Chrześcijanie w Syrii: „dziękujemy wam, że o nas pamiętacie”

ks. Andrzej HalembaWywiad z Ks. Andrzeje Halembą, Dyrektorem Projektów na Bliskim Wschodzie z Papieskiego Stowarzyszenia Pomoc Kościołowi w Potrzebie, który właśnie wrócił z podróży do Syrii. W rozmowie z PKwP mówi o obecnej sytuacji w kraju ogarniętym wojną.

Pomoc Kościołowi w Potrzebie: Jaka jest teraz sytuacja w Syrii?

Ks. Andrzej Halemba: Obecnie każdy oczekuje na jakąś zmianę, z jednej strony, sytuacja wygląda obiecująco; ale z drugiej strony, mamy do czynienia z kryzysem humanitarnym ogromnych rozmiarów. Z tego powodu ludzie mówią: „W porządku, mamy nadzieję, że ponownie doświadczymy trochę spokoju”; ale ten spokój nie jest taki, jaki być powinien. Na przykład, w czasie mojej podróży w Damaszku było cicho przez dwa dni, ale w niedzielę było osiem wybuchów na obrzeżach miasta. Al Nusra i inni zwolennicy Al-Kaidy dokonali tych zamachów w celu destabilizacji sytuacji, aby pokazać, że bez ich udziału nie ma pokoju w Syrii. Syria zmieniła się w ciągu zaledwie pięciu lat, z bogatego kraju, w którym panował spokój, gdzie gospodarka działała bardzo dobrze w kraj całkowicie zniszczony.

SyriaPomoc Kościołowi w Potrzebie: Jak wojna wpłynęła na mieszkańców Syrii?

Ks. Andrzej Halemba: Ludności Syrii spadł z 24, 5 mln do nieco ponad 17 mln. Prawie 6 mln ludzi żyje poza granicami kraju. W sąsiednich krajach znajduje się ponad 4,8 mln syryjskich uchodźców. W Syrii pomocy humanitarnej potrzebuje 13,5 miliona ludzi. Do wielu miejsc trudno się dostać. Jedzenie jest bardzo drogie, na przykład w obszarze kontrolowanym przez rząd, cena ryżu wzrosła od 2010 r. o prawie 250%, ale na obszarach zdominowanych przez rebeliantów, cena ta jest mnożona przez 28! Można sobie wyobrazić, jaką ci ludzie cierpią nędzę, gdy ceny podstawowych produktów spożywczych są tak astronomiczne. Ponad 57% populacji nie może znaleźć pracy. Ludzie żebrzą nawet o kawałek chleba i boją się każdego nowego dnia, ale mają nadzieją na przełom.

Pomoc Kościołowi w Potrzebie: Jakie doświadczenie najbardziej zapadło księdzu podczas podróży do Syrii?

Ks. Andrzej Halemba: Po pierwsze, ruiny, które można zobaczyć wokół Damaszku. To było takie piękne miasto, ludzie niechętnie je opuszczają, mimo trudnej sytuacji, w której starają się „normalne życie”. Jednak najgorzej jest na prowincji. Aby dojechać do Homs, musieliśmy podróżować bocznymi drogi, ponieważ główne arterie są zaminowane i pilnują ich snajperzy, którzy nie mają litości. Ulice są brudne, ludzie są źle ubrani, ceny są bardzo wysokie. Ludzie są bardzo nieufni. Rosnąca liczba punktów kontrolnych zrobiła swoje, w umysłach tych ludzi na dobre zakorzeniła się myśl o wszechobecnym strachu. Na każdym kroku może do ciebie podejść uzbrojony po zęby żołnierz i cię skontrolować. Ze względu na ciągłe ataki bombowe i naloty, każdy żyje w stresie. W takiej sytuacji o nieszczęście bardzo łatwo.

W Homs byliśmy w strefie, gdzie kilka dni wcześniej doszło do ataku Al Nusra. Atakujący dostali się samochodem do centrum miasta i wysadzili bombę w punkcie kontrolnym. Sami zginęli na miejscu i zabili sześciu żołnierzy. Tam ludzie ciągle obawiają się podobnych ataków, to jest dla nich traumatyczne przeżycie. „My nigdy nie będziemy bezpieczni” – mówią.

W dramatycznej sytuacji są rodziny, którym najtrudniej jest się utrzymać. Nie ma pracy, a jeśli w ogóle, jest to bardzo źle opłacana. Jest tam też sporo osób, które zostały przesiedlone jest ich tam około 6,5 mln. Im trzeba zorganizować jakieś mieszkania, ubrania, pomoc medyczną i jedzenie. W obliczu wojny każdy przeżyty dzień dla tych ludzi jest przejawem heroizmu.

SyriaPomoc Kościołowi w Potrzebie: Czy są jakieś pozytywne wieści z Syrii?

Ks. Andrzej Halemba: Tym ludziom zabrano wszystko. Dlatego kiedy tylko pojawia się pomoc są bardzo wdzięczni. Mieszkańcy Marmarita powiedzieli mi: „Ojcze nie zapominajcie o nas. To jest dla nas ważne. My potrzebujemy dosłownie wszystkiego, ale najbardziej waszej solidarności i modlitwy.”

Musimy pamiętać, że Pomoc Kościołowi w Potrzebie jest jednym z największych darczyńców świadczących pomoc w nagłych wypadkach w Syrii, zwłaszcza chrześcijanom. Według analizy, Pomoc Kościołowi w Potrzebie pomogło prawie 200 tys. chrześcijan oraz pozostałym mieszkańcom Syrii. Pomoc dociera do nich w postaci koszy spożywczych, energii elektrycznej, gazu, artykułów medycznych i finansowych.

Bardzo wzruszające są podziękowania Syryjczyków. Podczas tegorocznej wizyty w Syrii, w każdym odwiedzonym punkcie ludzie prosili: „Ojcze przekaż Europie, że dziękujemy i naprawdę pamiętamy o was w modlitwie. Przelewamy krew za Chrystusa i za was.”

Königstein (Niemcy), 26.09.2016

Egipt: Chrześcijanie żyją na granicy wytrzymałości.

Chrześcijanie w Egipcie, pomimo zmiany władzy, wciąż nie mogą być spokojni o swoje bezpieczeństwo. Fanatycy islamscy nie dają o sobie zapomnieć.

New York Times donosi, że chrześcijanie w Egipcie żyją pod „wielką presją”. Latem tego roku doszło do wielu ataków na chrześcijan, a wiele społeczności wyznawców Chrystusa doświadcza trudności z powodu braku zgody na wybudowanie kościoła.

W prowincji Minya Koptowie nadal cierpią z powodu przemocy i upokorzeń. Domy należące do chrześcijan są podpalane, Koptowie padają ofiarą ataków na ulicy, a sprośne graffiti jest malowane na murach kościołów. Według New York Times w ciągu ostatnich trzech lat doszło do 37 ataków na chrześcijan w Egipcie.

W maju bieżącego roku w Minya Koptyjska starsza pani została rozebrana do naga na widok publiczny przez kilku muzułmanów. Przyczyną tego incydentu była plotka, że jej syn ma romans z muzułmańską kobietą. Policja wypuściła na wolność sprawców tego incydentu z powodu „braku dowodów”.

„Jesteśmy na granicy wytrzymałości. Ludzie nie mogą już znieść tej sytuacji. Po tym incydencie, kiedy chrześcijanka została rozebrana na widok publiczny nie możemy milczeć. Tym, co najbardziej rozzłościło chrześcijan jest fakt, że władze zaprzeczyły, że ten incydent dokonali muzułmanie. Każdy sprawca ataków na chrześcijan jest wypuszczany na wolność. Żaden ze sprawców nie poniósł zasłużonej kary. Taki stan rzeczy naprawdę zasmuca wszystkich chrześcijan w Egipcie” – twierdzi biskup Minya Makarios.

New York Times donosi, że do ataków na chrześcijan doszło po obaleniu prezydenta Mohammed’a Morsi’ego w 2013. Chrześcijanie są napiętnowani przez muzułmanów dlatego, że nie okazali entuzjazmu dla wyżej wymienionego prezydenta i wspierali zamach stanu.

Chrześcijanie w Egipcie skarżą się także na liczne utrudnienia w uzyskaniu dokumentów potrzebnych do budowy nowych kościołów. Tylko w samym biskupstwie Minya jest tylko 100 kościołów, a w 150 wioskach, gdzie mieszkają chrześcijanie, nie ma żadnej świątyni. W ostatnim czasie udało się wybudować tylko kilka kościołów.

Tłumaczenie z j.ang. na j.pol.: Marcin Rak

Źródło:https://www.worldwatchmonitor.org/search/?q=Egypt&k=1

Dramatyczny list o. bp Zbigniewa Kusego

Republika Środkowej AfrykiMoi Drodzy!

Być może coś przeniknęło do wiadomości dzienników w Europie (wczoraj wieczorem była krótka informacja w telewizji francuskiej), więc może i w Polsce było coś o ostatnich wydarzeniach w RŚA?

Aby nie było niejasności, piszę o tym z naszego podwórka.

U nas w trzech parafiach dekanatu centrum, to znaczy dwie w Kaga Bandoro i jednej, 10 km od katedry, co najmniej kilkanaście osób straciło życie w czasie ataków i przemieszczeń po wioskach uzbrojonych rebeliantów muzułmańskich. Kilka dni wcześniej sterroryzowali personel szpitala i chorych, którzy w popłochu uciekli, a rabusie zabrali się do dzieła. Są mniejszością w kraju. Zagarnięta przemocą władza w marcu 2013 r.skończyła się katastrofą polityczną i społeczną dla państwa. Do dziś okupują większą cześć terytorium kraju ( także z pustymi obszarami – parków i rezerwatów), nękają ludzi, kradną, palą domy, zabijają… Wydawało się, że przez ostatnie miesiące niejako już coś się uspokoiło, a tu na nowo tyle zła.

Tydzień temu napadli na probostwo parafii na północy (NDELE), zabrali cenne rzeczy; w ubiegły piątek także, w dwóch naszych parafiach (świętego Zbawiciela w NDOMETE i Narodzenia Pańskiego w KB), sąsiedniej katedrze. W miejscowości 10 km stąd, przyjechali rano samochodem załadować zrabowane rzeczy z probostwa i państwowego ośrodka zdrowia, później wieczorem powrócili drugi raz zabrać kolejne rzeczy. I to wszystko w sąsiedztwie stacjonujących żołnierzy pakistańskich, pilnujących porządku na barierze wyjazdowej z miasta (podobnie było przy szpitalu, gdzie Pakistańczycy widzieli, co się dzieje i nie zareagowali!)

Republika Środkowej AfrykiProboszcz był nieobecny, przebywał w stolicy, na miejscu był tylko seminarzysta na stażu wakacyjnym, który został uderzony…Pojechałem tam w niedziele rano pocieszyć ludzi, odprawić Msze św. Po kilkukrotnym dzwonieniu zebrała się grupka około 30 osób, później doszło może jeszcze z 20. Kościelny uciekł, chyba około 20 km od wioski, więc Msza była pod strzechą…

Na probostwie porozrzucano rzeczy, proboszczowi zabrano wszystko z szafy, nawet materac z łóżka, zabrano także ornaty i alby, komputer, z jadalni naczynia, talerze, kubki…oraz instrumenty i głośniki dla chóru, ogniwa słoneczne z akcesoriami, dwa motocykle.

A najbardziej mnie dotknęło to, że rozbili głowy figury Maryi i Jezusa noszącej nazwę Matki Bożej Nawiedzenia!

To już znak złości przeciw naszej wierze!

Republika Środkowej AfrykiObecnie, od soboty i niedzieli przybyły nowe jednostki ONZ, Gabończycy i Burundyjczycy, którzy potrafią lepiej zadbać o porządek niż „nasi” stróże pokoju z Pakistanu! Ufamy, że ich obecność powstrzyma gwałtowników.

Jutro do południa maja dotrzeć do Kaga Bandoro siostry misjonarki, oczekiwane już od pewnego czasu. Dlatego od wczoraj wieczorem pozostawiłem mieszkanko w ich domu i pierwszą noc byłem w domu biskupa.

Pozostaje mi – w stosownym czasie – rozpakowanie przeniesionych tutaj rzeczy.

Póki co, muszę ponotować treści i wiadomości na zebranie diecezjalne, które zaczyna się za tydzień. Zakończy się ono niedzielnym odpustem świętej Teresy od Dzieciątka Jezus, Patronki naszej katedry i świeceniami diakona.

Mimo trudów, z ufnością chcemy podążać drogą Pana!

Polecam wszystkie nasze sprawy Waszym modlitwom.

Błogosławię i pozdrawiam bratersko!

+Zbigniew Tadeusz Kusy, OFM

O. bp Zbigniew Kusy OFM misjonarz pracujący w Republice Środkowej Afryki, Ordynariusz diecezji Kaga Bandoro

Nigeria: Historia kobiety więzionej przez Boko Haram (cz. 2)

Nigeria: Historia kobiety więzionej przez Boko Haram (cz. 2)Rebecca przebywała u terrorystów dwa lata. 5 września br. przybyła do Maiduguri, aby ponownie zamieszkać ze swoim mężem. Przybyła wraz z dzieckiem, którego ojcem jest bojownik z Boko Haram.

BOLESNE ODCZUCIA

Widzieli okropne i straszne rzeczy w ciągu ostatnich dwóch lat i kilku miesięcy. Mieli wiele doświadczeń ludzi, którzy próbowali uciec, ale spotkała ich śmierć. Byli to Benjamin, człowiek plemienia Igbo, który chciał uciec, ale został złapany i połamano mu obie nogi. Został zmuszony, aby przychodzić na modlitwy i recytacje Koranu w godzinach od siódmej do dziesiątej o od dwunastej do czternastej oraz od szesnastej do osiemnastej. Zabili niektórych chrześcijan, którzy nie chcieli modlić się z nimi. Gwałcili młode dziewczęta mające 8 do 10 lat, co doprowadziło niektóre z nich do śmierci.

UCIECZKA

Pewnego dnia, kiedy większość bojowników Boko Haram opuściła obóz, Rebecca uzyskała pozwolenie od kobiety z Boko Haram, prawdopodobnie żony dowódcy, na to, aby pójść zobaczyć znajomą na innym obszarze będącym pod kontrolą Boko Haram. Gdy otrzymała to pozwolenie, przeniosła się do Maitele małej wioski nad jeziorem Czad. Szli przez sześć dni w kierunku granicy Nigerii. Jej syn zachorował z powodu braku wody i pożywienia. Chwała niech będzie Bogu, ponieważ nadszedł duży deszcz, tak że nabrali znowu chęci i sił do dalszej podróży, która dla wielu była podróżą w nieznane. Jednak nie dla Rebeki, mimo że nie wiedziała dokładnie, gdzie jest, ale miała wielką nadzieję i wiarę, że dotrze bezpiecznie do celu. Przybyli do Diffa, gdzie spotkali się z jakimiś żołnierzami amerykańskimi i z Nigru; zajęli się moim synem i dali im chleb do jedzenia. Po pewnym czasie przekazali ich żołnierzom nigeryjskim w Damaturu. „Żołnierze byli wspaniali; przewieźli mnie bezpośrednio do mojego męża w Maiduguri City”.

MÓJ NOWY SYN IBRAHIM

Bitrus, mąż Rebeki, mówi spokojnie, ale jednocześnie wzburzonym tonem. „Widząc moją żonę z synem, którego ojcem jest żołnierz Boko Haram, przeraziłem się. Byłem bardzo szczęśliwy widząc moją żonę, ale widok dziecka załamał mnie. Niech Bóg sprawi, abym go pokochał … tak, syna węża … „, powiedział Bitrus z gorzkim wyrzutem.

Rebecca mówi z mieszanymi uczuciami, że mały Ibrahim jest jej synem, mimo że jego ojcem jest okrutny Malla. Próbowała kilka razy oddać dziecko pod opiekę państwa, ale żołnierze poprosili ją, aby odczekała trochę, ponieważ Ibrahim ma zaledwie osiem miesięcy.

Rebecca, której rodzice są z Kamerunu, ubłagała męża, aby przyjął ją … ale jeśli on jest niezdecydowany, to da mu syna i odejdzie do swoich rodziców.

PRZYSZŁOŚĆ

Bitrus i jego rodzina są pod opieką katolickiej diecezji Maiduguri, a biskup, ks. Oliver Dashe Doeme dba o nich, gdy zostali przeniesieni do obozu, gdzie znajduje się ponad 500 osób wewnętrznie przesiedlonych. Dzięki modlitwie i pomocy może będą mogli zapomnieć o okrucieństwach i bólu, jaki przeżyli w przeszłości. Diecezja dostarczyła Rebecce pomoc żywnościową i nadal będzie jej pomagać. Ta rodzina stoi obecnie przed dylematem moralnym. Rebecca potrzebuje teraz gruntownej pomocy medycznej, żywności, ubrań, schronienia i łóżka, gdzie mogłaby bezpiecznie spać. Czas może zaleczyć niemal wszystkie rany, ale systematyczne poradnictwo psychologiczne jest też bardzo potrzebne – i jej dziecko Zachariasz, teraz mające sześć lat musi chodzić do szkoły. Ona jest naprawdę kobietą silnej wiary!

W 2015 roku Papieska Fundacja Pomoc Kościołowi w Potrzebie wsparła projekty w Nigerii na ponad półtora miliona euro. Od 2014 roku PKWP wspiera również projekty dotyczące nadzwyczajnej pomocy dla uchodźców, którzy są ofiarami Boko Haram w Kamerunie i Nigerii, a także w diecezji Maiduguri.

Tłumaczenie: Wiesław Knapik

Nigeria: Historia kobiety więzionej przez Boko Haram (cz. 1)

NigeriaRebecca przebywała u terrorystów dwa lata. 5 września br. przybyła do Maiduguri, aby ponownie zamieszkać ze swoim mężem. Przybyła wraz z dzieckiem, którego ojcem jest bojownik z Boko Haram.

Małżeństwo Bitrus i Rebecca opowiedziało smutną historię, która wydarzyła się po ataku Boko Haram w dniu 21 sierpnia 2014 roku – ataku, który nastąpił przed masową ofensywą i pełną okupacją miejscowości Baga przez terrorystów Boko Haram w 2015 roku.

Poważnie wyglądająca i będąca w głębokiej depresji Rebecca opowiada ks. Gideonowi Obasogie, Dyrektorowi ds. Komunikacji diecezji Maiduguri, o swojej gehennie oraz o tym, w jaki sposób rebelianci Boko Haram zaatakowali miasto Baga. W wielkim zamieszaniu uciekła ze swego domu wraz z mężem i dwoma synami: 3-letnim Zachariaszem i Jonatanem, który miał dopiero rok. Jednocześnie była w ciąży. Sześć miesięcy później poroniła z powodu nieludzkiego traktowania, jakiemu została poddana przez bojowników Boko Haram. Gdy uciekali, jej mąż nie mógł biec szybko, ponieważ niósł swojego syna. Rebecca ubłagała męża, aby uciekał sam i zostawił ją z dziećmi. Bitrus wziął pod uwagę wszystkie za i przeciw i pobiegł, aby ukryć się w zaroślach, do których partyzanci Boko Haram strzelali na oślep. Na szczęście, żaden pocisk nie ranił Bitrusa. Po pewnym czasie, przeniósł się w inne miejsce, zastanawiając się, co się stało z żoną, gdy partyzanci wrócili do niej.

 Gdy opowiada swoją historię patrzy na żonę z uczuciem głębokiego wstydu, że nie zachował się bohatersko. Bitrus przeniósł się do Mongonu, obiecując sobie, że połączy się z rodziną, jeśli Bóg zachowa ich przy życiu. Czekał w Mongonu przez 15 dni, patrząc z nadzieją w kierunku Baga w oczekiwaniu na nadejście żony. Kiedy tak czekał przez wiele dni, widział wiele osób przybywających z Baga. „Stale pytałem przybywających o miejsce pobytu mojej żony …. nikt nie był w stanie przekazać mi dobrych wieści. Wpadłem w depresję i ciężką migrenę, a moje ciśnienie było bardzo wysokie. Kilku żołnierzy dało mi schronienie na noc … i trochę pieniędzy, które wykorzystałem, aby dostać się do Maiduguri. Mój wujek w Maiduguri powiedział mi, abym nie tracił nadziei, i zabrał mnie do szpitala na leczenie. Starał się przywrócić mi nadzieję, ale nie mógł usunąć moich koszmarów i bólu serca z rozpaczy. Pozostawienie swojej rodziny i wszystkiego, co kiedykolwiek miałem, nie było łatwym do zniesienia doświadczeniem „.

HISTORIA REBEKI

„Kiedy partyzanci Boko Haram przyszli do mnie, chcieli abym powiedziała … da Mun kashe Mujin ki..da Mun Sami lada …. ama ton da allah bai bari ba … ke da yaran ki sai ku je ku yi aikin Allah, co oznaczało, że gdybyśmy tylko zabili twojego męża otrzymalibyśmy nagrodę od Allaha … ale skoro Bóg nie pozwolił na to, …. to ty i twoje dzieci pójdą i będziecie pracować dla Allaha … następnie uderzył mnie wielkim pistoletem i wybił mi kilka zębów”. Gdy zapytałem ją, co się stało potem, Rebecca zalała się łzami …. przeszyła mnie swoim wzrokiem, jakby pytając, co jeszcze dziennikarz chce usłyszeć. Uśmiechnąłem się do niej, aby zachęcić ją do dalszej opowieści.

Rebecca spokojnie powiedziała, że wtedy zaczął się jej koszmar. Boko Haram, po zabiciu wszystkich mężczyzn, których złapali, przenieśli ją i jej dwóch synów nad jezioro Czad. Przeprawa przez jezioro była koszmarną podróżą, ponieważ woda sięgała jej do szyi. Przeprawa trwała sześć dni, dostawała tylko przekąski do jedzenia. Siódmego dnia dotarli do miejsca zwanego Kwalleram w sercu kolczastego buszu. Przebywali tam przez około 53 dni. Została zmuszona do prania ubrań dla ich żon, przygotowywania słodkiej papryki, oczyszczania dróg dla ich motocykli i gotowania przez jakiś czas dla żołnierzy. Potem zabrali ją i jej synów do Gurva w Czadzie, w obawie, że mogłabym uciec. Byliśmy w Gurva przez siedemdziesiąt dni. Pracowała tam na roli i wycinała drzewo na opał. W Gurva było około 2000 młodych poborowych.

TILMA TOWN

„W Tilmie napisali mi na plecach numer 69. I naprawdę nie wiem, jakie jest jego znaczenie i nigdy nie myślałam, aby się o to zapytać. Sprzedali mnie niejakiemu Bage Guduma. Byłam z nim przez 55 dni. Dawali mi owoce palmy, ale dzięki Bogu nie zjadłam ani jednego. To mogłoby być zaklęcie, które mogłoby mnie zahipnotyzować i doprowadzić do utraty zmysłów. Nie poddałam się przez większość nocy. Kiedy chciał mnie dotknąć, miałam przed oczami ….. i wtedy odpychałam go od siebie. Chociaż jego służba mogłaby mnie zbić bezlitośnie. Kazali mi kopać dół przez trzy tygodnie, aby szukać wody. Codziennie dostawałam 98 uderzenia batem. Potem chorowałam przez dwa tygodnie. Zabrali mojego najmłodszego syna Jonathana i wrzucili go żywego do jeziora Czad, gdzie utonął”. Gdy to wszystko opowiadała, łzy spływały jej po policzku. Rebeka doświadczyła wszystkich tych strasznych rzeczy, ponieważ nie chciała dać się wykorzystać seksualnie.

MALLA – OJCIEC MOJEGO SYNA

Malla był drugim mężczyzną, któremu mnie sprzedali. Zmusili mnie do spania z nim, a kiedy się temu sprzeciwiłam, wrzucili mnie do więzienia – głębokiego dołu. Przebywałam tam dwa dni bez jedzenia i wody. Kiedy mnie uwolniono, Malla zmusił mnie do współżycia. Kiedy nie dostałam okresu, wiedziałam, że zaszłam w ciążę. Wzięłam naraz dziesięć tabletek, żeby pozbyć się ciąży. Ale tak się nie stało. Wtedy kobieta, żona pastora, która została uprowadzona z Gwoza, poprosiła mnie, abym nie usuwała ciąży. Ona już miała dwójkę dzieci z partyzantami Boko Haram. To dodało mi otuchy i już nie próbowałam usunąć ciąży. W jej trakcie prawie umarłam z powodu głodu. Poród odbył się w domu. Nikt nie przyszedł mi z pomocą. Sama usunęłam łożysko w wielkich bólach. Nazwali mojego synka Ibrahim. Kochali go, bo jest chłopcem; oni chcą kobiet, które urodziły dzieci płci męskiej. Malla, który należał do Boko Haram, był jego ojcem, wrócił do domu po dalekiej podróży sześć tygodni po urodzeniu dziecka. Nic do niego nie czułam i nie chciałam mieć z nim nic wspólnego, bo obiecał sprzedać mnie innemu mężczyźnie.

ciąg dalszy nastąpi

Tłumaczenie: Wiesław Knapik