Republika Środkowoafrykańska – kraj oddany na łaskę szabrowników i najemników

95% Republiki Środkowoafrykańskiej jest obecnie w rękach rebeliantów.

RŚAZdj. ACN International, Federico Trinchero OCD / Bangui, obóz dla uchodźców przy klasztorze „Matki Bożej z Góry Karmel” oo. karmelitów.

Gérard Mérlend Ouambou Guela jest dziennikarzem i operatorem kamery pochodzącym z Bangi, stolicy Republiki Środkowoafrykańskiej. Pod koniec grudnia 2020 r., w ramach projektu papieskiego stowarzyszenia Pomoc Kościołowi w Potrzebie (ACN International) udał się do Bangassou, aby porozmawiać z tamtejszymi księżmi i siostrami zakonnymi, którzy opiekują się ofiarami terroru i przemocy. Miał również nadzieję zdać relację z inicjatyw podjętych przez diecezję Bangassou w celu umocnienia pokoju, który zaczynał powracać do diecezji. Sprawy potoczyły się jednak zupełnie inaczej. W poniższym wywiadzie dla PKWP Gérard Ouambou opowiada o sytuacji w kraju i przyczynach konfliktu. W połowie stycznia 2021 r. rozmawiała z nim Maria Lozano.

Przebywał Pan w Bangassou w okresie Bożego Narodzenia. Jaka była tam wtedy sytuacja?

Już po przybyciu na lotnisko w Bangassou zauważyłem, że wielu pracowników organizacji pozarządowych opuszcza miasto pod pretekstem urlopu na koniec roku. Kiedy dotarłem na miejsce, krążyły pogłoski o możliwym ataku na samo miasto Bangassou. Ponieważ pracowałem tam już w przeszłości razem z kardynałem Nzapalainga, pomagając podczas wcześniejszego kryzysu w 2013 r., wykorzystałem moją książkę adresową w celu skontaktowania się z byłymi bojownikami, by zorientować się w sytuacji i jednocześnie doradzić im, na podstawie wcześniejszych doświadczeń, aby nie brali udziału w żadnej rebelii.

Jakie nastroje panowały wśród ludzi?

W sam dzień Bożego Narodzenia, po Mszy świętej, część ludzi zaczęła uciekać w kierunku Demokratycznej Republiki Konga, do miasta Ndou niedaleko Bangassou. Inni szukali schronienia w bazie wojskowej sił ONZ MINUSCA (Wielowymiarowa Zintegrowana Misja Stabilizacyjna w Republice Środkowoafrykańskiej), znajdującej się 2 lub 3 km za miastem, a jeszcze inna grupa ludzi postanowiła uciec do buszu, aby tam schronić się przed nadchodzącym atakiem. W międzyczasie wszyscy handlarze na rynku głównym zamknęli swoje sklepy i schowali swoje towary w bezpieczne miejsca. Wszystkie loty zostały odwołane.

Co Pana wtedy najbardziej poruszyło?

Kiedy dotarłem do bazy sił MINUSCA, ze zdumieniem stwierdziłem, że są tam bezpiecznie ukryte wszystkie władze polityczne i administracyjne miasta wraz z siłami obrony i bezpieczeństwa (FDS) oraz ludźmi z Sił Zbrojnych Afryki Środkowej (FACA), którzy mieli bronić ludności. Mimo ostrzeżeń płynących ze stolicy Bangui, najwyższe władze pozostawały głuche. Kilka dni po tym, jak opuściłem Bangassou, miasto zostało zdobyte przez rebeliantów. 10 dni później dotarli tam żołnierze rwandyjscy i doszło do kolejnych starć.

Jak ogólnie wygląda sytuacja w kraju?

W chwili obecnej sytuacja pozostaje napięta. Rebelianci należą do tak zwanych grup „partyzanckich” i znajdują się na terenie prawie całego kraju. Mieszkam z moją rodziną w Bangui. Kilka dni temu okrążyli nawet stolicę. Wszędzie, w różnych dzielnicach, byli tajni agenci, miały miejsce liczne porwania i wyrównywanie rachunków ze zwolennikami byłego prezydenta François Bozizé i jego partii politycznej KNK (Kwa Na Kwa = „Praca, nic tylko praca”). Podsumowując, sytuacja w Republice Środkowoafrykańskiej jest bardzo niepokojąca. Jeśli nic się z tym nie zrobi, ryzykujemy kolejny zamach stanu. Ważne byłoby między innymi nawiązanie dialogu, ale rząd nie chce o tym słyszeć.

Niektóre media podają, że dwie trzecie kraju jest już w rękach rebeliantów. Zgadza się?

Nie wiem na jakiej podstawie dokonano tych obliczeń. W tej chwili powiedziałbym, że 95% Republiki Środkowoafrykańskiej jest w ich rękach.

Wydawało się, że po prawie siedmiu latach przemocy (2013-2019) do RŚA powrócił spokój…

W Bangui życie wróciło do normy, ale nie w całej Republice Środkowoafrykańskiej. W głębi kraju od wielu lat trwa udręka – uzbrojone grupy wykorzystują i gnębią zwykłą, spokojną ludność. W niektórych miastach ustawiono nielegalne blokady dróg. Jednakże, to prawda, w 2020 roku do kraju powróciły oznaki pokoju.

Czy obecny konflikt ma wymiar religijny? Czy też głównym jego podłożem jest bogactwo i władza?

Konflikt w RŚA nie jest bynajmniej motywowany religijnie. Z jednej strony chodzi o bogactwa naturalne – grupy zbrojne okupują tereny bogate w diamenty, złoto itp. Jednocześnie chodzi też o głód władzy, jak w obecnym przypadku. François Bozizé, który rządził krajem od 2003 do 2013 r., chciał ponownie kandydować w wyborach prezydenckich 27 grudnia 2020 r. Ponieważ jednak Trybunał Konstytucyjny, najwyższy organ sądowniczy kraju, odrzucił jego kandydaturę, zdecydował się on na zawarcie sojuszu z tymi, którzy obalili go z urzędu prezydenta podczas zamachu stanu w 2013 r. Wraz z nimi utworzył nową grupę rebeliantów pod nazwą „Koalicja Patriotów na rzecz Zmiany” (CPC), próbując obalić rządzących w Bangui przy wsparciu grupy zagranicznych najemników.

Jest jeszcze jedna przyczyna konfliktu, a mianowicie obecność rosyjskich „wojskowych”, co z kolei zaniepokoiło Francję, która uważa Republikę Środkowoafrykańską za swój wyłączny rezerwuar zasobów mineralnych. Aby chronić te interesy, Francja postanowiła brutalnie zdestabilizować władzę prezydenta Touadery. W tej walce na poziomie geopolitycznym zwykli mieszkańcy kraju są niczym więcej niż pionkami w grze w szachy.RŚAZdj. ACN International / Dziennikarz i operator kamery Gérard Mérlend Ouambou Guela

Jest wiele osób, które uważają, że za tymi grupami rebeliantów i najemników z zagranicy stoją radykalne grupy islamskie, które potrzebują tych zasobów i tej siły, aby napędzać swój ekspansywny wzrost. Jakie jest Pana zdanie na ten temat?

Republika Środkowoafrykańska to kraj bez dostępu do morza, położony w sercu kontynentu, o powierzchni około 240 tys. mil kwadratowych (628 tys. km²), zamieszkany przez około 5 milionów ludzi. Ma młodą i w przeważającej większości niepiśmienną ludność oraz ogromne rezerwy minerałów, które nigdy nie były należycie eksploatowane, a jedynie przy użyciu podstawowej pracy fizycznej. To potencjalne bogactwo stanowi zachętę do podboju kraju. Tak jest w przypadku Fulani, najbogatszego i najbrutalniejszego plemienia w Nigrze, liczącego około 15 milionów ludzi, które przedostało się przez Czad do Republiki Środkowoafrykańskiej w poszukiwaniu pastwisk dla swojego bydła. Szukają nowego raju dla swojego bydła i zamierzają się tam osiedlić. Aby to osiągnąć, muszą jednak posunąć się naprzód, używając przemocy i rebelii.

Czy grupy rebeliantów i ruchy partyzanckie są otwarte na wszystkie religie? Czy chrześcijanie i animiści mogą swobodnie praktykować swoją wiarę i swoje przekonania?

Na razie tak, grupy rebeliantów i ruchy partyzanckie są otwarte na wszystkie religie; ich pierwszą i najważniejszą troską jest jedynie zdobycie władzy w Bangui. Ale jak tylko ten cel zostanie osiągnięty, nastąpi rozłam. Tak jak to miało miejsce w przeszłości w przypadku Séléki, do której początkowo należeli zarówno chrześcijanie, jak i muzułmanie. Ale kiedy już doszli do władzy, muzułmańscy członkowie Séléki postanowili usunąć chrześcijan ze sceny, albo zabijając ich po cichu, albo awansując muzułmanów na stanowiska dające im większą władzę i autorytet niż chrześcijanom. Tu chodzi o władzę, a ta współpraca jest jedynie tymczasowym środkiem do celu i nie ma ona przyszłości.

Na czym polega praca Kościoła? Jaką rolę ma on do odegrania w tych wszystkich konfliktach, które przeżywa obecnie kraj?

Kościół zrobił bardzo wiele i nadal odgrywa rolę proroka i mediatora. Poprzez swoją pozycję w Platformie Wyznań Religijnych Republiki Środkowoafrykańskiej (PCRC) uczynił wiele dla przywrócenia i umocnienia pokoju.

Biskupi katoliccy Republiki Środkowoafrykańskiej odbyli niedawno (11-17 grudnia 2020 r.) swoje doroczne zgromadzenie plenarne. Na zakończenie tej konferencji, w oświadczeniu na temat obecnej sytuacji, wypowiedzieli się przeciwko rosnącej polaryzacji klas politycznych, które oddały kraj w ręce wszelkiego rodzaju szabrowników i najemników, wyposażonych w broń. Podkreślają, że wojna, która została nam narzucona, ma na celu podważenie najgłębszych dążeń ludności Afryki Środkowej. Jesteśmy zmęczeni i rozczarowani politycznymi kalkulacjami, konfliktami i podziałami.

Brutalne ataki na chrześcijan w Egipcie w okresie Bożego Narodzenia

Wspólnota Koptów wciąż nie jest bezpieczna.

EgiptKrzyż koptyjski na kopule domu biskupa.

W Egipcie żyje największa wspólnota chrześcijańska w świecie arabskim – Kościół Koptyjski. Wywodzi się on z samych początków chrześcijaństwa, od św. Marka Ewangelisty i liczy dziś około 8 milionów wyznawców. Jednak w tym głęboko podzielonym politycznie kraju, w którym religią państwową jest islam, nawet wspólnota z tak długą tradycją nie jest bezpieczna i wciąż doświadcza brutalnych ataków.

25 listopada 2020 r., na początku okresu postu, który poprzedza Boże Narodzenie w Egipcie, we wsi al Barsha w gubernatorstwie Minya tłum muzułmanów otoczył kościół św. Abu Seifina, obrzucając jednocześnie kamieniami i koktajlami Mołotowa koptyjskie domy i sklepy. Impulsem do tych wydarzeń były zarzuty skierowane wobec młodego chrześcijanina, że zamieścił na Facebooku relację o proroku islamu, którą muzułmanie uznali za obraźliwą.

Eman Saleh (lat 48) rozmawiając z Pomocą Kościołowi w Potrzebie (ACN International), przekazała informacje o swoim synu Andrew, który został aresztowany, gdy próbował chronić dom rodzinny i pomagał rannym dostać się do szpitala. Postawiono mu zarzuty terroryzmu i podżegania do zamieszek. Andrew ma 26 lat i pracuje jako dostawca chleba. Uczestniczył w nabożeństwie modlitewnym w kościele, kiedy tłum muzułmanów zaczął zbierać się na zewnątrz. Wybiegł ze świątyni, aby bronić swojego domu, który znajduje się tuż obok. Między 18:30 a 23:00 doszło do gwałtownych starć między muzułmanami a chrześcijanami, którzy próbowali bronić swoich domów i własności. Andrew pomagał zabierać rannych do szpitala, zanim przybyły siły bezpieczeństwa i rozpędziły tłum gazem łzawiącym. Policja umożliwiła bezpieczne wyjście z kościoła pozostałych wiernych. „Kilka godzin później, o 2:00 nad ranem, usłyszałam głośne walenie w drzwi domu. Weszła policja i aresztowała Andrew i jego młodszego 16-letniego brata Mina. Skopali moich synów i wywlekli ich na zewnątrz jak przestępców” – relacjonuje pani Saleh, wspominając nam także o 85-letniej koptyjskiej kobiecie, która doznała ciężkich poparzeń, gdy tłum podpalił jej dom.

EgiptRamses Boulos zamordowany w Aleksandrii 10 grudnia 2020 r. – napastnicy dźgnęli go nożem w szyję i brzuch. Zmarł w szpitalu krótko potem.

Kilka godzin po aresztowaniu Andrew i Mina, policja zwolniła tego ostatniego ze względu na jego młody wiek. Aresztowanych zostało 14 innych chrześcijan i 21 muzułmanów, z których wszyscy są przetrzymywani w więzieniu wojskowym o zaostrzonym rygorze. Eman Saleh nie widziała swojego syna Andrew od czasu jego zatrzymania, a nikt nie został jeszcze postawiony przed sądem. Kilka lat temu zmarł mąż pani Saleh i od tego czasu to Andrew jest jedynym żywicielem rodziny, którą tworzą prócz nich jeszcze dwie siostry Andrew, w tym jedna sparaliżowana oraz brat Mina. Eman Saleh prosiła nas o modlitwę, aby jej syn został wkrótce uwolniony: „Boję się, że zachoruje lub złapie koronawirusa, ponieważ cierpi na duszności i nie ma odpowiedniej odzieży na zimę; nosi tylko lekkie więzienne ubranie”.

W okresie Bożego Narodzenia Koptowie doświadczyli cierpienia nie tylko w Minyi, prowincji, której chrześcijańscy obywatele są regularnym celem sekciarskich ataków i przymusowych wysiedleń. Do antychrześcijańskich aktów przemocy doszło również w Aleksandrii, nadmorskim mieście położonym około 200 mil na północ od Kairu. 10 grudnia 2020 r. w dzielnicy al- Wardian rodzeństwo trzech muzułmanów zaatakowało koptyjskie sklepy w pobliżu kościoła św. Damiana, zabijając poprzez dźgnięcie w szyję i brzuch Ramsesa Boulosa Hermina (lat 47). Jego starszy brat Adel i ich sąsiad Tarek Fawzi Shenouda zostali poważnie ranni. Według Mina, bratanka ofiary, który rozmawiał z PKWP, trzej bracia – Anwar, Ali i Nasser – mieszkają obok kościoła koptyjskiego. Już wcześniej obrażali i znęcali się nad chrześcijanami z sąsiedztwa, ale ze względu na strach przed braćmi i ich kryminalną przeszłość (Nasser był więziony z powodu wielu wykroczeń) chrześcijanie powstrzymywali się od reakcji.

Około godziny 18:00 zmarła stara, chora matka trzech braci, a wkrótce potem pojawili się oni w koptyjskich sklepach z mieczami i nożami, krzycząc i oskarżając chrześcijan o zabicie ich matki. Najpierw wtargnęli do sklepu pana Ramsesa Boulosa. Nasser dźgnął go w szyję i lewą stronę brzucha. Pan Ramses Boulos, ojciec dziewięcioletniej córki, zmarł w szpitalu kilka godzin później. Mina relacjonuje: „Mój ojciec, Adel Boulos, próbował uratować swojego młodszego brata, ale jeden z napastników związał go, a drugi dźgnął go w lewą stronę brzucha powodując głębokie rozcięcie. Dzięki Bogu czuje się on już lepiej”. Na tym nie koniec – napastnicy rzucili się potem na Tariqa Fawzi Shenouda, właściciela sklepu z odzieżą i ugodzili go nożem w klatkę piersiową, w okolice serca; szybko przewieziono go do szpitala i na szczęście przeżył.

Według Miny, trzej bracia muzułmanie obrażali i pluli na chrześcijan już wiele razy, gdy ci wchodzili i wychodzili z kościoła, ale policja nigdy nie interweniowała. Po ostatnich incydentach służby zatrzymały trzech braci, ale nie stanęli oni jeszcze przed sądem.

Etiopia: Rosnąca przemoc powoduje setki ofiar śmiertelnych w Tigraj

– Sytuacja w północnej Etiopii jest niepokojąca. Komunikacja jest bardzo niepewna i przez prawie trzy tygodnie region był całkowicie odizolowany od reszty świata. Nie ma internetu, ani telefonu. Wiadomości, które otrzymujemy od osób, które mogły odwiedzić ten obszar, są okropne – mówi Regina Lynch, kierownik projektów w papieskim stowarzyszeniu Pomoc Kościołowi w Potrzebie (ACN).

EtiopiaZdjęcie: ACN International Region Tigraj, którego stolicą jest Mekele, jest najbardziej wysuniętym na północ regionem Etiopii i graniczy z Erytreą i Sudanem. Około 95% populacji regionu to chrześcijanie z prawosławnego Etiopskiego Kościoła Ortodoksyjnego i należą oni do grupy etnicznej Tigraj.

W odniesieniu do wiadomości, które w ostatnich dniach rozeszły się w wielu mediach o możliwym zamordowaniu 750 osób w napadzie na prawosławny kościół Najświętszej Marii Panny (Maryam Tsiyon) w Aksum w listopadzie ubiegłego roku, gdzie zgodnie z lokalną tradycją Arka Przymierza jest zachowana, Lynch przyznaje, że „nie byliśmy w stanie zweryfikować dokładnych szczegółów tego, co byłoby prawdziwą masakrą. Podróżowanie po regionie nie jest obecnie możliwe, a komunikacja jest bardzo ograniczona, ale otrzymaliśmy potwierdzenie serii zabójstw i ataków na niewinnych ludzi w wielu częściach regionu, a także w rejonie Aksum. Ludność jest przerażona”.

– Nastąpiła eskalacja tego, co dzieje się już od jakiegoś czasu. Jeśli chodzi o Etiopię, należy popatrzeć na kraje ościenne, jak Sudan, gdzie radykalizacja po stronie islamskiej się nasiliła, mamy wielu bojowników islamskich w Republice Środkowej Afryki. Etiopia to kraj, który ma na swoim terytorium najwięcej uchodźców. Do tej pory faktycznie była krajem dość spokojnym, ale teraz stracił stabilizację, ma szereg problemów wewnętrznych, na to wszystko nakłada się ogromna bieda. Sytuacja jest porównywalna do tej w Libanie, gdzie mały kraj, 4,5 miliona mieszkańców przyjął 2 miliony Syryjczyków i 800 tysięcy Palestyńczyków. I też dochodzą do nas informacje, że dochodzi do napięć i niepokojów w obozach uchodźców. W Etiopii jest podobnie – mówił niedawno ks. prof. Waldemar Cisło, dyrektor PKWP, w wywiadzie dla Do Rzeczy.

Konflikt w Etiopii ma podłoże etniczno-polityczne. Pomimo tego PKWP jest obecne w Etiopii od wielu lat i zapewnia wsparcie duszpasterskie, humanitarne i ekonomiczne. Projekty PKWP zrealizowane w Etiopii:

wsparcie duszpasterskie dla 47 księży diecezjalnych
zakup 10 motocykli dla księży
wsparcie dla sióstr Franciscan Mussionaries of Our Lady
renowacja kaplic
wyjazdy formacyjne dla katolickiej młodzieży
formacja katechistów
przygotowanie paczek żywnościowych

Sebastian Banasiewicz, ACN Polska

Liban: „Stół św. Jana Jałmużnika”

Liban to kraj, który przyjął największą liczbę uchodźców na świecie proporcjonalnie do własnej populacji. Prawie półtora miliona uchodźców w tym kraju to chrześcijanie. W regionach głównie chrześcijańskich kraju, miejscowi katolicy pomagają najbiedniejszym i najbardziej potrzebującym w znalezieniu miejsca do zamieszkania i zdobycia podstawowych środków do życia.

LibanZdjęcie ACN: Jadłodajnia „Stół św. Jana Jałmużnika”

Przykładem tego jest greckokatolicka diecezja Melkitów w Zaleh – dolinie Bekaa, w pobliżu granicy z Syrią. W tym miejscu dom znalazło wiele rodzin chrześcijańskich, które uciekły przed wojną w sąsiedniej Syrii. Jednak obecny kryzys sprawił, iż potwornie cierpią w samym Libanie. PKWP (ACN) nie zamierza ich porzucić. Wiele z tych rodzin czuje się bardzo osamotnionych. Wśród nich jest rodzina Rief. Przywędrowali tutaj trzy lata temu, uciekając przed bombardowaniami i wojną w Syrii. Matka pracowała jako pielęgniarką, a ojciec był szefem kuchni w restauracji. Mają troje dzieci, z których dwoje obecnie jest dorosłych. Do niedawna udawało im się znaleźć dorywczą pracę, kiedy tylko mogli, ale w wyniku kryzysu stracili pracę, i teraz rodzina nie ma żadnego dochodu. Dzięki wsparciu PKWP diecezja jest w stanie im pomóc. Od 2019 r. do chwili obecnej pomoc jest udzielana przez PKWP na różne sposoby. Wsparcie uchodźców w Zahleh wyniosło łącznie 3,6 mln euro. Znaczna część tej pomocy obejmuje opłacenie czynszu i zapewnienie jakiegoś zakwaterowania. Takim przykładem jest rodzina Rief. Inną ważną częścią projektów jest zabezpieczenie podstawowych potrzeb, takich jak żywność, odzież i istotne leki.

Jeden z projektów pomocowych, prowadzonych od tego czasu przez greckokatolicki Kościół Melkitów w tym kraju (od grudnia 2015 r.) to codzienny serwis posiłków, znany pod nazwą: „Stół św. Jana Jałmużnika”. Św Jan Jałmużnik był znany z wielkiej miłości do ubogich. Gdziekolwiek dostrzegał potrzeby, szukał ze wszystkich sił środków, aby pomóc w takich sytuacjach. Kiedy został

patriarchą Aleksandrii codziennie karmił 7900 osób. Zmarł około 619 r., i do dziś jest czczony zarówno przez katolików, jak i prawosławnych.

Kuchnia w Zahleh to regularne miejsce spotkań ludzi, których nie stać na ciepłe posiłki każdego dnia. Wśród nich jest wiele uchodźców z Syrii, ale też stale rośnie liczba Libańczyków. Codziennie takie wsparcie otrzymuje około 1000 osób. W przeszłości udawali się na posiłek do różnych ośrodków. Jednak wraz z nastaniem pandemii, około 800 osób przybywa tutaj, aby odebrać ciepły posiłek na wynos. Podczas gdy dla innych – (około 200 osób, które są albo niepełnosprawne, albo chore) jedzenie jest dostarczane do nich domów. Jednocześnie mogą cieszyć się kontaktem z ludźmi i skorzystać z poradnictwa duchowego. Jedną z osób, która przychodzi codziennie, jest Labiba, która teraz mieszka razem z dwoma niezamężnymi siostrami. Samotne kobiety mają pokój o powierzchni zaledwie pięciu metrów kwadratowych. Przybyły tutaj z Homs dwa miesiące temu, ponieważ umierały z głodu. Kryzys gospodarczy uniemożliwił im znalezienie pracy, i dlatego przyjechały nie mając nic. Nie mogą też gotować, ponieważ w pokoju, w którym mieszkają, są tylko sofa i dwa łóżka, na których śpią oraz mały piec parafinowy. Są za to głęboko wdzięczne – za możliwość zjedzenia przynajmniej jednego ciepłego posiłku dziennie dzięki „Stołowi św. Jana Jałmużnika”. Osoby, które przyjeżdżają, otrzymują nie tylko pożywienie, ale także psychiczne i psychologiczne wsparcie duchowe oraz zachętę. Wszyscy zgadzają się, że ich wiara jest jedynym źródłem siły, i tylko dzięki temu są w stanie cierpliwie znieść ubóstwo i związane z nim trudy pośród cierpienia.

ks. Andrzej Paś, ACN Polska

Stypendia mszalne jak pomoc Dobrego Samarytanina

Listy z podziękowaniami z całego świata.

Stypendia mszalne, IndieStypendia mszalne dla księży z katolickiego stowarzyszenia misyjnego, Heroldowie Dobrej Nowiny, Indie.

W 2019 roku Pomoc Kościołowi w Potrzebie (ACN International) wsparła poprzez stypendia mszalne ponad 40 tys. księży na całym świecie. Wciąż wiele wspólnot chrześcijańskich cierpi z powodu tak dotkliwego ubóstwa, że wierni nie są w stanie wspierać finansowo swoich kapłanów. W tych miejscach stypendia mszalne są dla nich często jedynym źródłem dochodu. W dobie pandemii COVID-19 pomoc ta stała się jeszcze bardziej konieczna, o czym PKWP dowiedziało się z listów z podziękowaniami otrzymanymi od partnerów projektów.

Indie są jednym z krajów najbardziej dotkniętych przez pandemię. Wysoka gęstość zaludnienia, często połączona z nieodpowiednią opieką zdrowotną, przyspieszyła rozprzestrzenianie się wirusa. Tym większa jest w związku z tym wdzięczność duchowieństwa na tym subkontynencie. Jednym z przykładów jest brat Ignacy z południowo-wschodniej prowincji Andhra Pradesh, przełożony generalny katolickiego stowarzyszenia misyjnego, Heroldowie Dobrej Nowiny, założonego w 1984 roku: „Podczas pandemii COVID-19 nasi kapłani wykonują ogromną pracę charytatywną, dają żywność wielu migrującym robotnikom, jeżdżą do wiosek i rozdają artykuły żywnościowe i wszystkie inne niezbędne rzeczy, które potrzebują ci biedni ludzie, bardzo cierpiący po 5 miesiącach lockdownu. Jest wiele rodzin, które straciły pracę i są pozostawione bez wynagrodzenia. Pomocna dłoń naszych kapłanów przychodzi do nich jak pomoc Dobrego Samarytanina. Wasze wsparcie przez stypendia mszalne dla naszych kapłanów, również przychodzą do nas jak Dobry Samarytanin. Niech dobry Pan, który widzi wszystko z góry, pobłogosławi wam i wynagrodzi w inny sposób”.

Stypendia mszalne, MalawiStypendia mszalne dla księży uczących w szkole St. Kizito, Malawi.

Ks. Amalan, jeden z 250 księży służących w diecezji Tuticorin na południu Indii, którzy również otrzymali stypendia mszalne, napisał w podziękowaniu: „Mieszkańcy mojej parafii są bardzo biedni, są robotnikami jednodniowymi. Dlatego rzadko otrzymuję stypendia, kiedy sprawuję msze św. Natomiast sytuacja z powodu pandemii COVID-19 w ciągu ostatnich czterech miesięcy była taka, że ludzie nie mieli pracy, nie odbywały się też celebracje liturgiczne. Nie otrzymuję więc od ludzi stypendiów mszalnych i bardzo trudno jest mi zaspokoić swoje potrzeby. W tej sytuacji, stypendia które otrzymałem od was, były bardzo przydatne, bym mógł się utrzymać oraz kontynuować moją codzienną służbę. Jeszcze raz dziękuję wam za waszą hojność w pomaganiu naszym księżom diecezjalnym i mam nadzieję, że będziecie nadal nas wspierać w najbliższej przyszłości”.

Wiele listów z podziękowaniami dotarło do nas również z Afryki, np. ten od brata Henry’ego Saileri Mauawa z Malawi. Jest on nauczycielem w szkole St. Kizito, lecz obecnie nie może pracować: „Szkoły w Malawi zostały zamknięte 23 marca 2020 roku z powodu wybuchu pandemii koronawirusa. Jest to wielki cios, ponieważ pozbawiło to nas, księży służących w seminarium duchownym, niewielkiego zarobku. […] Piszę ten list, aby wyrazić moją wdzięczność za wasz życzliwy i stosowny gest wsparcia mojej kapłańskiej misji poprzez zapewnienie stypendiów mszalnych”.

Thomas Heine-Geldern, Prezydent Wykonawczy PKWP, przekazuje swoje podziękowania dla wszystkich, którzy sprawiają, że to wsparcie jest możliwe: „Jestem ogromnie wdzięczny naszym dobroczyńcom, którzy – często pomimo własnego cierpienia i trudności – nadal wyciągają pomocną dłoń do swoich współbraci w potrzebie. To piękny gest, który pomaga podtrzymać żywą wiarę”.