Covid-19, stracona szansa na pokój

Niestety, pomimo apeli ONZ i papieża Franciszka o zawieszenie broni w czasie trwającej pandemii, wojny i terroryzm nadal mają miejsce.

Covid-19, stracona szansa na pokójAbp Ignatius Kaigama rozdaje ziarno potrzebującym Nigeryjczykom; 25 kwietnia 2020 r.; Nigeria

Ponad dwa miesiące temu ONZ zaapelowała o zawieszenie broni na całym świecie w nadziei, że zamiast na walce z drugim człowiekiem, ludzie skoncentrują się na walce z Covid-19. Sześć dni później również papież Franciszek przyłączył się do tego wezwania. Pomoc Kościołowi w Potrzebie (ACN International) skontaktowała się w ostatnim czasie z lokalnymi hierarchami Kościoła w różnych regionach dotkniętych konfliktami, aby dowiedzieć się, jaki był efekt tych apeli. Krótki sondaż objął Kamerun, Syrię, Filipiny, Ukrainę, Nigerię, Irak, Meksyk i Republikę Środkowoafrykańską. Wniosek jest niestety smutny – pomimo pandemii, wojny i terroryzm nadal mają miejsce.

Okazja do wprowadzenia pokoju?

– Konflikt trwa tutaj nadal – odpowiada z żalem arcybiskup Andrew Nkea z Bamendy w Kamerunie. O ile bowiem prawdą jest, że kilku przywódców obozu secesjonistycznego na obszarze anglojęzycznym zrozumiało, o co chodzi i zgodziło się na podpisanie ogólnego zawieszenia broni, o tyle „w rzeczywistości nie mają oni większego wpływu na tych, którzy walczą na tym terenie” – dodaje hierarcha.

To samo dzieje się w regionie Hassaké w północnej Syrii, gdzie „samoloty wojenne wciąż wypełniają niebo, a ataki nie ustają” – jak powiedział nam bp Nidal Thomas, wikariusz chaldejskiego Kościoła katolickiego w Jazeerze, Guberni Hasaké, i wyjaśnił: „Od wybuchu pandemii koronawirusa nie zaznaliśmy więcej niż dwóch lub trzech dni pokoju”. Po dziewięciu latach wojny pandemia doprowadziła kraj do stanu ekstremalnej niestabilności. Syria straciła 60% swoich lekarzy. Obecnie funkcjonuje nie więcej niż jedna czwarta jej struktur szpitalnych. Jednocześnie zmaga się z tym samym kryzysem gospodarczym co sąsiedni Liban, borykając się z niedostatkiem dolarów, a także z międzynarodowymi sankcjami, które mocno obciążają gospodarkę.

Covid-19, stracona szansa na pokójBp Nidal Thomas (Wikariusz Kościoła Chaldejskiego w Al-Dżazeirze) błogosławi Najświętszym Sakramentem; pusty kościół Chrystusa Króla w czasie COVID-19; Syria, Al-Hassakeh, 13.04.2020, Wielkanoc

Podobnie jest na Filipinach, gdzie nie doszło do zawieszenia broni między rządem a komunistycznym ruchem partyzanckim, czyli Nową Armią Ludową (NPA). Według księdza Sebastiana D’Ambry, misjonarza pracującego w tym regionie, „na południu kraju, na wyspie Jolo oraz w regionie Cotabato nadal trwają potyczki i ataki [islamskiej organizacji terrorystycznej] Abu Sayyaf”. Przyznaje on jednak, że „panuje teraz większa ostrożność, ponieważ obie grupy boją się wirusa, a obecność wojska jest bardziej widoczna”.

Tragedia w tragedii

Nawet jeśli temat nie pojawia się już w medialnych nagłówkach, w regionie Donbasu na Ukrainie wciąż trwa wojna. Przypomina nam o tym biskup Charkowa, Pavio Honcharuk, którego diecezja leży częściowo w strefie konfliktu. Pandemia koronawirusa ujawniła jedynie, jak bardzo „system oligarchiczny zniszczył ukraińską sieć opieki zdrowotnej, zwłaszcza na wsi, a także powszechną korupcję wśród naszych przywódców, która jest konsekwencją historii kraju. Przez 70 lat komunizmu rodzina oraz tradycyjne wartości były osłabiane i podważane przez rząd” – mówi nam hierarcha. Jego zdaniem utrata ducha solidarności zagraża życiu najbiedniejszych osób w kraju.

W Nigerii w Afryce jednym z czynników budzących niepokój Kościoła również jest ubóstwo.

– Głównym niebezpieczeństwem związanym z Covid-19 dla osób najbiedniejszych jest ryzyko głodu. Destabilizuje to gospodarkę, która już i tak jest krucha – wyjaśnia arcybiskup Ignatius Kaigama z Abudży, stolicy kraju. Podkreśla on również, że nawet po pojawieniu się pandemii „w kraju wciąż zdarzają się ataki terrorystyczne Boko Haram, zwłaszcza w północno-wschodnich rejonach”.

W Iraku, gdzie w 2017 r. zostało oficjalnie pokonane tak zwane Państwo Islamskie (Daesh), wydaje się, że w regionach Kirkuku i gubernatorstwa Saladyn na północnym wschodzie nadal działają terroryści. Pojawienie się Covid-19 doprowadziło do tego, że służby socjalne znalazły się w kryzysie.

– Oni nie wyszli nigdy z klęski reżimu Saddama Husajna w 2003 roku – mówi katolicki patriarcha chaldejski, Louis Raphaël I Sako z Bagdadu i dodaje: „Jest tak wiele problemów – za mało pieniędzy, za mało szpitali, lekarzy i sprzętu medycznego… A ograniczenia związane z zamknięciem i izolacją są obce lokalnej kulturze, zwłaszcza mężczyznom”. Niemniej jednak, w związku z zarejestrowanymi 5 tys. przypadków zachorowań, „ludzie powinni pozostać w domu. To jedyny sposób, aby być bezpiecznym”.

Kościół z otwartymi drzwiami

– Przemoc w naszym społeczeństwie nie zmniejszyła się – mówi arcybiskup Carlos Garfias Merlos, wiceprzewodniczący konferencji biskupów Meksyku. Wydaje się, że handlarze narkotyków nie usłyszeli przesłania papieża Franciszka. Ale w obecnych okolicznościach, bardziej niż kiedykolwiek, Kościół kontynuuje „otwieranie drzwi dla ofiar agresji”. W czasie zamknięcia i izolacji, Kościół musi „wychodzić na peryferia”, aby użyć wyrażenia papieża Franciszka.

Podobnie w Republice Środkowoafrykańskiej grupy zbrojne, które nękają ten kraj, najwyraźniej nie przyjęły przesłania o zawieszeniu broni. Biskup koadiutor Bertrand Guy Richard Appora-Ngalanibé z Bambari mówi: „Niestety, na niektórych obszarach kraju grupy zbrojne angażują się w strategiczne bitwy mające na celu przedłużenie ich przewagi i kontynuację grabieży zasobów naturalnych”. Hierarcha uważa jednak, że inicjatywy międzywyznaniowe pokazują, że kryzys ten może być szansą na odbudowanie zniszczonych więzi ze współobywatelami: „Przy wsparciu naszych protestanckich i muzułmańskich braci, zgromadzonych w ramach Międzywyznaniowej Platformy Religii w Bambari, staramy się przeprowadzić kampanie uświadamiające na temat pandemii, ponieważ wiele osób wciąż nie docenia jej zasięgu i zagrożenia”.

W obliczu trwających konfliktów, PKWP pragnie przypomnieć, że pomimo pandemii mają one miejsce. Stowarzyszenie może jedynie wezwać osoby odpowiedzialne do zawieszenia broni i modlić się, aby społeczność międzynarodowa również zaangażowała się w ten problem, a nie jedynie ulegała retoryce.

Ukraina – misja specjalna

Grzegorz Draus jest polskim księdzem katolickim pochodzącym z diecezji lubelskiej, który przez ostatnie dziewięć lat pełnił posługę we Lwowie, jednym z najważniejszych ośrodków kultury i nauki Ukrainy.

Ukraina - misja specjalna

Grzegorz Draus nie jest astronautą, choć może tak wygląda, ani pilotem jakiegoś specjalnego samolotu, ale ma bardzo szczególną misję. Środki ochrony i zabezpieczenia są nieodzowne. Musi nosić bardzo specyficzny rodzaj sprzętu ochronnego, który obejmuje nie mniej niż 14 różnych zabezpieczeń. Nie tylko on jest zobowiązany do korzystania z tego sprzętu; każdy uczestnik tej misji musi tak czynić. Cel: opieka nad ciałem i duszą pacjentów z COVID-19 w specjalnym szpitalu we Lwowie na Ukrainie.

Na korytarzach szpitala jest wiele innych osób poświęcających się tej samej sprawie, ubranych jak on w maskę, okulary ochronne, kombinezony, rękawiczki. Są wśród nich lekarze, pielęgniarki i inny personel medyczny – ale w przypadku Grzegorza jest on rozpoznawalny bardziej niż każdy medyk, ponieważ nosi dodatkowy element w swoim ekwipunku, który odróżnia go od reszty, a mianowicie kapłańską stułę.

Grzegorz Draus jest w rzeczywistości polskim księdzem katolickim z Lublina, który przez ostatnie dziewięć lat pełnił posługę we Lwowie, jednym z najważniejszych ośrodków kultury i nauki Ukrainy. W obwodzie lwowskim jest ponad 3 000 zarażonych, w tym 700 w szpitalach, a prawie 100 zmarło do tej pory od początku epidemii koronawirusa. To tutaj, od czasu wybuchu pandemii, odwiedza on pacjentów z COVID-19 w szpitalu dwa razy w tygodniu. „Niestety, z powodu mojej innej pracy duszpasterskiej nie mogę częściej tego robić”- wyjaśnia ze smutkiem. Stuła, którą kapłan zakłada na szyję, jest dla wielu katolików czymś tak normalnym, że czasami przechodzi prawie niezauważony, lecz w wyjątkowych chwilach, takich jak te, kapłańska stuła bardzo silnie symbolizuje jego powołanie i pracę duszpasterską.

„Spędzam osiem godzin w tym <mundurze>. Kiedy przechodzę z jednego szpitala do drugiego, muszę zmienić część wyposażenia i zdezynfekować się specjalnym rodzajem płynu” – wyjaśnia w rozmowie z Papieskim Stowarzyszeniem Pomoc Kościołowi w Potrzebie (ACN International).

Ukraina - misja specjalna

W szpitalu wszyscy pracujący z pacjentami z COVID-19 muszą poddać się ekstremalnym środkom bezpieczeństwa. „W innych szpitalach występuje wiele przypadków przenoszenia wirusa, nawet wśród lekarzy, ponieważ nie stosują oni tak wielu środków bezpieczeństwa. Nie możemy stracić czujności, bo choroba jest wszędzie. Dwukrotnie miałem na to dowód i dzięki Bogu mam się dobrze ”.

„Dla mnie najtrudniejsza jest praca w wilgoci i pocie, ponieważ nic nie widać. Nie wyobrażam sobie, jak pielęgniarki mogą poradzić sobie z pracą w takich warunkach; to nie jest łatwe. Niemniej jednak muszą ją wykonywać, na przykład robić dożylne zastrzyki”- wyjaśnia ksiądz Grzegorz.

„Odwiedzam każdy pokój, błogosławię pacjentów, rozmawiam z nimi i staram się przynosić dobre wieści. Mówię o miłości Boga. Nie cierpię na tę chorobę… Bóg wie, że byłoby to dla mnie bardzo trudne. Pacjenci mają silną wiarę. Powiedziałem im, że Jezus Chrystus jest im bardzo bliski w cierpieniu, ponieważ On również cierpiał”.

Oprócz ich fizycznych cierpień „najtrudniejszą kwestią dla pacjentów szpitalnych są konsekwencje choroby i problemy, jakie przynosi hospitalizacja i izolacja. Niektórzy z nich mogą nawet czuć się winni i obwiniać siebie”.

Aby ich duchowo wzmocnić, ks. Grzegorz słucha spowiedzi tych, którzy o to proszą, i udziela im Komunii Świętej. Ze względu na przepisy sanitarne musi uważać podczas udzielania sakramentów. „Każdego dnia doświadczam małego cudu, ponieważ liczba osób przyjmujących Komunię Świętą jest dokładnie równa liczbie hostii, które ze sobą zabieram” – dodaje kapłan.

Ks. Grzegorz nigdy nie wyobrażał sobie, że jego posługa doprowadziłaby go do takiej sytuacji, ale zawsze był całkiem pewien, że podążanie za powołaniem do kapłaństwa będzie działaniem pełnym fascynacji. „Bóg nie potrzebuje twojej ofiary, ale twojej miłości”. Kiedyś jako nastolatek wyznał swojemu przyjacielowi, że chce poświęcić się, by służyć biednym. W ciągu prawie 25 lat, które spędził w posłudze potrzebującym, polski kapłan nigdy nie żałował decyzji, że przyjął święcenia. Pragnie podążać za przykładem świętej Teresy z Kalkuty, „która spała tylko cztery lub pięć godzin dziennie, ponieważ była pełna zapału do pracy i kochała to, co robiła. Ja też do końca kocham to, co robię, w ten sam sposób ”- wyznaje.

Wspierając heroiczną służbę ukraińskich księży i zakonników podczas pandemii, PKWP (ACN International) zapewniło niezbędny sprzęt ochronny – w tym maski na twarz, rękawiczki, środki antyseptyczne itp. – 3 478 księżom, 92 seminarzystom i około tysiącu członków wspólnot religijnych w celu zapobiegania dalszemu rozprzestrzenianiu się choroby.

Ks. Andrzej PaśACN Polska

Nowosybirsk – „Siostry, wracajcie szybko”

Siostry zakonne w Rosji u boku osób zepchniętych na margines społeczeństwa podczas kryzysu związanego z koronawirusem.

Nowosybirsk – Siostry, wracajcie szybkoSiostry ze zgromadzenia Sióstr Dominikanek Betańskich służą w parafii pw. Bożego Miłosierdzia w Ishim – min. odwiedzają osoby starsze w domach

Zachorowało bardzo niewielu, ale wszyscy mieszkańcy milionowego zachodniosyberyjskiego miasta Nowsybirsk odczuwają skutki wynikające z izolacji, szczególnie te gospodarcze – przede wszystkim dotyczy to tych, którzy już przed kryzysem żyli na marginesie społeczeństwa: biednych, bezrobotnych, osób starszych i dzieci z rodzin o niższych dochodach. To właśnie na nich skupiona jest obecnie największa uwaga sióstr zakonnych rzymskokatolickiej diecezji Przemienienia Pańskiego w Nowosybirsku. O wyzwaniach, jakie stoją przed nimi w czasie pandemii opowiadały stowarzyszeniu Pomoc Kościołowi w Potrzebie.

W Rosji pierwszy potwierdzony przypadek Covid-19 został odnotowany już 20 stycznia. Później stwierdzono nieco ponad pół miliona zarażeń, 7478 zgonów i, jak się przypuszcza, znacznie większą liczbę nieznanych przypadków (stan na dzień 17 czerwca). Z tego powodu wprowadzono ogólnokrajową kwarantannę, która obecnie jest stopniowo znoszona. W epicentrum kryzysu znajduje się Moskwa, jednak wirus nadal, choć w znacznie mniejszym stopniu, rozprzestrzenia się na Syberii. Na samym tylko obszarze metropolitalnym Nowosybirska zarejestrowano 4604 przypadki zarażenia koronawirusem, zmarły 62 osoby.

Polka, siostra Teresa Wiczling ze zgromadzenia Sióstr Miłosierdzia św. Wincentego a Paulo (szarytki), opisuje miejsce swej pracy w następujący sposób: „Rosja – Syberia; ludzie nazywają tę krainę <domem bez dachu>. Region, który w całej swojej historii przyjął niezliczone rzesze wygnańców i przymusowych przesiedleńców. Wielu z nich zmarło śmiercią męczeńską. W większości umierali z głodu, wycieńczenia zmuszeni do pracy w nieludzkich warunkach, a także z zimna. Długie, mroźne zimy i krótkie, gorące lata wyraźnie pokazują, że życie tutaj nie jest łatwe”.

Około miliona osób o katolickich korzeniach mieszka w diecezji Przemienienia Pańskiego na Syberii Zachodniej, większość z nich jest pochodzenia ukraińskiego, polskiego lub niemieckiego. Diecezja zajmuje powierzchnię 2 milionów kilometrów kwadratowych. Około 40 księży służy w jej 70 parafiach, pokonując ogromne odległości w trakcie pełnienia posługi. Bez pomocy sióstr zakonnych nie byłoby możliwe sprawowanie opieki duszpasterskiej nad wiernymi, rozproszonymi po całej diecezji. Siostry zakonne wykonują herkulesową pracę nawet w czasie nie związanym z pandemią.

Z tego powodu, pomimo surowych warunków, na zaproszenie bpa Josepha Wertha w lipcu 2015 roku trzy zakonnice ze Zgromadzenia Sióstr Miłosierdzia św. Wicentego a Paulo rozpoczęły swoją misję na Syberii w Sławgorodzie. Ludzie żyją tu w trudnych warunkach materialnych, co prowadzi do niskiego poziomu życia moralnego. Często niosą ze sobą bagaż różnych bolesnych historii życiowych. Siostry prowadzą dwa ośrodki dla dzieci szkolnych: jeden we współpracy z władzami miasta, do którego przychodzi do 40 dzieci, drugi w parafii – do 25 dzieci. Po zakończeniu zajęć szkolnych mogą spędzać tutaj czas pięć dni w tygodniu, w godzinach od 10 do 17. Większość z nich pochodzi z rodzin znajdujących się w trudnej sytuacji, gdzie przeważa ubóstwo i brak opieki rodzicielskiej. Siostra Teresa opowiada: „Większość tutejszych dzieci pochodzi z rodzin o niższych dochodach i żyje w trudnych domowych warunkach, praktycznie bez opieki rodziców. Bez względu na to, czy oboje pracują cały dzień za niewielką zapłatę, czy też jedno z nich znalazło pracę w innym kraju i wyjechało na kilka miesięcy, aby zapewnić rodzinie środki do życia, dzieci są zbyt często pozostawione same sobie”. Zakonnice odrabiają z nimi prace domowe, proponują różne wydarzenia kulturalne, a także dbają o to, aby setka dzieci miała zapewniony szkolny obiad, często jedyny ciepły posiłek w ciągu dnia. Ponadto, dwa razy w roku – latem i zimą – zapraszają dzieci do spędzenia „wakacji z Bogiem”.Nowosybirsk – Siostry, wracajcie szybkoS. Teresa Wiczling, polska szarytka, w ośrodku dla dzieci szkolnych w Sławgorodzie na Syberii; diecezja Przemienienia Pańskiego

Wszystko to zmieniło się wraz z pandemią: „Nasza działalność tutaj mocno się skomplikowała. Wielu ludzi straciło pracę, a przynajmniej obcięto im pensje. Pukają do naszych drzwi, prosząc o pomoc, choćby o kawałek chleba dla dzieci”.

Zakonnice zaczęły też szyć maseczki; podobnie jak w innych miejscach regionu, nie ma ich w wystarczającej ilości, więc siostry rozdają je tym, którzy są pod ich opieką. Zakonnice są szczególnie kochane przez bezdomnych z miasta: „Oni mają swoje bolesne wspomnienia i rany emocjonalne. Nie przychodzą do nas wyłącznie po pomoc materialną. Są po prostu wdzięczni za odrobinę dobroci i ciepła, jakie staramy się im okazywać”. Ale to nie jedyna rzecz, która daje ludziom komfort i nadzieję. „Dziękujemy Bogu, że możemy codziennie sprawować Eucharystię. W związku z pandemią codziennie odprawiamy nabożeństwa, pod koniec których ksiądz wychodzi na ulicę z monstrancją i błogosławi parafię i miasto Najświętszym Sakramentem”.

Pokonywanie odległości

W Surgut, tysiąc kilometrów na północ od Nowosybirska w linii prostej, dwie Siostry od Aniołów z Polski stały się prawdziwymi aniołami dla 140 bezdomnych w ośrodku rehabilitacji społecznej. Jeżdżą po parafii i rozwożą ubrania oraz jedzenie, co stało się niezbędne, by przetrwać w tych trudnych czasach.

Zgromadzenie po raz pierwszy przybyło do Surgut w 2011 r., a zamieszkało tu na stałe w 2015 r., aby wspierać duszpasterstwo w parafii św. Józefa, obejmującej rozległy obszar około 1,2 mln kilometrów kwadratowych. Jest to jedyne miejsce, które posiada „prawdziwy” kościół. Dzięki inicjatywie i hojności wielu katolików powstały dodatkowe kaplice w prywatnych domach w Noyabrsku, oddalonym od Surgutu o 320 km oraz w oddalonym o 190 km Kogalymie. Zwykle siostry odwiedzają te kaplice w towarzystwie księdza co dwa tygodnie. „Ważne jest budowanie osobistych relacji z wiernymi” – wyjaśnia siostra Teresa Jakubowska. Jej marzeniem jest, aby kaplice były wszędzie tam, gdzie są katolicy. Obecnie bardziej istotna niż kiedykolwiek, a więc bardziej upragniona, jest możliwość uczestniczenia w nabożeństwach. Podobnie jak wiele innych wspólnot religijnych, także Siostry od Aniołów w Surgucie codziennie dają duchowe wsparcie poprzez transmisje Mszy św. na żywo. „To zapewnia nam stały kontakt ze sobą”.

Taki jest również cel siostry Aljony Alakschowej ze zgromadzenia Sióstr Dominikanek Betańskich, która wraz z innymi zakonnicami służy w parafii pw. Bożego Miłosierdzia w Ishim od 20 lat. „Jest tu niewielu katolików, którzy żyją rozproszeni w okolicznych wioskach. Kiedy jadą autobusem na Mszę św. w niedziele lub w dni świąteczne, wiedzą, że będą musieli długo czekać, zanim będą mogli wrócić późnym popołudniem. Skracamy ich oczekiwanie, serwując im posiłki i rozmawiając z nimi. Nie ma lepszej okazji do poznania ludzi w parafii” – potwierdza siostra Aljona. „Wszystko stało się trudniejsze od czasu wybuchu pandemii koronawirusa. Transport publiczny kursuje jeszcze rzadziej, prywatne taksówki przyjeżdżają sporadycznie i rzadko zgodnie z rozkładem jazdy. Utrudnia nam to odwiedzanie chorych i roznoszenie artykułów spożywczych oraz lekarstw osobom starszym, którzy często są samotni i nie mają nikogo innego, kto przyniósł by im te produkty”. Obecnie nabożeństwa muszą być odprawiane bez udziału wiernych. Jednak konieczność zawsze była matką wynalazku. Zakonnice utworzyły grupę WhatsApp, która łączy członków parafii i pozwala wszystkim być na bieżąco. Służy ona również do wysyłania linków do transmisji live.

Izolacja stanowi wyzwanie dla wszystkich wspólnot sióstr zakonnych w diecezji. Zakonnice ze zgromadzenia św. Elżbiety w Nowosybirsku tęsknią za odwiedzinami członków parafii: „Poprzez nasze regularne wizyty staliśmy się przyjaciółmi. Często, kiedy wychodziłyśmy, słyszałyśmy takie słowa: <Proszę, nie zostawiaj mnie, siostro. Proszę, wróć!>” Wtedy właśnie przyszedł im z pomocą stary dobry telefon, który pomaga siostrom elżbietankom pozostać w kontakcie ze wszystkimi, którzy jeszcze nie korzystają z sieci internetowej, a zwłaszcza z osobami starszymi, które są najbardziej zdystansowane społecznie.

Jak większość zgromadzeń, Służebnice Pana i Dziewicy z Matará w Omsku całkowicie przeniosły swoje nauczanie do przestrzeni wirtualnej. Prowadzą katechezy za pośrednictwem wideokonferencji, wraz z młodzieżą nagrywają krótkie filmy wideo, aby podnieść jej morale oraz rozwijają żywą działalność pedagogiczną dla prowincji swojego zakonu, która jest wykorzystywana daleko poza granicami Omska. „Mamy nadzieję, że nasza praca zainspiruje młodzież do myślenia o Słowie Bożym nawet w czasach koronawirusa. Modlimy się, aby te straszne z ludzkiego punktu widzenia czasy pomogły nam i wszystkim ludziom wzrastać w wierze, nadziei i miłości do Boga i naszych bliźnich” – wyjaśnia Matka Maria Glum.

Modlitwa: Najsilniejsze lekarstwo

Nowosybirsk – Siostry, wracajcie szybkoSiostry od Aniołów z Polski stały się prawdziwymi aniołami dla 140 bezdomnych, ubogich i niepełnosprawnych, osób potrzebujących pomocy materialnej i duchowej z Ośrodka Rehabilitacji Społecznej w Surgut

Karmelitanki w Nowosybirsku, jedyne kontemplacyjne zgromadzenie w diecezji, walczą z pandemią za pomocą najpotężniejszego narzędzia, jakim my, chrześcijanie, dysponujemy – modlitwy. Siostry Teresamaria, Christina i Agnija piszą: „Modlimy się o uzdrowienie chorych, pocieszenie dla tych, którzy cierpią, ukojenie dla pracowników medycznych i o ochronę przed zakażeniem dla najbardziej narażonych osób. Modlimy się także za naukowców, którzy pracują nad opracowaniem lekarstw i szczepionki na wirusa i nie zapominamy o tych, którzy pracują w rządzie, a którzy muszą rozwiązywać daleko idące problemy społeczno-ekonomiczne. W podziękowaniu za pomoc, którą otrzymujemy od Was, również PKWP i jej dobroczyńców włączamy w modlitwy, które ofiarujemy naszemu Panu”.

Pomoc Kościołowi w Potrzebie (ACN International) wspiera wszystkie 68 sióstr zakonnych, które służą w 18 miejscach w diecezji Przemienienia Pańskiego w Nowosybirsku. Miejscowy biskup, ks. Joseph Werth, stwierdza: „Gdyby pomoc ta została wstrzymana, byłoby to nie tylko rozczarowaniem, ale i katastrofą dla sióstr zakonnych”. Jest to jeszcze bardziej istotne w obecnym czasie kryzysu, kiedy w parafiach nie przeprowadza się zbiórek pieniędzy.

Od wielu dziesięcioleci PKWP wspiera również wspólnoty sióstr zakonnych w trzech innych diecezjach rzymskokatolickich w Rosji (Moskwa, Irkuck i Saratow) poprzez pomoc w zakresie edukacji, utrzymania, a także finansowanie projektów budowlanych, renowacji mieszkań i środków transportu.

Bośnia i Hercegowina – Zapomniane. 25 lat od zakończenia wojny

6 kwietnia 1992 r. w Bośni i Hercegowinie na Bałkanach wybuchł najkrwawszy w Europie po drugiej wojnie światowej konflikt zbrojny, który oficjalnie zakończył się dopiero 21 listopada 1995 r. wraz z podpisaniem porozumienia pokojowego z Dayton.

Bośnia i Hercegowina – Zapomniane. 25 lat od zakończenia wojnyZniszczony kościół w archidiecezji Vrhbosna – jednym z regionów, które najbardziej ucierpiały w wyniku wojny domowej. Koricani, 2001

Dziś Bośnia podzielona jest na trzy grupy etniczne: Bośniacy, Serbowie i Chorwaci. Chociaż na papierze traktowane są one jednakowo, w rzeczywistości frustracja napędza niebezpieczne siły odśrodkowe: muzułmańscy Bośniacy są coraz bardziej zorientowani na Turcję i świat islamu, większość prawosławnych Serbów podlega wpływom Rosji, podczas gdy katoliccy Chorwaci, najmniejsza z grup etnicznych, skłaniają się ku Europie. Narastający konflikt wewnętrzny zagraża przyszłości kraju – i komplikuje jego planowane przystąpienie do UE.

W latach 1992-1995 w małym bałkańskim państwie Bośni i Hercegowinie trwała straszliwa wojna, w której według szacunków zginęło co najmniej 100 tys. osób, a ponad dwa miliony zostało wysiedlonych. Chociaż olbrzymią cenę zapłacili wszyscy walczący, prawdopodobnie jedną z grup, która ucierpiała i nadal cierpi najbardziej, jest chorwacka wspólnota katolicka. Do dziś wiele chorwackich wiosek w sercu Bośni, zniszczonych w czasie wojny, stoi pustych. Jak wyjaśnia chorwacki dziennikarz Zvonimir Čilić w jego rodzinnym mieście Vitez, bośniaccy muzułmanie zabili 653 osoby, pozostawiając ponad 460 wdów i 600 dzieci bez jednego lub obojga rodziców – a wszystko to wydarzyło się w ciągu 316 dni.

Brutalność przemocy zastosowanej wobec katolickich Chorwatów wynikała w dużej mierze z radykalnej ideologii islamskiej przyniesionej wraz z przybyciem zagranicznych najemników – mudżahedinów. Ukryci na obrzeżach ośrodków miejskich, takich jak Sarajewo, Tuzla, Zenica i Bihac oraz w odizolowanych wioskach, takich jak Dubnica, Ošve, Gornja Maoča czy Bočinje, ekstremiści ci zebrani w 22 tzw. para-jamaatach (jamaaty – „islamskie wioski”), byli i są do dziś finansowani przez państwa Zatoki Perskiej.

Nawet po oficjalnym zakończeniu wojny, gdy Chorwaci zaczęli wracać do swoich domów, bandy ekstremistów islamskich w dalszym ciągu likwidowały ich w atakach terrorystycznych. Jak stwierdza Zvonimir Čilić: „W latach 1997, 1998 i później, siedem osób z naszej społeczności zginęło w miejscach pracy. Zamachy miały zastraszyć i powstrzymywać katolików przed powrotem do Travnika, z którego wcześniej zostali wypędzeni”. Do tej pory żaden z zamachowców nie został postawiony przed sądem.

Ks. Željko Maric, dyrektor Szkoły Piotra Barbarica, wyjaśnia: „Przed wojną Travnik był miejscem przyjaznym do życia, był ośrodkiem przemysłowym. Po wojnie to już inna historia. Wielu zginęło, straciło najbliższych lub swój dobytek. Te rany się nie zagoiły. Rodziny są podzielone, część wyemigrowała. Ludzie nie mają pracy, częściowo dlatego, że ich miejsca zatrudnienia zostały zniszczone. Nie ma żadnych perspektyw, więc młodzi ludzie wyjeżdżają”.

Kolejnym problemem z jakim spotykają się powracający, jest dyskryminacja katolików w życiu obywatelskim i religijnym – mimo że od zakończenia wojny wszystkie nieruchomości zostały zwrócone społecznościom islamskim, mimo pozytywnych orzeczeń w tej samej sprawie na szczeblu Europejskiego Trybunału Praw Człowieka, wiele nieruchomości kościelnych nie zostało jeszcze zwróconych. Ta nieufność wobec rządów prawa i wysokie bezrobocie, sięgające na wsiach nawet 50%, prowadzi do szerokiej emigracji młodych chorwackich katolików. Według kardynała Vinko Puljica, arcybiskupa Sarajewa, każdego roku z Bośni i Hercegowiny wyjeżdża do 10 tys. katolików. Stolicę o niegdyś wieloetnicznym charakterze zamieszkiwało przed wojną 35 tys. Chorwatów; dziś została ich tylko połowa. Według nieoficjalnych danych Kościoła katolickiego, w czterech diecezjach Bośni i Hercegowiny pozostało tylko 380 tys. katolików.

Z drugiej strony w ciągu ostatnich dziesięciu lat gwałtownie wzrosła liczba muzułmanów, przybywających do Bośni z Turcji lub państw Zatoki Perskiej. W całym kraju powstały centra handlowe budowane przez inwestorów arabskich, a także tzw. Centra Arabskie, a jeśli inwestycje będą postępować w szybkim tempie, pojemność mieszkaniowa wkrótce osiągnie 100 tys. osób. Według danych opublikowanych w 2018 roku przez lokalną wspólnotę islamską, w kraju znajduje się 1 912 meczetów, z czego 554 zostały wybudowane lub odbudowane po zakończeniu wojny. Architektura ukazuje zagraniczne finansowanie i ekspansywne ambicje nowych i rywalizujących ze sobą kierunków islamu: konserwatywnych nurtów islamu sunnickiego głównie z Arabii Saudyjskiej i szyickiego z Iranu. Meczet Króla Fahda zbudowany przez Saudyjczyków w 2000 roku, jest drugim co do wielkości muzułmańskim miejscem kultu na Bałkanach. Ponadto, zgodnie ze sprawozdaniem Rady Europy z 2017 roku, w ciągu ostatnich dwudziestu lat w Bośni działało 245 różnych arabskich organizacji humanitarnych, z których wiele finansuje promowanie konserwatywnego islamu.

Radykalizacja miejscowej ludności muzułmańskiej nie tylko wywołała szersze obawy co do harmonii międzyreligijnej, która historycznie istniała w Bośni, ale także zwiększyła napięcia wewnątrz islamu. Muzułmanie bośniaccy nie przyjmują z zadowoleniem niedawnego pojawienia się tych fundamentalistycznych nurtów, które zniekształcają rozumienie tradycyjnego islamu bośniackiego, od dawna znanego z tolerancji i akceptacji różnorodności religijnej. Potwierdza to profesor Dzemaludin Latic z Uniwersytetu Studiów Islamskich w Sarajewie: „Zarówno polityka saudyjska, jak i irańska w Bośni często są błędne. Saudyjczykom często brakuje poczucia wieloetniczności, które tutaj mamy, a Irańczykom brakuje poczucia rozumienia naszego losu, ponieważ szerzą szyityzm. To jeszcze bardziej komplikuje naszą sytuację”.

Dr Stipe Odak z Wydziału Teologii i Religioznawstwa Uniwersytetu w Louvain w Belgii wyjaśnia, że rozpoczęła się zarówno organizacyjna, jak i ideologiczna walka ze sprowadzanymi radykalnymi grupami salafickimi. Wbrew islamskiemu kanonowi otrzymali oni możliwość albo zintegrowania się ze standardową organizacją bośniackiej wspólnoty islamskiej, albo rozwiązania się. Wysiłki te jak na razie nie przyniosły rezultatów. Dr Odak uważa, że komplikowanie sytuacji jest elementem ekonomicznym: para-jamaaty finansowane przez państwa Zatoki Perskiej oferują bezpieczeństwo ekonomiczne tym, którzy akceptują ich ideologię. Perspektywa arabskiej twierdzy napędzanej przez sponsorowane przez zagranicę fundamentalistyczne ideologie jest szczególnie niepokojąca, jeśli chodzi o ambicje Bośni w zakresie przyjęcia jej do NATO lub Unii Europejskiej.

Oczywistym jest, że kluczem do wspólnej przyszłości jest pojednanie. Profesor Dzemaludin Latic uważa, że „musimy mówić o naszych własnych obawach”. Katoliccy Chorwaci muszą zrozumieć ból i strach Bośniaków. My, Bośniacy, stanowiący większość, musimy współczuć tym Chorwatom, którzy wyjeżdżają, a których liczba zmniejszyła się o połowę. Musimy zdać sobie sprawę, co stanie się z nami, jeśli pozostaniemy bez poparcia Chorwatów dla tego państwa. Czego możemy się spodziewać?” 25 lat po zakończeniu wojny, pytanie pozostaje otwarte. Z powodu dyskryminacji mniejszości katolickiej i nieubłaganego rozwoju radykalnego islamu, jest na nie niewiele optymistycznych odpowiedzi.

Mozambik: Siostry karmelitanki świadkami „barbarzyństwa” dżihadystów w Cabo Delgado

Pod koniec maja grupy terrorystyczne przeprowadziły bezlitosny atak na miasto Macomia w prowincji Cabo Delgado w północno-wschodnim Mozambiku, na obszarze bogatym w ropę naftową i gaz ziemny.

MozambikMiasto Macomia w prowincji Cabo Delgado w północno-wschodnim Mozambiku po ataku grup terrorystycznych pod koniec maja 2020

Siostry karmelitanki Terezjanki od świętego Józefa są obecne w Macomii od 16 lat i wykonują tu ważną pracę w dziedzinie edukacji. Tuż przed tragicznym atakiem zdołały uciec. Opowiedziały o tym, co zobaczyły, gdy kilka dni po nim wróciły do miasta. Międzynarodowe katolickie stowarzyszenie Pomoc Kościołowi w Potrzebie (ACN International), które wspierało siostry w przeszłości i które odwiedziło ich wspólnotę w 2015 roku, wyraziło swoje głębokie zaniepokojenie i troskę z powodu tego, co się wydarzyło.

Atak „był zacięty, okrutny i trwał trzy dni” – napisała na Facebooku siostra Blanca Nubia Castaño z karmelu w Macomii. Rozpoczął się wczesnym rankiem 28 maja. Wraz z innymi siostrami, świadomymi niebezpieczeństwa, opuściła swoją główną stację misyjną, w której znajduje się szkoła i internat, zaledwie kilka dni przed atakiem.

Siostra Blanca pisze dalej: „Przez ostatnie dwa i pół roku region Macomii, a nawet cała prowincja Cabo Delgado, były <terroryzowane> przez brutalne ataki uzbrojonych grup bojowników, których motywy, według niektórych ekspertów, mogą mieć coś wspólnego z odkryciem bogatych złóż podmorskich gazu ziemnego tuż przy wybrzeżu prowincji. Ich działania nasiliły się od początku tego roku – sieją terror wśród ludności, palą miasta i wsie oraz atakują ludność cywilną poruszającą się po drogach lub podróżującą transportem publicznym”.

W czwartek 4 czerwca siostry zdecydowały się wrócić do Macomii, aby ocenić rozmiar szkód wyrządzonych przez terrorystów, „mimo że niebezpieczeństwo w żaden sposób nie minęło”. Miały one jednak nadzieję, że „przynajmniej będą mogły odwiedzić (swoich) pracowników i ich rodziny, przynieść im potrzebną pomoc i dodać im odwagi”.

Według s. Blanki Nubii Castaño, zniszczenia były ogromne: „W wyniku tego barbarzyństwa centrum miasta zostało całkowicie zdewastowane, uszkodzona została większość infrastruktury administracyjnej, a centrum handlowo-usługowe obrócono w popiół”.

Pomijając zniszczenia materialne, wciąż nieznana jest liczba zabitych. „Nadal nie znamy liczby ofiar cywilnych ani tych z sił bezpieczeństwa. 3 czerwca ludzie powoli zaczęli wracać do swoich domów – niektóre z nich zostały spalone, inne splądrowane… Zapewne pamiętacie, że zaledwie rok temu doświadczyliśmy niszczycielskiej siły cyklonu Kennetha…”. Był to cyklon tropikalny, który szczególnie dotknął prowincję Cabo Delgado, powodując rozległe zniszczenia.

Szczęśliwie misja św. Józefa sióstr karmelitanek Terezjanek została oszczędzona podczas ataku, najwyraźniej tylko dlatego, że znajdowała się nieco poza obszarem działań terrorystów – jest położona na wzgórzach, w pobliżu bazy wojskowej. Dla własnego bezpieczeństwa siostry musiały jednak tego samego dnia (4 czerwca) ponownie wyjechać i wrócić na misję, gdzie się schroniły, ponieważ pobyt w Macomii nie był dla nich bezpieczny.

Jak wynika z ACLED (Armed Conflict Location and Event Data Project) od końca 2017 r. przemoc w tym regionie pochłonęła życie ponad 1100 osób, w tym 700 ofiar cywilnych. Według danych ONZ od końca 2017 r. przemoc spowodowała również wysiedlenie około 200 tys. osób. Według tych samych źródeł nowy atak na miasto Macomia, które już przed nim udzielało schronienia około 30 tysiącom uchodźców, spowodował teraz kolejny exodus.

W kwietniu podczas orędzia Urbi et Orbi w Niedzielę Wielkanocną, sam Ojciec Święty wspomniał o tym mało znanym kryzysie, zwracając na niego uwagę świata.

W 2015 roku delegacja PKWP odwiedziła siostry karmelitanki w Macomii i ufundowała również samochód potrzebny im w ich pracy duszpasterskiej. „Jestem głęboko zasmucony sytuacją w Macomii, zwłaszcza, że osobiście spotkałem się z siostrami karmelitankami podczas mojej ostatniej wizyty w Mozambiku” – powiedział Rafael D’Aquí, kierujący działem zajmującym się projektami PKWP w Mozambiku. Był pod szczególnym wrażeniem pracy sióstr, ponieważ „ich zaangażowanie rozciąga się nie tylko na szkołę z internatem, którą prowadzą, ale także na całą ludność w regionie”. Oprócz troski o uczniów, pomagają również rodzinom i samym nauczycielom. Jednocześnie prowadzą program opieki zdrowotnej, w szczególności pomagając młodym matkom w nauce karmienia piersią i zapewniając podstawową opiekę zdrowotną również ich dzieciom.