Przez 28 lat Christine du Coudray pracowała w międzynarodowym papieskim stowarzyszeniu Pomoc Kościołowi w Potrzebie (ACN International) jako szefowa projektów dla Afryki. W rozmowie z Volkerem Niggewöhner spogląda wstecz na miniony czas działalności w PKWP.
Rozmowy nt. nowej kaplicy w seminarium Dobrego Pasterza w Kadunie, Nigeria, 2017
Po 28 latach służby spędza Pani ostatnie chwile w stowarzyszeniu Pomoc Kościołowi w Potrzebie. Czuje się Pani trochę nostalgicznie?
Jest czas służby i czas ustąpienia. Po 28 latach jestem gotowy na to drugie. Przez około dziesięć ostatnich lat do naszej organizacji dołączyło nowe pokolenie młodych pracowników, które jest bardzo oddane i będzie kontynuowało misję. Kiedy 28 lat temu rozpoczynałam pracę, ledwo potrafiłam zlokalizować poszczególne kraje afrykańskie na mapie. Podjęłam to wyzwanie i zaczęłam budować swoją wiedzę od zera.
Czego nauczyła się Pani dzięki tej pracy?
Dowiedziałam się, że każdy kontynent ma swoje własne powołanie. Jeszcze zanim w 1994 roku odbył się pierwszy synod afrykański, odkryłam, że Afryka jest kontynentem rodziny. Jest to zdumiewające, ale mimo że rodzina jest tam również osłabiona i istnieją problemy, tak jak wszędzie indziej, rodzina, przyszłość ludzkości, wydaje się być powołaniem Afryki. Odgrywa tam bardzo szczególną rolę. Kiedy papież Benedykt XVI odwiedził Benin w 2011 roku, ponownie wskazał na tę rzeczywistość, która była już widoczna dla św. Jana Pawła II. Wsparcie dla rodziny było dla mnie motywem przewodnim przez te wszystkie lata. Zrobiliśmy dla niej bardzo wiele i robimy to nadal.
Czy są osoby, które wywarły na Panią szczególny wpływ?
Tak, przede wszystkim św. Jan Paweł II, który z czasem stał się i pozostał niejako moim „duchowym ojcem”. Zawsze starałam się zrozumieć i realizować jego punkt widzenia dla Kościoła w Afryce. Przywilejem była dla mnie możliwość uczestniczenia w pierwszym synodzie afrykańskim w 1994 roku. Brało w nim udział około 350 osób: kardynałów, biskupów i księży, ekspertów i słuchaczy. Byłam wśród słuchaczy (jako jedyna kobieta z Europy) i spędziłam miesiąc w Rzymie, aby móc uczestniczyć w synodzie. Rok po rozpoczęciu pracy w PKWP, nie mogłam marzyć o lepszym „szkoleniu”. Zostałam też wtedy zaproszona na południowy posiłek z papieżem. Wymieniliśmy się myślami i spostrzeżeniami. Było to dla mnie bardzo wyjątkowe doświadczenie. Synod zaowocował i dziesięć lat później, w 2004 roku, zorganizowałam w Rzymie spotkanie z biskupami z Afryki i Europy, próbując zbudować most między tymi dwoma kontynentami. Przy tej okazji Jan Paweł II ogłosił drugi synod afrykański. Też traktuję to jako dar.
Christine du Coudray oraz bp Emery Kibal, Demokratyczna Republika Kongo, 2019
Jakie ma Pani wspomnienia najwspanialszych chwil swojej pracy?
Na pewno należały do nich podróże – mam zachowane wszystkie moje dzienniki z notatkami. Pierwsza podróż zawiodła mnie w 1994 roku do Tanzanii, ostatnia w marcu 2020 roku, tuż przed wybuchem pandemii COVID-19, do Sudanu. Sytuacja w obu krajach uległa diametralnej zmianie – przykładowo: wcześniej chata była oświetlana jedną świecą, obecnie energia elektryczna jest dostarczana przez panele słoneczne.
Dlaczego podróżowanie było ważne dla Pani pracy?
Nie można dowiedzieć się, czy potrzebny jest pojazd lub remont ośrodka katechetycznego, czy też nie, czytając jedynie wniosek projektu. Musimy tam pojechać i rozejrzeć się, aby ustalić, co jest niezbędne. Mogę podać przykład: rok temu pojechałam do archidiecezji Kananga w prowincji Kasai w Kongo-Kinszasie. Na miejscu przekonałam się, że warunki sanitarne w łazienkach głównego seminarium duchownego są niewiarygodnie złe. To było straszne. Pomyślałem sobie: „Jak to możliwe, że ci przyszli księża muszą żyć bez prysznica i w takich warunkach?”. Wniosek dotyczący tego projektu otrzymaliśmy w marcu tego roku, ale niestety musieliśmy go wtedy odrzucić, ponieważ nie było dostępnych pieniędzy z powodu kryzysu COVID-19. Dwa dni temu doszłam jednak do wniosku, że musimy zrewidować naszą decyzję. Stało się tak tylko dlatego, że złożyliśmy wizytę na miejscu. Być może nigdy nie zareagowałbym w ten sposób, gdybym nie widziała jaka jest sytuacja na własne oczy.
Ma Pani jakiś swój „ulubiony kraj”?
Powiedziałbym, że moim „ulubionym krajem” jest Kongo-Kinszasa. Osobiście jestem przekonana, że państwo to ma do odegrania ważną rolę ze względu na swoje położenie w samym sercu kontynentu i z powodu wysokiego odsetka katolików. Dużą rolę odgrywają tu na przykład kobiety. Niestety, Kongo-Kinszasa znajduje się w całkowitym chaosie ze względu na swoje zasoby naturalne. Jest ich tu o wiele więcej niż w jakimkolwiek innym miejscu na świecie i z tego powodu wiele państw – ościennych czy zachodnich – jest nim bardzo zainteresowana. Tam, gdzie są zasoby naturalne, wojna jest niestety nieunikniona. Ale tamtejsi ludzie mają niewiarygodną wręcz odwagę i energię.
Czy wiara pomagała Pani w wypełnianiu swojej misji?
Oczywiście, ponieważ głęboko doświadczyłam, że wszystko, co proponowałam, wszystkie inicjatywy, tak jak na przykład wspomniane spotkanie biskupów z Afryki i Europy, nie pochodziły ode mnie, ale od Ducha Świętego. W PKWP (ACN) przekonaliśmy się, że sami biskupi potrzebują naszej opieki. Bardzo ważne jest, aby pomagać hierarchom, aby mogli oni być lepszymi przywódcami dla swoich diecezji. Aby to osiągnąć, musimy się o nich troszczyć. Zrobiliśmy to, dając im kilka dni wolnego w formie rekolekcji dla całej Konferencji Episkopatu. Ci, którzy doświadczyli tego wcześniej, byli entuzjastycznie nastawieni do tej propozycji. Przykładowo, wszyscy biskupi z Maghrebu (Maroko, Tunezja, Libia) spędzili razem czas w klasztorze w Senegalu. Było to dla nich pierwsze takie spotkanie i bardzo im się podobało. Papieski Instytut Jana Pawła II dla Studiów nad Małżeństwem i Rodziną, Cotonou, Benin, 2017
Za czym będzie Pani tęskniła najbardziej po przejściu na emeryturę?
Przede wszystkim za podróżowaniem na miejscu, w afrykańskich krajach, w celu lepszego zrozumienia panującej sytuacji i zapoznania się z projektami. Każdy projekt jest wyjątkowy. Nasi bracia i siostry w wierze wkładają serce i duszę w pisanie swoich wniosków i oczekują naszej pomocy. Dlatego zawsze im mówiłam: Jeśli chcesz napisać wniosek o realizację projektu i przekonać naszych dobroczyńców, wyobraź sobie siebie w pokoju z około setką osób gotowych cię wesprzeć. Wtedy z całego serca wytłumaczysz im swoje oczekiwania. Ważne jest, aby projekty naprawdę pochodziły z serca, abyśmy stale umacniali ten most między nami, a naszymi braćmi i siostrami w wierze.
Czy swoją pracę traktowała Pani jako „misję”?
Tak, zdecydowanie! Oczywiście, każda sytuacja jest wyjątkowa. Każdy kraj ma swoją własną rzeczywistość i szczególne potrzeby. Nie jesteśmy po to, by udzielać wsparcia finansowego, ale by słuchać biskupów, księży i sióstr zakonnych, dzielić ich codzienne życie i dowiedzieć się, czego dokładnie potrzebują. Oczywiście, w końcu nadchodzi moment, w którym musimy zapewnić pomoc finansową! Ale byłoby to dla nich bolesne, gdybyśmy rozmawiali tylko o aspektach materialnych związanych z pieniędzmi. Istnieje głęboka komunia między nami, a naszymi braćmi i siostrami w wierze. To, co realizujemy, to nie tylko praca, ale misja, którą Pan powierzył nam dla wzrostu Kościoła na całym świecie.