecz łączy. Muzułmanie, protestanci, katolicy – musimy się kochać, bo jesteśmy braćmi. To diabeł nas dzieli, ale my, jako liderzy, mamy misję proroczą: mówimy 'nie’ przemocy, 'tak’ miłości, pokojowi i pojednaniu”.
Pokój, jak podkreśla kardynał, jest fundamentem rozwoju. „Musimy być budowniczymi pokoju. Naszym zadaniem jest docierać do serc ludzi, skłaniać ich do rozmów i wspólnego szukania rozwiązań. Dialog jest kluczem” – tłumaczy.
Apel do społeczności międzynarodowej
„Krok po kroku nadzieja się odradza. Dzięki temu dzieci mogą wracać do szkół, rodzice pracować na roli, a chorzy otrzymywać leczenie” – mówi kardynał Nzapalainga.
Obecność misji ONZ i zagraniczne interwencje pomogły ograniczyć przemoc, ale w niektórych regionach wciąż panuje chaos. „Z powodu otwarcia naszego rządu na współpracę z Rosją, Republika Środkowoafrykańska została odsunięta na margines międzynarodowej pomocy. Ale ludzie nie powinni być karani za decyzje polityków” – apeluje biskup Nestor-Désiré. „Zwracam się do społeczności międzynarodowej o dalsze wsparcie dla mieszkańców naszego kraju, którzy dążą do pokoju i rozwoju”.
Kościół katolicki, jak zapewniają biskupi, nadal będzie stał na straży prawdy i pracował na rzecz pokoju. „Nasza misja to nie tylko głoszenie Ewangelii, ale także wspieranie ludzi poprzez szkoły, ośrodki zdrowia i pomoc humanitarną” – mówi biskup Nestor-Désiré.
Wdzięczność za wsparcie PKWP
Działalność Kościoła nie byłaby możliwa bez wsparcia organizacji takich jak Pomoc Kościołowi w Potrzebie. „Dzięki pomocy, jaką otrzymujemy, nasi kapłani, biskupi oraz zakonnicy mogą kontynuować swoją misję. To wsparcie nie ogranicza się do finansów – to przede wszystkim troska o duszpasterstwo. W imieniu ludu Bożego w Republice Środkowoafrykańskiej dziękujemy PKWP za pomoc i solidarność” – mówi biskup Bertrand Guy Richard.
Oświadczenie Reginy Lynch prezydent zarządzającej ACN International (PKWP)
„Z głębokim smutkiem przyjęliśmy tragiczną wiadomość o brutalnym morderstwie ojca Donalda Martina Ye Naing Wina, 44-letniego księdza katolickiej archidiecezji Mandalay w centralnej części Myanmar. Jego pozbawione życia, okaleczone ciało, noszące liczne rany kłute, zostało odnalezione przez członków jego wspólnoty w piątek na terenie parafii Matki Bożej z Lourdes, gdzie posługiwał.
Ten przerażający akt przemocy, popełniony w nocy z piątku, 14 lutego 2025 roku, wywołał głęboki smutek i szok w katolickiej społeczności w Myanmar i na całym świecie.
Międzynarodowa organizacja Pomoc Kościołowi w Potrzebie solidaryzuje się z kardynałem Charlesem Bo, arcybiskupem Marco Tin Winem oraz wszystkimi kapłanami, zakonnikami i wiernymi archidiecezji Mandalay, a także z rodziną i bliskimi ojca Donalda, opłakując jego przedwczesną śmierć.
Region Sagaing jest jednym z obszarów, gdzie walki są najbardziej intensywne. Motywy tej zbrodni oraz tożsamość sprawców pozostają nieznane. Dokładne śledztwo w tej sprawie mogłoby pomóc w uniknięciu dalszych napięć.
Śmierć księdza odzwierciedla wyzwania i ogromne ryzyko, z jakim mierzy się Kościół w kontekście powszechnej przemocy, gdy trwają starcia między armią Myanmar a opozycyjnymi bojówkami.
W obliczu takiej przemocy, która dotyka całą ludność, kapłani, tacy jak ojciec Donald Martin, poświęcają się pomaganiu swoim wspólnotom, zapewniając duchowy komfort i wsparcie cierpiącym mieszkańcom regionu. Jego śmierć podkreśla trudną sytuację, w jakiej znajduje się katolicka społeczność w Myanmar, oraz odwagę tych, którzy nadal służą ludziom mimo niebezpieczeństw.
Pogrążeni w smutku, jesteśmy także głęboko wstrząśnięci niedawnym bombardowaniem, 6 lutego, kościoła Najświętszego Serca Pana Jezusa w Mindat, w stanie Czin, który został niedawno wyznaczony przez papieża Franciszka na katedrę. Jesteśmy wdzięczni, że w tym ataku nikt nie zginął, ale musimy pamiętać, że zniszczenie miejsca kultu – niezależnie od religii – jest atakiem nie tylko na wspólnotę wierzących, ale także na fundamentalne prawo każdego człowieka do posiadania przestrzeni do wyrażania swojej wiary.
Wzywamy wszystkich ludzi dobrej woli do jednoczenia się w modlitwie i działaniu, aby położyć kres cierpieniu, które dotyka tak wiele niewinnych istnień w Myanmar.
Niech dusza ojca Donalda Martina Ye Naing Wina, za sprawą Bożego miłosierdzia, spoczywa w wiecznym pokoju.”