SYRIA: Musimy odbudować kraj. Samo pragnienie powrotu nie wystarczy

Syria - wywiad– Syryjczycy żyją w rozproszeniu, traumie oraz ruinie, które zostały spowodowane przez trwającą już osiem lat wojnę – mówili delegaci z Syrii podczas Światowego Spotkania Rodzin w Dublinie, które odbyło się w dniach 21-26 sierpnia 2018 roku.

ACN: Jak obecnie wygląda sytuacja w Syrii?

Abp Samir Nassar: To, co się dzieje w Syrii, to nie jest tylko konflikt lokalny, ale międzynarodowy! W rzeczywistości aż 85 krajów bierze udział w tej wojnie! To najbardziej brutalny konflikt od czasów II wojny światowej.

Niemniej, od kwietnia 2018 roku jesteśmy świadkami powrotu do pokoju. W Damaszku nie spadają już bomby. Niestety od trzech lat, tj. od 2015 roku, młodzi ludzie uciekają z kraju. Mamy nadzieję, że wrócą. Robimy wszystko, co w naszej mocy, żeby pomóc tym, którzy zostali. Pomagamy rodzinom, które zostały rozdzielone. Naszą misją jest wspierać tych, którzy chcą pozostać i pomóc tym, którzy chcą wrócić do swoich rodzin. Przed nami jeszcze wiele do zrobienia, aby odbudować kraj po ośmiu latach wojny.

S. Jihane Elaoudatallah: Przeżyliśmy bardzo trudne chwile. Kilka miesięcy temu, w mojej szkole w Damaszku spadła bomba, zabijając jedną z naszych nauczycielek. Na terenie szkoły spadła kolejna bomba, ale na szczęście nikomu nie wyrządziła krzywdy. Inny pocisk zabił jedno z dzieci, a jeszcze innemu trzeba było amputować nogę w wyniku obrażeń, jakie odniósł. Dzieci były przerażone i nie chciały już chodzić do szkoły. Dla nich pójście do szkoły oznaczało pójście na śmierć. Musieliśmy przejść przez długi proces uzdrowienia, aby pokonać tę psychologiczną barierę. Z tego powodu zorganizowaliśmy ćwiczenia duchowe, które odbyły się w cichym i odległym miejscu. Skorzystały z nich te rodziny, które przeszły przez naprawdę traumatyczne wydarzenia.

Jezuita prowadzący te ćwiczenia mówił im o życiu chrześcijańskim oraz o tym, jak razem z dziećmi przeżywać te lęki. Był także czas na studiowanie encykliki „Laudato Si’ ”. W efekcie te rodziny poprosiły nas o regularne organizowanie takich spotkań. Dlatego też teraz co miesiąc spotykamy się na wspólnej modlitwie i rozmyślaniach, ale także na wspólnych posiłkach i odpoczynku.

Jean-Pierre Bingly: Wszystkie rodziny – niezależnie od tego, czy są muzułmanami, Druzami czy chrześcijanami, zostały dotknięte wojną i muszą stawić czoła tym samym problemom. Ich dzieci podczas tej wojny albo zginęły albo wyemigrowały. Teraz jest czas, by odbudować nasze rodziny, by zrobić wszystko, co w naszej mocy, aby było po prostu lepiej.

O. Raymond Girgis OFM: Myślę, że nieśmiało możemy powiedzieć, że w Damaszku panuje normalne i spokojne życie. Kościół ponownie rozpoczął codzienną duszpasterską pracę. W naszym klasztorze 230 dzieci korzysta z katechezy, mamy także dom spokojnej starości dla seniorów. Kościół ciągle zapewnia duchowe i materialne wsparcie. Przez cały czas trwania wojny – oprócz pomagania chorym i biednym – wspieraliśmy potrzebujących poprzez apostolstwo w rodzinach i udzielanie im duchowego wsparcia.

Czy jest możliwe, aby syryjscy uchodźcy wrócili teraz do kraju?

Abp Samir Nassar: Od lat Syria była i jest miejscem schronienia – dla Ormian w latach dwudziestych, dla Asyryjczyków, Kurdów, Libańczyków, Irakijczyków… Jednak uchodźcy z Syrii nie byli mile widziani w wielu częściach świata. A jest ich tak wielu… Za dużo. Nikt nie chce ich przyjąć. Ich powrót do Syrii jest skomplikowany, przede wszystkim ze względów ekonomicznych.

O. Raymond Girgis OFM: Wiele rodzin, zwłaszcza chrześcijańskich, myśli o powrocie do Syrii. To, że one zostały rozdzielone, jest ogromną raną także dla Kościoła. Trzeba wspomnieć także o wszystkich psychicznych konsekwencjach, jakie wojna pozostawiła w ich sercach i umysłach. Jako Kościół musimy się tym teraz zająć.

S. Jihane Elaoudatallah: Poza tym ich domy są zburzone. Dokąd mają wrócić? Jak sobie wyobrażamy ten powrót – do zniszczonego domu? Samo pragnienie powrotu nie wystarczy.

Marie Nasrallah: Kolejnym problemem jest to, że codzienne życie stało się teraz bardzo drogie. To efekt dewaluacji kursu walut.

Czy ta gospodarcza blokada jest jednym z problemów, które stoją na drodze powrotu Syryjczyków do ich ojczyzny?

Abp Samir Nassar: Stoimy w obliczu poważnych problemów gospodarczych, ponieważ wartość naszej waluty spadła. Przed wybuchem wojny jeden dolar amerykański wynosił 50 funtów syryjskich (SYP), podczas gdy obecnie jest to równowartość 515 SYP! Z kolei płace ludzi są takie same, jak przed wojną. Ci z Syryjczyków, którzy mieszkają poza granicami kraju, być może byliby w stanie nam pomóc, ale nie jest to możliwe z powodu zachodnich sankcji. Te środki zostały podjęte przeciwko syryjskiemu rządowi, a tak naprawdę są źródłem cierpienia przede wszystkim ubogich ludzi. Członkowie rządu mają inne źródła dochodu. Ci, którzy realnie ponoszą konsekwencje tych sankcji, to biedni.

S. Jihane Elaoudatallah: Ta sytuacja tylko pogarsza cierpienie ludzi, którzy już zostali upokorzeni i rozproszeni. Upokorzeni – bo wciąż muszą prosić o pomoc, zwłaszcza teraz, gdy sankcje gospodarcze jeszcze bardziej uniemożliwiają otrzymanie wsparcia z zewnątrz. To dodatkowy ciężar zwłaszcza dla rodzin, które są odpowiedzialne za wychowywanie dzieci.

O. Raymond Girgis OFM: Te sankcje nie przynoszą żadnych pozytywnych rezultatów. W Syrii brakuje leków – nie ma możliwości ich nabycia. Sankcje nie mają na celu ratowania ludzi. Wręcz przeciwnie – skazują ich na życie niejako w więzieniu.

Prosimy o słowo na zakończenie.

Abp Samir Nassar: Gdy papież Franciszek mówi o naszym kraju, mówi o „umiłowanej Syrii”. On zna Syrię, ponieważ w Argentynie istnieje duża społeczność syryjskich emigrantów. Ponadto Komisja Episkopatu Syrii chce podziękować Pomocy Kościołowi w Potrzebie, ponieważ w ostatnich latach bardzo nam pomogliście. Otrzymaliśmy wsparcie dla rodzin w potrzebie, zapewnialiście nam leki dla naszych chorych i pomoc w kontynuowaniu naszej pracy duszpasterskiej. Nadal potrzebujemy środków finansowych, aby odbudować nasze zbombardowane domy, nasz zniszczony kraj.

Rozmówcy:

Arcybiskup Samir Nassar – maronicki arcybiskup Damaszku;O. Raymond Girgis OFM – przełożony klasztoru nawrócenia św. Pawła w Tabbaleh w Damaszku;S. Jihane Elaoudatallah – siostra zakonna ze Zgromadzenia Sióstr Miłosierdzia;Jean-Pierre Bingly i Marie Nasrallah – małżeństwo z 24-letnim stażem, członkowie Komisji Rodziny Konferencji Episkopatu Syrii.—–Od początku konfliktu w Syrii Papieskie Stowarzyszenie Pomoc Kościołowi w Potrzebie (ACN) przyznało ponad 25 milionów euro na projekty humanitarne i duszpasterskie, które miały na celu wsparcie syryjskich rodzin. W 2017 roku była to rekordowa kwota prawie 6 milionów euro. Obecnie PKWP przygotowuje nowe kampanie, które mają pomóc odbudować kraj oraz dać nadzieję tym, którzy chcą wrócić do swoich domów.

Przemiana serc w kameruńskim więzieniu

KamerunMiędzynarodowa organizacja Pomoc Kościołowi w Potrzebie (ACN) w 2017 r. odnowiła kaplicę więzienną w Bafoussam, stolicy Regionu Zachodniego w Kamerunie.

Siostra Orencya z zakonu Sióstr Pallotynek od 2009 służy jako misjonarka we wspomnianym więzieniu. Odwiedza osadzonych średnio dwa razy w tygodniu. Miejsce to składa się z oddziału dla kobiet, oddziału dla dorosłych mężczyzn i oddziału dla młodzieży. W budynku przebywa ok. 1000 skazanych.

Od 20 lat w więzieniu istnieje także chrześcijańska społeczność. Grupa jest animowana m. in. przez księdza kapelana, s. Orencyę, wolontariuszy ze Stowarzyszenia Sprawiedliwości i Pokoju, a także katechetów. Oprócz długich rozmów z więźniami i udzielania im pomocy materialnej (lekarstwa, odzież, jedzenie) organizowany jest również czasy modlitwy, katechezy oraz Mszy Świętej. Społeczność chrześcijańska w tym więzieniu obrała sobie za patrona bł. Marcela Callo.

W 2017 roku ACN sfinansowało rewitalizację kaplicy więziennej w Bafoussam. Kilku więźniów napisało niedawno listy z podziękowaniami. Przedstawiamy kilka fragmentów:

„Zamieniliście naszą kaplicę w raj. Wielu wiernych nawróciło się, a ci, którzy nigdy nie chodzili wcześniej do kościoła, siedzą teraz w pierwszych ławkach. Przez swój czyn wielu ludzi przyciągnęliście do Boga, a oni zdecydowali się zmienić swoje życie i przyjąć chrzest” – pisze jeden z więźniów.

„Ponieważ Bóg nigdy nie opuszcza Swoich dzieci, gdy wołają o pomoc, wysłał anioła pośród nas: siostrę Orencyę, aby wysłuchała naszych okrzyków i przekazała je wam. Dziękujemy, wielu więźniów się nawróciło. Wiele osób uczestniczy w zajęciach katechetycznych i jest częścią grup modlitewnych w naszej wspólnocie bł Marcela Callo. Otrzymując od was wielkie wsparcie, zrozumieliśmy, że nie jesteśmy porzuceni pomimo naszych wad. Odczuliśmy pokój, radość i miłości Chrystusa” – można przeczytać w kolejnej notatce.

„Bóg pozwolił mi wejść do tego więzienia, aby Go poznać. Na wolności żyłem w rozpuście, w tym więzieniu idę drogą nawrócenia i radykalnej zmiany mojej mentalności, a wszystko to dzięki Bogu i dzięki wam” – wspomina kolejny więzień.

Listy z podziękowaniami przekazał nam kapelan lokalnej społeczności chrześcijańskiej w więzieniu. Duchowny zawarł w nim również informacje, dlaczego bł. Marcel Callo jest patronem wspomnianej społeczności:

„Marcel Callo został deportowany przez niemieckie gestapo do obozu koncentracyjnego w Niemczech. Powodem jego zatrzymania była mocna wiara w Chrystusa. Podczas pobytu w obozie poświęcił swój czas służbie drugiemu człowiekowi. Dzisiaj, idąc za Chrystusem poprzez codzienne modlitwy, udział we Mszy Świętej i katechezy, wspólnota Marcela Callo kontynuuje dzieło ewangelizacji w więzieniu. To sprawia, że wszyscy czują się tutaj szczęśliwi”.

Pomoc Kościołowi w Potrzebie (ACN) obiecało kontynuować wspieranie służby więziennej w Kamerunie – z tej racji został zatwierdzony kolejny projekt o wartości 9 tys. euro. Pomoc zostanie przeznaczona na opiekę duszpasterską nad więźniami w dwóch głównych więzieniach: Kumbo i Nkambe w anglojęzycznej części kraju.

Irak czeka na pomoc

Irak czeka na pomocPodczas gdy ISIS (Daesh) rozpoczyna nową falę ataków w Iraku, władze Kościoła wzywają Zachód do pomocy w ochronie wysiedlonych chrześcijan, którzy chcą wrócić do domu lub do niego już powrócili.

Wraz z kolejnym wzrostem porwań i zabójstw przez bojowników ISIS na wschodzie kraju, którzy twierdzą, że są związani z Daesh (salaficka organizacja terrorystyczna), syryjski prawosławny abp Timotheus Mousa Al-Shamani poinformował międzynarodową organizację Pomoc Kościołowi w Potrzebie (ACN) o swoich obawach związanych z rodzinami chrześcijańskimi, które powracają do swoich domów na północy Iraku, na terenie Równiny Niniwy.

– Międzynarodowe siły pokojowe powinny stacjonować na równinach Niniwy. Chcemy gwarancji, że nasza wolność i nasze bezpieczeństwo zostaną utrzymane – zaznaczył patriarcha.

Pomimo zakończenia konfliktu z ISIS na Równinie Niniwy, które miało miejsce w listopadzie 2017 r. (po prawie trzech latach okupacji tych terenów), w innych częściach kraju odnotowuje się przypadki przemocy, za którymi stoją ekstremiści.

Od czasu wyborów w Iraku, które miały miejsce w maju, nastąpił gwałtowny wzrost liczby ataków związanych z Daesh, szczególnie w prowincjach Kirkuk, Diyala i Salahuddin. Tylko w czerwcu odnotowane zostały 83 incydenty – większość z nich miała miejsce na autostradzie między Bagdadem a Kirkukiem.

17 czerwca trzech szyitów zostało uprowadzonych i zamordowanych przez bojowników przebranych za funkcjonariuszy policji. Bojownicy czekali w punkcie kontrolnym, który stał przy drodze. Zwłoki mężczyzn zostały odnalezione dziesięć dni później. Przy ich ciałach znajdowały się materiały wybuchowe.

Ataki takie jak te wzbudzają obawy wśród lokalnej społeczności. Mieszkańcy boją się, że pojawi się nowa grupa islamskich ekstremistów w Iraku.

– Podejrzewamy, że grupa podobna do Daesh będzie ewoluować w przyszłości, jakkolwiek by się nie nazywała – mówił abp Al-Shamani, podzielając te obawy.

Ponad 40% chrześcijan, którzy zostali wysiedleni z Równiny Niniwy przez Daesh, powróciło teraz do swoich domów. Udało się to dzięki odbudowie 35% domów w chrześcijańskich miastach i wioskach.

Podkreślając potrzebę pomocy międzynarodowej, abp Al Shamani zaznaczył: – Ten czas jest dla nas bardzo ważny. Musimy dołożyć wszelkich starań, aby odbudować nasze wioski. Iracki rząd już przekazał nam, że nie ma na to pieniędzy i nam nie pomoże – mówił rozgoryczony.

Mieszkańcy Iraku wciąż wierzą, że rząd Stanów Zjednoczonych spełni swoje obietnice udzielenia pomocy bezpośrednio potrzebującym chrześcijanom: – Słyszymy wiele deklaracji od prezydenta Trumpa, ale chcemy zobaczyć czyny. Wierzymy, że amerykańska pomoc zachęci naszych przywódców do działania – dodaje duchowny.

Widząc brak wsparcia ze strony międzynarodowej społeczności, abp Al-Shamani stwierdził, że „bez pomocy organizacji kościelnych, takich jak Pomoc Kościołowi w Potrzebie, chrześcijanie nie przetrwaliby w Iraku”.

Arcybiskup Bashar Warda z Erbilu (północny Irak) nadzorował opiekę nad tamtejszymi chrześcijanami, którzy uciekli do regionu kurdyjskiego. Powiedział on ACN, że jest optymistycznie nastawiony co do finansowych zapewnień ze strony rządu Stanów Zjednoczonych. Do tej pory żadne pieniądze nie dotarły do Iraku, jednak arcybiskup nie traci nadziei. – Jestem głęboko przekonany, że Stany Zjednoczone zamierzają nam pomóc – dodaje.

Miejmy w pamięci modlitewnej naszych braci w Iraku.

Trudna sytuacja chrześcijan w Pakistanie

Trudna sytuacja chrześcijan w Pakistanie– Nie jestem bezpieczny w Pakistanie – takie słowa skierował do międzynarodowej organizacji Pomoc Kościołowi w Potrzebie (ACN) 16-letni Robin Mahanga.

Robin uczęszcza do szkoły katolickiej im. św. Patryka w największym mieście w Pakistanie – Karaczi. Podobnie jak jego rówieśnicy, uwielbia słuchać muzyki i czytać książki. Robin mieszka jednak w kraju, w którym chrześcijanie stanowią mniejszość i których członkowie są traktowani jak obywatele drugiej kategorii. Żyją w ciągłym zagrożeniu płynącym ze strony islamskich ekstremistów. Wielu wiernych, takich jak Robin, żyje w stanie permanentnej niepewności. Z drugiej strony Robin, wraz z siostrą i rodzicami, mieszka w takiej dzielnicy Karaczi, w której chrześcijanie są bezpieczni – jest to dzielnica, gdzie mieszkają chrześcijańscy sprzątacze wykonujący pracę dla Indyjskiej Straży Wybrzeżnej. Instytucja ta zapewnia ochronę swoim pracownikom. Mimo to Robin boryka się z wieloma problemami. – Z powodu terroryzmu nie jestem bezpieczny w Pakistanie.. Napastnicy potrafią wyrwać telefon z rąk i trzymać cię na celowniku. Istnieje też prawo dotyczące bluźnierstwa. Znam dwie osoby oskarżone właśnie o bluźnierstwo. Jedną osobą jest mój sąsiad, Raja. Był studentem college’u, gdy jego koledzy złożyli fałszywe zeznania, twierdząc, że zhańbił świętą księgę islamu i którą należy wyrzucić do śmieci. Musiał przestać uczęszczać do college’u, aby uniknąć tragicznych konsekwencji. Dziś pracuje w fabryce i nie ma już dla niego przyszłości – mówi Robin.- Drugą osobą jest Noman, uczeń 8 klasy, którego koledzy w szkole zaczęli oczerniać za to, że podobno rozpowiadał kłamstwa na temat islamu. Nauczyciele postanowili wypędzić go ze szkoły – dopowiada..

Uczeń podkreśla, że teraz sam boi się, że będzie musiał przerwać naukę. -Po tych wydarzeniach zaczynam się obawiać, że stanę się ofiarą wspomnianego prawa o bluźnierstwie lub że moja rodzina będzie miała z tego powodu nieprzyjemności. Nie chcę zostać w Pakistanie – jako chrześcijanie nie jesteśmy szanowani przez muzułmanów, czujemy się dyskryminowani. Niektórzy odnoszą się do nas używając słów bhangies lub choarhy, co oznacza, że chrześcijanie to ludzie, których jedynym zadaniem jest czyszczenie rynsztoków. Jesteśmy uważani za margines społeczny, z którym muzułmanie nie mogą jeść ani pić. Co więcej, podręczniki szkolne również malują taki obraz chrześcijan – mówi Robin.

– Chcę pomóc mojemu krajowi stać się bardziej spokojnym. Wciąż mam nadzieję na zmiany, ale zawsze obawiam się, że ten, kto mówi o pokoju i harmonii, zostanie zaraz zabity. Reszta świata widzi Pakistańczyków jako terrorystów. Wszyscy musimy się zjednoczyć, żeby nasz kraj był bezpieczny i zapanował w nim pokój. Chciałbym, aby chrześcijanie mogli mieć lepszy dostęp do edukacji, aby mogli znaleźć godne szacunku miejsca pracy i mieć świetlaną przyszłość. Sam chciałbym zostać bankierem. Chcę także, aby nasze szkoły były wyposażone w najnowocześniejszy sprzęt. Nasi rolnicy również powinni mieć dostęp do nowoczesnych rozwiązań, aby mogli zaoszczędzić czas i poprawić swój byt – relacjonuje uczeń.

W związku z wydarzeniami, jakie mają miejsce w Pakistanie, Robin wystosował apel: – Moim przesłaniem dla chrześcijan na Zachodzie jest to, aby pomogli nam żyć w Pakistanie, który będzie miejscem bezpiecznym, wolnym i spokojnym, abyśmy mieli równe szanse na poznanie nowoczesnych technologii. Chcę powiedzieć przywódcom na całym świecie, żeby uczynili ten świat lepszym – ponieważ Bóg stworzył ten świat pięknym i chce, aby wszyscy ludzie żyli w pokoju. Niech nie będzie już żadnych wojen.

Mimo wszystko uczeń nie traci wiary: Niezależnie od tego wszystkiego, nie tracę nadziei ani wiary w Boga. Najszczęśliwsze chwile to te, które spędzam z moją siostrą – ona jest moim szczęściem. Zawsze mam przy sobie różaniec, a kiedy odczuwam strach, po prostu modlę się słowami „Ojcze nasz, któryś jest w niebie…” – wyjaśnia.

W ubiegłym roku Pomoc Kościołowi w Potrzebie (ACN) wydało prawie milion dolarów na wsparcie Kościoła w Pakistanie. Projekty objęły budowę kościołów, rektoratów, domów dla katechetów, a także formację świeckich, sióstr i seminarzystów. ACN udzieliło również pomocy chrześcijanom, którzy ucierpieli z powodu przemocy, a także tym, którzy zostali oskarżeni w związku z ustawą o bluźnierstwie.

Kłamstwa są prawie tak samo niebezpieczne jak pociski, ponieważ tworzą psychozę wojny

NikaraguaŹródła zbliżone do Kościoła katolickiego w Nikaragui oskarżają tamtejsze media o brak neutralności w informowaniu o tym, co dzieje się w kraju.

Doniesienia prasowe mówiące o poważnym kryzysie, jaki Nikaragua przeżywała w ostatnich miesiącach, należy traktować z pewną dozą ostrożności. Dotyczy to w szczególności informacji publikowanych w mediach społecznościowych. Niektóre z nich – na przykład o rzekomym zabójstwie bpa Abelardo Mata z diec. Esteli – są fałszywe.

– Wojna, którą przeżywamy w naszym kraju, jest także wojną medialną, bo tam rozgrywa się główna część konfliktu – powiedział ACN informator, który – z obawy przed represjami – prosił o anonimowość. Ten sam informator powiedział, że “kłamstwa i zamieszanie, z jakimi obecnie mamy do czynienia są prawie tak samo niebezpieczne, jak wystrzeliwane pociski, ponieważ tworzą psychozę wojny, psychozę strachu”.

Brak bezstronności znaleźć można po każdej ze stron konfliktu w Nikaragui. – Państwowe media nie informują, kiedy policja lub ugrupowania paramilitarne strzelają, a jeśli to już informują, to oskarżają o te działania Maras [zorganizowane grupy przestępcze – przyp. red.]. Media sprzeciwiające się działaniom rządu wymyślają nieprawdziwe informacje. – Nie informują, że policja bądź ludzie związani z reżimem są zabijani, albo że biura miejscowego ratusza zostały podpalone – powiedział informator. Podobna sytuacja miała miejsce ze zignorowaniem informacji o zabiciu trzech chłopców należących do frontu Sandinistów. Tych wiadomości nie podały media należące do tego frontu.

Jedną z najpoważniejszych obaw jest radykalizacja obu stron konfliktu, którego początek sięga kwietnia tego roku. Wtedy to za pośrednictwem mediów społecznościowych wezwano ludzi do protestu przeciwko reformom Nikaraguańskiego Instytutu Ubezpieczeń Społecznych. Reformy miały objąć m.in. wzrost podatków, cięcia emerytalne oraz z tytułu ubezpieczeń społecznych. Zamieszki wybuchły, gdy zwolennicy prezydenta Daniela Ortegi pojawili się na ulicach w celu poparcia reform. Od tego czasu represje ze strony prorządowych sił paramilitarnych przeciwko protestującym pogłębiły się.

– Ważna jest pamięć o wydarzeniach sprzed 30 lat – to właśnie wtedy w Nikaragui wybuchła wojna domowa. Teraz rany ponownie się otworzyły, a nawet zostały pogłębione. „To jest nienawiść” – mówią mieszkańcy Nikaragui. W chwili obecnej najważniejszą rzeczą jest przygotowanie i zrealizowanie procesu pojednania. Prawdziwymi apostołami są ci, którzy mówią o ułaskawieniu i przebaczeniu.

Kardynał Mauro Piacenza, prezydent ACN, odpowiedział na wezwanie biskupów Nikaragui w komunikacie z 14 lipca 2018 roku. Podkreślił w nim znaczenie kampanii modlitewnych: – W tych trudnych czasach ludzie postrzegają Kościół jako wspaniałe źródło moralnego wsparcia. Z tego powodu konieczne jest wspieranie Kościoła w tym trudnym zadaniu. Główną misją ACN jest niesienie pomocy duszpasterskiej i zwracanie uwagi chrześcijańskiej społeczności całego świata na ten bolesny i gwałtowny kryzys, jaki ma miejsce w Nikaragui. Modlitwa jest źródłem i motorem wszystkich zmian – powiedział kard. Piacenza.