W poszukiwaniu skarbów na Islandii

Rozproszeni katolicy potrzebują kontaktu ze wspólnotą. Dlatego siostra Selestina siada za kierownicę i szuka ich nawet w promieniu 500 km.

W poszukiwaniu skarbów na Islandii

– Zauważyłam, że wielu katolików odpada od Kościoła z powodu braku osobistego kontaktu. Musimy do nich wychodzić – mówi siostra Selestina Gavric. Chorwacka zakonnica jest jedną z czterech karmelitanek Boskiego Serca Jezusa (założone przez bł. Marię Teresę od św. Józefa), mieszkających obecnie w Islandii, w parafii, która rozciąga się na ponad 500 kilometrów! Dzięki samochodowi, który otrzymała od Pomocy Kościołowi w Potrzebie, może obecnie częściej spotykać się z wiernymi twarzą w twarz. Choć trzeba przyznać, że nie jest to łatwe, nawet gdy ma się nowy pojazd.

Islandia nie jest właściwie małym krajem, choć wielu ją tak postrzega, ale jest słabo zaludniona. Populacja liczy około 372 tys. mieszkańców, co oznacza, że na kilometr kwadratowy przypada około czterech osób. Większość Islandczyków mieszka jednak w Reykjaviku, przez co duże połacie kraju pozostają zupełnie niezamieszkane. Zdecydowana większość osób należy do Ewangelicko-Luterańskiego Kościoła Islandii. W kraju jest tylko około 14 tys. katolików i tylko jedna diecezja – Reykjavik – mająca osiem parafii. Niektóre z nich są bardzo oddalone od siebie. Nie przeszkadza to jednak siostrze Selestinie, która z doświadczenia wie, jak trudno jest być misjonarką w kraju, gdzie zimy są długie i śnieżne.

– Czasami poszukiwanie katolików w Islandii jest jak prawdziwe szukanie skarbów. Jedna rodzina tu, druga tam… – opowiada karmelitanka, która jest bardzo praktyczna i nie przeraża jej konieczność wielogodzinnej jazdy samochodem. Dzięki niemu może dotrzeć do najbardziej odległego punktu parafii, niemal na drugim końcu kraju, co oznacza, że katolicy często mogą liczyć na niespodziewaną wizytę przebojowej zakonnicy, która odwiedza ich choćby po to, by dowiedzieć się, co u nich słychać, ale także z troski o ich dusze. – Kiedy nie widzę ludzi w kościele, a wiem, że mają np. siedmioletnie dziecko, pukam do ich drzwi i mówię: „Masz dziecko, które ma tyle lat, jesteś katolikiem. Twoje dziecko ma prawo lepiej poznać swoją wiarę. Prowadzimy katechezę dla dzieci. Czy jesteś zainteresowany?”. Trzeba mieć wyjątkowy charakter, by pukać do drzwi ludzi, ale to bynajmniej nie stanowi przeszkody dla karmelitanki. Jej śmiałość i odwaga pochodzą z głębi duszy, są napędzane przez wiarę. A jeśli odwiedzanie ludzi nie jest w danym czasie możliwe fizycznie, zawsze pozostaje Internet – wszystko jest lepsze niż zaniedbywanie formacji duchowej dzieci.

S. Selestina przyjechała na Islandię 20 lat temu, bo ją o to poproszono. Mówi, że poszłaby jeszcze dalej, gdyby Kościół zwrócił się do niej z taką potrzebą. – Propozycja pracy tutaj była naprawdę wielką niespodzianką. Ale kiedy składamy śluby, należymy do zgromadzenia i do wszystkiego, co ono robi i mówi. Gdyby zbudowali klasztor na Marsie, chętnie byśmy tam pojechały, by żyć i pracować – śmieje się chorwacka zakonnica i dodaje: – Dziękuję PKWP za wspieranie Kościoła w Islandii, niech Bóg wam błogosławi. Bez was nie byłybyśmy w stanie kontynuować naszej pracy.

W poszukiwaniu skarbów na Islandii

Samochód przekazany siostrom karmelitankom jest częścią programu pomocy motoryzacyjnej, który PKWP realizuje już od wielu lat.

Wpłacając dobrowolną ofiarę na konto Papieskiego Stowarzyszenia Pomoc Kościołowi w Potrzebie, wspierasz jeden z naszych projektów, których realizujemy rocznie ok. 5 tys. w ponad 130 krajach świata.

Chcesz pomóc?

ING Bank Śląski o/ Warszawa31 1050 1025 1000 0022 8674 7759

PKO BP o/ Warszawa87 1020 1068 0000 1402 0096 8990

Wenezuela – kraj sprzeczności

Kasyna i salony Ferrari obok kościołów, gdzie młodzi ludzie zadają pytania biskupowi. Żywy Kościół potrzebuje naszego wsparcia.

Wenezuela - kraj sprzecznościZdj. ACN International / Spotkanie młodych w Araure, Wenezuela, 2023 r.

Szef projektów Papieskiego Stowarzyszenia Pomoc Kościołowi w Potrzebie (ACN International) w Wenezueli, Luis Vildoso, odwiedził niedawno 11 diecezji w centrum i na zachodzie tego południowoamerykańskiego kraju. Rozmawiamy z nim o aktualnej sytuacji w kraju i w lokalnym Kościele.

Jak można opisać obecną sytuację w Wenezueli?

Można powiedzieć, że jest to kraj, który w pewnym momencie miał dobrą sytuację gospodarczą. Wenezuela jest bardzo bogata w zasoby energetyczne, takie jak ropa i gaz. Wciąż można zobaczyć na przykład świetną infrastrukturę. Zwróciłbym uwagę na drogi. Kraj jest dobrze skomunikowany dzięki sieci autostrad, które są w dobrym stanie. Jednocześnie jednak mamy do czynienia z sytuacją bardzo poważnego ubóstwa, a dane makroekonomiczne mówią same za siebie. Na przykład pracownik publicznej służby zdrowia lub edukacji zarabia około 6 lub 12 dolarów miesięcznie, ale średni koszt utrzymania pięcioosobowej rodziny wynosi około 200 dolarów miesięcznie. Ponadto przemysł, ogólnie rzecz biorąc, albo stanął w miejscu, albo jest znacznie uszczuplony, jak na przykład przemysł naftowy, który działa poniżej minimalnego poziomu produkcji.

Jak ta sytuacja wpływa na obywateli?

Wenezuela stała się krajem sprzeczności. Pomimo kryzysu ekonomicznego i społecznego, ostatnio widzieliśmy otwarcie kasyn i salonów luksusowych samochodów, takich jak Ferrari, a także torów gokartowych, nowoczesnego nowego stadionu baseballowego, a nawet nowych prywatnych klinik. Jednak wszystkie te rzeczy są zarezerwowane dla „uprzywilejowanych”, tzn. tych, którzy są w jakiś sposób powiązani z obecnym reżimem.

Jak opisałbyś obecną sytuację Kościoła?

Spotkałem się z Kościołem, który jest bardzo żywy, niezwykle zjednoczony i radosny, pomimo tego, że ma pod górkę. Widać, że Bóg jest obecny i podtrzymuje wspólnotę; jest ich siłą. W wymiarze społecznym Kościół prowadzi wiele inicjatyw w dziedzinie edukacji i zdrowia. Oprócz pomocy materialnej, katolicy otrzymują również duchowe wsparcie poprzez szereg różnych działań. Byłem bardzo poruszony widząc, jak świeccy są zaangażowani w życie Kościoła. Mimo tego wszystkiego, czego im brakuje, ludzie okazują solidarność wobec kapłanów, oddając do ich dyspozycji swoje pojazdy, wiedzę i doświadczenie, aby organizować inicjatywy duszpasterskie, na przykład prowadzić różne spotkania. Każdy, bogaty czy biedny, wnosi wkład na miarę swoich możliwości.

W niektórych miejscach brakuje księży. Wielu kapłanów i osób zakonnych z zagranicy musiało opuścić kraj, ponieważ ich pozwolenia na pobyt nie zostały przedłużone. Ponadto niektórzy księża i biskupi czują się przemęczeni, ponieważ nie widzą światła na końcu tunelu. Należy więc pomagać duchowieństwu i przyczynić się do jego wewnętrznej odnowy, ale także zapewnić możliwość szybkiego reagowania na pojawiające się problemy.

Czy Kościół jest w jakiś sposób prześladowany?

Kontrola rządu nad ogółem ludności jest bardzo wyraźna, zwłaszcza poprzez „alcabalas”, czyli punkty kontrolne, w których zawsze dyżuruje policjant, na przykład na stacjach benzynowych. Kontrolowane są również media. Kontrolując ludność, rząd do pewnego stopnia kontroluje również Kościół. Czasami go również atakuje. Ostatnio, kilka dni po odprawieniu Mszy Świętej, pewien ksiądz otrzymał list od rządu, w którym napisano: „To było twoje kazanie”! W pewnym stopniu Kościół jest więc osaczony.

Wenezuela - kraj sprzecznościZdj. ACN International / Petare, Caracas, Wenezuela, 2023 r.

Jakie widzisz możliwości poprawy sytuacji w kraju?

Biskupi myślą i wierzą, że zmiany będą zachodzić wraz z przyszłymi pokoleniami. Dlatego podkreślili potrzebę wspierania młodzieży poprzez twórcze inicjatywy duszpasterskie, aby spróbować nawiązać z nimi kontakt. Wielu z nich wnosi istotny wkład w działalność społeczną Kościoła. Wenezuela ma diasporę liczącą około siedmiu milionów osób, głównie młodych profesjonalistów. Dlatego szczególną uwagę poświęca się młodym ludziom, aby spróbować zapobiec emigracji.

Jak młodzi reagują na te zachęty?

Biskup diecezji San Carlos Cojedes zaprosił nas na spotkanie młodzieży, ale nie mieliśmy pojęcia jak duże ono będzie. Kiedy przybyliśmy na miejsce, okazało się, że jest tam 500 młodych ludzi, którzy rozmawiali z biskupem, zadając mu bardzo interesujące pytania i zapraszając nas do przyłączenia się do nich. Było to piękne doświadczenie. Po zakończeniu czułem się odnowiony w mojej misji, cieszyłem się, że mogłem dać świadectwo życia małżeńskiego tak dużej grupie młodych ludzi, którzy próbują rozeznać swoje powołanie – niektórzy z nich byli prawdopodobnie powołani do życia konsekrowanego lub zakonnego, a inni do małżeństwa – i pokazać im, że można przeżywać chrześcijaństwo w różnych stanach życia.

Podobne doświadczenie miałem w diecezji Acarigua Araure. Pojechaliśmy na kolejne spotkanie młodych z ich biskupem, dotyczące rozeznania powołania i ponownie kościół był pełen młodzieży. Życzylibyśmy sobie takich widoków w Europie! Kościół w Wenezueli jest Kościołem w stylu latynoamerykańskim – bardzo żywy i bardzo radosny.

Co jeszcze wywarło na Tobie wrażenie podczas tej podróży?

Pomimo emigracji, populacja Wenezueli wciąż rośnie. Uderzył mnie poziom przeludnienia w takich miejscach jak Petare, na obrzeżach Caracas. Kiedy idzie się ulicami, są tam małe alejki, które prowadzą do innych domów, wszystkie pełne ludzi. Widziałem jeden budynek, który miał około 10 lub 12 pięter; choć nie są to raczej budynki, ale konstrukcje, zbudowane jedna na drugiej, podtrzymywane przez filary, które wydają się stać tylko cudem. Nie ma oficjalnych danych, ale mówi się, że na tym terenie stłoczonych jest około dwóch milionów ludzi.

W jaki sposób, Twoim zdaniem, PKWP może dalej pomagać w Wenezueli?

Kościół pilnie potrzebuje naszego wsparcia, ponieważ obecny kryzys ekonomiczny ma bezpośredni wpływ na jego funkcjonowanie. Troska o duchowieństwo pozostaje dla nas priorytetem, to samo dotyczy sióstr zakonnych, które wykonują tu wspaniałą pracę oraz wszystkich pracowników duszpasterskich. Jednocześnie jednak chcemy promować formację świeckich, osobiste spotkania z Bogiem i inicjatywy zdolne zachęcić do tego spotkania. W ten sposób społeczeństwo może przyczynić się do przemiany kraju.

Syryjczycy dziękują Polakom!

„Głodnych nakarmić, nagich przyodziać. Na ulicach Aleppo dzieje się Ewangelia” – podkreśla ks. prof. Waldemar Cisło z Papieskiego Stowarzyszenia Pomoc Kościołowi w Potrzebie. Z Syrii docierają nagrania i zdjęcia pokazujące, jak wsparcie sfinansowane przez Polskę trafia do ofiar trzęsienia ziemi. „Dziękujemy za Waszą bezgraniczną miłość” – mówi na jednym z filmów Alissar z Aleppo.

Ulice Aleppo. Po jednej stronie ruiny. Po drugiej domy, które przetrwały dramatyczne trzęsienie ziemi. Z oddali widać sprzęty kuchenne, meble i drzwi. Nie otaczają ich już ściany. Nikt nie ma też odwagi po nie wrócić. Ludzie dalej chronią się w kościołach i meczetach. Nie ma innego miejsca, do którego mogliby się udać.

Na drodze zatrzymuje się pojazd. Wysiada młoda kobieta. Nie jest obca. To Alissar, od dawna zaangażowana w pomoc humanitarną. Koordynuje na miejscu rozdzielanie darów, jakie przekazały Papieskie Stowarzyszenie Pomoc Kościołowi w Potrzebie i Fundacja Przyjaciel Misji. Otwiera bagażnik. W środku ma ciastka, żywność, a także środki czystości. Przy samochodzie gromadzi się coraz więcej osób. Doskonale wiedzą, że mogą uzyskać wsparcie. Potrzebują go, by zanieść swoim najbliższym choć odrobinę nadziei.„Głodnych nakarmić. Nagich przyodziać” – mówi ks. prof. Waldemar Cisło. Podkreśla, że reakcja Polaków na trzęsienie ziemi w Syrii to kolejny zdany egzamin z uczynków miłosierdzia. Poprzez środki, jakie otrzymały PKWP i Fundacja Przyjaciel Misji, możliwe było dostarczenie potrzebującym tego, na co najbardziej czekali.

„Zaangażowanie sponsorów i darczyńców indywidualnych pozwoliło nam zawieść Syryjczykom najpierw żywność i 60 tys. sztuk ubrań. Razem było to 70 ton, pięć ciężarówek. Teraz otrzymują oni środki czystości. To próba uchronienia ich przed chorobami, bo kraj zmaga się z katastrofą humanitarną” – zauważa ks. prof. Cisło.

Przypomina, że Polska pisze w Syrii kolejną piękną kartę pomocy humanitarnej. „Nasze działania mają nie tylko służyć potrzebującym, ale też przypomnieć im, że o nich pamiętamy. W trakcie wizyty w Aleppo padło z ich ust ogromne oczekiwanie: wysłuchajcie nas, pochylcie się nad naszym bólem” – dodaje wykładowca UKSW.

Na profilach w mediach społecznościowych Papieskiego Stowarzyszenia Pomoc Kościołowi w Potrzebie pojawiają się nagrania i zdjęcia, które obrazują rozdawanie wsparcia. Fundacja ICARE, która współpracuje z PKWP i Fundacją Przyjaciel Misji, dba o to, by Polacy mogli zetknąć się z tymi obrazami; zobaczyć, jak za ich sprawą w zrujnowanym mieście pojawia się uśmiech.

„On nie przychodzi tym ludziom łatwo. To jest ich +dziękuję+ dla nas, ale to +dziękuję+ pada w dramatycznej codzienności” – zauważa ks. prof. Waldemar Cisło.

Według informacji Fundacji ICARE, szkody, jakie wyrządziło Syrii trzęsienie ziemi w lutym tego roku, przekraczają 10 mld dolarów. Około 6 mln ludzi mieszka w miastach, które zostały dotknięte kataklizmem. Region ten wytwarza ok. 35 proc. PKB. Zniszczenia pogorszą i tak trudną sytuację gospodarczą. Mogą wpłynąć na skokowy wzrost inflacji.

POMÓŻ TERAZ

87 1020 1068 0000 1402 0096 8990z dopiskiem „Syria”

Korzystając z serwisuDotpay S.A przekaż ofiarę

Pomóż teraz

Biuro Prasowe PKWP Polska

Dramatyczna sytuacja w Sudanie

Pilnie potrzebna modlitwa za Sudan. Paramilitarna RSF chce obalić prezydenta, na Chartum spadają bomby, cierpią niewinni.

Dramatyczna sytuacja w Sudanie

W sobotę 15 kwietnia wybuchły walki między sudańską armią a Siłami Szybkiego Wsparcia (RSF), zalegalizowaną grupą paramilitarną. Armia działa pod rozkazami obecnego prezydenta, generała Abdela Fattaha al-Burhana, natomiast RSF dowodzi wiceprezydent, Mohammed Hamdan Daglo, pseudonim Hemedti.

Już pierwszego dnia walk RSF twierdziło, że przejęło kontrolę nad pałacem prezydenckim i trzema lotniskami, w tym w Chartumie. Jest jednak zbyt wcześnie, by stwierdzić, czy odnoszą zwycięstwo. Tymczasem walki się rozprzestrzeniają i według doniesień medialnych przyniosły już prawie 300 zabitych i ponad 3 tysiące rannych.

O sytuacji w kraju i konsekwencjach konfliktu rozmawiamy z Kingą von Schierstaedt, koordynatorką projektów PKWP w Afryce i szefową projektów w Sudanie.

Co o sytuacji w stolicy mówią osoby, z którymi masz kontakt na miejscu?

Właśnie rozmawiałam telefonicznie z partnerem projektu, który znajduje się na północy Chartumu, w pobliżu miejsca, gdzie ukrywają się Siły Szybkiego Wsparcia. Podczas rozmowy w tle słyszałam wystrzały. Mówił mi, że ulice są puste, jak w mieście duchów: nie ma samochodów, nikogo nie widać, w okolicy nie słychać żadnych głosów.

Nie mogli też wychodzić z domu, a przynajmniej nie odważyli się już wychodzić. Ponieważ jednak nikt nie był przygotowany na taką sytuację, nie kupili dużego zapasu żywności; a nawet gdyby to zrobili, nie pomogłoby im to na długo, ponieważ sieć elektryczna jest uszkodzona, więc lodówka działa tylko wtedy, gdy na krótko włączą generator, wykorzystując swój niewielki zapas oleju napędowego. Gorszy od problemu jedzenia jest jednak brak wody. Ponieważ nie ma już bieżącej wody, musieli pompować wodę ze studni, która służy tylko do nawadniania ogrodu i z której wodę trzeba gotować. W ciągu dnia temperatura sięga obecnie ponad 40°C w cieniu.

Samoloty wojskowe ciągle latały nad nimi, by atakować RSF, więc bali się, że bomby mogą przez przypadek spaść na nich.

Jaki jest cel próby zamachu stanu?

Jest to próba obalenia al-Burhana przez Hemedtiego i stanowi kulminację napięcia, które narasta w kraju od czasu puczu z października 2021 roku. Obaj obalili wtedy rząd tymczasowy, który został powołany po usunięciu dyktatora Umara al-Baszira w kwietniu 2019 roku.

Tak naprawdę nie chodzi o ideologie, ale o to, kto i jak będzie rządził, o interesy, władzę, bogactwo i integrację RSF. Hemedti postrzega swoją RSF jako decydującą o bezpieczeństwie kraju i domaga się większej władzy. Negocjacje dotyczące integracji tej paramilitarnej grupy z armią były przeszkodą między nimi, a decyzja Al-Burhana o rozmieszczeniu oddziałów RSF w różnych częściach kraju, ponieważ postrzegał on Hemedtiego jako potencjalnie podważającego jego władzę, była iskrą, która doprowadziła do próby przewrotu.

Ale jest jeszcze jeden ważny motyw. Sudan jest trzecim największym producentem złota w Afryce, a Hemedti jest właścicielem kopalni złota na północy kraju. Nawet 16 mld dolarów rocznie trafia stamtąd do Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Hemedti uczynił ze złota swój biznes. Złoto jest jego potęgą i jednym z jego interesów.

Jednocześnie armia posiada ogromną liczbę budynków i wszelkiego rodzaju biznesów, które niechętnie przekazałaby cywilnemu rządowi.

Dramatyczna sytuacja w SudanieZdj. ACN International / Msza św. w katedrze w El Obeid; 2017 r.

Czy walki ograniczają się do stolicy, czy też grożą rozprzestrzenieniem się wojny domowej na cały kraj?

Oprócz stolicy, gdzie walki są obecnie najbardziej zacięte, dochodzi do konfrontacji w Merowe, El Obeid i w regionie Darfuru. W El Obeid toczą się ciężkie walki. Polem bitwy stał się plac przed katedrą, ponieważ tuż obok znajduje się obóz RSF. W czwartek na teren kościoła spadły dwa duże pociski; jeden wysadził okna katedry, a drugi zniszczył sąsiadujący z nią dom księdza. Dzięki Bogu, jemu samemu nic się nie stało, gdyż nie było go już w domu.

Zawsze istnieje niebezpieczeństwo, że walki będą się rozprzestrzeniać, ponieważ jest to walka o władzę, a stanowiska są bardzo twarde. Rozmawiałam z partnerem projektu w Kosti na południu kraju przy granicy z Sudanem Południowym. Jest tam obecnie spokojnie.

Jak zatem wygląda sytuacja Kościoła katolickiego? Czy również został on dotknięty lub w jakiś sposób ograniczony w swojej pracy?

Kościół katolicki w Sudanie jest bardzo mały, ponieważ ponad 95% ludności to muzułmanie. Jako że nie jest to konflikt ideologiczny czy religijny, wszyscy obywatele są dotknięci w równym stopniu. Wierni, księża i osoby zakonne nie mogą opuszczać swoich domów. Zaprzestano odprawiania publicznych mszy w niedzielę, a także codziennych mszy w kościele. W strefach objętych walkami życie wiary trwa wyłącznie w domach ludzi.

Jakie są przewidywalne konsekwencje?

Jeden z naszych partnerów projektu ujął to w ten sposób: „Mam wrażenie, że w Sudanie robi się coraz ciemniej”. Kraj już wcześniej był w rozpaczliwym stanie gospodarczym: ogromna inflacja i brak płynności finansowej. Konflikt sprawia, że ceny rosną jeszcze bardziej, a ludzie nie mają pieniędzy.

Wojny domowe często prowadzą do fal uchodźców. Czy są tego oznaki?

Wielu ludzi opuszcza śródmiejskie dzielnice, w których dochodzi do ostrzałów. Poza tym niektórym z nich brakuje prądu, a także wody potrzebnej do przeżycia, więc uciekają do przyjaciół i krewnych, głównie poza miastem. Nie mamy jeszcze doniesień o wielkich falach uchodźców czy obozach dla przesiedleńców, ale z pewnością trwa ucieczka z miast.

Czy jest jeszcze szansa na opanowanie tego konfliktu i kto może mieć na to wpływ?

W tej chwili stanowiska są niesamowicie twarde. Osoby, z którymi się kontaktowałam mówią, że jeśli żadna z grup nie ustąpi ani nie wygra, to nie wierzą, że nastąpi szybkie zakończenie konfliktu. Wszyscy modlimy się o to, aby w Sudanie doszedł do władzy rząd, który będzie dążył do sprawiedliwości i pokoju. Nasze lokalne kontakty mówią nam, że w tej chwili nie możemy ich wesprzeć materialnie, a jedyną rzeczą, która może dać im teraz siłę, jest świadomość, że niesiemy ich w modlitwie.

PKWP przekazuje paczki świąteczne syryjskim dzieciom

Papieskie Stowarzyszenie Pomoc Kościołowi w Potrzebie i Fundacja Przyjaciel Misji przygotowały 1800 świątecznych paczek dla dzieci z Syrii. Najmłodsi znajdą w nich m.in. słodycze.

W Wielkim Tygodniu na Bliskim Wschodzie przebywa ks. prof. Waldemar Cisło. Dyrektor sekcji polskiej PKWP udał się do Saadnayel w Libanie, gdzie w nielegalnym obozie mieszkają syryjscy uchodźcy. Wykładowca UKSW odwiedza to miejsce za każdym razem, gdy ma okazję być w Kraju Cedrów.

„Nasza wizyta tutaj zawsze jest próbą upomnienia się o najmłodszych uchodźców. Dzieci zawsze są wśród największych ofiar wojny, bo ich przyszłość staje wtedy pod znakiem zapytania. Wiele z nich może wypaść z systemu szkolnego” – zauważa ks. prof. Cisło.

Wyjaśnia, że Papieskie Stowarzyszenie Pomoc Kościołowi w Potrzebie i Fundacja Przyjaciel Misji pamiętają o obozie w Saadnayel w okresie przedświątecznym. „Tutaj były już rozdawane nasze paczki z żywnością i środkami czystości przed Bożym Narodzeniem” – podkreśla. Dodaje, że „teraz dzieci, które tutaj żyją, dzięki życzliwości Polaków, otrzymują drobne upominki”. Znajdą w nich np. słodycze.

„Łącznie przygotowaliśmy 1800 paczek świątecznych. Część z nich trafia do młodych uchodźców w Libanie, część jedzie do Syrii, gdzie pomocy oczekują od nas ofiary trzęsienia ziemi, które szczególnie mocno dotknęło m.in. Aleppo” – zauważa dyrektor sekcji polskiej PKWP.Tłumaczy, że Pomoc Kościołowi w Potrzebie i Fundacja Przyjaciel Misji kontynuują wsparcie, jakiego udzielają Syryjczykom. Wcześniej trafiło do nich 70 ton żywności i ubrań. By przewieźć wszystko, niezbędne okazało się wykorzystanie pięciu ciężarówek. Potrzebujący mogli przebierać wśród 60 tys. sztuk ubrań. Były to nowe rzeczy, produkowane w Libanie, co pozwoliło dać ludziom cierpiącym w tym kraju z powodu kryzysu ekonomicznego szansę na pracę i możliwość zarobienia na życie.

„Otrzymujemy sygnały, że w Syrii są problemy z utrzymaniem czystości. Wynika to z trudnych warunków, w jakich żyją mieszkańcy. Są zmuszeni, by spać w namiotach. W trakcie trzęsienia ziemi ich domy zostały zniszczone, a zdarza się też, że ogromna trauma nie pozwala im zasnąć w zadaszonych budynkach” – zauważa ks. prof. Cisło.

POMÓŻ TERAZ

87 1020 1068 0000 1402 0096 8990z dopiskiem „Syria”

Korzystając z serwisuDotpay S.A przekaż ofiarę

Pomóż teraz

Wyjaśnia, że „Papieskie Stowarzyszenie Pomoc Kościołowi w Potrzebie zdaje sobie sprawę, że problemy z utrzymaniem czystości będą sprzyjać rozprzestrzenianiu się chorób, m.in. cholery czy tzw. choroby brudnych rąk”. „Reagujemy poprzez wysłanie 20 ton środków higieny” – mówi wykładowca UKSW. Zachęca też do wsparcia zbiórki PKWP na rzecz cierpiących.

Biuro Prasowe PKWP Polska