Centrum dla najmłodszych uchodźców w Afryce oficjalnie otwarte!

W Bidibidi, największym obozie dla uchodźców w Afryce, oficjalnie otwarto pierwsze centrum edukacyjne dla dzieci i młodzieży. Budynek powstał z inicjatywy misjonarza o. Andrzeja Dzidy, którego wsparły polska sekcja PKWP i Fundacja Przyjaciel Misji.

Centrum dla najmłodszych uchodźców w Afryce oficjalnie otwarte

Na co dzień w Bidibidi przebywa 300 tys. osób. Miejsce to stało się bezpiecznym schronieniem dla uciekających przed wojną mieszkańców Sudanu Południowego. O. Andrzej Dzida, który towarzyszył tej społeczności od lat, mówi, że jest ona najmłodszą na świecie. „60 proc. tego społeczeństwa to dzieci i młodzież, poniżej 18. roku życia” – wyjaśnia misjonarz.

W Bidibidi ten wskaźnik jest jeszcze wyższy, a najmłodsi stanowią 80 proc. całej ludności, jaka zamieszkuje obóz. Dotarli do tego miejsca wspólnie z najbliższymi, razem z rodzicami, ciociami i wujami. Wielu z nich to jednak sieroty. Ich opiekunowie zginęli w trakcie ucieczki. Najmłodsi nie zostali odcięci od nauki. Chodzą do szkoły podstawowej. Klasy są jednak przepełnione. W jednej może być nawet 300 dzieci.

Centrum dla najmłodszych uchodźców w Afryce oficjalnie otwarte

„Najmłodsi potrzebują miejsca, gdzie będą mogli udać się po szkole; miejsca, które da im możliwość odrabiania lekcji, spotkania się, rozwijania talentów” – wyjaśnia o. Andrzej Dzida. W głowie werbisty pojawił się pomysł stworzenia centrum edukacyjno-pastoralnego. Budowa wymagała jednak środków, a w ich zdobyciu misjonarza wsparły Papieskie Stowarzyszenie Pomoc Kościołowi w Potrzebie i Fundacja Przyjaciel Misji. Projekt tego miejsca zakładał postawienie sceny, by dzieci mogły prezentować spektakle i dramy. Okazję, by pokazać swoje umiejętności, miały na inaugurację budynku. Wystąpiły przez najbliższymi.

„Te dzieci potrzebują zobaczyć, że są wartościowe. Chcą być dostrzeżone przez swoich rodziców i innych opiekunów. Chcą usłyszeć od nich, że nie są tylko uchodźcami, ale mają talenty, są prawdziwymi dziećmi, dziećmi Boga” – podkreśla o. Andrzej.

Centrum dla najmłodszych uchodźców w Afryce oficjalnie otwarte

Centrum edukacyjne w Bidibidi zostało oficjalnie otwarte i poświęcone przez miejscowego biskupa w ostatnią sobotę. „Dziękujemy tym wszystkim, którzy włączyli się w to dzieło, wszystkim ofiarodawcom” – mówi ks. Paweł Antosiak z polskiej sekcji PKWP, który udał się do Ugandy, by spotkać się z jej mieszkańcami. Towarzyszą mu pracownicy Stowarzyszenia: Michał Banach i Nikodem Bała. Wizyta w Afryce ma dać nowy impuls działaniom Pomocy Kościołowi w Potrzebie, zwłaszcza teraz, gdy kontynent staje przed widmem głodu, co jest bezpośrednią konsekwencją wojny na Ukrainie i zablokowania portów przez Rosjan.

Potrzeby Bidbidi są ogromne. Obóz jest podzielony na pięć stref. A jeśli na co dzień przebywa w nim 300 tys. ludzi, to – jak mówi o. Dzida – potrzeba będzie 100 centrów edukacyjnych, by odpowiedzieć na prośby dzieci i młodzieży. To jednak poza zasięgiem finansowym. Stąd decyzja, by taki budynek powstał przynajmniej w każdej ze stref. „Czyli minimum cztery więcej” – dodaje o. Andrzej. „Mamy nadzieję, że właśnie przez Stowarzyszenie Pomoc Kościołowi w Potrzebie znajdą się nowi ofiarodawcy” – tłumaczy ks. Paweł Antosiak.

Otwarciu pierwszego centrum edukacyjnego dla najmłodszych uchodźców w Afryce towarzyszyło poświecenie kościoła pw. Niepokalanego Serca Maryi, który także będzie służył społeczności Bidibidi.

Nr konta do wpłat

PKO BP o/ Warszawa87 1020 1068 0000 1402 0096 8990z dopiskiem: Bidibidi

Dar pochodzący z poświęcenia i z recyklingu – 24 czerwca, Dzień Darczyńców PKWP

Jak daleko jesteśmy gotowi się posunąć, aby pomóc naszym braciom w potrzebie?

Zdj. ACN International / André Silvestre z Caçapava, stan São Paulo, Brazylia. Każdego ranka zbiera surowce wtórne i zamienia je na darowizny dla PKWP.

24 czerwca Papieskie Stowarzyszenie Pomoc Kościołowi w Potrzebie (ACN International) obchodzi Dzień Darczyńców. Każdego roku w uroczystość Najświętszego Serca Pana Jezusa PKWP i partnerzy projektów na całym świecie modlą się i celebrują msze święte w intencji wszystkich Dobrodziejów, którzy wspierają organizację charytatywną za pośrednictwem jej 23 biur krajowych.

Każda darowizna, która dociera do PKWP, jest powodem do radości i wdzięczności. Za każdym z tych darów kryje się niesamowita historia, a o wielu z nich dowiemy się dopiero w przyszłym życiu. Czasami jednak Bóg daje nam zobaczyć wyjątkowe przykłady takich ofiar, aby pokazać nam, że ludzkość nadal jest zdolna do miłości, której nie da się wytłumaczyć.

Jednym z takich przykładów jest historia 64-letniego André Silvestre’a, mieszkającego w Caçapava w stanie São Paulo w Brazylii. Każdy dzień jego życia zaczyna się tak samo. Wychodzi z domu około 5:30 rano i przemierza rowerem ulice swojego miasta, zatrzymując się przy każdym śmietniku, aby zebrać puszki po konserwach i plastikowe butelki. Wraca do domu z torbami pełnymi tego materiału i przystępuje do kolejnego etapu swojej misji: oddzielania oraz zgniatania każdej butelki i puszki. Nie musi tego robić, ale w ten sposób pomaga lokalnemu zespołowi ds. recyklingu. Kiedy już cały materiał zostanie zamieniony na gotówkę, staje się ona datkiem na rzecz PKWP, cennym darem dla cierpiącego Kościoła, który pochodzi tylko i wyłącznie z poświęcenia czasu i sił.

Pomysł zbierania surowców wtórnych na darowizny narodził się, gdy pewnego dnia André spotkał 81-letniego Antônio, który codziennie przemierzał 10 km, zbierając butelki i puszki, które następnie sortował i sprzedawał, aby mieć na własne utrzymanie. Wzruszony tą historią André postanowił, że „przejmie” część jego kilometrów i będzie zbierał materiały, które później mu przekaże. Kiedy Antônio zmarł, André postanowił „przetworzyć” swoją inicjatywę. Z programów telewizyjnych dowiedział się o działalności PKWP, co zainspirowało go do znalezienia nowego celu dla swojej hojności: „Zdałem sobie sprawę, że PKWP może dotrzeć do takich 'Antônio’ na całym świecie i zrobić z tymi pieniędzmi więcej, niż ja mógłbym kiedykolwiek”.

W pewnym momencie spacery stały się dla André trudne z powodu bólu pleców i rwy kulszowej. Ale podczas gdy jego ciało wykazywało oznaki słabości, jego serce było silniejsze i bardziej entuzjastyczne niż wcześniej. Mimo że miał uzasadnione powody, by zakończyć dzieło miłości, które wykonywał każdego dnia, znalazł sposób, by je realizować. Zaczął jeździć na rowerze i poszedł jeszcze dalej w poszukiwaniu materiałów nadających się do recyklingu.

Akty dobroci są zaraźliwe, więc gdy hojność André stała się znana w okolicy, także inni zaczęli segregować śmieci w swoich domach, aby je sprzedać i zamienić na pomoc finansową dla cierpiących. Ponieważ udało mu się zebrać jeszcze więcej pieniędzy, był w stanie zwiększyć zakres pomocy: segregowane i przekazywane do miejskiego schroniska są teraz nakrętki od butelek. Dzięki temu może ono zdobyć żywność dla potrzebujących. „W ten sposób wszyscy wygrywają, a zwłaszcza ja! Odkąd zacząłem wykonywać te poranne ćwiczenia, jestem o wiele zdrowszy, a nawet straciłem kilka kilogramów, które towarzyszyły mi od czasu ślubu”.

Prostota André skłania do postawienia pytania, jak daleko jesteśmy gotowi się posunąć, aby pomóc naszym braciom w potrzebie. Oczywiście, wszyscy stoimy przed wielkimi wyzwaniami, zwłaszcza w obliczu pandemii czy wojny, ale zgodnie ze słowami św. Augustyna: „Ten, kogo serce jest pełne miłości, ma zawsze coś do dania”. Czasami nawet najprostsze gesty na rzecz naszych braci mogą być wyrazem miłości. Dlaczego nie wykorzystać tego pomysłu?

,,Przełożona, nie odwołana”

DRK: Kongijczycy zasmuceni z powodu odroczenia pielgrzymki, ale współczują papieżowi

Kongo

Zdj. ACN International / Msza św. w Demokratycznej Republice Kongo, 13 maja 2022 r.

„Przełożona, nie odwołana. To słowo klucz” – mówi Maxime François-Marsal, szef projektów PKWP dla Demokratycznej Republiki Konga (DRK). Ten ogromny afrykański kraj bardzo liczył na to, że papież Franciszek pomoże zaleczyć rany po niekończącej się wojnie i wezwie przywódców politycznych do położenia kresu powszechnej korupcji, która utrzymuje naród w ubóstwie.

Maxime François-Marsal, który niedawno wrócił z podróży do wschodniego Konga, podczas konferencji online zorganizowanej przez Papieskie Stowarzyszenie Pomoc Kościołowi w Potrzebie (ACN International) mówił o współczuciu, jakie zwykli Kongijczycy odczuwają wobec papieża Franciszka, który cierpi z powodu silnego bólu spowodowanego problemami z kolanem, co stało się przyczyną odwołania podróży do DRK i Sudanu Południowego.

„Katolicy ze wschodniego Konga są zasmuceni przełożeniem wizyty papieża, ale rozumieją, że ma on problemy z nogą”- mówi szef projektów PKWP dla DRK i dodaje: „Jeden z księży, z którym rozmawiałem, powiedział, że współczują papieżowi, ponieważ wiedzą, czym jest cierpienie, co to znaczy nie móc chodzić. Dla nich to znak pokory, że papież zdaje sobie sprawę, że nie może podróżować; to lekcja dla chrześcijan, aby znali swoje ograniczenia i ufali Panu”.

Odroczenie – słowo klucz

Mimo smutku w DRK wciąż jest nadzieja, że Franciszek będzie pierwszym papieżem, który przybędzie do wschodniego Konga, regionu wciąż bardzo dotkniętego konfliktem. „Ludzie przeżyli ogromne rozczarowanie. Oczekiwali na przyjazd papieża i wiadomość, że jego pielgrzymka na początku lipca br. jednak się nie odbędzie, była dla nich szokiem. Jednakże fakt, iż powiedział on, że nie odwołuje podróży, ale ją przekłada, daje im nadzieję, że będzie mógł przyjechać w innym terminie i przekazać przesłanie pojednania i współczucia. Naprawdę na to liczą. Kluczowym słowem jest tu odroczenie, a nie odwołanie” – wyjaśnia Maxime François-Marsal.

Większość Kongijczyków to katolicy, co sprawiło, że oczekiwania związane z wizytą papieża były jeszcze większe: „Ludzie liczą na Kościół. Rozmawialiśmy z wieloma osobami i pierwsze, co mówili, to że mają nadzieję, iż wizyta Ojca Świętego będzie służyła pojednaniu. Kolejną sprawą jest wezwanie polityków do rachunku sumienia. Źródło problemów DRK tkwi w korupcji elit, więc wizyta papieża powinna służyć przypomnieniu im o ich misji jako liderów”.

Szef projektów PKWP w DRK ma nadzieję, że papież Franciszek pomoże temu krajowi osiągnąć wreszcie pokój, który od dziesięcioleci był nieosiągalny. „Dla ofiar wizyta jest okazją do zaradzenia niesprawiedliwości; papież zaprosił 60 osób, w tym ofiary gwałtu, sieroty, okaleczonych, aby opowiedzieli o swoich cierpieniach komuś, komu na nich zależy”.

Kongo

Zdj. ACN International / Delegacja PKWP w klasztorze trapistek w Murhesa; Maxime François-Marsal pierwszy od lewej w górnym rzędzie, Christine du Coudray pierwsza od prawej w środkowym rzedzie; 16 maja 2022 r.

Kościół pomaga ludziom, PKWP pomaga Kościołowi

Podczas gdy państwo w większości nie jest w stanie zadbać o swoich obywateli, Kościół oprócz swojej normalnej pracy duszpasterskiej, polegającej na udzielaniu sakramentów i nauczaniu wiary, prowadzi dziesiątki szkół, sierocińców, klinik i wiele innych placówek. „Kościół pomaga ludziom, ale kto pomaga Kościołowi? Tu właśnie wkracza PKWP. Działamy w tej dziedzinie od dziesięcioleci i znamy ludzi osobiście. Wiele organizacji pozarządowych pojawia się i znika. My zaś angażujemy się i jesteśmy obecni długofalowo”.

„Kościół troszczy się o mieszkańców, tworzy nową świadomość dobra wspólnego, wzywa do pokoju i naprawdę może być narzędziem rozwoju tego kraju, dlatego uważam, że zasługuje na wszelką pomoc” – podkreśla Maxime François-Marsal.

Podczas ostatniej podróży do DRK odwiedził on wraz z delegacją PKWP klasztor trapistek w Murhesa, ok. 60 km od Bukavu. Siostry mieszkają w kraju od kilkudziesięciu lat. Ich klasztor był miejscem wielu krwawych wydarzeń i rabunków. Dwa razy został napadnięty przez bojówki, które ukradły siostrom wszystko. W 1997 r., podczas tzw. wojny wyzwoleńczej przeciwko prezydentowi Mobutu, siły rwandyjskie, lojalne wobec Mobutu, szturmowały klasztor i plądrowały go, dopóki nie wyzwoliły go siły kongijskie lojalne wobec Kabili. „Siostry były bardzo bliskie śmierci, ale cudem przeżyły. Napastnikami byli żołnierze, którzy gwałcili i torturowali mieszkańców”. W 2009 r. na terenie klasztoru zamordowana została jedna z sióstr, dlatego mają one od tego czasu strażników i dwóch uzbrojonych policjantów. W regionie nadal działa wiele zbrojnych grup rebeliantów i bandytów. Zakonnice jednak „opowiadały [delegacji PKWP] o swoich projektach, ufając, że ich misja została im powierzona przez Boga”.

Maxime François-Marsal podsumowuje: „Ci ludzie przeszli przez piekło i nadal stoją przed wyzwaniami, których nie jesteśmy w stanie sobie wyobrazić. Zasługują na naszą uwagę. To są ludzie, którzy będą w stanie odbudować Kongo”.

PKWP działa w Demokratycznej Republice Konga od 1966 r. i prowadzi tu obecnie kilka projektów, szczególnie we wschodnich diecezjach, które wciąż mają nadzieję na papieską wizytę.

Nigeria: Zbrojny atak zamienił mszę w Zielone Świątki w krwawą masakrę.

„Osłaniałem ich, jak kura osłania swoje pisklęta”

Nigeria

Zdj. ACN International / Ks. Andrew Adeniyi Abayomi – zastępca proboszcza w kościele parafialnym św. Franciszka Ksawerego w Owo w stanie Ondo w Nigerii.

Ksiądz Andrew Adeniyi Abayomi jest zastępcą proboszcza w kościele parafialnym św. Franciszka Ksawerego w Owo w stanie Ondo w Nigerii, zaatakowanym podczas mszy św. w niedzielę Zesłania Ducha Świętego, 5 czerwca br. W wyniku masakry zginęło co najmniej 41 wiernych, a dziesiątki zostało poważnie rannych. Ks. Abayomi opowiedział w rozmowie z organizacją Pomoc Kościołowi w Potrzebie (ACN International) o swoich przeżyciach tego dnia, a także o następstwach ataku, po którym miejscowy Kościół podjął działania, by otoczyć opieką rannych i tych, którzy opłakują stratę bliskich.

Ilu było napastników?

Ja ich nie widziałem, ale niektórzy naoczni świadkowie mówią, że było ich czterech, a inni, że oprócz tych czterech było jeszcze kilku wśród nas w kościele. Niektórzy mówią, że w sumie sześciu, ale rzeczywista liczba nie jest znana.

Gdzie Ksiądz był, gdy doszło do ataku?

Byłem jeszcze w świątyni. Skończyłem mszę św. i wkładałem kadzidło do kadzielnicy, aby przygotować się do procesji na zewnątrz kościoła. Wtedy usłyszałem hałas. Pomyślałem, że to trzaskające drzwi, że ktoś upadł albo zobaczył węża, bo to już się zdarzało.

Ale potem usłyszałem drugi głośny hałas i zobaczyłem parafian biegających w różnych kierunkach w kościele. Stałem tam w szoku, zastanawiając się, co się dzieje, kiedy ktoś podbiegł do mnie, krzycząc: „Księże, nieznani napastnicy z bronią!”.

Czy bał się Ksiądz o swoje życie?

W tym momencie nie bałem się o swoje życie, myślałem raczej o tym, jak uratować moich parafian. Niektórzy z nich zdobyli się na odwagę i zamknęli drzwi wejściowe. Zachęcałem ludzi, aby przeszli przez sanktuarium do zakrystii. Niektórzy z parafian uciekli stamtąd. Ja pozostałem w wewnętrznej części zakrystii. Nie mogłem uciekać, bo byłem otoczony przez dzieci, część dorosłych trzymała się mnie, niektórzy nawet weszli pod mój ornat. Osłaniałem ich, tak jak kura osłania swoje pisklęta.

Słyszałem głosy moich parafian: „Księże, proszę, ratuj nas; Księże, módl się!”. Dodawałem im otuchy, uspokajałem, mówiłem, żeby się nie martwili, że się modlę i że Bóg coś zrobi. Usłyszałem trzy lub cztery eksplozje, jedna po drugiej. Cały atak był dobrze zaplanowany i trwał około 20-25 minut.

Co się działo później?

W końcu dostaliśmy wiadomość, że napastnicy odeszli. Wyszliśmy z zakrystii i zobaczyłem, że niektórzy z parafian nie żyją, a wielu jest rannych. Byłem dogłębnie poruszony. Błagałem ludzi, aby zawieźli naszych rannych braci i siostry do szpitala. Z pomocą parafian, którzy byli w stanie prowadzić samochód, zacząłem przewozić niektórych rannych do szpitala San Louis i Federal Medical Center. Martwe ciała zostawiliśmy w kościele, próbując najpierw ratować rannych.

Stan Ondo był dotąd spokojny, zwłaszcza w porównaniu z północną Nigerią i Środkowym Pasem, choć zdarzały się tam napięcia między pasterzami Fulani a chrześcijańskimi rolnikami. Jak wyjaśnić ten nagły wybuch przemocy?

Dochodzą nas słuchy, że grupy bojowników mobilizują ludzi na południowym zachodzie i w innych częściach kraju. Nie jesteśmy w stanie ustalić, do jakiego plemienia, rasy czy grupy należą napastnicy. Nawet w czasie ataku niektórzy widzieli ich, ale nie mogli ich zidentyfikować, ponieważ tamci nic nie mówili. Niektórzy z napastników przebrali się za zwykłych parafian i uczestniczyli z nami w mszy św. aż do momentu rozpoczęcia ataku.

Nigeria

Zdj. ACN International / Biskupi diec. Ondo odwiedzają rannych po ataku z 5.06.2022 w szpitalu.

W jaki sposób zatroszczycie się o rannych i pogrążonych w żałobie parafian?

Zaczęliśmy już to robić, zapewniając im opiekę duszpasterską, odwiedzając ich, modląc się z nimi, udzielając sakramentu chorych i zachęcając ich do podtrzymywania nadziei. Posunęliśmy się dalej, troszcząc się o ich rodziny i osoby pogrążone w żałobie. Diecezja zwróciła się do innych parafii o wsparcie. Materialnie i finansowo pomagają nam również organizacje rządowe i pozarządowe, takie jak Czerwony Krzyż, a także inne grupy, nawet muzułmańskie i imamowie. Najbardziej aktywny jest Czerwony Krzyż, który prosi o dawców krwi i wsparcie materialne.

Jakie są obecnie Wasze największe potrzeby?

Potrzebujemy wsparcia materialnego i finansowego, aby móc opiekować się poszkodowanymi i tymi, którzy przeżyli atak. Potrzebujemy też własnej strategii bezpieczeństwa. Pobliscy pracownicy ochrony i policja nie zdołali przyjść nam z pomocą, mimo że atak trwał 20 minut i eksplodowały cztery obiekty. Potrzebujemy własnego systemu bezpieczeństwa.

Czy po takim doświadczeniu ludzie będą czuli się bezpiecznie, przychodząc ponownie do kościoła?

W umysłach niektórych parafian pojawił się strach. Pamiętając o tym, chcemy pomóc im stanąć na nogi, umocnić ich w wierze i pocieszyć, zbliżając się do każdego z nich, nie tylko do tych, którzy ucierpieli bezpośrednio. Celem jest nawiązanie z nimi osobistego kontaktu, umocnienie ich i przypomnienie im, że kiedy wyznajemy wiarę w Boga, oznacza to, że oddajemy całe nasze życie. Życie doczesne jest tylko etapem prowadzącym do wieczności – a naszym celem powinna być wieczność.

Czy atak wzmocnił czy osłabił ich wiarę?

Spotykając się z parafianami, nie zauważyłem utraty ich wiary, wręcz przeciwnie – jej umocnienie. Są gotowi i chcą pozostać niezłomni. Codziennie modlę się za nich, a w intencji tych, którzy nadal przebywają w szpitalu, odprawiana jest msza św. w intencji ich szybkiego powrotu do zdrowia. Odprawiana jest także msza św. za dusze zmarłych, niech spoczywają w pokoju. Odprawiane są również msze św. w intencji wszystkich parafian, aby trwali w wierze i nadziei.

Niedziela Zesłania Ducha Świętego, Owo, Nigeria

39 zabitych, ponad 80 rannych katolików – ludzkie historie kryjące się za liczbami

Nigeria

Zdj. Dzięki uprzejmości diecezji Ondo / Bp Thaddeus Salau modli się w szpitalu St. Louis za jednego z ocalałych z masakry w Owo, Nigeria.

Po tragicznym ataku na kościół św. Franciszka Ksawerego w Owo w stanie Ondo w Nigerii w niedzielę Zesłania Ducha Świętego, 5 czerwca 2022 r., Papieskie Stowarzyszenie Pomoc Kościołowi w Potrzebie (ACN International) spotkało się z ocalałymi w szpitalu St. Louis w Owo i w Federalnym Centrum Medycznym. Zwykle w przypadkach ataków terrorystycznych media przez kilka dni przekazują informacje. W przypadku tej masakry, do której doszło w południowo-zachodniej Nigerii wydaje się, że pozostała tylko liczba – 39 zabitych. Ale za tą liczbą kryją się historie konkretnych ludzi, którzy mają konkretne twarze, a PKWP uważa, że nie możemy tak po prostu zamknąć tego rozdziału. Pragniemy podzielić się świadectwami tych, którzy przeżyli tamten tragiczny dzień, a także ich obawami i nadziejami, jakie towarzyszą im po tym wydarzeniu.

Nigeria

Zdj. ACN International / Blessing John, 36 lat, ranna podczas ataku na kościół w Owo, Nigeria.

„To było rzeczywiście straszne przeżycie, którego nie życzę nawet moim wrogom. Ksiądz właśnie kończył mszę, a ja siedziałam w środkowej części kościoła. Kiedy usłyszałam pierwsze okrzyki, które się zbliżały, początkowo myślałam, że to przejeżdżająca syrena policyjna. Parafianie zaczęli biec w kierunku ołtarza, aby wejść do zakrystii, ale ja nie mogłam biec tak daleko, ponieważ jestem w siódmym miesiącu ciąży. Postanowiłam udać się do kaplicy Miłosierdzia Bożego, ale w tamtym kierunku biegło mnóstwo ludzi. Nie wiedziałam, co robić, więc postanowiłam położyć się na parafianach, którzy leżeli już na posadzce. Gdy tak leżałam, jeden ze strzelających rzucił blisko mnie małe światełko. Od razu przyszło mi do głowy, że to może być dynamit, więc zacząłem się odsuwać dla bezpieczeństwa, ale zanim zdołałam odsunąć się wystarczająco daleko, dynamit eksplodował i poparzył mi plecy i lewą nogę. W tym momencie nie mogłam płakać ani czuć bólu, ale z moich ran tryskała krew. Otworzyłam usta i powiedziałam: <Ojcze, przyszłam oddać pokłon w Twojej świątyni, a wydarzyło się właśnie to. Jeśli zginę, to zginę, ale proszę Cię, Boże, pamiętaj o mnie i o mojej małej córeczce w swoim Królestwie>. Cieszę się, że żyję, a moje nienarodzone dziecko jest żywe i zdrowe, ale powiedziano mi również, że przeżyła moja trzyletnia córka, o której myślałam, że nie żyje, choć została ciężko ranna podczas ataku i przebywa w Federalnym Centrum Medycznym. Proszę, módlcie się za nas o szybki powrót do zdrowia, abym mogła połączyć się z moją córką i rodziną”.

Blessing John, 36 lat

Nigeria

Zdj. ACN International / Emmanuel Igwe, 35 lat, ranny podczas ataku na kościół w Owo, Nigeria.

„Kiedy doszło do tego okropnego zdarzenia, byłem w kościele, ale zanim przejdę dalej, chcę podziękować Bogu, że nie stało się nic więcej, ponieważ niektórzy z nas ocaleli, choć inni odnieśli poważne obrażenia. Niech dusze tych, którzy zginęli, spoczywają w pokoju, a Bóg niech pocieszy wszystkich członków ich rodzin i nas jako Kościół. Zamiarem napastników było wejście do kościoła i upewnienie się, że nikt nie zdoła uciec. Chcieli przyjść po cichu i zrealizować swój zły zamiar, ale dziękuję Bogu za to, że wstawił się za nami. Otrzymaliśmy już błogosławieństwo kończące mszę św. i czekaliśmy na księdza i procesję ministrantów, kiedy usłyszeliśmy pierwszy strzał. Wyszedłem na zewnątrz kościoła, myśląc, że chodzi o walkę uzbrojonych bandytów lub złodziei z żołnierzami, ale gdy zobaczyłem, że biegną w kierunku kościoła, zrozumiałem, że chodzi o coś innego. Szybko pobiegłem z powrotem do kościoła i powiedziałem parafianom, żeby wrócili do środka i położyli się płasko na ziemi. Początkowo chciałem wyjść innymi drzwiami, ale zobaczyłem, że tam zginęło już wiele osób. Byłem przerażony, zdezorientowany i zdyszany. Postanowiłem również położyć się płasko na ziemi i kiedy już miałem wstać, rzucono pierwszą laskę dynamitu, wszystko się zatrzęsło. Druga laska dynamitu została rzucona blisko miejsca, w którym leżałem. Obok mnie zginęło wielu ludzi, ale Bóg dał mi drugą szansę. Ten incydent bardzo mnie wzburzył, w duchu jestem wściekły, ale kimże ja jestem, żeby kwestionować Boga? Ten atak umacnia mnie w wierze, przybliża mnie do Boga. Żyję i nikt z mojej rodziny nie zginął. Dzięki Bogu za to”.

Emmanuel Igwe, 35 lat

Nigeria

Zdj. ACN International / Thaddeus Bade Salau, 52 lata, ranny podczas ataku na kościół w Owo, Nigeria.

„Kiedy doszło do tego zdarzenia, byłem w kościele. Leżałem na ziemi, aż jeden z napastników kazał mi wstać wraz z dziewięcioma innymi parafianami, w tym z moją piękną córką. Strzelali do nas wszystkich, jeden po drugim. Ja zostałem postrzelony jako ostatni i zostałem trafiony w policzek. Byłem jedyną osobą z tych dziesięciu, która przeżyła. To było naprawdę coś, czego nigdy nie zapomnę. Bolesne było to, że w czasie ataku straciłem moją piękną córkę – ale nie zachwiało to moją wiarą. Ten atak naprawdę wzmocnił moją wiarę w Boga. Cieszę się, że jeszcze żyję i wzywam społeczność międzynarodową, by nie ustawała w modlitwach o szybki powrót do zdrowia poszkodowanych w ataku oraz by wspierała nas pomocą materialną i finansową”.

Thaddeus Bade Salau, 52 lata

Nigeria

Zdj. ACN International / Josephine Ejelonu, 50 lat, ranna podczas ataku na kościół w Owo, Nigeria.

„Kiedy doszło do zdarzenia, byłam w kościele. Kiedy usłyszałam pierwszy strzał, pomyślałam, że to pistolet-zabawka. Odwróciłam się i zobaczyłam biegnących ludzi. Nie wiedziałam, gdzie uciekać, więc położyłam się na ludziach, którzy już nie żyli, udając, że też nie żyję. Leżałam jeszcze na ziemi, kiedy rzucono pierwszą laskę dynamitu bardzo blisko moich nóg. W ten sposób ciało moich nóg zostało rozerwane na strzępy, a moje kości były widoczne. W tym stanie zamętu i agonii zobaczyłam, że jeden z napastników zbliża się do mnie. Wywlokłam się z kościoła i przeskoczyłam przez ogrodzenie. W ten sposób ocalałam. Widziałam kilku uzbrojonych ludzi; jeden z nich miał żółtą koszulę, niebieskie dżinsy i czarną maskę na twarzy, a drugi miał czerwoną bluzkę, czarne dżinsy i czerwoną maskę na twarzy. To oni rzucali laski dynamitu. Chcę tylko podziękować Bogu za to, że ocalił życie moje i mojej rodziny. Wzywam społeczność międzynarodową, aby pamiętała o nas, proszę Was, pamiętajcie zawsze o nas w swoich modlitwach. Pilnie potrzebujemy także pomocy finansowej. Jestem smutna i zła, że zginęły niewinne dusze. Szczerze mówiąc, powrót do kościoła będzie dla mnie bardzo przerażający. Ten atak był wstrząsem także dla mojej wiary, ale modlę się o więcej łaski i siły, by nadal być wytrwałą”.

Josephine Ejelonu, 50 lat

Nigeria

Zdj. ACN International / Okorie Faith, 9 lat, ranna podczas ataku na kościół w Owo, Nigeria.

„Jestem tylko małą dziewczynką, która marzy o tym, by zostać zakonnicą. Wszystko, o co proszę, to by żyć i spełnić marzenia. Czy nie proszę o zbyt wiele? Ale nie jestem pewna, czy na razie będę mogła nadal chodzić do kościoła, bo właśnie wtedy, gdy tam szłam, by wielbić Boga, zostałam postrzelona. Nie chcę umierać. Ledwo uniknęłam śmierci. Chcę żyć długo, spełnić swoje marzenia i sprawić, by moi rodzice byli dumni. Dziękuję Bogu za to, że oszczędził moje życie. Zawsze miejcie nas w swoich modlitwach”.

Okorie Faith, 9 lat

Nigeria

Zdj. ACN International / Sunday Vincent, 5 lat, ranny podczas ataku na kościół w Owo, Nigeria.

„Kiedy doszło do ataku, byłem w kościele z rodzicami. Byłem zdezorientowany, bałem się i płakałem przez cały czas, gdy to się działo. Myślałem, że moja mama i tata nie żyją, ale kiedy trafiłem do szpitala, zobaczyłem ich żywych i to mnie bardzo ucieszyło. Nie chcę już więcej chodzić do kościoła, bo gdy pójdę, mogę zostać zabity”.

Sunday Vincent, 5 lat