UKRAINA: Od ciszy kontemplacyjnej do przyjęcia i pomocy uchodźcom

Siostry benedyktynki z Sołonki, które na co dzień żyją w zamknięciu, jako zakon klauzurowy od wybuchu wojny na Ukrainie otwarły drzwi dla potrzebujących. Przez ten okres przewinęło się u nich ponad 500 uchodźców. Obecnie przebywa tam 75 osób.

UkrainaZdj. ACN International / Uchodźcy mieszkający w klauzulowym klasztorze sióstr Benedyktynek w Sołonce koło Lwowa

Organizacja Pomoc Kościołowi w Potrzebie (ACN International) zatwierdziła właśnie pakiet pomocy doraźnej dla zgromadzeń żeńskich obrządku łacińskiego zaangażowanych w działalność charytatywną w archidiecezji lwowskiej, takich jak Benedyktynki z Sołonki, które otworzyły drzwi swojego klasztoru kontemplacyjnego dla uchodźców.

Bednedyktynki z Sołonki na Ukrainie, niedaleko Lwowa, są przyzwyczajone do ciszy i zewnętrznego osamotnienia, ale otworzyły drzwi swojego klasztoru i klauzury, aby przyjąć ludzi dotkniętych wojną. Od końca lutego 2022 r. przyjęły setki potrzebujących rodzin.

„W pierwszych tygodniach wojny w naszym klasztorze panował duży ruch. Ludzie przyjeżdżali z różnych miast Ukrainy, takich jak Charków, Zaporoże, Kijów, Boryspol, Irpin, Żytomierz, Czarnobyl, Odessa, Horliwka, Słowiańsk, Donieck i Ługańsk. Były to głównie kobiety i dzieci, którym towarzyszyli mężowie pomagający rodzinom przekroczyć granicę, zanim wrócili, by walczyć za swój kraj” – wyjaśnia siostra Klara. Zakonnice szacują, że do tej pory przez ich klasztor przewinęło się ponad 500 osób. „Obecnie w klasztorze przebywają głównie ci, którzy nie planują wyjazdu za granicę, a niektórzy z nich nie mają też domu, do którego mogliby wrócić. Teraz mamy tu 75 osób, w tym siostry z naszej wspólnoty w Żytomierzu” – mówi siostra Klara.

Benedyktynki z Żytomierza zostały w końcu zmuszone do ewakuacji swojego klasztoru po kilku dniach spędzonych w schronach przeciwlotniczych w podziemiach miejscowej katedry, ponieważ ich budynek był stale zagrożony bombardowaniem.

Aby pomóc ludziom przetrwać te trudne i traumatyczne chwile, zakonnice angażują wszystkich w codzienne prace i posługi, takie jak sprzątanie klasztoru czy praca w kuchni i jadalni. Jedna z cel została przekształcona w pokój zabaw dla 20 dzieci, które tam przebywają.

ukraina Zdj. ACN International / Roman i Anna, rodzina uchodźców w klasztorze benedyktynek we Lwowie .

Roman, Anna i ich dwoje dzieci, miesięczne niemowlę i siedmioletni chłopiec, są jedną z rodzin mieszkających obecnie w Sołonce. Pochodzą z Charkowa i po wybuchu wojny przetrwali około 10 dni, ale kiedy sytuacja się pogorszyła, postanowili wyjechać. Spakowali się już i byli w przedpokoju, gdy w ich budynek uderzyła rakieta. „Dom się zapalił, wszystkie okna zostały wybite” – opowiada Roman w rozmowie z PKWP. Myśleli, że nie będą mogli wyjść, ponieważ dom wypełnił się gęstym, czarnym dymem. Uderzył również w dom sąsiada, powodując jeszcze większe zniszczenia. Na ulicy ludzie biegali we wszystkich kierunkach, aby znaleźć się jak najdalej od domu, bojąc się, że rury z gazem mogą wybuchnąć. Roman i Anna wzięli swoje dzieci oraz bagaże i zaczęli iść pieszo. W końcu zatrzymali kierowcę samochodu prosząc by zawiózł ich do domu matki koleżanki. „Tam jednak też były zamachy bombowe, zwłaszcza w nocy. To było straszne. Nie mogliśmy spać, a dzieci się denerwowały” – opowiada Roman.

Postanowili udać się do Lwowa, pociągiem razem z innymi uchodźcami. Kiedy dotarli na miejsce, przekonali się, że to, co przeczytali w Internecie, było prawdą – miasto było przepełnione i nie było wolnych pokoi. Anna znalazła nocleg na piętrze domu dla matek z dziećmi, ale to nie było to, o czym marzyła, zwłaszcza że jej dziecko było jeszcze takie małe. Z rosnącą frustracją chodzili od jednego miejsca do drugiego, ale nikt nie był w stanie im pomóc. W końcu usiedli na ławce, kompletnie wyczerpani. Dziecku było zimno, a oni nie wiedzieli, w co je ubrać. Wtedy podeszła do nich zakonnica i zapytała: „Czy macie gdzie się zatrzymać? Czy ktoś się was spodziewa?”. Odpowiedzieli przecząco, dodając, że są zdesperowani. Zakonnica zaproponowała, by udali się do klasztoru, gdzie otrzymali czysty pokój, jedzenie, ubrania i mleko w proszku dla dziecka. Anna była bardzo szczęśliwa. „Zapamiętamy tę chwilę i będziemy wdzięczni do końca życia”. Później dowiedzieli się, że siostra Hieronima, zakonnica, która zaoferowała im pomoc, nie planowała tego dnia jechać na stację kolejową, ale uznała, że powinna, aby sprawdzić, czy nikt nie potrzebuje pomocy. Anna nie ma wątpliwości: „To była Boża Opatrzność. Znak od Boga!”, a Roman zgadza się z nią: „Pan nas uratował!”.

UkrainaZdj. ACN International / Śpiew podczas mszy świętej w kaplicy klasztornej – uchodźcy znaleźli schronienie i pomoc w nowym klasztorze benedyktynek w Sołonce koło Lwowa

Siostry opuściły swój klasztor i ciszę, do której zwykle są zobowiązane, ale wierzą, że właśnie o to Bóg prosi je w tym czasie. „W ten sposób nasza wspólnota mniszek i mnichów odczytuje znaki czasu i w ten sposób wyobrażamy sobie naszą posługę”.

Ta posługa bezinteresownej gościnności przybliża wielu ludzi do Boga. „Większość uchodźców nie jest wierząca, ale czasami przychodzą, aby się pomodlić” – wyjaśnia siostra Klara. „W uroczystość Zwiastowania Pańskiego w naszym kościele odbył się ślub starszej pary z Żytomierza. Inne młode małżeństwo z Charkowa przygotowuje się do sakramentów pojednania i małżeństwa, a także ochrzci swojego syna. Kilka osób przystąpiło do pierwszej spowiedzi”.

Kończy stwierdzeniem, że pomimo tej całej nowej pracy i poświęcenia, czas modlitwy nadal jest podstawą ich życia. „Zachowujemy rytm wspólnej modlitwy Liturgią Godzin i mamy dodatkowe godziny adoracji Najświętszego Sakramentu. Chwała Panu we wszystkim!”.

Ks. prof. Cisło do kapłanów: Bądźmy autentyczni!

„Akcyjność nie może przesłonić nam potęgi modlitwy. W relacji proboszcz – parafianie rozgrywa się wiarygodność Kościoła” – mówił ks. prof. Waldemar Cisło w trakcie rekolekcji dla kapłanów z diecezji zielonogórsko-gorzowskiej. Podkreślił, że z modlitwy biorą się takie obrazy, jak w Syrii czy Iraku. „Księża pokazali tam, że chrześcijaństwo to pozostanie do końca z wiernymi, nawet za cenę życia” – wskazał dyrektor sekcji polskiej PKWP.

Cisło

Rekolekcje dla księży w Rokitnie (diecezja zielonogórsko-gorzowska) odbywają się pod hasłem „Prawda Ewangelii, a +prawda mediów+. Postawa kapłana wobec dzisiejszych wyzwań”. Ks. prof. Waldemar Cisło, dyrektor sekcji polskiej PKWP, podjął próbę opisania aktualnej kondycji Kościoła w Europie i na świecie. Wskazał na Niemcy. Mówił o wyliczeniach jednego z pastorów. „W tej chwili mamy w Niemczech ok. 45 tys. kościołów: katolickich i protestanckich. Jeśli nic się nie zmieni, to w 2050 roku ponad połowa z nich będzie wyburzona, bo będą za drogie w utrzymaniu, albo zostanie zamieniona w hotele czy restauracje” – zauważył rekolekcjonista.

Wykładowca UKSW przywołał dane z Francji, gdzie – kontynuował – „co 10 dni otwiera się nowy meczet, a jednocześnie pali, burzy albo zamyka się jeden kościół katolicki”. Ten dramatyczny obraz uzupełniają szacunki z Polski, które wskazują, że „w ciągu jednego roku w szkołach średnich z katechezy w dużych miastach – jak Katowice, Łódź czy Warszawa – wypisało się 30 proc. młodych ludzi” – dodał ks. prof. Cisło. Tłumaczył, że w Europie wielu ludziom wydawało się, że są wieczni i rządzą światem. Mocno tę samoocenę zweryfikowała pandemia, kiedy – jak mówił dyrektor sekcji polskiej PKWP – „coś, co jest trudno zobaczyć, przypomniało człowiekowi, że umrze, że jest śmiertelny”.

Rekolekcjonista wskazał, że „wszystkich środków używa się dziś do zdeptania autorytetu Kościoła”. Działo się tak również w trakcie pandemii – dodał. Przypomniał obrazy z Francji, kiedy ludzie klęczeli na chodnikach przed zamkniętymi kościołami i modlili się na różańcu. „W tym samym czasie jeździło metro i były otwarte centra handlowe” – mówił ks. prof. Cisło. Przypomniał, że sądy nakazały rządowi francuskiemu złagodzenie przepisów, bo były zbyt ostre wobec tego, co się działo.

Wykładowca UKSW przywołał swoje rozmowy z księżmi. „Jeśli proboszcz ma dobre relacje z wiernymi, większość ludzi wróciła po covidzie do kościoła. Tam, gdzie ten kontakt był luźny, zwłaszcza w dużych miastach, dalej od 20 do 30 proc. nie wróciło” – podkreślił. Obraz Kościoła w Europie ks. prof. Cisło określił jako „dołujący”. Jednocześnie – tłumaczył – jest to zawsze naczynie połączone. Tutaj sięgnął po przykłady z Afryki, gdzie dochodzi do milionów chrztów. „Jeśli spojrzymy na dane, że ok. 100 tys. muzułmanów przechodzi na chrześcijaństwo, to widzimy, że dalej nasza religia może być atrakcyjna, dalej może przyciągać” – wyjaśnił dyrektor sekcji polskiej PWKP.

Rekolekcjonista postawił pytanie, czy odrzucenie Boga jest powiązane ze zwiększaniem się zasobności ludzkich portfeli? Mówił, że „Kościół ma drugie oblicze, co wyraża obraz Koptów w pomarańczowych kostiumach, ściętych na wybrzeżu libijskim”. Pochodzili z biednych egipskich wiosek, a każdy z nich pojechał zarobić na chleb dla swoich dzieci. „Mogli uratować życie. Ilu z nas powiedziałoby, że przechodzi na islam, a potem poszłoby się wyspowiadać? Żaden z nich o tym nie pomyślał” – zaznaczył ks. prof. Cisło. Sięgnął też po przykład Nigerii, gdzie terroryści z Boko Haram zamordowali pięciu chrześcijan, którzy jeden po drugim odmówili wyrzeknięcia się Jezusa.

Zagrożenie życia jest wpisane w chrześcijaństwo na Bliskim Wschodzie, gdzie zabito wielu księży i wiele sióstr zakonnych. „W Homs na cmentarzu przy kościele jezuitów spoczywa ksiądz, którego zamordowano, by pokazać, że nie ma tam miejsca dla chrześcijan” – wyjaśnił wykładowca UKSW. Dodał, że „w Syrii mamy zniszczonych ponad 100 kościołów”. „Niektóre specjalnie zamieniono na stajnie i magazyny, żeby pokazać chrześcijanom: tu nie ma dla was miejsca, my was tu nie chcemy” – podkreślił.

Porównanie Europy z Afryką i Bliskim Wschodem wskazuje na dwa oblicza Kościoła. „Obok ludzi, którzy zachłysnęli się siłą pieniądza jest druga postawa, znana z Pakistanu, Nigerii czy Syrii, gdzie za noszenie krzyża na piersi albo posiadanie Biblii można w najlepszym wypadku trafić do więzienia” – zauważył ks. prof. Cisło. „W tym samym czasie w Polsce są osoby, które publicznie niszczą Biblię i twierdzą, że to wolność słowa. Czy taka osoba ma być od razu przedstawiana jako autorytet moralny?” – pytał dyrektor sekcji polskiej PKWP. Wskazał, że to powielanie metod z epoki oświecenia. Nie zmieniły się sposoby walki z Bogiem, przybierają jedynie inne szaty – podkreślił rekolekcjonista.

Wobec takiego obrazu Kościoła w Europie można pójść drogą pesymizmu, ale my jesteśmy ludźmi nadziei – zaznaczył ks. prof. Cisło. Wyjaśnił, że nauka, jaką głosimy, często bywa niezrozumiała i podważana, co ma związek z tym, że świat jest zdominowany przez racjonalizm. Cytował św. Jana Pawła II, który mówił, że wiara i rozum są jak dwa skrzydła. „Benedykt XVI pokazywał, że poznanie przez wiarę ma taką samą wartość, jak poznanie naukowe. To dwie różne drogi. Trudno doświadczenie przez wiarę opisać, przekazać” – tłumaczył wykładowca UKSW. W słowach skierowanych do księży podkreślił, że „nauka, jaką głosimy, nie jest z tego świata, a ten świat zawsze będzie próbował ją deprecjonować”. „Musimy się do tego przyzwyczaić” – podsumował.

Nauka Ewangelii zawsze idzie pod prąd, zadziwia świat – wyjaśnił ks. prof. Cisło. Dyrektor sekcji polskiej PKWP zauważył, że „człowiek chce dziś ustanawiać kryteria prawdy, kryteria moralne, stawia siebie w miejscu Boga”. Odpowiedzią Kościoła może być 100-procentowa autentyczność. „Albo będziemy prawdziwi, albo nas nie będzie wcale” – zwrócił uwagę rekolekcjonista. Sięgnął po przykład irlandzkiego proboszcza, którego spotkał na kursie językowym. „Każdego dnia rano siedział z brewiarzem. Każdego dnia o godz. 15.00 siedział pół godziny przez Najświętszym Sakramentem. To nie było sztuczne, ale wynikało z jego przeżywania wiary. Obiecałem mu, że będę mu towarzyszył” – mówił ks. prof. Cisło.

Rekolekcjonista podkreślił, że spotkał się z pięknym obrazem katolicyzmu. Zwrócił się do księży, by nie zatracili tego przez rutynę i zabieganie. Przypomniał, by w akcyjności nie bagatelizować potęgi modlitwy. Wyjaśnił, że „ludzie patrzą na swój kościół przez pryzmat swoich księży”. „Tu się rozgrywa wiarygodność kościoła, w relacji proboszcz – parafianie” – wskazał dyrektor sekcji polskiej PKWP. Ostrzegł, że będzie coraz trudniej. Kościoły będą pustoszały, ale to nie powód, by się załamywać. „Czasami trzeba lat przed Najświętszym Sakramentem w pustym kościele, żeby ta parafia się trzymała” – podkreślił ks. prof. Cisło. Dodał, że także kapłanom towarzyszy pokusa, by było więcej rozumu, mniej wiary, więcej naocznych efektów. „Pomyśl wtedy, co byłoby bez twojej modlitwy” – mówił wykładowca UKSW.

Przestrzegał kapłanów, że „jeśli rozbije się proboszcza, to rozbije się parafię”. Dlatego – kontynuował – nie wolno rezygnować z modlitwy, mimo tysięcy pokus i zmęczenia. Stąd biorą się takie historie, jak te znane z Syrii czy Iraku, gdzie księża zostali z wiernymi. Chrześcijanie mówili wtedy: jak nasi księża są z nami, to będziemy bezpieczni, oni podzielą się ostatnią kromką chleba. „Nasi bracia pokazali, że kapłaństwo to pozostawanie do końca z wiernymi” – podkreślił ks. prof. Cisło. „Nigdy nie dajmy sobie wmówić, że nasza modlitwa nie ma wartości” – zakończył.

Biuro Prasowe PKWP Polska

Ryzyko śmierci wpisane w posługę kapłańską

Posługa kapłańska w wielu regionach świata wiąże się z zagrożeniem życia – alarmuje polska sekcja Papieskiego Stowarzyszenia Pomoc Kościołowi w Potrzebie. Księża są często głosem najsłabszych. W Meksyku wyrywają młodych z rąk gangów. W innych krajach stają się ofiarami porwań rabunkowych. W Nigerii poprzez zabójstwo kapłana terroryści próbują zastraszać wspólnoty chrześcijańskie.

Kapłani

Była noc, ok. godz. 1:30. Do mieszkania ks. Josepha Akete Bako, proboszcza parafii św. Jana w Kudendzie (Nigeria), wdarli się uzbrojeni mężczyźni. Zabili osobę odpowiedzialną za bezpieczeństwo obiektu. Uprowadzili kapłana oraz cztery inne osoby z pobliskich domów. Nie jest to jednostkowy przypadek. W Nigerii w samym marcu łącznie porwano co najmniej trzech księży. Ks. Leo Raphael Ozigi, proboszcz Parafii pw. Matki Bożej w Sarkin Pawa, wpadł w ręce porywaczy po niedzielnym nabożeństwie. Ks. Felixa Zakariego Fidsona uprowadzono, gdy wychodził ze swojego mieszkania.

Afryka to kontynent szczególnie niebezpieczny dla pracy duszpasterskiej. Według raportu opublikowanego przez watykańską agencję misyjną Fides, w 2021 roku zginęło tam 13 misjonarzy, w tym 7 księży. Tomasz Zawal, dyrektor Biura PKWP w Poznaniu, podkreśla, że zabójstwo kapłana ma służyć zastraszaniu całych wspólnot chrześcijańskich. „Zdarza się, że morderstwo ma podłoże rabunkowe, ale najczęściej to przejaw agresywnej ideologii islamskiego dżihadu” – wyjaśnia.

W Nigerii terror religijny sieje organizacja Boko Haram. Ogromne dramaty rozgrywają się jednak także w innych krajach Czarnego Lądu. „W Sudanie Południowym i Mjanmie mieliśmy relacje, które wskazywały, że bojówki zabiły katechetę wraz z uczniami. Eksterminowana była cała klasa” – przypomina Tomasz Zawal. W Mjanmie, krwawym reżimie, od kul snajperów ginęły osoby niosące pomoc poszkodowanym w walkach ulicznych. „W tym gronie byli m.in. księża” – wyjaśnia dyrektor Biura PKWP w Poznaniu.

Ks. Paweł Antosiak z polskiej sekcji Stowarzyszenia podkreśla, że na każdym kontynencie za zabójstwem kapłanów stoją inne przyczyny. I tak – wskazuje – „w Ameryce Łacińskiej morderstw dopuszczają się kartele czy grupy przestępcze, którym nie podoba się postawa kapłanów będących blisko ludzi”. „Księża często nie zgadzają się na niesprawiedliwość wobec swoich wiernych i są przypadki, że za odwagę muszą zapłacić życiem” – mówi.

Jak mówi Tomasz Zawal z Biura PKWP, na terenach Amazonii „kapłani protestują przeciwko wycince dżungli oraz odbieraniu miejscowym rolnikom ziemi, która trafia następnie pod zasiew dla wielkich koncernów rolniczych”. Wołanie o najsłabszych może skutkować wtedy porwaniem, pobiciem, a w niektórych przypadkach śmiercią.

Na mapie krajów, gdzie szczególnym prześladowaniom poddawani są księża, wybija się Meksyk. „Jest jednym z najbardziej niebezpiecznych miejsc dla misji kapłańskiej. W ostatnich latach zamordowano tam ponad 20 duchownych” – wyjaśnia Tomasz Zawal. Najnowszy raport Kościoła w Meksyku donosi o wyraźnym wzrośnie przemocy ze strony karteli narkotykowych. Nie do zaakceptowania dla przestępców są działania kapłanów, którzy wyrywają z ich rąk młodych. Pokazują im alternatywę i możliwość godnego życia.

Miejscowy Kościół nazywa rosnącą agresję wymierzoną w kapłanów „meksykańską rzezią”. W 2021 roku pada liczba 79 bezpardonowych ataków na ludzi Kościoła, w tym na kardynała, 61 księży, diakona i 4 zakonników. „W Meksyku księża są często głosem najuboższych. Ten głos przeszkadza grupom, które pasożytują na najsłabszych” – podsumowuje Tomasz Zawal, dyrektor Biura PKWP w Poznaniu.

Bez śladu w 2021 roku w Meksyku zniknęło dwóch kapłanów: ks. Santagio Alvarez Figueroa oraz ks. Carlo Ornelas Puga. Trzech zostało zamordowanych. To 63-letni ks. Gumersindo Gonzalez Cortes, 33-letni franciszkanin o. Juan Antonio Orozco oraz 43-letni ks. Jose Guadalupe Popoca.

Krwawa mapa zabójstw kapłanów uwzględnia też Europę. „Jedną z przyczyn jest narastająca chrystianofobia” – mówi ks. Paweł Antosiak z PKWP. Tomasz Zawal, pracownik Papieskiego Stowarzyszenia podaje przykład Oliviera Maire’a SMM z Francji. „Został zabity przez 40-letniego Rwandyjczyka, którego wcześniej oskarżono o podpalenie katedry w Nantes. Montfortanie przyjęli mężczyznę do zgromadzenia. Dali mu miejsce w swoim domu, a on – trudno ustalić z jakich pobudek – zamordował jednego z kapłanów, którzy tam posługiwali” – wyjaśnia dyrektor Biura w Poznaniu.

Ks. prof. Waldemar Cisło, dyrektor sekcji polskiej PKWP, wskazuje na konsekwencje wyborów, jakich dokonują kapłani, chcąc służyć ludziom. Pokazała to Ukraina, gdzie to właśnie za sprawą biskupów i księży do potrzebujących docierają środki przekazywane przez Darczyńców Pomocy Kościołowi w Potrzebie. Mimo bomb i rosyjskiej agresji kapłani nie rezygnują z bycia z wiernymi. „W czasie wojny Kościół jest zawsze miejscem ucieczki, i dla wierzących, i dla niewierzących. Tak było w Syrii, tak było w Iraku” – mówi ks. prof. Cisło. Podkreśla, że „jeśli ktoś potrzebuje pomocy, wyżalenia, wykrzyczenia swojego gniewu, znajduje to w Kościele”.

Dyrektor sekcji polskiej zauważa, że miejscem, gdzie męczeństwo jest wpisane w posługę kapłańską, stał się Bliski Wschód. „Księża i siostry zakonne poświęcali swoje życie, by być do końca ze swoimi wiernymi” – mówi wykładowca UKSW. Często to świadectwo wpływa na decyzje chrześcijan o pozostaniu w Syrii i Iraku. „Ludzie mówią: dopóki są z nami nasi księża, nasze siostry, to my zostaniemy tutaj, bo oni zawsze o nas zadbają” – tłumaczy ks. prof. Cisło. „Kościół jest dla potrzebujących wszystkim; jest miejscem, gdzie szuka się leków i chleba” – dodaje.

W ocenie ks. Pawła Antosiaka dramatyczne dane o współczesnym męczeństwie kapłanów są rzadko podejmowane przez media. „Próbuje się przemilczeć fakt, że chrześcijaństwo jest ciągle najbardziej prześladowaną religią na świecie” – podkreśla. Zauważa, że „bez pasterzy, którzy działają wśród najuboższych na całym świecie, wielu ludzi zostanie pozostawionych przez pomocy”. Staną się ofiarami systemów politycznych, grup ekstremistycznych i radykalnego islamu. „Poprzez utratę kapłana, siostry zakonnej czy świeckiego misjonarza wierni mogą utracić nadzieję na normalność, co w konsekwencji zmusza ich do decyzji o uchodźctwie, a to z kolei wiąże się z utratą wszystkiego” – mówi ks. Paweł Antosiak.

Biuro Prasowe PKWP Polska

Ich powołanie jest także naszym: pomagać młodym mężczyznom zostać kapłanami i nieść Chrystusa światu

Historia Tadeusza z Ukrainy: Jako nastolatek odbudowywał klasztor, teraz chce odbudować swój kraj

kapłaniZdj. ACN International / Seminarzyści zakonu bazylianów z Brzuchowic k. Lwowa; Tadeusz – drugi od prawej.

Tadey jak wielu nastolatków przeszedł fazę buntu i przestał chodzić do kościoła. Rozmowa z nauczycielem w szkole zmieniła bieg jego życia.

„Życie człowieka tworzą kryzysy i nowe wyzwania. I to dobrze, bo dzięki temu dorastamy, stajemy się silniejsi i mocniejsi. Kiedy miałem 13 lat, przeżywałem kryzys wieku nastoletniego. Byłem osobą problematyczną. Miałem wiele konfliktów z moimi przyjaciółmi, z kolegami z klasy. To, że zacząłem chodzić do kościoła, było dla mnie dobre. Bo gdybym tego nie zrobił, zmieniłbym się w taki sposób, że zacząłbym nadużywać alkoholu, a nawet narkotyków. I teraz jestem bardzo wdzięczny Bogu za tę możliwość i za ten okres w moim życiu. Bóg lubi żarty. Myślę, że tak, bo już w liceum postanowiłem, że może pójdę do klasztoru. Głównym celem jest dla mnie odkrywanie mojej relacji z Bogiem. Myślę więc, że po seminarium zostanę księdzem. Kapłanem, który działa w imię Chrystusa. Obecnie kończę studia w jedynym na Ukrainie seminarium monastycznym. Dziękuję PKWP za wspieranie naszych seminarzystów”.

Tadeusz dorastał w okresie po upadku Związku Radzieckiego, w czasie, gdy społeczeństwo ukraińskie przeżywało duchowy renesans. W dzieciństwie wraz z dwoma starszymi braćmi chodził z matką i babcią do miejscowego klasztoru bazylianów w Drohobyczu, niedaleko Lwowa, serca Kościoła greckokatolickiego na Ukrainie. Byli tak zafascynowani i zauroczeni tym, co widzieli, że nie raz po powrocie bawili się w odprawianie Boskiej Liturgii (Mszy św.) w swoim domu.

Jako społeczeństwo ludzie cenili sobie Kościół, który odrodził się pomimo prześladowań ze strony Sowietów i przymusowego włączenia do Kościoła prawosławnego w okresie ZSRR.

„W tamtym czasie wielu młodych ludzi i nastolatków przyjeżdżało do klasztoru i pomagało mnichom w jego odbudowie. Dzięki temu czuliśmy się częścią jednej wielkiej rodziny. Pomagaliśmy zwłaszcza w czasie letnich wakacji, pielęgnowaliśmy też przyklasztorny ogród. Spędzaliśmy tam całe dnie” – wspomina Tadeusz.

Ten entuzjazm dla Kościoła nie przetrwał jednak próby okresu nastoletniego. Tadey, jak go nazywają, był zbuntowanym chłopcem, nie radzącym sobie w szkole i pragnącym, by traktowano go jak dorosłego. Kiedy zorientował się, że większość mężczyzn w mieście stoi przed kościołem, zamiast wejść do środka na nabożeństwo, uznał, że ma dość i przestał praktykować.

Pewnego dnia wydarzyło się coś, co zmieniło całe jego życie, między innymi dzięki ping-pongowi. „Na lekcji biologii nauczyciel zapytał nas, jak często chodzimy do kościoła. Dla mnie było to duże wyzwanie, bo wiedziałem, że moja mama chodzi do kościoła prawie codziennie, a ja nie wiedziałem, co powiedzieć, bo wtedy jeszcze nie praktykowałem”. Nie chcąc zdradzić pobożności matki, postanowił skłamać i powiedzieć, że chodzi w niedziele i święta. „W tym momencie zobowiązałem się, że tego wieczoru pójdę do kościoła”.

„Po drodze pomyślałem sobie, że postąpiłem głupio i że lepiej mi będzie w domu, gdy będę grał na komputerze. Ale i tak poszedłem do kościoła. Po Boskiej Liturgii graliśmy w ping-ponga z ministrantem i było dużo zabawy. Zacząłem więc znowu chodzić codziennie do kościoła, a po liturgii grać w ping-ponga”. Nie zdając sobie z tego sprawy, Tadey znalazł nową grupę przyjaciół.

Wkrótce w jego głowie zaczęła kiełkować myśl o wstąpieniu do zakonu, ale wiedział, że jest pewna ważna przeszkoda, którą trzeba pokonać.

Jego ojciec, jak wielu innych Ukraińców, od wielu lat mieszkał za granicą. Aby utrzymać rodzinę, pracował w Portugalii. Podczas jednej z jego wizyt w domu, gdy rodzice byli w kuchni i żartowali, ojciec powiedział do niego: „Pewnego dnia będziesz miał żonę i będziesz wiedział, jakie to trudne”. Wtedy Tadey rzucił: „Nie, nie będę”.

Jego ojciec był zszokowany i namawiał go, by najpierw poszedł na uniwersytet. Przez cały rok Tadey modlił się o wskazówki, aż w końcu zdecydował, że wstąpi do zakonu zaraz po ukończeniu szkoły. Kiedy ogłosił to ojcu, który był jeszcze za granicą, poprosił go o błogosławieństwo i poczuł ulgę, gdy je otrzymał.

kapłaniZdj. ACN International / Seminarzysta Tadeusz (Tadey), bazylianin.

Obecnie kończy studia i przygotowuje się do przyjęcia święceń kapłańskich jako bazylianin. Następnie wyjedzie do Rzymu, aby kontynuować studia w Instytucie Biblicum i przyczynić się do tego, by Ukraina wyszła z pustyni, na której obecnie się znajduje.

„Związek Radziecki zmienił mentalność ludzi” – zauważa, podając jako przykłady szerzącą się korupcję i brak zaufania do instytucji. Poza tym kraj cierpi z powodu ubóstwa, bezrobocia i narkomanii. Tadey twierdzi, że to normalne, biorąc pod uwagę, jak traumatycznym doświadczeniem były dziesięciolecia sowieckiego komunizmu.

„To tak jak z Izraelitami po wyjściu z Egiptu. Potrzebowali 40 lat na pustyni, aby przezwyciężyć tę mentalność i zacząć robić to, co należy. My też potrzebujemy czasu, aby się zmienić i jeśli wszystko pójdzie dobrze, jeśli jako państwo ocalimy naszą niepodległość, to za 30 lub 40 lat będziemy mieli inną mentalność i będzie to naprawdę dobry kraj”.

Tymczasem on i jego pokolenie seminarzystów potrzebują wszelkiej możliwej pomocy, aby sfinansować swoją formację i studia. Ojciec Pantaleimon, rektor seminarium bazylianów, potwierdza, że z roku na rok jest coraz trudniej. „Odkąd zostałem rektorem, mamy takie same dochody, ale ceny wzrosły dwukrotnie. Dlatego z roku na rok trudniej jest prowadzić seminarium. Od czasu wybuchu wojny sytuacja ekonomiczna na Ukrainie stała się nieprzewidywalna”.

W tej sytuacji pomoc instytucji takich jak PKWP, która od wielu lat wspiera finansowo seminarium, jest niezbędna. „Jesteśmy wdzięczni wszystkim, którzy nam pomagają, zwłaszcza organizacji Pomoc Kościołowi w Potrzebie, ponieważ dzięki temu możemy służyć ludziom i kontynuować naszą misję”.

Szturm do nieba w intencji pokoju

Za nami finał specjalnej edycji kampanii „Milion dzieci modli się na różańcu”. Najmłodsi wspólnie odmówili dziesiątkę różańca w Sanktuarium Matki Bożej Fatimskiej w Zakopanem. Wśród uczestników akcji były dzieci z Ukrainy.

Modlitwa miliona dzieci o pokój na Ukrainie

W ubiegłorocznej kampanii „Milion dzieci modli się na różańcu” udział wzięło 35 tys. uczestników z Ukrainy. Liczba najmłodszych z Polski, którzy podjęli intencję o pokój na świecie, była rekordowa i sięgnęła 75 tys. Wobec wojny za wschodnią granicą polska sekcja PKWP postanowiła ponownie połączyć na modlitwie proste i szczere serca dzieci z obu krajów. Powstał pomysł na edycję specjalną akcji. Został zrealizowany w trakcie trwania Wielkiego Postu.

12 kwietnia miał miejsce finał kampanii modlitewnej. Dzieci zgromadziły się w Sanktuarium Matki Bożej Fatimskiej w Zakopanem, gdzie najpierw wspólnie obejrzały przedstawienie w wykonaniu przedszkolaków z placówki prowadzonej przez siostry misjonarki. Później sięgnęły po modlitwę, która w ostatnich tygodniach towarzyszy im codziennie. Odmówiły dziesiątkę różańca.

„Do Sanktuarium Narodowego Matki Bożej Fatimskiej zaprosiliśmy dzieci z Zakopanego z Przedszkola Zgromadzenia Sióstr Misjonarek Świętej Rodziny oraz Sióstr Felicjanek” – mówi Malwina Wyszyńska, koordynator akcji. Wyjaśnia, że ze swoimi rówieśnikami mogły łączyć się dzieci w całej Polsce. Umożliwiła to transmisja online na stronie www.smbf.pl.

Agnieszka Chyc-Myrmuła, która jest wychowawcą w Przedszkolu Zgromadzenia Sióstr Misjonarek Świętej Rodziny, podkreśla, że dla tej placówki szczególna była intencja modlitwy. „W gronie naszych wychowanków są dzieci, które uciekły przed wojną, tym bliższa jest nam ta modlitwa i tym ważniejsze jest dla nas każde +Zdrowaś Maryjo+ w prośbą o pokój” – wskazuje. Przedszkolaki modliły się dziesiątką różańca codziennie w swoich grupach. Podobny zwyczaj wpisał się w życie dzieci z przedszkola Sióstr Felicjanek z Zakopanego. Jak wyjaśnia s. Rita, dyrektor placówki, cała społeczność przedszkolna dołączyła do kampanii. „Zachęcaliśmy także rodziców naszych dzieci do modlitwy w domach dziesiątkiem różańca” – dodaje.

Sygnały o wzięciu udziału w akcji docierały do PKWP także z Białegostoku, gdzie modliła się Szkoła Podstawowa Sióstr Misjonarek Świętej Rodziny. Siostra Weronika zwraca uwagę na wielki zapał i zaangażowanie najmłodszych. „Około 200 uczniów modli się o pokój na Ukrainie, o pokój na świecie. Bardzo cieszymy się i dziękujemy Bogu, że możemy dołożyć ziarenko naszej modlitwy. Wierzymy, że to przyniesie plon” – tłumaczy.

Milion dzieci modli się na różańcu o pokój na Ukrainie

Organizatorzy kampanii „Milion dzieci modli się na różańcu” zaprosili uczestników, by nie rezygnowali ze swojego szturmu do nieba. Najmłodsi są dalej zachęcani, by wpisać dziesięć „Zdrowaś Maryjo” w intencji pokoju w każdy kolejny dzień. Malwina Wyszyńska z PKWP chce, by najmłodsi pamiętali o Ukrainie aż do 13 maja. „To data pierwszego objawienia w Fatimie” – podkreśla. Orędzie Matki Bożej jest szczególnie bliskie dzieciom w trakcie Wielkiego Postu. W liście do nich organizatorzy przypomnieli, że Pani Fatimska prosiła o poświęcenie Rosji Jej Niepokalanemu Sercu. Zwracali uwagę, że to za sprawą rosyjskich kul i bomb z ziemią zrównane zostały ukraińskie szkoły, przedszkola, szpitale, sierocińce i tysiące domów. Różaniec jest odpowiedzią, która może przemieniać ludzkie serca, nawet te najbardziej zamknięte.

Elementem kampanii „Milion dzieci modli się na różańcu” jest – obok codziennej dziesiątki – także nabożeństwo pierwszych sobót miesiąca. „Już dzisiaj zapraszamy najmłodszych, by dołączyli do nas 7 maja” – mówi Malwina Wyszyńska, koordynator akcji. Nabożeństwo zostało przygotowane w taki sposób, by zainteresowało dzieci. Do modlitwy można dołączyć osobiście oraz online.

Biuro Prasowe PKWP Polska