Liban uzależniony od wsparcia z zewnątrz

Z misją solidarności z Libanem polska sekcja PKWP dotarła do Saadnayel, miasta położonego ok. 30 kilometrów od granicy z Syrią. Poznaliśmy codzienność Kraju Cedrów, gdzie mieszkańcy są uzależnieni od wsparcia z zewnątrz. Pomoc raz dociera, raz nie.

Solidarni z Libanem

Liban, który ma 4,5 mln mieszkańców, przyjął 2 mln uchodźców z Syrii i 500 tys. uchodźców z Palestyny. Miało to wpływ na strukturę społeczną kraju. Przybyli głównie muzułmanie sunnici, co pod znakiem zapytania stawia przyszłość dotychczasowego modelu politycznego, w którym decydująca jest demografia.

Liban był krajem pokojowego współistnienia chrześcijan i muzułmanów. Dziś – na co wskazywał kard. Béchara Boutros Raï – jest coraz dalej od tej roli. Patriarcha mówił, że Liban nie radzi sobie z obciążeniem, jakie ponosi w związku z obecnością uchodźców, zwłaszcza że sam przechodzi przez ekonomiczny kryzys.

Przykładem tego, co stało się z Libanem, jest Saadnayel; miejsce położone ok. 30 kilometrów od granicy z Syrią.

„Przed wojną mieszkało tutaj 2 tys. Libańczyków. Dzisiaj na skutek tego, że powstało tu kilka obozów, wśród których jesteśmy, ta miejscowość liczy 15 tys. osób” – mówi ks. prof. Waldemar Cisło. Dyrektor sekcji polskiej Papieskiego Stowarzyszenia Pomoc Kościołowi w Potrzebie tłumaczy, dlaczego sytuacja gospodarcza w Libanie stała się taka trudna.

„Nielegalna praca, zniszczony rynek, pomoc, która raz dociera, raz nie dociera. Ci ludzie są zależni od pomocy z różnych organizacji charytatywnych, a dramatycznie zmieniający się kurs wymiany dolara na funta libańskiego również utrudnia tutaj życie” – dodaje ks. prof. Cisło.

Solidarni z Libanem

Kard. Béchara Boutros Raï mówił, że rodowici Libańczycy opuszczają kraj, a ich miejsce zajmują uchodźcy z Syrii. W trakcie kryzysu ekonomicznego wielu z nich ma pracę, nie muszą płacić podatków, otrzymują pomoc od organizacji międzynarodowych. Patriarcha podkreślał, że za każdym razem, gdy kraj opuszcza jeden z Libańczyków, przegrywamy nową bitwę.

Misja solidarności, z jaką do Kraju Cedrów przybyli przedstawiciele polskiej sekcji PKWP, pozwoliła nam przekazać pomoc dla dzieci ze szkoły dla uchodźców w Saadnayel.

„Uczy się tam kilkaset dzieci, w dwóch grupach: do południa i popołudniu. To szkoła dla dzieci, które nie mają pieniędzy, które mieszkają w nielegalnym obozie dla uchodźców. Rozdawaliśmy tam przybory szkolne, witaminy dla dzieci, pomoce dla nauczycieli” – tłumaczy ks. Paweł Antosiak z PKWP.

Liban wciąż czeka na wsparcie. Misja solidarności pozwoliła nam przekazać do Kraju Cedrów m.in. 1,5 tony leków i 10 ton mleka w proszku.

Pomóc Libanowi można poprzez SMS o treści RATUJE na nr 72405.

SMS - Solidarni z Libanem

ACN Polska

Cabo Delgado: „Nikt nie prosi o męczeństwo, ale to może się zdarzyć w każdej chwili”

W wywiadzie na wyłączność dla portugalskiego biura Pomocy Kościołowi w Potrzebie (ACN International), biskup Antonio Juliasse, administrator apostolski diecezji Pemba, w prowincji Cabo Delgado (na północy Mozambiku) opisuje sytuację, przez którą przechodzi jego diecezja w ciągu ostatnich sześciu miesięcy, odkąd przejął stanowisko biskupa Luiza Fernando Lisboa. Mówił między innymi o pilnej potrzebie dalszego niesienia pomocy humanitarnej ludności oraz wypowiadał słowa wielkiej pochwały i wdzięczności za pracę wykonaną już przez ACN International na rzecz wsparcia Kościoła w tej diecezji, która ucierpiała w wyniku ataków przez uzbrojonych rebeliantów od 2017 roku.

MozambikZdjęcie ACN: Obóz dla uchodźców w Pemba, Mozambik

ACN: Jak Ekscelencja ocenia pierwsze sześć miesięcy kierowania diecezją Pemba?

BP: Przyjechałem miesiąc po ataku na miasto Palma, wydarzeniu, które zwiększyło poczucie niepewności w całej prowincji Cabo Delgado. To sprawiło, że wszyscy byliśmy wstrząśnięci. Było wiele telefonów od przełożonych generalnych zgromadzeń zakonnych, zastanawiających się, czy nie byłoby wskazane wycofanie osób konsekrowanych z diecezji Pemba. Wierzę, że przeszliśmy razem przez ten czas, by znaleźć drogę w ciemności i dobro. Bóg był z nami w tym momencie, pomagając nam dokonać głębszego rozeznania. Dobrze jest też odkryć tę głębszą perspektywę naszej misji i naszego chrześcijańskiego zaangażowania, a także odpowiedź na wymiar męczeństwa. Nikt nie szuka męczeństwa, a jednak jest to coś, co może się wydarzyć w każdej chwili. Możemy być w niebezpieczeństwie, ale jednocześnie jesteśmy tu na misji i dla Jezusa. Musimy tu zostać. Byłem głęboko poruszony, gdy usłyszałem takie odpowiedzi od misjonarzy i ich przełożonych. Był też inny front, na którym trzeba było pracować, bardziej humanitarny, a mianowicie przybycie uchodźców.

ACN: Czy ostatnie sukcesy w walce z powstańcami pozwoliły pomyśleć o powrocie księży i zakonników do pierwotnych misji?

BP: Nie w tej chwili. Nie wiem na pewno, czy wszystkie te obszary zostały wyzwolone. Wciąż czekamy na dowód. Bardzo dobrze, że prezydent przemawia, aby zachęcić kraj do stworzenia pewnego poczucia nadziei, co też ma sens. Jednak w praktyce, w rzeczywistej sytuacji w terenie, wciąż pozostaje wiele do zrobienia.

ACN: Jak wygląda sytuacja bezpieczeństwa w regionie?

BP: Ostatnio jeden z naszych księży o. Fonseca, był w Mocímboa da Praia i w Palmie. W obu miejscach sytuacja bezpieczeństwa była nadal bardzo niepewna. Nastąpiło natarcie połączonych sił rwandyjskich, którym towarzyszyły siły obronne i bezpieczeństwa Mozambiku. Wkroczyły one na obszary, które wcześniej były całkowicie kontrolowane przez rebeliantów. Nadal nie ma gwarancji bezpieczeństwa. Nie mamy też zamiaru jako Kościół nikomu doradzać powrotu. Uważam, że wciąż potrzebujemy więcej czasu. W miarę skali powrotu samych ludzi będzie można również ocenić możliwość powrotu tam misjonarzy. Ale jeśli chodzi o nas, wskaźnikiem będzie wiedza, że naprawdę istnieje takie bezpieczeństwo. Nie możemy narażać ludzi, którzy przeżyli takie cierpienie, i nadal przeżywają traumę i strach. Zajmie to jeszcze trochę czasu.

ACN: A co ze wsparciem psychologicznym oferowanym przez Kościół?

BP: Kościół jest bardzo zaangażowany w tę pracę psychologicznego wsparcia. Mamy przeszkolone zespoły, które docierają do wszystkich miejsc, w których mieszkają uchodźcy. Rozumiemy, że nie zawsze jest to łatwe, ponieważ tego rodzaju wsparcie wymaga większego zaangażowania – czyli tego, co nazywamy „kroczeniem razem”, a zaangażowanych jest wiele osób. Po prostu nie mamy fizycznej zdolności, by towarzyszyć wszystkim w tym samym czasie. Ale gdziekolwiek się udamy, identyfikujemy tych, którzy najbardziej potrzebują wsparcia. Jednocześnie nasze wsparcie psychologiczne i społeczne obejmuje również wzmocnienie istniejących już więzi rodzinnych i społecznych, tak aby mogły również funkcjonować jako środek uzdrawiania.

ACN: Czy wiadomo, kto był odpowiedzialny za zniszczenie kościołów, zwłaszcza tych w Mocímboa da Praia? Czy byli to terroryści, czy najemnicy z RPA? Czy zniszczenia pochodziły z bomb zrzuconych przez helikoptery DAG (Dyck Advisory Group), prywatnej południowoafrykańskiej grupy wojskowej, która pomaga siłom obronnym i bezpieczeństwa Mozambiku w walce z rebeliantami od kwietnia 2020 roku? Kto był za to odpowiedzialny?

BP: To pytanie jest jak dotąd bez odpowiedzi. W Palmie, gdy wkroczyli powstańcy, kościół był nienaruszony. Nie weszli do niego, ani nawet na plebanię. Powstańcy niczego nie dotykali. Byli tam ludzie, którzy byli tego świadkami. Więc nadal mamy wątpliwości. Tutaj musimy być ostrożni. Na przykład zniszczenie misji w Muidumbe dokonane zostało już jakiś czas temu, kiedy biskup Luiz jeszcze tu był. I podobnie w Mocímboa da Praia. Nie możemy więc twierdzić, że zniszczenia były niedawne, czy też miały miejsce w czasie, gdy helikoptery południowoafrykańskich najemników działały na rzecz wsparcia mozambickich sił obronnych i bezpieczeństwa. Niewykluczone, że wszystko wydarzyło się w tym samym czasie, mając na uwadze, że powstańcy mogli schronić się w środku, powodując w ten sposób eksterminację. Możliwe też, że to powstańcy, obecni w Mocímboa da Praia, zniszczyli kościół, bo dla nich nie miało to znaczenia… To jest wątpliwość, która wciąż pozostaje i nie została jeszcze rozwiązana. Mamy zdjęcia, ale te zdjęcia same w sobie nam nie mówią, kiedy doszło do zniszczenia, ani jak to się stało. Wciąż musimy znaleźć odpowiedź na to pytanie.

ACN: Jakie są obecnie najpilniejsze potrzeby w diecezji Pemba?

BP: Kiedy odwiedzamy obozy dla uchodźców, widzimy ludzi – dzieci, młodzież, dorosłych, starców… Każdy z nich ma swoją historię do opowiedzenia, trudną, bo jest to historia cierpienia. I każdy z nich chce, żebyśmy ich wysłuchali. A te obawy zaczynają się od najbardziej podstawowych potrzeb. Jest wiele spraw, które są pilne. Żywność i opieka zdrowotna nadal są niecierpiącą zwłoki potrzebą tej ogromnej liczby uchodźców. Wszędzie brakowało podstawowych leków. Ostatnio ojciec Fonseca pojechał do Palmy i wyjaśnił mi, że jest tam wiele osób z problemami zdrowotnymi. Sam odwiedziłem obóz dla uchodźców (obóz dla przesiedleńców) w dystrykcie Palama, gdzie widziałem wiele rodzin w dramatycznej sytuacji. Poszedłem do nich i zobaczyłem, że są chorzy. Zapytałem ich, czy byli w ośrodku pomocy medycznej i zażywają leki. Wszyscy powiedzieli mi, że byli, ale nie mieli tam żadnych leków. To także pilny aspekt naszego programu pomocowego, bo inaczej mogłoby dojść do wybuchu epidemii w obozach dla uchodźców, i wtedy mielibyśmy naprawdę poważny problem. Pilne jest również dostarczenie tym ludziom szczepionek na COVID-19, ponieważ jest ich tak wiele, a kiedy są dystrybucje żywności w obozach dla uchodźców, ludzie naturalnie tłoczą się razem, aby móc usłyszeć własne nazwisko.

Jeśli chodzi o pomoc żywnościową, ludzie jedzą jednego dnia, a następnego znów potrzebują jedzenia i tak dalej. To nie jest coś, co możesz dać tylko raz; to musi trwać, dopóki rodziny nie będą w stanie się utrzymać. Wkrótce, wraz z deszczami rozpocznie się czas siewu zwłaszcza kukurydzy i innych podstawowych roślin spożywczych. Musimy upewnić się, że rodziny mają niezbędne środki, a to wymaga posiadania motyki, siekiery, wszystkiego, czego potrzebują do pracy w polu. Jednocześnie musimy również upewnić się, że mają wystarczająco dużo ziemi, na której mogą uprawiać swoje rośliny.

ACN: A co z wymiarem duchowym?

BP: Drugim priorytetem dla nas jako Kościoła jest ich duchowe wsparcie. Wsparcie psychologiczne już trwa, ale teraz musimy również skupić się na wsparciu duchowym. Jest to priorytet dla Kościoła i wymaga zaangażowania duszpasterskiego, obejmującego integrację uchodźców w życiu chrześcijańskim i religijnym, tam gdzie się znajdują. Między miejscową ludnością a tymi, którzy przyjęli uchodźców, istnieją napięcia. Jest to również jeden z aspektów, w których Kościół ma do odegrania swoją rolę poprzez lokalnych liderów chrześcijańskich, aby promowali klimat przyjaznego współistnienia uchodźców i tych, którzy już mieszkali na tym obszarze.

ACN: Czy Ekscelencja chciałby coś przekazać naszym dobroczyńcom ACN?

BP: Organizacja Pomoc Kościołowi w Potrzebie (ACN) jest dla nas bardzo ważna, gdyż zawsze towarzyszyła Kościołowi w Mozambiku, jak i obecnie. Mamy pomocną dłoń, na której zawsze możemy polegać, i odkąd jestem w Cabo Delgado, jestem świadomy szczególnego zaangażowania ACN w nasze problemy. W imieniu diecezji Pemba i wszystkich mieszkańców Cabo Delgado chciałbym podziękować za wszelką pomoc finansową, jaką otrzymaliśmy na wszystkie szczególne sposoby, jak i za Wasze modlitwy. Chciałbym podziękować wszystkim naszym braciom i siostrom w wierze oraz wszystkim ludziom dobrej woli, którzy są świadomi istnienia Cabo Delgado. To dla nas ważne – że nie jesteśmy sami. Pewnego dnia ktoś zapytał mnie, czy czuję się osamotniony, czy czuję, że Cabo Delgado jest daleko od reszty świata? Odpowiedziałem, że choć możemy być geograficznie oddaleni od krajów, które nas wspierają, to jednak czujemy, że jesteśmy bardzo blisko, ponieważ są one dla nas obecne we wszystkim, czym dzielą się z nami. Dziękujemy za Waszą bliskość, ponieważ problemy w Cabo Delgado są nadal bardzo poważne i jest dużo cierpienia.

Ks. dr Andrzej Paś, ACN Polska

52. Międzynarodowy Kongres Eucharystyczny, Węgry, 5-12 września 2021 r.

„W wielu krajach brakuje pieniędzy lub podstawowych swobód. Na Zachodzie często spotykamy się z brakiem wiary”

Kongres na WęgrzechZdj. Ismael Martínez Sánchez, ACN International / Ks. Junio, rektor niższego seminarium w Juina w Brazylii, podczas konsekracji mszy św.

„Wszystkie moje źródła są w Tobie”

52. Międzynarodowy Kongres Eucharystyczny zgromadzi katolików z całego świata, pragnących pogłębić swoje zrozumienie znaczenia Eucharystii oraz zastanowić się nad misją Kościoła katolickiego, polegającą na uobecnianiu Bożej miłości w dzisiejszym świecie. W tym roku Kongres odbędzie się w dniach 5-12 września w stolicy Węgier, Budapeszcie.

Temat Kongresu Eucharystycznego 2021 zaczerpnięty jest z końcowych słów Psalmu 87, 7: „Wszystkie moje źródła są w Tobie”. Pierwotnie Kongres miał się odbyć w 2020 roku, ale w wyniku pandemii koronawirusa został przełożony o rok.

„Celem tego spotkania jest uświadomienie i rozbudzenie miłości do Eucharystii, świętej Tajemnicy naszej wiary” – wyjaśnia Regina Lynch, dyrektor ds. projektów międzynarodowego katolickiego Papieskiego Stowarzyszenia Pomoc Kościołowi w Potrzebie (ACN International) i dodaje: „Wierzymy, że ten Kongres jest proroczy w czasach pandemii. Może on być bardzo ważny dla życia Kościoła, biorąc pod uwagę, że COVID-19 w wielu miejscach utrudnia uczestnictwo we Mszy św. i nabożeństwach eucharystycznych”.

„Wierzymy, że rozwijanie uczestnictwa w Eucharystii wśród wiernych ma fundamentalne znaczenie dla życia wspólnoty. Oznacza to przynoszenie Chrystusa do społeczeństwa. W wielu krajach wierni bardzo pragną przyjąć Eucharystię i poczuć jej obecność, ale napotykają na wiele problemów: brak wolności religijnej, brak bezpieczeństwa spowodowany konfliktami cywilnymi i zbrojnymi, duże odległości połączone z brakiem środków transportu, a także ubóstwo. Wiele wspólnot nie ma środków na wybudowanie miejsca kultu, a nawet na utrzymanie swoich księży” – wyjaśnia Regina Lynch.

Z tego powodu PKWP wspiera wiele projektów mających na celu zdobycie środków niezbędnych do zagwarantowania obecności Eucharystii, „na przykład poprzez dostarczenie motocykla, aby ksiądz mógł pojechać i odprawić Mszę św. w odległej misji lub budowę kaplicy w środku pustyni albo w wysokich górach. To wsparcie może przybierać różne formy, od czegoś bardzo praktycznego, jak np. maszyna do robienia hostii, do czegoś bardziej długoterminowego, jak np. kształcenie przyszłych księży. W wielu krajach brakuje pieniędzy lub podstawowych swobód. Na Zachodzie często spotykamy się z brakiem wiary. Zbyt duży stres, brak czasu lub obojętność wobec Eucharystii. Dlatego tak ważna jest modlitwa, aby Kongres przyniósł Europie i Zachodowi wewnętrzną odnowę” – podsumowuje dyrektor ds. projektów PKWP.

W swoim przesłaniu z zaproszeniem do udziału w spotkaniu kardynał Péter Erdő, Prymas Węgier, wyraził ufność: „Bóg nigdy nie opuści swojego ludu. On idzie z nami drogą historii i oczekuje nas w wiecznym, błogosławionym spotkaniu. Obyśmy wykorzystali możliwości każdego spotkania z Nim także tu na ziemi! (…) Jesteśmy umówieni z Chrystusem w Budapeszcie. Niech On będzie promiennym towarzyszem naszego życia, niech będzie Tym, który wnosi w nasze życie optymizm i radość!”

Kongres na WęgrzechZdj. ACN International / PKWP ufundowało części zamienne do HB-90- F i jedną maszynę do mieszania ciasta TM-12 do wypieku hostii dla sióstr klarysek z Pepetual w klasztorze św. Michała w Mymensingh w diecezji Mymensingh w Bangladeszu.

Po raz pierwszy od 21 lat na Kongresie będzie obecny Ojciec Święty

W ostatnich latach obradom przewodniczył delegat mianowany specjalnie na tę okazję przez Stolicę Apostolską. Jednak to właśnie w Budapeszcie, po raz pierwszy od 21 lat, w zakończeniu Kongresu weźmie udział sam papież i w niedzielę 12 września odprawi Mszę św. Ostatni raz Ojciec Święty był obecny na Kongresie Eucharystycznym w roku jubileuszowym 2000 w Rzymie.

Po oficjalnym ogłoszeniu wizyty papieża w Budapeszcie, kardynał Erdő powiedział: „Wspólnota wiernych katolickich oczekuje na przybycie Ojca Świętego z wielką radością i miłością. Modlimy się, aby jego wizyta była dla nas znakiem nadziei i nowym początkiem w miarę ustępowania sytuacji epidemicznej”.

Ostatnia papieska wizyta na Węgrzech miała miejsce 25 lat temu, kiedy to Jan Paweł II odwiedził Budapeszt, a następnie udał się do Pannonhalmy i Győr.

Wśród gości, którzy będą dawać świadectwo podczas tych dni modlitwy, katechezy i refleksji, są kardynałowie z krajów, w których chrześcijanie przeżywają swoją wiarę w bardzo trudnych warunkach. Będą to m.in. patriarcha chaldejski Louis Raphael Sako z Iraku, kardynał John Onaiyekan, emerytowany arcybiskup Abudży i były przewodniczący Konferencji Episkopatu Nigerii oraz kardynał Charles Bo, arcybiskup Rangunu i przewodniczący Konferencji Episkopatu Myanmaru.

Kongres na WęgrzechZdj. ACN International / PKWP wspiera budowę kościoła w parafii Dobrego Pasterza, Thon Aduel w diecezji Rumbek w Sudanie Południowym; ks. Boniface Isenge i parafianie przed nieukończonym jeszcze nowym kościołem.

Historia: Pierwszy Kongres Eucharystyczny odbył się w 1881 roku w Lille, we Francji. W ciągu minionych 140 lat spotkania odbywały się w 24 krajach, za każdym razem w innym mieście. Chociaż w początkowych latach kongres był coroczny, obecnie nie ma ustalonej cykliczności – w ostatnich latach odbywa się on co trzy lub cztery lata. Kolejny zaplanowany jest na 2024 rok w Quito w Ekwadorze.

Święci, którym możemy polecić owoce Kongresu: Węgry są krajem pochodzenia wielu świętych. Jedną z najbardziej znanych jest św. Elżbieta Węgierska, drugim św. Stefan Węgierski, król i ojciec chrześcijańskich Węgier. Oboje różnią się od siebie, ale pokazują swoim życiem, jak ważna jest bliskość Boga dla wypełnienia misji, którą otrzymali. Święta Elżbieta i święty Stefan są więc dobrym przykładem dla Węgrów i dla wszystkich chrześcijan. Z pewnością możemy im powierzyć owoce 52. Międzynarodowego Kongresu Eucharystycznego i odnowę pobożności eucharystycznej na Zachodzie.

Iraccy ekstremiści ośmieleni przejęciem władzy przez Talibów

Według jednego z najbardziej szanowanych biskupów Bliskiego Wschodu, zagrożenie ze strony Państwa Islamskiego (ISIS) i innych ekstremistów w Iraku wzrosło po powrocie Talibów do władzy w Afganistanie.

IrakZdjęcie ACN: Pielgrzymka Franciszka do Iraku, marzec 2021

Chaldejski arcybiskup Bashar Warda z Erbilu powiedział Pomocy Kościołowi w Potrzebie (ACN), że dojście Talibów do władzy może mieć niezwykle poważne konsekwencje dla Iraku. „Afganistan i Irak to bardzo różne miejsca. Ale przejęcie kraju przez Talibów z pewnością stanowi zachętę dla tych, którzy wspierają ten rodzaj reżimu”. Arcybiskup Warda ostrzegł, że ekstremiści tzw. Państwa Islamskiego są nadal aktywni w tym kraju i że „z pewnością” obawia się, że mogą powrócić do władzy w Iraku i Syrii. Powiedział: „Oni nie odeszli. Nadal istnieją w podziemiu i nadal utrzymują zdolność do wyrządzania krzywd w Iraku. Co ważniejsze, mentalność, która stworzyła ISIS, z pewnością nadal pozostaje w regionie. Jest to więc ciągły problem”. Arcybiskup dodał: „Myślę, że zdecydowanie prawdą jest, że mentalność Daesh nadal istnieje w Iraku i Syrii w niektórej części populacji”.

Komentując wypowiedź z lipca prezydenta Joe Bidena, o wycofaniu amerykańskiej misji bojowej w Iraku do końca roku, arcybiskup Warda powiedział, że potencjalna niepewność będzie miała negatywny wpływ na chrześcijan i inne mniejszości religijne. Arcybiskup oświadczył: „To, czego nauczyła nas nasza historia, a zwłaszcza najnowsza to fakt, iż w każdym momencie niestabilności i konfliktu (w pierwszej kolejności) cierpią mniejszości religijne. Tak więc w zakresie, w jakim jakakolwiek zmiana w zaangażowaniu USA w Iraku prowadzi do wzrostu niestabilności, z pewnością obawiamy się, że doprowadziłoby to do dalszych prześladowań mniejszości religijnych”.

Pomimo tych obaw arcybiskup Warda ma również nadzieję na przyszłość chrześcijaństwa w Iraku, szczególnie po wizycie papieża Franciszka w marcu b.r.: „Jesteśmy teraz niewielką liczbą, ale trzymamy się mocno i robimy wszystko, co w naszej mocy, gdziekolwiek jesteśmy w Iraku, aby pokazać, że jesteśmy istotnym elementem w tkance tego kraju. Myślę, że wizyta Ojca Świętego pokazała Irakowi pozytywny wpływ wspólnoty chrześcijańskiej, a także pozytywny wpływ, jaki wspólnota chrześcijańska może wnieść dla Iraku, jeśli chodzi o to, jak świat postrzega nasz kraj. Te rzeczy dają nam ufność, i nadal będziemy robić wszystko, co w naszej mocy, aby je budować… Mamy nadzieję, że z czasem pozwoli to naszej społeczności nie tylko przetrwać, ale także rozwijać się z czasem”.

Irak jest krajem priorytetowym dla PKWP – organizacją charytatywną zapewniającą pomoc, taką jak: wsparcie w nagłych wypadkach, naprawy budynków kościelnych, pomoc medyczna podczas pandemii i stypendia studenckie.

Ks. dr Andrzej Paś, ACN Polska

Joe zginął w trakcie eksplozji w Bejrucie

W Libanie poznaliśmy historię strażaka, który jako jeden z pierwszych dotarł na miejsce pożaru, jeszcze przed wybuchem w porcie w Bejrucie. Jego rodzina wciąż nie może pogodzić się z tym, że winni eksplozji nigdy nie zostali pociągnięci do odpowiedzialności.

Solidarni z Libanem

Choć od eksplozji w Bejrucie minął rok, wciąż nie są znane okoliczności dramatu, do jakiego doszło. Pytania o to, kto i dlaczego zezwolił na przechowywanie materiałów wybuchowych w tym miejscu, a także kto i dlaczego wiedział o niebezpieczeństwie, a później tuszował sprawę, pozostają bez odpowiedzi. Ukrywanie prawdy pogłębia ból tych, którzy w wybuchu stracili najbliższych.

Taki ból towarzyszy rodzinie jednego ze strażaków. 27-letni Joe był jednym z pierwszych, którzy dotarli do portu. Był tam zaraz po tym, jak na miejscu pojawił się ogień.

„Był tam tuż przed wybuchem. Zginął razem z pozostałymi ośmioma strażakami i jedną ratownik medyczną” – mówi ks. Paweł Antosiak z PKWP, który przebywa w Libanie z misją solidarności.

Polska sekcja PKWP poznała historię strażaka. W miejscowości, niedaleko grobu św. Szarbela, Joe założył fundację, która pomagała starszym osobom.

„Dostarczała im żywność, jakieś prezenty, pamiątki, pamiętała o nich na święta” – tłumaczy ks. Paweł Antosiak.

Rodzina długo żyła nadzieją. Joe nie dzwonił. W końcu najbliżsi musieli zmierzyć się z dramatyczną informacją, że ich syn, brat, nie żyje; zginął w trakcie eksplozji.

Solidarni z Libanem

„Chcąc upamiętnić jego śmierć, przekazaliśmy część paczek żywnościowych do tych rodzin, którymi Joe opiekował się w prowadzonej przez siebie fundacji” – podkreśla ks. Paweł Antosiak.

Rodzina nie zapomniała o tym, co stało się przed rokiem. Pamięć jest żywa, bo eksplozja nie została rozliczona. Nie było śledztwa.

„Oni wiedzą, że tutaj w kraju winni zaniedbań nigdy nie zostaną ukarani” – dodaje ks. Paweł Antosiak.

Liban wciąż czeka na pomoc. Sięgające 70 proc. bezrobocie i potężna inflacja sprawiają, że Kraj Cedrów może powtórzyć dramat Iraku, co wiązałoby się z ucieczką chrześcijan.

Wsparcie dla Libanu można przekazać poprzez SMS o treści RATUJE na nr 72405.

SMS - Solidarni z Libanem

ACN Polska