Irak: Odnowiony kościół daje nadzieję chrześcijanom, którzy chcą pozostać w kraju

„Kościół, który nie jest prześladowany, jest Kościołem, który nie niesie Chrystusa”

IrakZdj. ACN International / Trwają prace nad zewnętrzną częścią kościoła św. Benhama i św. Sary w Qaraqosh (Baghdeda), który jest odnawiany przy wsparciu PKWP (ACN); wrzesień 2022.

W Baghdedzie (Qaraqosh) jest piękny dzień, a do kościoła św. Behnama i św. Sary przybywają liczne rodziny. Wnętrze świątyni jest nieskazitelnie czyste, a ławki pełne ludzi, którzy przyszli na syryjskokatolicką liturgię.

Panujący wokół spokój sprawia, że trudno sobie wyobrazić, że zaledwie osiem lat temu Baghdeda (znana w języku arabskim jako Qaraqosh) była całkowicie zajęta przez terrorystów z Państwa Islamskiego (ISIS), którzy zniszczyli bezcenne starożytne chrześcijańskie dziedzictwo oraz spalili i ograbili kościół św. Behnama.

„Kiedy w 2016 roku pierwszy raz odwiedziłem miasto cztery dni po jego wyzwoleniu, zobaczyliśmy totalną dewastację, spalony kościół, przewróconą dzwonnicę. Poczułem wielki smutek. Przed napaścią ISIS parafia była bardzo aktywna. Jednak kościół nadal stoi, udało nam się go odbudować” – mówi pochodzący z Baghdedy ksiądz George Jahola, wskazując na niektóre widoczne jeszcze ślady zniszczenia, np. zwaloną dzwonnicę.

Od kilku lat kościół jest poddawany renowacji. Niedawno ukończono remont wnętrza, a teraz, dzięki pomocy finansowej Papieskiego Stowarzyszenia Pomoc Kościołowi w Potrzebie (ACN International), rozpoczęto wreszcie prace także na zewnątrz.

Mieszkańcy Qaraqosh po powrocie z wygnania z Kurdystanu nie czekali jednak na renowację, by zacząć modlić się w tym kościele. „Wspólnota była pełna radości, że może ponownie modlić się w swojej parafii. Chcieliśmy ją umacniać i zachęcać do wiary oraz tłumaczyć, że Kościół to coś więcej niż budynki, to dusze ludzi, którzy mieszkają w parafii. Po dwóch latach uznaliśmy, że czas odrestaurować kościół, by dać ludziom nadzieję” – tłumaczy ks. George.

Symbol i świadectwo

Nadzieja jest potrzebna, nawet teraz już po wyzwoleniu miasta, gdyż wielu wciąż jest kuszonych do szukania bezpieczniejszych ziem na zachodzie. „Odbudowa tego kościoła jest symbolem oporu, pozostania na tej ziemi, dawania świadectwa. Papież Franciszek odwiedził nas nieco ponad rok temu i prosił, abyśmy dawali świadectwo na tej ziemi” – wspomina kapłan.

Miejscowy proboszcz ksiądz Boutros Sheeto potwierdza, że odbudowa kościoła stała się widocznym znakiem większej walki o utrzymanie wiary chrześcijańskiej w Iraku: „Posiadanie odnowionego kościoła daje społeczności siłę psychologiczną i moralną. Bez tej odbudowy wiele rodzin myślałoby dziś o emigracji”.

Fakt, że wielu chrześcijan zdecydowało się pozostać, nie oznacza że nie obawiają się powrotu prześladowań. Raczej wielu postrzega je jako część swojej wiary. „Od samego początku aż po dziś dzień Kościół jest prześladowany. Kościół, który nie jest prześladowany, to Kościół, który nie niesie Chrystusa, ponieważ Jezus został ukrzyżowany i cierpiał podczas swojego życia i swojej misji. Jeśli Jezus cierpiał, umarł, został pogrzebany i zmartwychwstał, to my musimy cierpieć z Jezusem i cierpieć z Kościołem, abyśmy mogli żyć Zmartwychwstaniem i być w świecie świadkami Ewangelii radości i nadziei” – dodaje ks. Boutros.

IrakZdj. ACN International / Ks. George Jahola przy zwalonej dzwonnicy kościoła św. Benhama i św. Sary w Baghdedzie, Irak; wrzesień 2022.

Odbudowa życia

Jednakże ten dzień – kiedy starożytne syryjskie hymny rozbrzmiewają ponownie w pięknie odrestaurowanym kościele św. Benhama i św. Sary, a na zewnątrz wolontariusze rozdają jedzenie i napoje parafianom, którzy przychodzą na spotkanie towarzyskie – jest dniem świętowania i wdzięczności wobec Boga oraz tych, którzy umożliwili odbudowę świątyni.

„Dziękujemy organizacji Pomoc Kościołowi w Potrzebie za jej wysiłki na rzecz odbudowy kościoła. Dziękujemy jej z całego serca, a także wszystkim dobroczyńcom za ich wsparcie” – mówi kościelny, Semoon Beto Shabo.

PKWP bardzo aktywnie pomaga w odbudowie chrześcijańskiego dziedzictwa i infrastruktury w Iraku, zwłaszcza od czasu straszliwych prześladowań z rąk ISIS, które zmusiły setki tysięcy osób do ucieczki do Kurdystanu. Po pierwszym etapie, gdy koncentrowano się na odbudowie domów w chrześcijańskich miastach i wioskach, katolicka organizacja charytatywna pomaga w odbudowie i budowie szkół, kościołów oraz innych kluczowych instytucji, aby pomóc utrzymać chrześcijańską obecność w regionie.

Ks. prof. Cisło: Kapłaństwo jest służbą nie w teorii, ale w praktyce

„Bliski Wschód, Afryka i Ukraina dostarczają nam przykładów, że kapłaństwo jest służbą do końca” – powiedział ks. prof. Waldemar Cisło w trakcie sympozjum naukowego poświęconego Słudze Bożemu klerykowi Alfonsowi Mańce. Dyrektor sekcji polskiej PKWP sięgnął po przykład z Bagdadu, gdy dwóch księży przebywało w kościele, do którego wtargnęli terroryści. „Ich zakrwawione szaty liturgiczne pokazują, czym jest służba” – wyjaśnił.

Cisło

Sługa Boży kl. Alfons Mańka był ofiarą niemieckiego terroru w trakcie II wojny światowej. Zmarł z wyczerpania w obozie Mauthausen-Gusen. Misjonarze Oblaci – poprzez sympozjum naukowe – postanowili przypomnieć jego postać. W wydarzeniu udział wziął dyrektor sekcji polskiej Papieskiego Stowarzyszenia Pomoc Kościołowi w Potrzebie ks. prof. Waldemar Cisło.

Wykładowca UKSW uświadomił uczestnikom konferencji, że męczeństwo jest wspólnym mianownikiem dla Kościoła, mimo upływu setek lat. Zwracał uwagę na postawę księży i misjonarzy na Bliskim Wschodzie, w Afryce i na Ukrainie, którzy mimo zagrożenia życia, pozostali ze swoimi wiernymi. „Gdy jest wojna, Kościół staje się dla ludzi wszystkim: szpitalem, kuchnią i noclegownią” – mówił ks. prof. Cisło. Sięgnął po przykład z Republiki Środkowoafrykańskiej. „W trakcie trudnej sytuacji zaproponowaliśmy ewakuację tamtejszym misjonarzom, jednak wielu z nich pozostało na miejscu” – wyjaśnił. Zaznaczył, że kapłaństwo jest służbą nie w teorii, ale w praktyce. „Służba do końca jest wpisana w kapłaństwo” – wskazał.

Obrazem, który został w pamięci dyrektora sekcji polskiej PKWP, był chaldejski patriarcha kard. Louis Sako, który nie krył łez, gdy opowiadał o swoich studentach, klerykach, doświadczających prześladowań w Iraku. „W Bagdadzie dwóch młodych księży przebywało w kościele, gdy wtargnęli do niego terroryści. Jeden z kapłanów odprawiał Mszę św., drugi spowiadał. Dżihadyści zaproponowali, że puszczą wolno ludzi zgromadzonych na modlitwie w zamian za życie księży. Niestety, zamordowali wtedy 50 osób, również dzieci i kobiety w ciąży” – mówił ks. prof. Cisło. Dziś w kościele, gdzie doszło do tragedii, jest izba pamięci. „Są tam zakrwawione szaty liturgiczne jako pamiątka po ich służbie do końca” – podkreślił wykładowca UKSW.

Dyrektor sekcji polskiej PKWP zaznaczył, że wielu kapłanów w Iraku, zderzając się z prześladowaniem ISIS, stanęło przed dylematem: „czy pozostać na miejscu w ojczyźnie kościoła Chaldejczyków, czy emigrować razem ze swoimi wiernymi do Australii i Stanów Zjednoczonych”. „Z Mosulu wypędzono wtedy 120 tys. chrześcijan. Kard. Sako suspendował wtedy jedenastu księży, którzy wyjechali z wiernymi zagranicę. Na szczęście doszło do pojednania” – przypomniał ks. prof. Cisło.

Wykładowca UKSW mówił, że „trzeba pokazywać piękne twarze kapłanów, zwłaszcza teraz, gdy kapłaństwo jest tak często uznawane za niepotrzebne”. Wyjaśnił, że nieprzypadkowo „gdy uderzy się w pasterza, może rozlecieć się cała wspólnota”. Ks. prof. Cisło zaznaczył, że „nie jest tak, że są tylko święci księża”. Wskazał, że często oni sami dają pretekst, by utwierdzać negatywny obraz kapłaństwa. To jednak – jak mówił – obraz zbyt krzywdzący, jeśli spojrzymy na tych, którzy ryzykują życiem, wybierając właśnie tę drogę.

„Musimy uświadomić sobie przesłanie Chrystusa, że prześladowanie jest wpisane w życie wielu naszych Sióstr i Braci” – zaznaczył dyrektor sekcji polskiej PKWP. Dodał, że także na Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego studiują księża z Nigerii, którzy „pracują w diecezjach, gdzie ich życiu zagraża niebezpieczeństwo”. „Wyjeżdżając na Mszę św., nie mają pewności, że wrócą żywi” – podsumował ks. prof. Cisło.

Biuro Prasowe PKWP Polska

„Jest ponad 600 kandydatów, którzy pragną przygotowywać się do sakramentu Chrztu Świętego i Pierwszej Komunii Świętej”

List od ks. Jakuba Szałka, misjonarza w Czadzie.

CzadZdj. Ks. Jakub Szałek / Ks. Jakub Szałek z mieszkańcami misji.

Napisał do nas ks. Jakub Szałek, polski misjonarz fidei donum z diecezji bydgoskiej, pracujący w misji pw. św. Maksymiliana Kolbego w diecezji Lai w Czadzie.

W ubiegłym roku Pomoc Kościołowi w Potrzebie poprzez Fundację Przyjaciel Misji ze środków płynących od naszych darczyńców sfinansowała tam budowę studni i wieży ciśnień.

Czad, wrzesień 2022 r.

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

Przesyłam gorące pozdrowienia z dalekiego Czadu. Czternastego września 2022 r. minęło siedemnaście lat jak jestem w Czadzie. Aż mi się wierzyć nie chce, że rozpoczynam już osiemnasty rok posługi misyjnej.

Obecny rok pastoralny (pokrywa się z rokiem szkolnym) zapowiada się dość ciekawie. Moja nowa misja w Lai jest w trakcie tworzenia się. Dotyczy to zarówno struktur duchowych, jak i tych materialnych. Najwięcej mojej energii pochłaniają dwie sprawy: katechumeni i nowo powstająca szkoła podstawowa.

Zacznę od katechumenów. Od tego roku zaczynamy katechezę na dobre. Jest ponad 600 kandydatów, którzy pragną przygotowywać się do sakramentu Chrztu Świętego i Pierwszej Komunii Świętej. Katechumeni są na różnych poziomach. Mamy tu czteroletni cykl katechetyczny. Bardzo się cieszę z tego, że ludzie garną się do Kościoła. Dla mnie, jako misjonarza, to wielka radość, a zarazem wielka odpowiedzialność, która na mnie ciąży.

Nowa szkoła to coś wspaniałego dla miejscowej ludności, natomiast dla mnie to szereg kolejnych obowiązków, które mi dochodzą. Miejscowe szkoły nie funkcjonują dobrze lub prawie wcale nie funkcjonują. Dlatego tam, gdzie powstaje nowa misja, ludzie wymuszają na misjonarzu – można tak powiedzieć – zorganizowanie szkoły. Mając na uwadze dobro dzieci, jak tu im nie zorganizować tej szkoły… Niech się pilnie uczą, jeśli tylko chcą! Nasza nowa szkoła nosi imię św. Dominika Savio. Powstała w całości dzięki pomocy diecezji Malaga z Hiszpanii. W tym roku szkolnym (który w Czadzie zaczyna się 3 października) rozpoczną naukę dzieci z klasy 0, 1 i 2. Mamy już trzech nauczycieli. Dyrektorką będzie siostra zakonna z Kamerunu. Mam w mojej misji wspólnotę sióstr Franciszkanek (3 z Kamerunu i 1 z Ugandy). Siostry te będą odpowiedzialne za funkcjonowanie szkoły.

CzadZdj. Ks. Jakub Szałek / Formacja dzieci w tymczasowym „kościele” pod chmurką.

Ciągle trwa pora deszczowa. W tym roku wyjątkowo dużo pada. Pozalewane są drogi, pola i niestety budynki mieszkalne. Niektóre domy, zwłaszcza te które nie mają fundamentów betonowych, tylko gliniane, pozawalały się. Ich mieszkańcy zmuszeni byli poszukać sobie schronienia w najbliższej szkole lub budynkach misyjnych. Na szczęście jeszcze tylko dwa lub trzy tygodnie i przestanie padać. Życie wtedy wróci do normalności.

Ja sam siedzę ciągle na miejscu. Nie da się nigdzie jeszcze ruszyć w teren. Wszystko jest pozalewane. Mam nadzieję, że po Wszystkich Świętych drogi staną się na nowo zdatne do użytku i będę mógł odwiedzać ludzi w odległych wioskach przynależących do mojej misji. Póki co siedzę w domu, opracowuję grafiki katechetyczne dla moich katechistów i nadrabiam zaległości w czytaniu książek (to luksus – mieć czas na czytanie książek; niestety taki luksus trwa tylko kilka tygodni w ciągu roku).

Polecam się modlitwie. Sam o niej zapewniam. Z kapłańskim błogosławieństwem z samego środka Afryki.

Ks. Jakub

Burundi: Misjonarki karmelitanki – „matki” pojednania

„Wspieramy cierpiących i znajdujących się w potrzebie”.

BurundiZdj. ACN International / Siostry karmelitanki od Dzieciątka Jezus w nowym domu w Bujumburze, Burundi.

Burundi, jedno z najmniejszych państw Afryki, przeżywa kryzys społeczny i polityczny, który wybuchł w 2015 roku. Kraj, w którym 94% ludności stanowią chrześcijanie, otrzymał pomoc w tych trudnościach od wielu różnych wspólnot sióstr zakonnych. Papieskie Stowarzyszenie Pomoc Kościołowi w Potrzebie (ACN International) rozmawiało z misjonarkami karmelitankami, znanymi wśród miejscowej ludności jako „matki” ze względu na sposób, w jaki przyjęły zwykłych ludzi i pomogły poprowadzić ich drogą pojednania.

Jak wyglądały początki waszej wspólnoty w Burundi?

Pierwsze cztery siostry, wszystkie Polki, przybyły tu w 1973 roku. Wszędzie panowała głęboka bieda, a jedyną poradnią w okolicy była ta prowadzona przez zakonnice. Na początku było im bardzo trudno, bo nie znały miejscowego języka – kirundi. Na szczęście nasze siostry zostały ciepło przyjęte, gdyż zostały zaakceptowane przez lokalne władze. Tutejsi ludzie bardzo szanują władzę, więc jeśli władze regionalne zaakceptowały siostry, to zwykli ludzie wiedzieli, że obecność misjonarek będzie dla nich dobra. Pierwszym punktem kontaktu z miejscową ludnością była nasza kaplica i choć nadal nie umiałyśmy dobrze mówić w języku kirundi, to ludzie i tak przychodzili, aby być z nami i tak zaczęłyśmy nawiązywać z nimi przyjazne relacje. Dzisiaj, dzięki Bogu, nasza wspólnota ma już pięć domów w Burundi. Wiemy, że jesteśmy potrzebne w tym kraju i że tu właśnie musimy pozostać, wspierając cierpiących i znajdujących się w potrzebie.

Czy we wspomnieniach zachowało się jakieś szczególne wydarzenie, które przydarzyło się którejś z sióstr podczas tych pierwszych lat w Burundi?

Jedna z polskich sióstr, która przyjechała tu pierwsza, pomagała pewnej matce przy narodzinach dziecka. Kobieta była w bardzo złym stanie zdrowia. Dziecko urodziło się zdrowe, ale niestety matka zmarła. Siostra przejęła więc opiekę nad noworodkiem. Chłopczyk był wcześniakiem i wymagał umieszczenia w inkubatorze. Biorąc pod uwagę, że najbliższy szpital był oddalony o dwa dni drogi i z powodu fatalnej sytuacji ekonomicznej w okolicy, było to niemożliwe do zrealizowania. Nie mając innej alternatywy, siostra starannie zawinęła malucha i włożyła go do kartonowego pudełka. I w ten sposób zabierała go ze sobą, gdziekolwiek się udała. Dzięki Bogu chłopczyk przeżył i mógł się normalnie rozwijać.

Jak mieszkańcy Burundi postrzegają dziś waszą wspólnotę?

Nasza obecność w tym miejscu spowodowała istną rewolucję. I tak jest do dziś. Siostry przyniosły wiele zmian, a dzięki ich obecności ludzie zaczęli znajdować wsparcie, którego wcześniej nie mieli. Ludzie nazywają nas „matkami”. Widzą siebie jako nasze dzieci, które otrzymują dobrą radę i pomoc w potrzebie, czują, że je rozumiemy. Stopniowo wzrasta duch pojednania między ludźmi. Z przybyciem naszej wspólnoty wiązało się wzmocnienie edukacji dzieci i młodzieży. Rodziny bardzo doceniają obecność naszej wspólnoty, nie tylko dlatego, że znajdują tu szczególne miejsce spotkań, zwłaszcza w weekendy. Od soboty dzieci, młodzież i dorośli gromadzą się tutaj na lekcjach religii, rozmowach o wierze lub w celu przygotowania się do niedzielnej Eucharystii. Niektórzy zbierają się już przed niedzielną Mszą Świętą, a wielu innych zostaje po niej, aby spędzić czas z siostrami i innymi rodzinami. Biorąc pod uwagę brak zajęć sportowych i kulturalnych w tym regionie, mieszkańcy bardzo chętnie korzystają z możliwości wspólnego spotkania.

BurundiZdj. ACN International / Pięć nowych aspirantek, które rozpoczęły drogę swojego powołania u Sióstr karmelitanek od Dzieciątka Jezus w Burundi.

Wasza wspólnota robi bardzo wiele dla zwykłych ludzi w zakresie opieki zdrowotnej i wsparcia ekonomicznego oraz edukacyjnego. Jesteście zgromadzeniem czynno-kontemplacyjnym. Jak udaje wam się utrzymać to drugie?

Byłyśmy przekonane, że życie kontemplacyjne jest sposobem odpowiedzi na misję pojednania w Burundi. Niemniej jednak, w obliczu wielu, wielu potrzeb, które napotkałyśmy, wielkim wyzwaniem, przed którym stanęłyśmy, było niewątpliwie to, aby nie zaniedbać naszego życia modlitwy. W ciągu dnia mamy sporo cennych chwil poświęconych modlitwie, przede wszystkim rano i wieczorem, choć zatrzymujemy się również w południe. Życie kontemplacyjne jest nadal odpowiedzią na potrzeby Kościoła i świata. Modlitwa jest dla nas pokarmem, który pozwala nam wciąż udzielać wsparcia duchowego i materialnego, którego potrzebują ludzie. Jednocześnie jest to dla nas moment odnowy fizycznej i duchowej.

Ponadto bardzo dbamy o to, aby wszystkie siostry miały każdego dnia, każdego miesiąca i każdego roku chwile na tę szczególną odnowę. To właśnie dzięki temu możemy nadal być nieustannie bardzo aktywne i mamy nadzieję, że będziemy mogły to kontynuować w przyszłości. Na szczęście ten sposób życia jest dziś nadal atrakcyjny dla wielu młodych kobiet. W 2021 roku przyjęłyśmy pięć nowych aspirantek, które rozpoczęły drogę swojego powołania. Jesteśmy więc pewne, że Pan będzie nadal błogosławił naszej wspólnocie, abyśmy mogły wypełniać naszą misję w tym kraju.

Jakie są główne intencje, w których się modlicie?

Modlimy się przede wszystkim za Burundi. Odkąd tu przybyłyśmy wojna, więźniowie i niesprawiedliwość były wystarczającym powodem do modlitwy za ten kraj. Modlimy się również, aby Pan nadal błogosławił naszą pracę w tym miejscu. Nie zapominamy o Ojcu Świętym, przywódcach kraju i, co oczywiste, o naszych dobroczyńcach. Nawet w najtrudniejszych okresach, jakie przeżywało Burundi, nie poddawałyśmy się, ale znajdowałyśmy jeszcze więcej siły. Kontynuowałyśmy pracę na rzecz pojednania. Wychodzimy naprzeciw potrzebom materialnym mieszkańców, pomagamy chorym, przyjmujemy uchodźców, wspieramy ludzi w ich cierpieniach. Wszystkie te działania motywują nas do wzmożonej modlitwy i przede wszystkim o pojednanie w kraju.

Modlimy się również o to, abyśmy w przyszłości nadal mogły liczyć na pomoc PKWP (ACN International), gdyż dzięki Waszemu wsparciu finansowemu mogłyśmy uruchomić różne projekty mające na celu zapewnienie pomocy mieszkańcom. Modlimy się, aby siostry, które się kształcą, mogły ukończyć swoje studia. Jedna z nich studiuje medycynę, dwie inne pielęgniarstwo, jedna uczy się na nauczycielkę i mamy nadzieję, że kolejna siostra będzie mogła odbyć formację w zakresie duchowości karmelitańskiej, która jest fundamentem całej naszej modlitwy.

Siostry karmelitanki od Dzieciątka Jezus są regularnie wspierane przez międzynarodową katolicką organizację duszpasterską i Papieskie Stowarzyszenie Pomoc Kościołowi w Potrzebie (ACN International), aby mogły kontynuować swój apostolat. Jednym z niedawno współfinansowanych projektów była budowa kaplicy i domu dla sióstr w Bujumburze.

Terroryzm w Mozambiku. Kościół może przyczynić się do promowania pokoju i stabilności dla kraju.

„U podstaw problemu leży ubóstwo i korupcja” – uważa biskup Pemby

MozambikZdj. ACN International / Biskup Antonio Juliasse Ferreira Sandramo odwiedza uchodźców wewnętrznych w Meculane; diecezja Pemba, Mozambik; 11.2021 r.

W rozmowie z Papieskim Stowarzyszeniem Pomoc Kościołowi w Potrzebie (ACN International), biskup António Juliasse z mozambickiej diecezji Pemba mówi, że Kościół robi co może, by poradzić sobie ze skutkami nasilających się ataków na północy kraju, ale najlepiej byłoby, gdyby był to wspólny wysiłek, angażujący różne podmioty.

„Należy zaangażować całe społeczeństwo, a to obejmuje Kościół, który może przyczynić się do promowania pokoju i stabilności dla kraju. Robimy, co możemy, aby szerzyć miłość i pokój wobec wszystkich, mieliśmy spotkania z innymi przywódcami religijnymi, chrześcijanami i muzułmanami. Nie zwrócono się jeszcze do nas oficjalnie o współpracę, ale mamy wiele do zaproponowania. Kościół ma doświadczenie w tej dziedzinie, które może być bardzo przydatne” – mówi bp António Juliasse.

Najpierw walka z ubóstwem

Do tej pory odpowiedź rządu na przemoc, w wyniku której zginęło blisko 4 tys. osób, koncentrowała się na użyciu siły, ale zdaniem biskupa to nie wystarczy.

„My, biskupi, oraz inni członkowie społeczeństwa obywatelskiego mówiliśmy, że rozwiązanie wojskowe nie jest jedynym, ponieważ większość tych młodych terrorystów to miejscowi chłopcy. Niektórzy mogą pochodzić z zagranicy, ale większość z nich to Mozambijczycy, pochodzący z wiosek, znający teren, dzięki czemu łatwo im się ukryć. Obserwują siły zbrojne i atakują dopiero wtedy, gdy są one daleko” – tłumaczy hierarcha.

Diecezja Pemba obejmuje większość Cabo Delgado. Ta wysunięta najbardziej na północ prowincja Mozambiku została najsilniej dotknięta przemocą, która rozpoczęła się w 2017 roku, jednakże ostatni atak w sąsiedniej prowincji Nampula dowodzi, że rebelia rozprzestrzenia się na południe.

Bp Juliasse mówi, że walkę z terroryzmem należy rozpocząć od próby rozwiązania problemu panującej biedy i korupcji: „Jesteśmy otoczeni przez ubóstwo i korupcję. Nieliczne możliwości, które istnieją, są zarezerwowane dla uprzywilejowanej garstki, osób znajdujących się najbliżej ośrodków decyzyjnych. Młodzież czuje tę niesprawiedliwość i występuje przeciwko niej”.

MozambikZdj. ACN International / Dżihadyści w Cabo Delgado, Mozambik; 2021 r.

Życie oddane Mozambikowi

Ostatni poważny atak islamskich terrorystów, którzy – jak obawiają się władze – mogli być infiltrowani przez Państwo Islamskie, był wymierzony w katolicką misję w Chipene. Cała misja została zniszczona. Większość uczniów internatu była wtedy poza domem, ale 83-letnia włoska zakonnica została postrzelona w głowę (zob.: https://pkwp.org/newsy/mozambik_atak_terrorystyczny_na_misje_w_chipene_6_wrzesnia_br).

Biskup Juliasse powiedział PKWP, że misjonarka kombonianka s. Maria de Coppi jest uważana za męczennicę, która całe życie poświęciła mieszkańcom Mozambiku. Na szczęście pozostali misjonarze i młodzi pensjonariusze zdołali bezpiecznie uciec.

Nowa eskalacja przemocy w Nampuli spowodowała falę uchodźców, których liczbę szacuje się nawet na 100 tys. osób. Według biskupa Pemby ich łączna liczba w kraju zbliża się do miliona. Potrzeby są olbrzymie. „Przy obecnej wojnie w Ukrainie wiele organizacji, a nawet cały świat, zapomniał o Cabo Delgado. Chcę was prosić, nie zapominajcie o nas!” – apeluje bp Juliasse.

Dziękujemy PKWP

Hierarcha wyjaśnia, że Kościół lokalny robi, co może, aby pomóc, ale potrzebne jest wsparcie z zewnątrz: „Dobroczynność jest częścią naszej misji, częścią Ewangelii. Chciałbym skorzystać z okazji i podziękować wszystkim, którzy współpracują z PKWP, przekazując pieniądze na rzecz przesiedleńców, niedożywionych dzieci, które nie mogą chodzić do szkoły, a także wszystkich tych, którzy doznali przemocy i potrzebują wsparcia psychologicznego i społecznego w Mozambiku”.

Od początku rebelii PKWP współpracuje z lokalnym Kościołem żyjącym na co dzień na północy Mozambiku pośród większości muzułmańskiej, pomagając mu udzielać przesiedleńcom doraźnego i duszpasterskiego wsparcia.