Inauguracja kampanii Chleb dla Syrii

Na Dworcu Centralnym w Warszawie oficjalnie rozpoczęliśmy kampanię na rzecz potrzebujących w Syrii.

Chleb dla Syrii

– Chcemy przypomnieć, że 13 mln Syryjczyków musiało opuścić swoje miasto, udać się w inne miejsca kraju. 5 mln żyje poza granicami państwa. 1,5 mln jest w Libanie, gdzie jest zimno. Nie mają pracy, nie mają pieniędzy na utrzymanie, stąd apel tamtejszych biskupów. Pamiętamy apel nuncjusza apostolskiego ks. kard. Lauri, który powiedział, że tak źle jeszcze w Syrii nie było – zaznaczył dyrektor sekcji polskiej PKWP ks. Prof. Waldemar Cisło.

Dlaczego start kampanii ma miejsce na Dworcu Centralnym?

– Kampanię rozpoczynamy na dworcu, bo chcemy być w kilku miejscach w Polsce. Na dworcach kolejowych, ale także w portach lotniczych. Chcemy ustawić tzw. ofiaromaty, gdzie łatwo będzie można złożyć dar wielkopostny na taką czy inną kampanię, którą będziemy proponować. Zaczynamy właśnie od „Chleba dla Syrii” – podkreślił dyrektor.

Chleb dla Syrii

„Chleb dla Syrii” to konkretna pomoc:

Otworzymy kilka piekarnii
Zapewnimy nowe miejsca pracy
Chcemy zapewnić dostęp do chleba dla ok. 500 tys. osób
Uświadamiamy wszystkich o dramacie w Syrii

Na Dworcu Centralnym w Warszawie pojawił się nasz pierwszy ofiaromat, dzięki któremu możemy wspomóc zbiórkę na ten cel.

Sahel – niepewne jutro

W 2015 r. Olivier Hanne, islamolog i badacz na uniwersytecie w Aix-Marsylia, opisał to, co uważał za: „najbardziej prawdopodobny scenariusz na rok 2020 w regionie Sahel”. W swojej książce Dżihad w Sahelu wraz z oficerem szkoleniowym Guillaume Larabim przewidywał ekspansję na koszt państwa uzbrojonych grup terrorystycznych we wspomnianym regionie. Ich przewidywania sprzed pięciu lat zostały potwierdzone.

Sahel - niepewne jutro

PKWP: Zamiast wycofać się z Sahelu, Francja właśnie ogłosiła wysłanie dalszych posiłków (600 ludzi) w ramach operacji Barkhane (trwająca francuska operacja, która ma na celu walkę z ugrupowaniami dżihadystycznymi). Czy jest jakaś możliwość wyjścia z tego kryzysu ?

Olivier Hanne: Uzbrojone grupy terrorystyczne mają plany dalekosiężne. Panują nad rozległymi częściami Sahelu. Zyskują regularne dochody dzięki wyłudzeniom od miejscowej ludności, ale także nielegalnemu handlowi. Kontrolują szlaki tranzytowe dla migrantów, którzy łatwo padają ofiarą handlu ludźmi. Korzystają również z handlu narkotykami, ich znaczna część dostaje się przez port Lagos w Nigerii i jest sprowadzana potajemnie do Europy. Kokaina, pochodząca z Ameryki Południowej, podróżuje przez Saharę, ciężko ją wykryć, ponieważ ukryta jest w oponach ciężarówek.

Czy wyczuwa pan dysonans związany z tym, że większość członków tych grup terrorystycznych uważa się za wierzących, a jednocześnie są zaangażowani w handel narkotykami?

Prawdą jest, że islamiści stojący za grupami terrorystycznymi w tym regionie, lubią upiększać swój wizerunek, jako dobrych muzułmanów, a często sami nie „brudzą sobie rąk narkotykami”, ale pozostawiają to grupom przestępców, od których żądają zapłaty „podatku”. Praktyka zakat (islamska dziesięcina) dot. również przemycanych towarów i została uznana za zgodną z zasadami dżihadu od 2001 r. przez egipskiego salafistę

Al-Tartusa. Oczywiście jest to rażąca hipokryzja. Wielu samych bojowników pochodzi z zorganizowanych grup przestępczych. Ogólnie mówiąc, tak naprawdę nie ma żadnego spójnego zrozumienia wśród różnych uzbrojonych grup terrorystycznych z Sahelu, które opisują się jako islamskie, nawet jeśli odnoszą się do Kalifatu lub Daesh. Przykładem jest armia nigeryjska, która utrzymuje, że więźniowie, których zabrali z tych grup zbrojnych, nie są praktykującymi muzułmanami i nie odmawiają żadnych modlitw.

Słyszy się, że te grupy mogą uzyskać poparcie części populacji w obszarach, które kontrolują. Jak to możliwe?

Obszary, które są pod ich kontrolą są całkowicie zaniedbane i porzucone przez rząd. Jeszcze przed kolonializmem były to regiony, w których gospodarka opierała się na nielegalnym handlu. Państwo jest postrzegane jako byt odległy, bezprawny i skorumpowany. Młodzi ludzie są świadomi, że znajdują się w beznadziejnej sytuacji, bez perspektyw. Żyją w bardzo zhierarchizowanych społeczeństwach, pod dominacją przywódców religijnych i głów rodzin. Dla nich dżihad jest środkiem pewnej emancypacji. Uważam, że sukces tych uzbrojonych grup terrorystycznych tłumaczy się w dużej mierze wzrostem siły właśnie tych młodych mężczyzn, spragnionych działania, chcących pokazać, jacy są mocni i niezależni. Dlatego też Państwo Islamskie na Saharze odniosło tak duży sukces od czasu jego utworzenia w 2015 r. Jest bardziej aktywne i agresywne niż inne grupy, takie jak np. Al-Kaida w Islamskim Maghrebie.

W jaki sposób te uzbrojone grupy terrorystyczne, które teoretycznie nie mają takich zasobów, jak np. armia rządowa, osiągają tak duży „sukces”?

Są bardzo mobilni i nie potrzebują wielkich zasobów. Atakują, a następnie znów się rozpraszają. Ich mocną stroną jest planowanie i mierzenie sił na zamiary. W Mali potrafili bezkarnie zaatakować posterunek wojskowy, ponieważ żołnierze nawet nie byli obecni na straży. Jest to jednak ogólny poziom szkolenia wojskowego i kiedy widzi się takie zachowanie po 60 latach współpracy wojskowej między Francją a Mali, pesymistycznie patrzy się w przyszłość. Brakuje zaufania między żołnierzami a ich hierarchią wojskową, co prowadzi do katastrofalnych rezultatów w terenie. W Burkina Faso rząd zaczyna uzbrajać cywilów, co jest bardzo niepokojącym zjawiskiem. Doświadczenie pokazuje, że jest to najlepszy możliwy sposób na rozpoczęcie wojny domowej.

Co dalej? czego można się spodziewać?

Obawiam się, że w ciągu najbliższych pięciu lat ekspansja terytorialna zbrojnych grup terrorystycznych będzie kontynuowana. Handel ludźmi stanie się bardziej zorganizowany i będzie się nasilał. Po rozszerzeniu władzy nad częścią tzw. Sahary Muzułmańskiej, następnym celem będą miejsca, w których chrześcijanie i muzułmanie żyją w jednej społeczności. W Burkina Faso i Nigerii dotychczasowa równowaga jest obecnie zagrożona. W ciągu następnych pięciu lat te państwa afrykańskie będą nadal potrzebować wsparcia Zachodu, jeśli chcą uniknąć katastrofy. Gdyby nie operacja Barkhane, Mali zostałoby już podzielone na dwie części. A próba zamachu stanu w Czadzie w 2013 r. mogłaby się zakończyć sukcesem. Dżihadyści oczywiście szerzą propagandę i wpajają ludziom niechęć do Francuzów stacjonujących na tych terenach, ale w mojej opinii nie ma innego sposobu, aby zapobiec dalszemu pogłębianiu się tego kryzysu.

[Sahel to obszar wzdłuż południowych obrzeży Sahary. Teren sięga od Senegalu po Sudan, przez Mauretanię, Mali, Niger, Czad oraz Erytreę].

Wywiad przeprowadził Thomas Oswald z francuskiego biura PKWP (ACN).

Republika Środkowoafrykańska: Krucha droga do pokoju

Rok po podpisaniu w Bangui umowy pokojowej między rządem a ugrupowaniami zbrojnymi (6 lutego 2019 r.), Pomoc Kościołowi w Potrzebie (ACN International) wraz abp. Bangui, kard. Diudonné Nzapalainga podsumowuje sytuację w tym kraju.

Krucha droga do pokoju RŚA

PKWP: 6 lutego 2019 r. zostało podpisane porozumienie między rządem a 14. ugrupowaniami zbrojnymi w RŚA. Jak ks. kardynał ocenia obecną sytuację w kraju?

Ks. kard. Diudonné Nzapalainga: Widać, że zmniejszyła się liczba aktów przemocy, a porozumienie pokojowe odegrało w tym zasadniczą rolę. Przed porozumieniem, przemoc niszczyła naszą ojczyznę, ale od czasu jego podpisania wydaje się, że pokój jest ważny dla wszystkich. Obszary, gdzie są wciąż problemy oczywiście nadal istnieją, ale nie jest to taka skala, jak wcześniej. Teraz musimy zwiększyć wysiłki, aby całkowicie położyć kres przemocy.

Przez lata kardynał odwiedzał niemal każdy zakątek kraju, rozmawiał z ludźmi różnych wyznań i apelował do nich o poparcie pokoju. Czy można zauważyć również zmiany w zachowaniu samych mieszkańców?

Oczywiście. Podczas mojej trzyletniej podróży ludzie podkreślali, że: „Teraz rozumiemy i jesteśmy gotowi na pokój”. Uważam, że to samo w sobie można uznać za zwycięstwo i bardzo się cieszę, że mówili to młodzi ludzie. Naszym obowiązkiem jest zmniejszenie napięć, działanie na rzecz obywateli, aby żyli w zgodzie, jako jedna wielka rodzina.

Co jeszcze należy zrobić, aby zapanował pełny pokój?

Musimy być niestrudzeni w naszych wysiłkach, ponieważ wciąż istnieją lęgowiska przemocy, wciąż można spotkać wrogów pokoju. Wrogowie pokoju, to ci, którzy nielegalnie zajmują domy tych, którzy je musieli opuścić ze względu na trudną sytuację. W imię sprawiedliwości prosimy o zwrócenie domów prawdziwym właścicielom, ponieważ jest to ich prawowita własność. Dlatego też wprowadzamy wspólne projekty, które wymagają współpracy między różnymi środowiskami, wszystko po to, aby osiągnąć cel, jakim jest nie tylko pokój, ale również zapewnienie konstruktywnego dialogu w społeczeństwie.

Krucha droga do pokoju

Kto włącza się w te wspomniane projekty? Rząd, a może Kościół?

Rząd w dużej mierze polega na Kościele. Podam przykład, po trzygodzinnym spotkaniu z lokalną społecznością, powiedziałem do jednego z polityków (wiceprefekta miasta): „Teraz to od ciebie zależy, czy będziesz nadal pracował z miejscowym biskupem”. Polityk jednak nie jest majętny, nie posiada żadnego środka transportu, na spotkanie przybył na piechotę. Dlatego jeśli biskup nie pomoże mu w przywróceniu pokoju i przywróceniu porządku, to nic się nie zmieni.

Przed nami wybory prezydenckie w Republice Środkowoafrykańskiej. Odczuwa się napięcia między rywalizującymi kandydatami?

Nie mam dostępu do najbardziej aktualnych informacji dot. kampanii, ale oczywiście, nie brakuje bitew słownych, które powodują uczucie napięcia. W tym kontekście naszą rolą jest przede wszystkim podkreślenie, że polityka nie jest platformą do zabijania, ale rozwoju. Możesz mieć swoje zdanie i poglądy, ale nie możesz wyciągać noża, tylko dlatego, że ktoś ma inne zdanie.

Z drugiej strony widzę, że opinia publiczna czeka na pojednanie i sprawiedliwość, w nadziei, że później nie zostanie powiedziane, że najsilniejsi ponownie wygrali. Prawa muszą obowiązywać wszystkich i być egzekwowane sprawiedliwie wobec każdego.

Kościół w Republice Środkowoafrykańskiej właśnie obchodził 125. rocznicę istnienia. W jakiej jest kondycji?

Kościół jest silny dzięki duszpasterzom i świeckim. Widziałem, jak zachowali wiarę, gdy kryzys w naszym kościele sięgnął szczytu. To pokazuje ogromną stabilność i dojrzałość w wierze. Odwiedziłem w zeszłym roku miejscowość, gdzie mieszkańcy ostatni raz widzieli księdza ponad 10 lat temu, ale mimo wszystko chrześcijanie wciąż tam są i pozostali wierni swojej wierze.

Krucha droga do pokoju

Jakie dziś są priorytety Kościoła w RŚA?

Stawiamy przede wszystkim na edukację, ponieważ analfabetyzm jest wciąż u nas powszechny. Dziecko, które nie umie czytać, ani pisać może być łatwym celem dla grup buntowniczych. Kościół odgrywa kluczową rolę, umożliwiając dzieciom naukę czytania i pisania, ponieważ ani rząd, ani zwykli obywatele nie mogą sobie pozwolić na opłacenie edukacji. Nauka to także kolejny sposób na skłonienie młodych ludzi do zaakceptowania drogi prowadzącej do pokoju. Mówimy im, że dla chrześcijan Chrystus jest źródłem pokoju.

Co daje księdzu kardynałowi siłę, aby kontynuować tę pracę na rzecz pokoju?

Moja siła pochodzi od samego Boga. Modlę się do Niego, aby dał mi czas na nabożeństwa i modlitwę, bo inaczej nie będę w stanie dalej się rozwijać. To Pan daje mi siłę i energię do kontynuowania moich podróży. Chrześcijanie postrzegają świat inaczej, nasz punkt widzenia wyłania się z wiary, a z wiarą płynie nadzieja.

Czy chce ksiądz przekazać jakąś wiadomość do chrześcijan żyjących w świecie zachodnim?

Tak, chciałbym powiedzieć chrześcijanom na Zachodzie, że Chrystus się nie zmienił, On jest taki sam. To on daje ludziom siłę do zmiany. Czasami gubimy się w ponurych myślach, w samotności, w obojętności. Nie wiemy, na kim możemy się oprzeć, tracimy punkt odniesienia… Bóg tam jest. A jeśli chcesz, aby Bóg tam był, musisz znaleźć czas, aby Go poznać. Nie bój się wyjść do drugiego człowieka. Bóg wskazał nam właściwą drogę przez Swego Syna, Jezusa Chrystusa. Często żyjemy w strefie komfortu, z której nie chcemy wyjść, ale naszym zadaniem jest mówić o Bogu drugiemu człowiekowi, a to wymaga poświęcenia.

Wierzę, że teraz bardziej niż kiedykolwiek wcześniej, naszym chrześcijańskim obowiązkiem jest być światłem i solą ziemi. Powinniśmy swoim przykładem zawsze wskazywać na Boga, żyć tak, jak napisał Łukasz w Dziejach Apostolskich: „Patrzcie, jak oni się miłują”. Potrzebujemy żywej wiary i radosnej społeczności.

Wywiad przeprowadziła Amélie de la Hougue.

Wenezuelski kryzys: „Musimy wyjść z tej sytuacji w sposób pokojowy”

Kardynał Baltazar Porras, abp Meridy i administrator apostolski Caracas wsparł kampanię Pomocy Kościołowi w Potrzebie (ACN International) mającą na celu pomoc kościołowi w Wenezueli.

Wenezuelski kryzys

– W Wenezueli 30% dzieci cierpi z powodu niedożywienia, 60% rodzin codziennie szuka jedzenia na ulicy, wzrósł poziom cenzury – 85% mediów boryka się z ograniczeniami, wolność prasy jest również zagrożona, do tego codziennie kraj opuszczają młodzi ludzie – podkreśla kardynał Porras.

Jednak Kościół katolicki w Wenezueli nie traci nadziei i całkowicie poświęca się pomocy ludziom w kryzysie społecznym, politycznym, gospodarczym i humanitarnym. – Kościół działa twórczo, aby służyć innym, w najpopularniejszych dzielnicach obecność Kościoła jest imponująca, zaangażowany jest w każdą sferę życia i robi to z oddaniem, co mnie bardzo buduje – zaznacza hierarcha.

Odpowiadając na kryzys, wiele wenezuelskich parafii zostało przekształconych na sale jadalne i przychodnie. „Wszyscy jednoczą się, aby rozwiązywać wspólne problemy, ludzie prości i pokorni, tak jak w Ewangelii dają tyle ile mają, co jest niesamowite. Do tego trzeba doliczyć zaangażowanie duchownych oraz wielu świeckich, którzy nie tylko rozdają jedzenie, ale również poświęcają swój czas dla drugiego człowieka” – dodaje kardynał.

Wenezuelski kryzys

Jak arcybiskup Meridy widzi przyszłość Wenezueli?

„Chcemy wyjść z tej sytuacji w sposób pokojowy i demokratyczny, bez języka nienawiści, wszyscy potrzebujemy siebie nawzajem, nie możemy budować murów. Musimy zrobić coś ponad podziałami politycznymi i ideologicznymi, priorytetem jest budowa wrażliwych sumień, co będzie owocować dla przyszłych pokoleń”.

Papieskie Stowarzyszenie Pomoc Kościołowi w Potrzebie (ACN) wspiera księży, zakonników i zakonnice, świeckich, katechetów i seminarzystów, aby odpowiedzieli stanowczo na kryzys, w którym znajduje się ten kraj. Oprócz pomocy w zakresie formacji duchowej, powstają także humanitarne projekty kryzysowe, polegające na budowach studni, wsparciu stołówek parafialnych czy zakupach generatorów elektrycznych.

„Nareszcie wolna!”

14 lutego nakładem wydawnictwa Esprit ukaże się książka „Nareszcie wolna!” napisana wspólnie przez Asię Bibi oraz Anne-Isabelle Tollet. Pakistanka, której życie stało się wołaniem w obronie chrześcijan okrutnie prześladowanych w wielu krajach świata, po raz pierwszy szczerze opowiada o tym, w jaki sposób udało jej się dokonać niemożliwego: po dziewięciu latach walki przekroczyć próg pakistańskiej celi śmierci i odzyskać wolność. Pomoc Kościołowi w Potrzebie objęło książkę swoim patronatem.

Asia Bibi nareszcie wolnafot. François Thomas

Francuzka Anne-Isabelle Tollet była pierwszą zagraniczną dziennikarką, która zwróciła uwagę społeczności międzynarodowej na sprawę Asii Bibi. Ona sama, dzięki zainteresowaniu tym tematem odkryła nieprawidłowości i nadużycia pakistańskiej „ustawy o bluźnierstwie”. Dogłębnie śledziła losy Asi Bibi i utworzyła poświęcony jej komitet międzynarodowy (International Asia Bibi Committee).

Prezentujemy rozmowę Anne-Isabelle Tollet ze stowarzyszeniem Pomoc Kościołowi w Potrzebie.

Czy sprawa Asii Bibi głęboko podzieliła społeczeństwo pakistańskie na dwa obozy i pozostawiła trwały ślad w nastrojach panujących w jej kraju? Można mówić o swego rodzaju „pakistańskiej sprawie Dreyfusa”?

Zdecydowanie tak. To temat budzący spory. Muszę jednak zaznaczyć, że według mnie Pakistańczycy nie są w tej sprawie podzieleni równo po 50%. Zdecydowana większość z nich cieszy się, że ta niewinna kobieta uniknęła śmierci. Radykalni islamiści, którzy nawołują do zemsty, są w mniejszości. Ale robią o wiele więcej hałasu niż pozostali. I nie możemy winić milczącej większości za to, że się nie odezwała. Ludzie wiedzą, że radykałowie są gotowi na wszystko. Zabijają, atakują rodziny… Dlatego zagraniczne media musiały zająć się tą sprawą, aby zmienić los Asii Bibi.

Ale czy międzynarodowe media nie naraziły jej przez to na niebezpieczeństwo?

Gdyby media nie rozpowszechniły informacji o sprawie Asii, byłaby już martwa, najprawdopodobniej zostałaby zabita w więzieniu. Prawdą jest jednak, że my, dziennikarze, skupiając na Asi uwagę mediów, uczyniliśmy z niej symbol, na którym ekstremiści mogli się skupić. Trzeba było działać umiejętnie… umieć milczeć, gdy niestosowne było zbyt silne naciskanie na jej sprawę. Taki był sens listu, który napisaliśmy do papieża Franciszka, prosząc go, aby interweniował tylko razem ze swoimi muzułmańskimi odpowiednikami.

Czy Asia Bibi zdaje sobie sprawę, że stała się symbolem?

Dowiedziała się o tym po wyjściu z więzienia i była zaskoczona. Jak ja, skromna robotnica rolna, nie mówiąc już o tym, że chrześcijanka, mogłam stać się osobą o światowej sławie? Dla niej był to również ciężar, który zmuszał ją do ukrywania się. Jednak jej przypadek okazał się pomocny dla Pakistańczyków, by mogli zmierzyć się z przepisami ustawy przeciw bluźnierstwu. A Asia stała się symbolem moralnej uczciwości. Gdyby przeszła na islam i porzuciła rodzinę, zostałaby zwolniona w dniu aresztowania. Ona jednak pozostała wierna swojej wierze.

Czy istnieje zatem „orzecznictwo Asii Bibi”?

Absolutnie tak. Prawo przeciw bluźnierstwu nie zniknęło. Obecnie w pakistańskich więzieniach znajdują się inne Asie Bibi. Zachodniemu człowiekowi jest bardzo trudno zrozumieć, co to prawo oznacza. Stanowi ono stałe zagrożenie i może być w każdej chwili wykorzystane do rozstrzygnięcia sporu. Liczba osób rzekomo uwięzionych w wyniku tego prawodawstwa wydaje się być nikła w porównaniu z rzeczywistością. Nie sądzę, aby można było uzyskać wiarygodne dane liczbowe, ale od czasu wyroku Sądu Najwyższego z dnia 29 stycznia 2019 r., który uniewinnił Asię Bibi, oskarżenie kogoś o bluźnierstwo może odbić się na oskarżycielu, a to powinno znacznie ograniczyć stosowanie tej ustawy.

Jeśli chodzi o media, to pakistańscy dziennikarze chętnie odwołują się teraz do Asii Bibi, gdy na pierwszych stronach pojawia się nowa sprawa. Uświadomili sobie znaczenie tego tematu i coraz trudniej jest zamiatać sprawy związane z bluźnierstwami pod dywan.

Jaki stosunek mają chrześcijanie do sprawy Asii Bibi?

Chrześcijanie stanowią niewielką mniejszość: trzy miliony ludzi z ponad 200 milionów mieszkańców. Wiedzą oni, że są łatwym celem dla ekstremistów, którzy również prześladują muzułmanów podejrzewanych o zbyt umiarkowane poglądy. Z tego powodu chrześcijanie nie mogą otwarcie cieszyć się z uwolnienia Asii Bibi. Jednakże uważnie śledzili tę sprawę w miarę jej rozwoju, a jej rozstrzygnięcie przyniosło im wielką nadzieję.