Umożliwiamy dzieciom słuchanie Boga

DR Kongo: Formacja i edukacja zapobiega angażowaniu się młodych w przemoc.

zdj. ACN– Dawanie dzieciom możliwości słuchania Boga jest jednym z najlepszych prezentów, jakie możemy im dać – mówi ks. Xene Sanchez, partner projektów Papieskiego Stowarzyszenia Pomoc Kościołowi w Potrzebie (ACN International) w Demokratycznej Republice Kongo, dyrektor Verbum Bible, wydawcy książek religijnych z siedzibą w stolicy kraju.

Dzięki hojności naszych dobroczyńców wspieramy diecezję Kinszasa, dostarczając 10 tys. egzemplarzy „Biblii dla dzieci” oraz 10 tys. egzemplarzy książeczki „Dzieci odmawiają różaniec”. – Zachęcamy nasze dzieci do pobożności, ucząc je modlitwy różańcowej – wyjaśnia ks. Sanchez, podkreślając że miejscowa ludność ma gorące nabożeństwo do Matki Bożej. Kardynał Fridolin Ambongo Besungu z Kinszasy zdecydowanie popiera ten projekt i wierzy, że jego realizacja „pozwoli dzieciom z DRK otrzymać solidną podstawę dla ich życia duchowego”.

Demokratyczna Republika Kongo jest jednym z najbardziej żywotnych Kościołów w Afryce. W 1500 parafiach posługuje ponad 4600 kapłanów, a ich pracę duszpasterską i społeczną wspiera 11 tys. zakonników. Jednak oprócz duchowieństwa niezwykle ważną rolę w życiu lokalnego Kościoła pełni laikat. Wielu katechistów i osób świeckich daje świadectwo swojej wiary na polu politycznym, gospodarczym i kulturalnym. Działalność świeckich w DRK jest istotną cechą jednego z najbardziej żywych Kościołów w Afryce.

Kluczem do zbudowania prężnie działającego Kościoła jest formacja, która w DRK rozpoczyna się w młodym wieku. Kościół odgrywa ważną rolę w zapewnianiu edukacji i zapobieganiu angażowania się młodych ludzi w przemoc gangów i bojówek wciąż walczących na obszarach objętych konfliktem. Przypomnijmy, że papież Franciszek pielgrzymujący do DRK w styczniu br., nie mógł odwiedzić prowincji Północne Kiwu właśnie ze względu na trwające tam walki. (zobacz: https://pkwp.org/newsy/dr_kongo_papiez_chce_zachecic_wszystkich_do_pojednania)

Kolejna pomoc dla Syryjczyków

Żywność, ubrania, koce i kołdry znalazły się w kolejnym transporcie, jaki z inicjatywy Papieskiego Stowarzyszenia Pomoc Kościołowi w Potrzebie dotarł do Syrii. „Na miejscu to wsparcie jest postrzegane jako bezinteresowne. Polacy widzą cierpiących” – mówi Abdo El Haddad, zaangażowany w działania humanitarne na Bliskim Wschodzie.

Na ciężarówce widać biało-czerwoną flagę. Towarzyszy jej napis: „Polska pomaga”. Inicjatywę, jaką Papieskie Stowarzyszenie Pomoc Kościołowi w Potrzebie podjęło po trzęsieniu ziemi w Syrii, uzupełnił kolejny transport humanitarny.

„Tym razem to 7 ton, na które składają się żywność, ubrania, koce i kołdry” – wyjaśnia ks. prof. Waldemar Cisło. Dodaje, że PKWP ponownie w dotarciu do potrzebujących korzysta ze struktur Kościoła, a w rozdzieleniu wsparcia udział bierze arcybiskup Latakii Georges Khawam.

Celem transportu była Safita w Syrii.

POMÓŻ TERAZ

87 1020 1068 0000 1402 0096 8990z dopiskiem „Bliski Wschód”

Korzystając z serwisuDotpay S.A przekaż ofiarę

Pomóż teraz

Wcześniej Stowarzyszenie informowało, że wartość zainicjowanej przez PKWP pomocy dla Syrii, zorganizowanej przy udziale Fundacji Przyjaciel Misji, przekroczyła 1,8 mln zł.

W reakcji na trzęsienie ziemi – jak mówi ks. prof. Cisło – trzeba było sięgać po produkty, które można przygotować bez gotowania. „Jeśli człowiek stracił dom, to nie będzie miał, gdzie ugotować ryżu. Gdy nie ma wody, ludziom do niczego nie przyda się szampon, dlatego do potrzebujących dojechały środki do odkażania” – zauważa.

Na miejscu PKWP współpracuje z Fundacją Kościoła Grecko-Melchickiego ICARE. Jej przedstawiciel Abdo El Haddad podkreśla, że na Polskę zawsze można liczyć. „W Syrii ta pomoc jest postrzegana przez ludzi jako bezinteresowna, wolna od polityki i zaangażowania politycznego. To, co dostrzegają Polacy i Kościół w Polsce, to ludzi cierpiących. Jesteśmy za to bardzo wdzięczni” – zaznacza.

Podkreśla, że często trzeba było szukać cierpiących na ulicach, bo wielu z nich nie miało siły i możliwości, by zgłosić się po wsparcie do centrów, gdzie było ono rozdzielane.

Pomoc Kościołowi w Potrzebie rozszerzyła zbiórkę, początkowo dedykowaną głównie ofiarom trzęsienia ziemi w Syrii, o Liban, który zmaga się z kryzysem ekonomicznym. Więcej: https://pkwp.org/kampanie/solidarni_z_bliskim_wschodem.

Biuro Prasowe PKWP Polska

Indie – Manipur. Wzrasta przemoc wobec chrześcijan

Rebelianci spalili już 357 kościołów i budynków należących do różnych chrześcijańskich grup wyznaniowych.

Indie – Manipur. Wzrasta przemoc wobec chrześcijanZdj. ACN International / Pożar w katolickiej wiosce Khopibung, w wyniku którego spłonęły 44 domy i zniszczony został kościół; 12.06.2023.

Sytuacja w stanie Manipur w Indiach nadal budzi poważne zaniepokojenie, ponieważ narasta przemoc wobec chrześcijan, a liczba zniszczonych kościołów i budynków chrześcijańskich, liczona już w setkach, wciąż rośnie. Kardynał Oswald Gracias, arcybiskup Bombaju, opublikował 9 lipca krótką notę, w której wyjaśnił, że sytuacja wywołuje „niepokój u wszystkich i cierpienie mieszkańców tego obszaru” oraz zapewnił, że episkopat Indii jest w łączności z lokalną diecezją Imphal i stara się znaleźć sposoby pomocy.

Lokalne źródła obwiniają hinduską nacjonalistyczną partię Bharatiya Janata Party (BJP) o podsycanie przemocy, co 13 lipca zostało niejako potwierdzone przez rezygnację wiceprzewodniczącego partii w Mizoram, stanie sąsiadującym z Manipurem, w proteście przeciwko przemocy. W liście rezygnacyjnym R. Vanramchhuanga stwierdził, że chociaż rebelianci spalili już 357 kościołów i budynków należących do różnych chrześcijańskich grup wyznaniowych, przywódcy lokalnych i centralnych rządów BJP nie potępili jeszcze tych działań. – Dlatego uważam, że masowe niszczenie kościołów chrześcijańskich w Manipurze było wspierane przez władze stanowe i centralne – stwierdził polityk.

Papieskie Stowarzyszenie Pomoc Kościołowi w Potrzebie (ACN International) monitoruje rozwój sytuacji w Manipurze. Od wiosny otrzymujemy niepokojące informacje z lokalnych źródeł – to, co zaczęło się jako próba zarejestrowania grupy Meitei na liście Plemion Zarejestrowanych (Scheduled Tribal), szybko przerodziło się w ataki na chrześcijańskie plemiona Kuki i Naga. Gwałtowne ataki bojówek ludu Meitei doprowadziły do spalenia całych wiosek, śmierci ponad 100 niewinnych cywilów Kuki oraz zniszczenia kościołów katolickich i protestanckich, w tym należących do chrześcijan Meitei. Obecnie wszystkie te wydarzenia można określić jako otwarte prześladowania wyznawców Chrystusa.

Dwa przykłady zniszczenia mienia kościelnego, które dotarły do PKWP, jasno pokazują metodologię i intencje napastników.

Indie – Manipur. Wzrasta przemoc wobec chrześcijanZdj. ACN International / Zgliszcza w zaatakowanej parafii św. Pawła; 3-4.05.2023.

Parafia św. Pawła

Raportu diecezji Imphal szczegółowo opisuje atak aktywistów Meitei na parafię św. Pawła w Sangaiprou i znajdujące się na jej terenie Centrum Formacji Duchowej, które służy ludziom z różnych społeczności etnicznych. Zdarzenie miało miejsce 3 i 4 maja br.

„Około godziny 20:30 pojawił się tłum, który zaczął demolować i niszczyć kościół oraz znajdujące się w nim mienie. Wybite zostały szyby w oknach, zniszczone drzwi oraz wnętrze kościoła: figury, krucyfiksy, nagłośnienie, instrumenty muzyczne i wszystko inne, co znajdowało się w świątyni, a ołtarz podpalono” – czytamy w dokumencie.

Zatrzymano 46 mieszkańców parafii i poproszono ich o okazanie dowodu tożsamości, aby upewnić się, że nie ma wśród nich Kuki. „Po zweryfikowaniu ich tożsamości napastnicy podpalili parafialny motocykl i odjechali. Pożar w kościele został ugaszony”. Miejscowi chrześcijanie wierzyli, że uniknęli najgorszego, ale grupa napastników powróciła tego samego dnia jeszcze dwukrotnie, za każdym razem prosząc o dowód tożsamości, aby upewnić się, że wśród parafian nie ma Kuki.

4 maja tłum pojawił się ponownie. „Mieszkańcy zostali poproszeni o wylegitymowanie się. Po kilkukrotnej weryfikacji napastnicy odeszli, nie znajdując żadnej z osób, których najwyraźniej szukali. Jednak około godziny 14:00 weszli do kościoła, zebrali wszystkie ławki i kosztowności razem, i podpalili przy pomocy zabranych wcześniej z kuchni butli gazowych. Zdewastowali, splądrowali i spalili zarówno kościół, jak i budynek Centrum Formacji Duchowej”, powodując niemal całkowite zniszczenie mienia, nie oszczędzając nawet żywego inwentarza. Według raportu „przez cały ten czas nie zapewniono żadnej ochrony”, pomimo wielokrotnych prób skontaktowania się z policją za pośrednictwem numerów alarmowych.

Indie – Manipur. Wzrasta przemoc wobec chrześcijanZdj. ACN International / Zgliszcza w zaatakowanej parafii Najświętszego Odkupiciela; 3-4.05.2023.

Parafia Najświętszego Odkupiciela

Zniszczenie mienia kościelnego w parafii Świętego Odkupiciela w Canchipur jest kolejnym przykładem tego, jak siły bezpieczeństwa nie wywiązały się ze swojego obowiązku ochrony niewinnych podczas protestów w Manipurze.

3 maja br. około godziny 20:30 „grupa niezidentyfikowanych osób, uzbrojonych w żelazne pręty i kije, weszła na teren parafii i siłą sforsowała bramę. Było tam trzech lub czterech funkcjonariuszy policji, ale nie byli oni w stanie kontrolować tłumu. Po zdemolowaniu drzwi, okien i mienia wewnątrz kościoła, napastnicy podpalili go” – czytamy w raporcie przesłanym do PKWP. Podobnie jak w przypadku parafii św. Pawła, choć wydawało się, że najgorsze już minęło, koszmar wkrótce powrócił. „O 22:00 po raz kolejny pojawił się tłum, który włamał się na plebanię parafii i zdewastował ją. Wszystkie cenne przedmioty, takie jak komputery i urządzenia elektroniczne, gotówka, butle gazowe itp. zostały splądrowane, podobnie jak prywatne pokoje księży i pracowników, które dodatkowo zdewastowano”.

Napastnicy wracali jeszcze dwukrotnie przed wschodem słońca następnego ranka, grożąc pracownikom parafialnym, wybijając okna i plądrując audytorium i sale lekcyjne, a następnie podpalając dom dla ubogich studentów. Weszli również do klasztoru Bethany i splądrowali wszystkie wartościowe przedmioty, w tym komputery i gotówkę.

PKWP nadal uważnie monitoruje sytuację i jest w kontakcie z lokalnymi władzami kościelnymi, aby znaleźć najlepszy i najszybszy sposób na zapewnienie pomocy doraźnej w celu zaspokojenia podstawowych potrzeb i złagodzenia cierpienia ludzi.

„Aby nasze ręce były Jego rękami”

Chersoń: Wdzięczność Bogu pomimo strachu i rozpaczy

Aby nasze ręce były Jego rękamiZdj. ACN International / Transport towarów dla potrzebujących; Chersoń, 2023.

Wojska rosyjskie zajęły miasto Chersoń na południu Ukrainy na początku marca 2022 roku. Dziewięć miesięcy później na początku listopada ukraińska kontrofensywa zmusiła Rosjan do wycofania się z regionu Chersonia. Ze względu na brak elektryczności i ogrzewania oraz zbliżającą się zimę, w tym samym miesiącu władze ukraińskie ewakuowały wszystkich, którzy chcieli wyjechać. Wojska rosyjskie zajęły pozycje na przeciwległym brzegu Dniepru. Szacuje się, że do końca stycznia 2023 r. w Chersoniu mieszkało około 40 tys. osób. Przez wiele miesięcy miasto codziennie było ostrzeliwane przez rakiety i artylerię. 6 czerwca 2023 r. zniszczona została pobliska zapora Nowa Kachowka.

Papieskie Stowarzyszenie Pomoc Kościołowi w Potrzebie (ACN International) rozmawiało z jednym z partnerów projektów, ojcem Ihnatijem Moskalyukiem OSBM, rektorem bazyliańskiego klasztoru św. Wołodymyra Wielkiego w Chersoniu, który przez cały ten czas pozostał w mieście wraz ze swoim współbratem Pio, aby pomagać miejscowej ludności.

Jak zmieniło się Ojca życie od lutego 2022 roku?

Nie jest łatwo to opisać. Od początku wojny żyję ze świadomością, że każdy dzień może być moim ostatnim, a kiedy kładę się spać, nie wiem, czy dożyję wschodu słońca. Tak wygląda moje życie, dzień po dniu.

Z psychologicznego punktu widzenia na początku trudno mi było poradzić sobie z tą sytuacją, ale potem zacząłem prosić Pana podczas adoracji Najświętszego Sakramentu, aby dał mi odpowiedź. Wtedy odwaga zaczęła płynąć z mojego serca i powiedziałem bratu Pio, który pozostał ze mną podczas okupacji, że od tego momentu będziemy żyć tak, jak przed wojną, to znaczy poświęcając się modlitwie i pomagając ludziom, którzy pozostali w Chersoniu – to ludzie starsi, chorzy, a także młodzi, którzy nie mieli dokąd pójść oraz ci, których wojna zastała w mieście. Nie możemy zostawić ich samych.

Jaki skutek dla Was i Waszej okolicy miało zniszczenie tamy w Nowej Kachowce?

Kiedy dowiedzieliśmy się z wiadomości, że zapora Nowa Kachowka została zniszczona, a wody w Chersoniu mogą wzrosnąć o trzy lub cztery metry, wszyscy byliśmy przerażeni. Co się stanie? Jak będzie wyglądała powódź? Ale stawiliśmy czoła tej nowej sytuacji tak samo, jak na początku wojny: nic nie mogło zachwiać naszego zaufania do Boga, do naszego Pana. Tak więc naprawdę zaczęliśmy ufać Bogu i powierzać w Jego ręce wszystkie te rzeczy, które się działy i wszystko, co mogło się wydarzyć z powodu powodzi.

Oczywiście, strasznie było patrzeć, jak na naszych oczach niszczone są budynki, jak topią się zwierzęta i jak podejmowane są próby ratowania ludzi, którzy zostali uwięzieni w swoich domach. To było okropne, ale nasze zaufanie do Boga pozostało niezachwiane, podobnie jak nasza pewność, że zło nie może zwyciężyć i że Pan, nasz Bóg, da nam siłę, by przetrwać, tak jak przetrwaliśmy okupację. Dlatego moje serce było spokojne.

Czy kiedykolwiek myślał Ojciec o opuszczeniu Chersonia?

Po dziewięciu miesiącach okupacji potrzebowałem fizycznego i duchowego odpoczynku, a kiedy powiedziałem mieszkańcom Chersonia, że jadę na zachodnią Ukrainę, aby trochę podreperować zdrowie, pamiętam, że patrzyli mi w oczy i pytali: „Czy wrócisz do nas, Ojcze?”. Widziałem ich wyraz twarzy i łzy w oczach, i odpowiadałem: „Tak! Nie opuszczę was. Zostanę z wami do końca tak długo, jak Pan, nasz Bóg, będzie tego chciał”.

Ilu katolików mieszka w regionie Chersonia?

Przed wojną 95% naszej parafii stanowili grekokatolicy z zachodniej Ukrainy, którzy zostali tu przesiedleni po II wojnie światowej. Były też ich dzieci i wnuki, a także ci, którzy przyjechali tu na studia, a potem zostali, by pracować. Tylko około 5% z nich urodziło się w Chersoniu. Reżim komunistyczny zniszczył najcenniejszą część ludzkich serc w tych regionach południowej i wschodniej Ukrainy – wiarę w Boga. Obecnie 97% naszych parafian pochodzi z Chersonia, ponieważ wojna miała głęboki wpływ na sposób myślenia ludzi.

Co się zmieniło? I dlaczego?

Ponieważ nasz klasztor pomaga ludziom, rozdając im pomoc i troszcząc się o nich, czują się kochani, szanowani, czują, że są dla nas ważni. To skłania ich do zastanawiania się nad swoim życiem i zadawania sobie pytań: Dlaczego jestem tu na ziemi? Kim jest Bóg? Co Bóg dla mnie zrobił? Jak mogę Mu podziękować i jakie wnioski mogę wyciągnąć?

Ludzie zadają sobie te pytania i szukają na nie odpowiedzi. Obecnie wiele osób przychodzi do naszego klasztoru, aby prosić o sakramenty chrztu, małżeństwa i spowiedzi. Każdego dnia na mszę św. przychodzi i komunię przyjmuje 25 lub nawet 30 osób. Także młodzież i dzieci. To napełnia nas radością. Poświęcenie, które brat Pio i ja podjęliśmy podczas okupacji, przynosi teraz owoce.

Aby nasze ręce były Jego rękamiZdj. ACN International / Ceremonia chrztu dorosłych podczas mszy świętej z udziałem o. Ihnatija Moskalyuka; Chersoń, 2023.

Co możemy zrobić, aby pomóc Wam i Waszej wspólnocie?

Jako zakonnicy niczego nie potrzebujemy. Dzięki Bogu, klasztor w Chersoniu nie ucierpiał i nie został zniszczony. Wszystko działa, mamy jedzenie, niczego nam nie brakuje, dzięki Bogu. Boli mnie jednak serce z powodu wszystkich ludzi, którzy zostali pozbawieni swoich domów przez wojnę, pozostawieni na pastwę losu bez dachu nad głową. Współczuję im. Żal mi też tych, którzy zostali w domach, bo nie mogli ich opuścić, gdyż byli zbyt starzy lub słabi albo przykuci do łóżka z powodu choroby. To właśnie mnie boli.

Ci ludzie potrzebują jedzenia, artykułów sanitarnych, pieluch, detergentów, środków higieny osobistej. Udaje nam się zdobywać żywność w ten czy inny sposób, ale wszystkiego innego w Chersoniu brakuje. Niemniej jednak dziękuję Bogu za wszystko. Niektóre rzeczy otrzymujemy od wolontariuszy, ludzie dają, co mogą, a my to rozdajemy. Tak więc dziękuję Bogu za wszystkich tych, którzy mają hojne serce i zawsze są chętni do pomocy. Dziękuję Bogu za to, że pozwala, aby nasze ręce były Jego rękami i że posyła nas do tych, którzy najbardziej Go potrzebują. Jestem za to wdzięczny.

Chciałbym również podziękować PKWP, szczególnie za pomoc w zakupie samochodu, który jest niezbędny do naszej pracy duszpasterskiej, zwłaszcza teraz, w tej trudnej sytuacji.

Czy nie jest wyjątkowo trudno być wdzięcznym w takim czasie?

Podczas okupacji nauczyłem się bardziej ufać Bogu. Wcześniej też Mu ufałem, ale nie tak mocno jak teraz. Dziękuję Bogu za każdy nowy dzień i za to, że mogę żyć dla Niego i dla innych. Dziękuję Bogu za to, że mogę poświęcać swoje życie każdego dnia. Największym cudem tych czasów jest to, że jestem zdrowy, a Bóg chroni mnie przed wszelkim złem. Cudem jest również to, że nasz klasztor i nasz kościół zostały zachowane, że mamy gdzie się modlić i że nasza świątynia nie jest pusta, ale wypełniona ludźmi. Dziękuję Bogu także za to, że dał nam patrona w świętym Józefie, któremu powierzam nasz klasztor i nasze miasto. Dziękuję Bogu i świętemu Józefowi za opiekę nad nami.

Poznaj Pigmejów z Kamerunu!

Kiedy przychodzi czas polowań, potrafią zniknąć na dwa miesiące. Nie mają pieniędzy na buty i książki. Nadrabiają uśmiechem i pracowitością. Gdy o wsparcie poprosili ich misjonarze, byli gotowi wykarczować pole oraz posadzić kukurydzę. O codziennym życiu Pigmejów opowiada w rozmowie z Papieskim Stowarzyszeniem Pomoc Kościołowi w Potrzebie s. Dariusza Dąbrowska z Kamerunu.

Idą kilka kilometrów. Chcą zdążyć na lekcje, ale nikt od nich tego nie oczekuje. Nie mają zegarków. Wiedzą tylko, że jest wcześnie rano. Przychodzą spóźnieni. Najczęściej na boso. Nie mają pretensji o to, że chodzą pieszo. Trudno im za to przyzwyczaić się do butów. Kiedy dostali klapki, po trzech dniach już ich nie potrafili znaleźć. Nie robią tego specjalnie. Przecież są dziećmi lasu. I tak jak ich rówieśnicy zasługują na to, by uczyć się w szkole.

Ogromną pracę, by zdobyć zaufanie Pigmejów wykonali już polscy misjonarze, wśród nich siostra Dariusza Dąbrowska ze Zgromadzenia Sióstr Opatrzności Bożej. W rozmowie z polską sekcją PKWP opowiada o codziennym życiu swoich podopiecznych. „Dzieci z przedszkola biorą udział w normalnych lekcjach. Każda trwa 1,5 h. Są z nami od 7.30 do 15.30” – mówi.

Wyjaśnia, że po powrocie do domu na najmłodszych nie czeka obiad, ale praca. „Jedzą tylko raz dziennie. Wszyscy są zaangażowani w przygotowanie posiłku. Starsi chłopcy idą z tatą w pole. Ci młodsi szukają opału, żeby mama mogła coś przygotować. Dziewczynki też nie mogą stać bezczynnie, więc szukają wody, by nanieść dla całej rodziny. Te starsze przygotowują kolację z mamą” – podkreśla siostra Dariusza.

Pomoc dla najmłodszych postanowiły zorganizować diecezja kaliska i PKWP. W ramach akcji „Mój brat Pigmej” zbierane są środki na edukację i wyżywienie. Do Pigmejów trafią książki, przybory szkolne. Dzieci będą miały też możliwość zjeść posiłek w szkole. Siostra Dariusza zwraca uwagę, że Pigmejów nie stać na opłacenie nauki. „Nie płacą za szkołę, nie mają z czego” – wyjaśnia. Nadrabiają jednak pracowitością.

„Prosiłam ich, żeby zrobili mi pole, ponieważ potrzebuję kukurydzy. Kiedy mam mąkę, mogę potem dzieciom ugotować coś w przedszkolu. Przyszła cała wioska. Dzieciaki, tatusiowie i mamusie. Wykarczowali pole i sadzili mi kukurydzę, maniok. Wykorzystuję to potem do wyżywienia dzieci” – zaznacza misjonarka.Pigmeje są bardzo rodzinni. Wewnątrz plemienia szukają kogoś, z kim spędzą resztę życia. Kiedy przychodzi czas polowań, cała wioska pustoszeje. Nie mają wątpliwości, że nikt ich nie okradnie. Spędzają w buszu nawet do dwóch miesięcy. Dzieci nie ma wtedy w szkole. Towarzyszą najbliższym. „Mężczyźni uczą chłopców jak polować. Kobiety zbierają miód” – mówi siostra Dariusza. Wyjaśnia, że trudno przewidzieć, kiedy najmłodsi wrócą do szkoły. „Oni się uśmiechają, a ja się dziwię, że nie było ich miesiąc czy dwa” – dodaje.

Nie wszystkie dzieci Pigmejów mają szansę się uczyć. Poprzez kampanię „Mój brat Pigmej” PKWP i diecezja kaliska chcą, by jak największa ich grupa mogła poznać swoich rówieśników, zacząć żyć w społeczeństwie, ale bez utraty swojej oryginalnej tożsamości. Siostra Dariusz Dąbrowska zauważa, że „mięso, jakie jedzą jest twarde, a nie miękkie, przez co niektóre dziewczynki mają piłowane zęby, by mogły lepiej je pogryźć”. Barierę komunikacyjną powoli udaje się przełamać. Gdy misjonarze pojawiają się w wiosce Pigmejów, dzieci coraz więcej rozumieją i chętnie wcielają się w rolę tłumaczy dla swoich rodziców i dziadków.

Kampania „Mój brat Pigmej” potrwa do 22 października. W najbliższych miesiącach do parafii diecezji kaliskiej ze świadectwem będą docierać księża z Afryki. W gablotach wywieszone zostały plakaty, na których widać twarze małych Pigmejów, podopiecznych s. Dariuszy. Wsparcie można przekazać przez Fundusz Misyjny Diecezji Kaliskiej: 90 1020 2212 0000 5702 0437 5291.

Biuro Prasowe PKWP Polska