Kamerun: Bojownicy Boko Haram dewastują wioski

„Dzisiaj ludzie są pełni obaw i strachu”

KamerunZdj. ACN International / Spalony kościół w parafii Saint Pierre w Douroum, diecezja Maroua-Mokolo, Kamerun, 2020 r.

Pod koniec 2021 roku rząd Nigerii ogłosił, że członkowie organizacji terrorystycznej Boko Haram są rozbrajani i reintegrowali się ze społeczeństwem. Dzięki kilku operacjom w różnych częściach stanu Borno w północno-wschodniej Nigerii tysiące rebeliantów, w tym bojownicy, osoby nie biorące udziału w walkach i członkowie rodzin, złożyło broń. Według generała Musy, wysokiej rangi oficera nigeryjskiego, w zeszłym tygodniu poddało się 7000 członków Boko Haram i jego odłamu ISWAP.

Jednak według informacji otrzymanych przez Papieskie Stowarzyszenie Pomoc Kościołowi w Potrzebie (ACN International), Boko Haram przeniosło swoją działalność na bardziej wiejskie obszary Nigerii, a zwłaszcza na tereny graniczące z Kamerunem i jeziorem Czad.

W raporcie przesłanym PKWP przez partnerów projektów w Kamerunie czytamy, że od września 2021 roku Boko Haram regularnie przeprowadza ataki w Mutskar w północnym Kamerunie przy granicy z Nigerią. Ataki te spowodowały zamęt w życiu Kościoła i spowolniły wszelką działalność duszpasterską. „Dzisiaj ludzie są pełni obaw i strachu” – relacjonuje jeden z miejscowych księży, którego nazwiska PKWP nie chce ujawniać z obawy przed odwetem.

W najnowszej wiadomości przesłanej PKWP duchowny pisze: „Mieliśmy kolejną wizytę – jedną z wielu – bojowników Boko Haram. Przeszli przez Douval i w ten sposób udało im się dotrzeć do Oupaï. Zabili dwie osoby, spalili domy, zabrali ubrania i małe zwierzęta. Od połowy lutego cztery z siedmiu obszarów parafii są sparaliżowane. Myśleliśmy, że nie uda im się dotrzeć do Oupaï, ponieważ znajduje się ono na szczycie góry, ale myliliśmy się!”. Góra Oupaï ma wysokość 1494 metrów i leży blisko granicy z Nigerią, na dalekiej północy Kamerunu.

„Dotkniętych zostało pięć obszarów. Wioski Bigdé, Douval i Vara są już prawie całkowicie opustoszałe” – wyjaśnia kapłan i dodaje, że komórki terrorystyczne zmieniły swój sposób działania: „Dawniej wkraczali do wiosek, ostentacyjnie wznosząc okrzyki wojenne. Ostatnio jednak przychodzą dyskretnie, aby zaskoczyć ludzi we śnie, korzystając z pełni księżyca. Zabijają ojców rodzin i nastolatków, zwłaszcza chłopców. Następnie plądrują dobytek rodziny i niszczą wszystko, czego nie zdołają zabrać”.

Grabieżcy z Boko Haram wydają się być zainteresowani zbożem, kozami i owcami, drobiem i odzieżą, i pozbawiają ludzi wszystkiego, co jest im potrzebne do życia. W regionie, gdzie głód jest powszechny, a zasoby ograniczone, egzystencja była naturalnie niepewna, ale teraz ludność została zmuszona do ucieczki w kierunku wiosek położonych dalej na północ, gdzie jest narażona na inne niebezpieczeństwa. „Ci, którzy pozostali, są zmuszeni spać w swoich nędznych chatach, w zimnie i w strasznych warunkach” – ubolewa kapłan i apeluje o modlitwę i zapewnienie bezpieczeństwa: „Sytuacja jest naprawdę niepokojąca, liczymy na wasze modlitwy”.

PKWP właśnie zatwierdziła projekt wsparcia obozu dla uchodźców – ofiar Boko Haram w Minawao, w diecezji Mokolo, na dalekiej północy Kamerunu. Przeznaczono również środki na wydrukowanie 2000 Biblii w języku Mafa, którym posługuje się 12 parafii w tej samej diecezji. Miejscowi chrześcijanie pragną pogłębić swoją wiedzę, aby być bardziej ugruntowanym w wierze i w ten sposób lepiej stawić czoła wyzwaniom stwarzanym przez coraz bardziej radykalne środowisko muzułmańskie.

„Wielu chrześcijanom brakuje nadziei, ta zaś, którą znajdują, często ma swe źródło w inicjatywach Kościoła”

Syria: 11 lat wojny. Rozmowa z Reginą Lynch.

SyriaZdj. ACN International / Konferencja „Kościół jako Dom Miłosierdzia. Synodalność i Koordynacja”, 17 marca 2022 r., Damaszek, Syria. Wystąpienie Leginy Lynch z PKWP.

Regina Lynch, dyrektor działu projektów Papieskiego Stowarzyszenia Pomoc Kościołowi w Potrzebie (ACN International), wróciła niedawno z Damaszku, gdzie reprezentowała PKWP na konferencji „Kościół jako Dom Miłosierdzia. Synodalność i Koordynacja”, w której uczestniczyły różne organizacje pomocowe służące mieszkańcom Syrii. W rozmowie z Filipem d’Avillezem mówi o obecnej sytuacji chrześcijan w Syrii, 11 lat od rozpoczęcia straszliwej wojny domowej.

W tym miesiącu minął 11. rok wojny w Syrii, ale rocznica ta nie odbiła się szerokim echem w mediach…

To naturalne, że na pierwszych stronach gazet dominuje obecnie wojna na Ukrainie, a nasi partnerzy projektów w Syrii również wyrazili swoją troskę o ofiary wojny i modlili się o pokój. Jednak prawdą jest również, że konflikt w Syrii, który trwa już 11 lat, jest już prawie zapomniany w mediach. Na szczęście papież Franciszek wciąż daje wyraz swojej bliskości z tamtejszą wspólnotą chrześcijańską. Na początku niedawnej konferencji w Damaszku skierował do chrześcijan przesłanie, mówiąc: „Nie jesteście zapomniani; Kościół nadal troszczy się o wasze dobro, ponieważ jesteście protagonistami misji Jezusa na tej ziemi”.

Czy lokalni przywódcy chrześcijańscy mają nadzieję, że sytuacja kiedykolwiek się poprawi?

Jako chrześcijanie musimy mieć nadzieję, a nasza wiara nam ją daje. To właśnie wiara jest siłą napędową pomocy, która jest tak pilnie potrzebna w coraz gorszej sytuacji humanitarnej. W tych chłodniejszych miesiącach jest ona szczególnie trudna, gdyż w wielu częściach kraju temperatury w nocy spadają do zera. Co najmniej 90% ludności żyje poniżej progu ubóstwa, co oznacza, że nie ma pieniędzy na zakup oleju opałowego ani na opłacenie energii elektrycznej, aby uzupełnić te kilka godzin, które pochodzą z sieci. Myślę, że nadzieję przywódcom Kościoła – i chrześcijanom w ogóle – daje fakt, że udział we wspomnianej konferencji, pomimo wszystkich trudności, w tym dróg zablokowanych przez śnieg i pandemii Covid, wzięła udział delegacja z Rzymu i wiele organizacji charytatywnych spoza Syrii.

Prawdą jest jednak, że wśród syryjskich chrześcijan desperacja jest powszechna. Dlatego cieszymy się, że możemy wspierać inicjatywy, których celem jest dawanie ludziom nadziei w tej rozpaczliwej sytuacji. Na przykład w Chrześcijańskim Centrum Nadziei w Damaszku i Homs finansujemy projekty, które pomagają ludziom odbudować swoje zniszczone przez wojnę domy. W całym kraju finansujemy obozy letnie dla dzieci z ubogich rodzin, które dzięki temu mogą umocnić się w wierze i radośnie się bawić, zapominając choć na jakiś czas o niełatwych warunkach codziennego życia. Wielu chrześcijanom brakuje nadziei, ta zaś, którą znajdują, często ma swe źródło w inicjatywach Kościoła.

Jak wojna wpłynęła na wiarę chrześcijan w Syrii?

Wielu chrześcijan w Syrii doświadczyło straszliwej traumy w ciągu ostatnich jedenastu lat. Stracili bliskich, byli świadkami skrajnej przemocy, a nawet grożono im śmiercią za to, że pozostali chrześcijanami. Myślę, że wielu z nich przetrwało dzięki swojej wierze. W ubiegłym roku odwiedziliśmy kobietę, której mąż został porwany i prawdopodobnie zamordowany przez ekstremistów islamskich w Maalouli. Jej jedyną pociechą jest Kościół i wiara, a w szczególności siostry zakonne, które wspierają jej rodzinę. Wojna wpłynęła na umocnienie wiary chrześcijan i pomimo wszystko stała się dla Kościoła okazją do wprowadzenia w życie jego nauczania o miłości i przebaczeniu.

To prawda, że więcej młodych ludzi niż kiedykolwiek angażuje się w działalność Kościoła: w harcerstwo, w obozy, w różne przedsięwzięcia. Biorąc pod uwagę ubóstwo i wyzwania zwykłego życia, bardziej powszechne niż kiedyś w Kościele stały się spotkania z innymi. Jednocześnie, zwłaszcza młodzi ludzie zadają trudne pytania dotyczące wiary i swojej przyszłości. Po tylu latach przemocy, gdzie jest Bóg? Czy Kościół robi wszystko, co w jego mocy, aby zabezpieczyć ich przyszłość w kraju? Dlaczego w wyniku tej wojny niektórzy z ich przyjaciół nie żyją, a większość pozostałych prowadzi pozornie satysfakcjonujące życie na Zachodzie? Czy powinni zostać, czy wyjechać? To są bardzo trudne pytania, dlatego chcemy mieć pewność, że Kościół będzie wspierał chrześcijan w ich zmaganiach z nimi i z traumą minionej dekady.

W dzisiejszych czasach wiele się słyszy o sankcjach. Często przedstawia się je jako alternatywę dla wojny, ale mają one poważny wpływ na ludność. Jaki jest Pani punkt widzenia, wynikający z obserwacji długofalowych skutków sankcji w Syrii?

Przed wybuchem wojny chrześcijanie w Syrii nie byli uzależnieni od pomocy z zewnątrz. Mieli swoje własne lokalne organizacje charytatywne, które pomagały biedniejszej ludności. Teraz bardzo smutno jest patrzeć, jak pomocy pilnie potrzebuje tak duży odsetek ludności. Z pewnością ofiarami sankcji w Syrii są zwykli ludzie. Inflacja szaleje i nie stać ich już na lekarstwa, zabiegi chirurgiczne, mięso, mleko dla dzieci, a nawet na bilet autobusowy do szkoły czy na uczelnię. Nawet ci, którzy mają krewnych za granicą, nie mogą otrzymać żadnych pieniędzy z powodu embarga bankowego. Faktem jest, że większość sankcji w Syrii szkodzi ludziom bardziej niż cokolwiek innego. Kościół lokalny zdecydowanie wypowiedział się przeciwko nim, a my popieramy te apele.

Czy organizacje pomagające obecnie Syryjczykom służą tylko katolikom? Czy ludziom różnych wyznań?

Każda organizacja ma swój własny charyzmat, który w pewnym stopniu zależy też od źródła jej finansowania, tzn. rządowego lub pozarządowego. PKWP (ACN) jest organizacją katolicką, której darczyńcami są głównie katolicy indywidualni, a nasi partnerzy projektów w Syrii to liderzy Kościołów katolickich lub prawosławnych. Oni z kolei pomagają głównie swoim wspólnotom, co stanowi rozwinięcie działalności duszpasterskiej Kościoła, ale w niektórych projektach docierają też do znajdujących się w trudnej sytuacji ekonomicznej muzułmanów.

Na przykład wiele sióstr zakonnych w Syrii skupia się w swojej pracy na odwiedzaniu rodzin i podtrzymywaniu ich wiary, dlatego wspierają głównie chrześcijan, których znają z pracy duszpasterskiej. Kościół pomaga też oczywiście muzułmanom, np. w niektórych szkołach katolickich finansowanych przez PKWP wielu lub większość uczniów nie jest chrześcijanami.

„Moi rodzice zostali w Donbasie, aby pomagać; teraz jesteśmy bezpieczne”.

Ukraina: Historia uchodźców wewnętrznych – Vasilisy (5), Ulyany (9) i ich babci Tetiany.

UkrainaZdj. ACN International / Babcia Tetiana i jej wnuczki Vasilisa i Ulyana – uchodźcy z obwodu donieckiego.

Od początku wojny archidiecezja iwano-frankowska w zachodniej Ukrainie przyjmuje kobiety i dzieci – uchodźców wewnętrznych. W tych działaniach wspiera ją Papieskie Stowarzyszenie Pomoc Kościołowi w Potrzebie (ACN International). Przytaczamy jedną z historii tych, którzy zostawili za sobą wszystko i opowiedzieli PKWP o swoich doświadczeniach.

Pewnego ranka, gdy Vasilisa i Ulyana obudziły się, zobaczyły w oczach matki strach: wojna w ich kraju przybrała nową formę. Dziewczynki w wieku pięciu i dziewięciu lat nauczyły się już, gdzie należy się chować w czasie bombardowań i jak brzmi dźwięk nadlatujących rakiet. W ich rodzinnym mieście Awdijiwka położonym w obwodzie donieckim na wschodzie kraju, od 2014 r. często dochodziło do starć. Obecnie, z powodu ostatniej ofensywy rosyjskiej, pobyt w tym mieście stał się zbyt niebezpieczny. Dlatego rodzice postanowili wysłać dziewczynki i ich babcię Tetianę do Iwano-Frankowska, miasta położonego na zachodzie kraju.

„Nie wiedzieliśmy dokładnie, gdzie trafimy, ale faktem jest, że jest nam tu bardzo dobrze” – mówi Tetiana. Cała trójka znalazła schronienie w szkole im. św. Bazylego, jednym ze schronisk prowadzonych przez archidiecezję greckokatolicką, która przyjmuje wewnętrznych przesiedleńców. Sale lekcyjne zostały zamienione na akademiki, w których może mieszkać do 100 osób. Dziewczynki mieszkają tu od kilku dni i jedną z rzeczy, za którą są najbardziej wdzięczne, jest to, że nie muszą się bać zasypiania. Tęsknią za rodzicami, ale zapytane o to, odpowiadają, że to dobrze, że oboje zostali w Donbasie, by pomagać swojemu krajowi.

„Moi rodzice zostali w Awdijiwce, ale teraz nie muszą się już o nas martwić, bo tutaj w szkole jest spokojnie, a my czujemy się dobrze. Dostajemy trzy posiłki dziennie, chodzimy na zajęcia muzyczne i plastyczne, gdzie śpiewamy i rysujemy. Wczoraj bawiliśmy się na terenie szkoły i musieliśmy poszukać bałwana z bajki <Frozen>. To była świetna zabawa” – opowiadają Vasilisa i Ulyana.

Tetiana uważnie słucha swoich wnuczek i mówi, że jej największym marzeniem jest, aby wojna się skończyła i aby można było wrócić do domu. „Tęsknimy za powrotem do Awdiwki, do naszych domów, gdzie są nasi przyjaciele i rodzina. Gdzie indziej moglibyśmy pójść, jak nie do domu?” – pyta retorycznie babcia, a jej oczy są pełne nadziei.

PKWP (ACN) od wielu lat wspiera projekty realizowane w archidiecezji iwano-frankowskiej. Zaraz po wybuchu wojny pod koniec lutego PKWP wysłała pakiet natychmiastowej pomocy doraźnej w wysokości 30 tys. euro. Wkrótce ma zostać zatwierdzony nowy pakiet pomocowy, mający na celu wsparcie osób wewnętrznie przesiedlonym, a także wsparcie dziesięciu domów parafialnych, w których osoby te znajdują schronienie.

Misjonarz na Ukrainie: „Ich życie jest moim życiem, ich los jest moim losem”

Kijów: Świadectwo ks. Lucasa Perozziego z Brazylii.

UkrainaZdj. ACN International / Ks. Lucas Perozzi celebruje mszę św. we wspólnocie parafialnej podczas wojny.

Ks. Lucas Perozzi nie mógłby czuć się bardziej oddalony od Brazylii, gdzie się urodził i wychował, niż teraz, mieszkając i pracując w stolicy Ukrainy. Mimo trwającej wojny nie chce jednak opuścić tego kraju i jest poruszony wieloma przykładami nadziei, których był świadkiem podczas tego konfliktu. Od pierwszych dni wojny wraz z trzema innymi księżmi ugościł około 30 osób w parafii Zaśnięcia Najświętszej Maryi Panny. Obecnie niewiele sypia i je, a w tym okresie nawet przez pewien czas chorował. Mimo że, gdyby tylko zechciał, mógłby opuścić kraj, postanowił pozostać z ludźmi, którym przyjechał służyć i których kocha.

„W tym czasie wojny ludzie nie mogąc przebywać w swoich domach, noce spędzają w bunkrach i na stacjach metra. To straszne, bo w tych miejscach jest zimno, brudno, a atmosfera jest bardzo mroczna. Ludzie byli przerażeni i przestraszeni. Ci, którzy przyjechali do nas, mogą teraz mimo wojny spokojnie przespać całą noc. Panuje tu braterska solidarność, ludzie pomagają sobie nawzajem. Kiedy ktoś jest załamany, smutny i boi się, ktoś inny radzi sobie nie najgorzej i pomaga innym” – wyjaśnia kapłan i kontynuuje swoje codzienne zajęcia. W rozmowie z Papieskim Stowarzyszeniem Pomoc Kościołowi w Potrzebie (ACN International) mówi, że odgłosy wojny słychać przez cały dzień. Brakuje też niektórych produktów. „Część sklepów jest wciąż otwarta, ale ich półki z dnia na dzień są coraz bardziej puste. Zaczynają się też kończyć lekarstwa” – dodaje.

Ks. Lucas jest na Ukrainie od 2004 roku. Kiedy był młody, uczestniczył w spotkaniu Drogi Neokatechumenalnej we Włoszech i został zaproszony na Ukrainę, gdzie otrzymał święcenia kapłańskie. Jego pobyt w tym wschodnioeuropejskim kraju jest ściśle związany z naszym stowarzyszeniem. „Otrzymujemy wiele pomocy od PKWP, nie tylko teraz, w czasie wojny. Diecezjalne Seminarium Misyjne Redemptoris Mater, w którym się kształciłem, było i nadal jest wspierane przez PKWP; dzięki stowarzyszeniu udało mi się nabyć samochód, który wykorzystuję w pracy duszpasterskiej; kościół, w którym przebywa tych 30 osób, został zbudowany w dużej mierze dzięki pomocy organizacji, a właśnie usłyszałem, że otrzymaliśmy od PKWP pomoc nadzwyczajną na kontynuowanie naszej pracy, więc jesteśmy bardzo wdzięczni!”.

UkrainaZdj. ACN International / Ks. Adamski z par. Zaśnięcia Najświętszej Maryi Panny w Kijowie błogosławi ślub podczas wojny.

Ale wspólnota wciąż potrzebuje wsparcia. Ks. Lucas mówi, że właśnie przybyła nowa rodzina z dwójką dzieci. W tych okolicznościach ludzie szukają przede wszystkim schronienia i wsparcia duchowego. Zdaniem księdza nawet wojna nie jest w stanie zgasić światła nadziei. „Wczoraj mieliśmy ślub, a dziś mamy kolejny! Ludzie przychodzą też do spowiedzi. To jest imponujące, bo ludzie przychodzą i proszą nas o ślub, chociaż wiedzą, że nie możemy przygotować nic wyszukanego. Nie mają romantycznych złudzeń, chcą przeżyć te dni w łasce Bożej, jako rodzina. Nawet w czasie wojny widzimy, że Bóg jest miłością, nie przestaje kochać każdego z nas bezgranicznie”.

Życie jest trudne i ciągle niebezpieczne, ale księdzu Lucasowi nie przychodzi do głowy, żeby opuścić Ukrainę. „Ich życie jest moim życiem, ich los jest moim losem” – podsumowuje. I nie jest sam. Podobnie jak on, tysiące księży i osób konsekrowanych zdecydowało się pozostać z narodem ukraińskim, by być ziarnami pokoju i nadziei w samym środku wojny. Tymczasem PKWP, która od ponad 60 lat pomaga Ukrainie, zintensyfikowała swoje wsparcie dla księży i sióstr zakonnych, którzy niosą ofiarom tej wojny pomoc materialną i duchową.

Sri Lanka: Kard. Ranjith prosi o wyjaśnienie w sprawie zamachów bombowych z Niedzieli Wielkanocnej 2019 r.

„Dlaczego ci, których wskazano jako podejrzanych, nie są ścigani przez odpowiednie organy?”

Sri LankaZdj. Roshan Pradeep & T Sunil / 23.04.2019 r. Kard. Ranjith przewodniczył nabożeństwu pogrzebowemu ofiar zamachów bombowych z Niedzieli Wielkanocnej w kościele św. Sebastiana w Katuwapitiya, Negombo, Sri Lanka.

W zamachach bombowych z Niedzieli Wielkanocnej w 2019 roku na Sri Lance zginęło 269 osób, a ponad 400 zostało rannych. Kardynał Malcolm Ranjith, arcybiskup Kolombo, mówi że Kościół czeka na wyjaśnienia, ponieważ ofiary nadal noszą blizny, zarówno fizyczne, jak i emocjonalne. Przemawiając na konferencji prasowej zorganizowanej w połowie marca przez Papieskie Stowarzyszenie Pomoc Kościołowi w Potrzebie (ACN International), hierarcha powiedział, że od samego początku pojawiły się wątpliwości, czy był to tylko „akt grupy niepoprawnych młodych ludzi skłonnych do terroryzmu. Zamach był bardzo dobrze zorganizowany i skoordynowany – w ciągu 15 minut podłożono bomby w siedmiu miejscach, przy czym jeden z zamachowców nie zdążył odpalić ładunków wybuchowych”.

Powołano kilka komisji i przeprowadzono kilka dochodzeń, aby dotrzeć do sedna tej tragedii i pociągnąć do odpowiedzialności osoby za nią odpowiedzialne. Chociaż niektóre z tych raportów zostały utajnione przed opinią publiczną i przywódcami Kościoła, to jednak to, co się z nich wyłoniło, jednoznacznie obciąża władze. Arcybiskup Kolombo domaga się wyjaśnień na temat możliwej zmowy między władzami, w tym przedstawicielami rządu i służb informacyjnych, a terrorystami, którzy zabili w 2019 r. prawie 270 osób.

„Raport komisji parlamentarnej zawiera zarzuty wobec byłego prezydenta, byłego inspektora generalnego policji, byłego sekretarza obrony, byłego szefa wywiadu i innych urzędników najwyższego szczebla. Dzięki zebranym informacjom, a także dzięki ostrzeżeniom indyjskich służb wywiadowczych wiedzieli oni wcześniej o planowanych atakach, ale nie zrobili nic, by im zapobiec. Wydaje się natomiast, że rząd zrobił wszystko, co w jego mocy, aby uniemożliwić aresztowanie zamachowców. Istnieją przesłanki wskazujące na to, że władze chciały, aby zamachy zostały przeprowadzone” – wyjaśnia kard. Ranjith.

„Ludzie czują się sfrustrowani. Mamy wiele pytań, a cała opinia publiczna domaga się odpowiedzi. Dlaczego ci, których wskazano jako podejrzanych, nie są ścigani przez odpowiednie organy? Są pewne obszary wyznaczone w sprawozdaniu komisji parlamentarnej do dalszego zbadania, ale nie są one badane, dlaczego?” – pyta hierarcha.

Raport Komisji Specjalnej Parlamentu wskazuje również na zmowę, sugerując, że mogła ona mieć na celu korzyści wyborcze. „Komisja doszła do bardzo poważnych wniosków, jeśli chodzi o status państwowego aparatu bezpieczeństwa, w którym informacje wywiadowcze znane tylko nielicznym nie zostały przekazane odpowiednim stronom. Zauważa również, że konieczne będą dalsze dochodzenia, aby zrozumieć, czy osoby mające partykularne interesy nie działały w oparciu o informacje wywiadowcze, aby wywołać chaos, wzbudzić strach i niepewność w okresie poprzedzającym wybory prezydenckie, które miały się odbyć jeszcze w tym samym roku” – mówi arcybiskup Kolombo, cytując bezpośrednio streszczenie raportu.

Sri LankaZdj. ACN International / Figura Jezusa pokryta krwią ofiar zamachu bombowego z Niedzieli Wielkanocnej, 21.04.2019 r., Negombo, Sri Lanka.

Sprawiedliwość, jeśli kiedykolwiek nastąpi, nadejdzie za późno dla tych, którzy zginęli. Jest jednak wielu ocalałych, którzy w skutek zamachów wciąż noszą blizny, zarówno fizyczne, jak i emocjonalne. Kardynał był wzruszony do łez, gdy opowiadał niektóre z ich historii: „Mężczyzna, który stracił żonę, trzy miesiące temu popełnił samobójstwo, pozostawiając swoje trzy córki sierotami. Inny mężczyzna, który stracił żonę i trójkę dzieci, mieszkał ze swoją teściową, ale musiał wyjechać i poszedł spać na cmentarzu, gdzie pochowana jest jego rodzina. Pewna kobieta była nauczycielką tańca, a w wyniku wybuchu bomby została przykuta do łóżka. Ma małe dziecko, ale w międzyczasie opuścił ją mąż. Cierpienie, jakie przeżywa, jest ogromne”.

Kardynał Ranjith wrócił niedawno z Watykanu, gdzie został przyjęty przez papieża Franciszka. Po tej wizycie wyjaśnił, że nie spocznie w swoim dążeniu do sprawiedliwości i prawdy: „Papież jest dla nas wielkim źródłem inspiracji i nadziei. Zawsze mi powtarza, abym szedł naprzód, zmagał się razem z ludźmi, aby uzyskać dla nich sprawiedliwość. To jest wyzwanie, które stoi przede mną”.

Na koniec hierarcha zaapelował: „Pomóżcie nam stworzyć odpowiednie warunki, w których władze odpowiedzą na nasze pytania. Nie chcemy poniżać naszego kraju, ale chcemy mieć pewność, że życie niewinnych ludzi nie jest przedmiotem gry politycznej”.

Przypomnijmy, po zamachach bombowych w 2019 r. PKWP przyszła z pomocą Kościołowi na Sri Lance, finansując wsparcie psychospołeczne dla rodzin dotkniętych tragedią oraz traumą i pogrążonych w żałobie, a także wspierając szkolenie księży, sióstr zakonnych i świeckich liderów, by potrafili stawić czoła tragicznym sytuacjom i udzielić jak najpilniejszej i adekwatnej pomocy, gdy takie tragedie się zdarzają. Projekty te są nadal realizowane. PKWP wspierała Kościół na Sri Lance także w czasie pandemii Covid-19.