Abp Gądecki: Pomóżmy Syryjczykom pozostać we własnym domu.

Rozmowa z ks. abp Stanisławem Gądeckim po Jego powrocie z Syrii

KAI: Właśnie wrócił Ksiądz Arcybiskup z kilkudniowej podróży do Syrii. Niedawno media obiegł poruszający film ze zniszczonego przez wojnę miasta Homs. Przypomina ono Warszawę po powstaniu w 1944 roku… Czy miejsca, które Ksiądz Arcybiskup odwiedził w Syrii, też tak wyglądają?

– Nie wszystkie. Są miejsca zajęte przez Daesh [„Państwo Islamskie” – KAI], które podczas odbijania ich przez wojska rządowe zostały praktycznie zrujnowane. Często krytykowano wojska prezydenta Baszara al-Asada, że niszczyły szkoły czy szpitale, ale tak dzieje się podczas każdej wojny domowej. Właściwie nie ma sposobu, żeby prowadzić wojnę domową, nie zabijając cywili. Są więc takie miejsca jak Maalula, która została zniszczona, a wszyscy z niej uciekli. Teraz wróciło 43 procent dawnych mieszkańców, ale reszta już się nie pojawiła. Wiele budynków jest rozbitych, dużo mieszkań spalonych. Te zniszczenia naprawdę robią dramatyczne wrażenie. W dużo gorszej sytuacji jest w tej chwili Homs, którego mieszkańcy są jeszcze dodatkowo wydani na pastwę głodu. Trudno to sobie wyobrazić, ale w stolicy, w Damaszku, gdzie mieszka prezydent, są dzielnice opanowane przez jego przeciwników. Teren jest otoczony, a ludzie zostali wzięci jako zakładnicy. Tysiące ludzi głoduje, bo nie ma możliwości ucieczki. Zniszczenia są nie tylko materialne, ale także duchowe. Kto nie mógł dłużej wytrzymać takiego życia, ten wyjechał. Młodzi uciekają także z tego powodu, że istnieje obowiązek służby wojskowej do 42. roku życia. Nikt nie chce życia zmarnować, więc kto tylko miał jakieś możliwości, ten opuścił kraj, tym bardziej, że do przekroczenia granicy z Libanem czy z Turcją nie była potrzebna wiza. Łatwo było uciec z Syrii.

KAI: Wynika z tego, że morale mieszkańców Syrii jest obecnie raczej niskie…

– Widać po tych ludziach, że są tym wszystkim, co się od pięciu lat dzieje w ich kraju, tak przybici, że praktycznie już zobojętnieli na ten stan rzeczy. W Damaszku dzieci chodzą do szkół, dorośli idą do pracy, sklepiki funkcjonują, a w międzyczasie ma miejsce zamach, podczas którego wybuch zabija kilkadziesiąt osób. Zabitych pochowają, poranionych zabiorą do szpitala i życie wraca do normy. W szpitalach też jest trudno, bo powiadają, że 50 tysięcy lekarzy uciekło za granicę, tak że służba zdrowia jest już mocno ograniczona.

KAI: Czy w tych warunkach Kościół może prowadzić normalną pracę duszpasterską?

– Kościół cieszy się obecnie wolnością religijną. Chrześcijanie nie skarżą się na Asada. Normalnie funkcjonują parafie. Niektóre z nich mogłyby być nawet modelem dla Polski. Na przykład w jednej parafii działa 70 katechistów! Młodzi ludzie, którzy jeszcze nie zawarli związków małżeńskich i sami przeszli cały cykl katechetyczny, przejmują troskę o dzieci i młodzież swej parafii i ich katechizują. Te parafie są żywe. Byłem zaskoczony pięknym stanem kościołów. Są świątynie, owszem, bardzo stare, ale zadbane, są też nowo wybudowane, z bardzo pięknymi ikonami. Są też te kościoły spalone na terenach zajętych przez Daesh. Ludzie są tu bardzo pobożni. Takiej pobożności już pewnie w Polsce nie ma… Z wielkim szacunkiem odnoszą się do kapłanów. I to nie tylko chrześcijanie, ale również muzułmanie. Jeśli ksiądz wejdzie w sutannie do meczetu Umajjadów w Damaszku, to go tam przyjmują z rewerencją. Na ulicy jest podobnie: gdy widzą kapłana w stroju duchownym, odnoszą się do niego z dużym respektem, tak samo jak do imama. Ich pobożność jest wschodnia – czczą ikony, tłumnie podchodzą, by otrzymać błogosławieństwo, bardzo żywo śpiewają. Każda parafia ma silny zespół muzyczny oraz zespół muzyczny skautów. Tym, co łatwo zauważyć, jest brak mężczyzn w kościele. Pozostały niemal same kobiety. Są jeszcze starsi panowie, ale młodszych brakuje, z wyjątkiem katechistów, młodocianych chórzystów i skautów, którzy z wielkim hałasem wprowadzają patriarchę na każdą liturgię.

KAI: Mówimy cały czas o Kościele melchickim, największym w Syrii spośród wyznań chrześcijańskich…

– Tak, ale tam jest pięć innych Kościołów katolickich, które są w gorszej sytuacji niż melchicki, bo są mniejsze: maronicki, ormiański, syrokatolicki, chaldejski, łaciński. Są też Kościoły prawosławne… Tym, co mnie uderza, jest fakt, że na całym Bliskim Wschodzie ludzie są do siebie bardzo podobni. Myślałem, że w Syrii, po tylu latach wpływów rosyjskich, pojawi się jakiś inny typ człowieka. Tymczasem nie – to jest ten sam świat arabski, co w Jerozolimie, w Jordanii, w Iraku. Ludzie są serdeczni, bardzo życzliwi i otwarci. Nie widać w nich śladów sekularyzmu. To bardzo ciekawe zjawisko.

KAI: Czy główną troską tamtejszych biskupów wciąż pozostaje emigracja, wyludnianie się parafii?

– Emigracja już nastąpiła. Jeśli sześć milionów ludzi uciekło z Syrii, to zrozumiałe jest pragnienie patriarchów, żeby zatrzymać resztę. Tak jak w Iraku, gdzie z ponad miliona chrześcijan zostało 200 tysięcy. Wspieramy te pragnienia patriarchów. Podobnie jak oni jesteśmy przekonani, że ci ludzie wszędzie poza swoim krajem będą się czuli wykorzenieni. Będzie ich łatwo wykorzystać. Rozmawiałem z ludźmi, którzy doświadczyli działania islamu w jego radykalnej formie. Ciągle powtarzali, żeby tej formie islamu nie ufać, bo nie znosi ona inności drugiego człowieka. Niektórzy muzułmanie żyli obok chrześcijan przez wiele lat, ale zaczęli wspomagać Daesh i mordować swoich chrześcijańskich sąsiadów, niezależnie od tego, czy byli ich dobrymi sąsiadami, czy żyli z nimi w przyjaźni przez lata. Mówienie czegoś takiego nie jest politycznie poprawne, ale syryjscy chrześcijanie, mający bezpośrednie doświadczenie zetknięcia z radykalnym islamem, mówią: „Niech Europa będzie ostrożna, bo nie da się opisać tego, co sobie ona przygotowuje”.

KAI: Dochodzimy tu do problemu uchodźców: czy lepiej przyjmować ich w Europie, czy też raczej działać na rzecz tego, aby mogli zostać w swoim kraju?

– Na pewno byłoby lepiej, gdyby mogli oni pozostać w swoim kraju i żyć w pokoju. Wiemy, jaki jest los emigranta. Dopiero jego dzieci mogą wejść w nową kulturę i czuć się tam jak u siebie w domu. Podobne było też doświadczenie Polaków z czasów „Solidarności” i stanu wojennego.

KAI: Tylko co możemy zrobić, żeby Syryjczycy mogli u siebie pozostać?

– Trzeba im pomagać. Patriarcha Grzegorz III Laham proponuje, żeby składać się dla nich na remont jednego pokoju. Chodzi o to, żeby w zburzonym domu rodzina mogła urządzić sobie chociaż jeden pokój, w którym może się schronić, a potem z roku na rok sama będzie remontowała następne. W ten sposób Syryjczycy wrócą do swoich domów. Problem w tym, że w krótkim czasie ceny czterokrotnie poszły w górę.

KAI: Ale oni nie wrócą do domów, dopóki nie zakończą się działania wojenne!

– Syryjczycy tłumaczą, że wszystkie nieszczęścia, jakie ich spotkały w XIX, XX i teraz w XXI wieku są skutkiem zewnętrznych interwencji. Najpierw Francja walczyła z Anglią o tereny roponośne, a oni zostawali ofiarami. Pewnie nie zawsze da się to tak prosto wytłumaczyć, ale tłumaczono mi, że kilka kolejnych konfliktów było prowadzonych siłami zewnętrznymi. Ktoś rozpętał wojnę albo przeciwko Syryjczykom, albo wciągając ich do niej. A teraz mamy wojnę bratobójczą. Toczy się walka o władzę – o to, żeby zakończyć panowanie Asada, które ostatecznie jest panowaniem legalnym, dlatego że on został wybrany w wyborach. Ktoś powie, że wybory w tamtych krajach są farsą, że można w nich zyskać i 400 procent głosów… Ale trzeba zrozumieć, że tam panuje inny system, że mówienie o demokracji w tamtych realiach jest bezsensowne. Ci ludzie mają swoją kulturę. Tłumaczą, że dopóki ojciec Asada [Hafiz al-Asad, który rządził Syrią w latach 1971-2000 – KAI] był twardy i nie popuszczał nikomu, to wszystko szło swoim rytmem, nie było inflacji, kraj nie miał długów. Gdy przyszedł jego syn i zaczął mówić o demokracji i o wolnościach, wszystko się rozleciało, bo Syryjczycy nie mają szczególnego poszanowania dla takiego stanu, w którym każdy może robić, co chce.

Obecnie sytuacja jest bardzo trudna zarówno dla samego Asada, jak i dla jego przeciwników, bo ci nie chcą dopuszczenia go do następnej elekcji, on natomiast chce kandydować. Widać, że wraz z włączeniem się Rosji do konfliktu syryjskiego Asad się bardziej umacnia. Wydaje mi się, że do zawieszenia broni, do pokoju tak upragnionego po pięciu latach wojny mogłoby dojść tylko drogą reformy państwa. Metodami typu: „jednego zabić, drugiego postawić na jego miejsce” nie rozwiąże się tego konfliktu.

KAI: A czy ludzie w ogóle mają tam jeszcze nadzieję, że pokój kiedyś zapanuje?

– W każdym człowieku nadzieja żyje. Naszym zadaniem nie było wtrącanie się i osądzanie polityki Asada lub kogokolwiek, tylko niesienie nadziei. W czasie, gdy nie ma już tam żadnych zagranicznych turystów, ktoś się odważył pojawić w Syrii, będącej w stanie wojny i powiedział, że Polacy o nich myślą. Wielu Syryjczyków studiowało kiedyś w Polsce, tu i ówdzie spotka się nawet człowieka, który powie kilka słów po polsku. Mówić ludziom zrozpaczonym o nadziei to rzecz wielkiej wagi.

KAI: Nie bał się Ksiądz Arcybiskup o życie?

– Gdy człowiek wjeżdża na autostradę, też nie wie, czy dojedzie do celu. Może tam, w Syrii jest większe ryzyko, ale jeżeli chce się prowadzić dzieła miłosierdzia, to bez ryzyka się tego nie zrobi w kraju ogarniętym wojną.

KAI: Kościół w Polsce jest zaangażowany w pomoc mieszkańcom Syrii…

– Od listopada ubiegłego roku przekazaliśmy 1,2 mln euro. Ktoś może powiedzieć, że to kropla w morzu wobec miliardów potrzebnych obecnie na odbudowę Syrii. Ale dla nich ważne jest to, że wiedzą, iż ktoś o nich myśli, że może ten kamyczek poruszy jakąś lawinę, może wywoła większy efekt także u innych episkopatów.

KAI: Czy z tej podróży rodzi się jakiś apel do Polaków, do Kościoła w Polsce?

– Trzeba, żebyśmy mocno bronili poczucia jedności Kościoła powszechnego, który obejmuje nie tylko katolików rytu rzymskiego, ale także wschodnich rytów. Oni są integralną częścią Kościoła, przedstawianą przez św. Pawła – w Pierwszym Liście do Koryntian – jako jedno i to samo Ciało Mistyczne. Jeśli cierpi jakiś członek, współcierpią inne.

Św. Paweł, który nawrócił się w Damaszku, jest początkiem tej wielkiej tradycji, z której my wyrastamy. My właściwie nie wyrastamy z tradycji Piotrowej, to znaczy z „chrześcijaństwa z Żydów”. My wyrastamy z tradycji „chrześcijaństwa z nieżydowskich narodów”, dlatego mamy pewne zobowiązanie wobec tego kraju, z którego wyszedł wielki Apostoł Narodów.

Jego działanie było nie tylko głoszeniem Ewangelii. On także zbierał składki na Kościół w Jerozolimie, czyli myślał i dbał o to, żeby jedne Kościoły wspierały drugie; żeby nikt nie cierpiał biedy.

KAI: Czyli można się spodziewać dalszej pomocy Kościoła w Polsce dla mieszkańców Syrii?

– Tak. Ale sytuacja naszej Caritas czy Pomocy Kościołowi w Potrzebie jest trudna, dlatego że w potrzebie jest większa część świata. My sobie z tego zdajemy sprawę, że garstka osób ma w ręku 90 procent bogactwa świata. Reszta najczęściej żyje w biedzie. To, co my mamy w Polsce, jest rajem w stosunku do tego, co mają ludzie w innych krajach.

Nie wszystkim jesteśmy w stanie pomóc. Ale musimy pomóc tym, którym możemy.

Rozmawiał: Paweł Bieliński (KAI)

Źródło: Katolicka Agencja Informacyjna (KAI)

PKWP realizuje wiele projektów w służbie człowiekowi

DecaloguePodejmuje wiele inicjatyw by służyć człowiekowi, a jednocześnie pokazać mu że Bóg o nim nie zapomniał i On pierwszy wychodzi do człowieka.

Bóg na różne sposoby przypomina się człowiekowi, cierpiąc i umierając z nim i dla niego. Jednym z projektów, które realizuje jest Decalogue. Zapraszamy by śledzić i modlić się za ten projekt, który przybliżając na nowo światu Dziesięć Bożych Przykazań przyszedł z pomocą tym, którzy cierpią w jakikolwiek sposób z powodu odrzucenia 10 Słów z Góry Synaj… więcej na profilu https://www.facebook.com/decalogue.official/

Sudan: Otwarcie drzwi miłosierdzia

Ogłoszony przez papieża Franciszka Rok Miłosierdzia może pomóc uchodźcom znaleźć siłę do przebaczenia, twierdzi sudański biskup.

W rozmowie ze Stowarzyszeniem Papieskim Pomoc Kościołowi w Potrzebie ks. biskup Daniel Adwok, biskup diecezji Khatoum, powiedział, że Rok Miłosierdzia jest szansą na znalezienie pokoju przez te osoby, które najbardziej ucierpiały z powodu toczącej się wojny domowej w Sudanie Południowym. W tym świętym roku zaprasza się chrześcijan do skupienia się na miłosiernym Bogu i zastanowienia się nad własną wiarą. „Wielu uchodźców stanowią skrzywdzeni ludzie, którzy wiele przeszli. Chcemy, aby żyli jak normalne ludzkie istoty, a nie jak osoby, które łatwo wezmą odwet lub chwycą za broń” – powiedział ksiądz biskup.

Konflikt w Południowym Sudanie sprawił, że ponad 1,5 mln ludzi straciło dach nad głową w ciągu 12 miesięcy od wybuchu wojny domowej w 2011 roku. Wiele społeczności uciekło do Sudanu (północnego). Ci ludzie uzyskali status uchodźcy w jednym z obozów dla uchodźców, które znajdują się pod kontrolą rządu. „Oczywiście, uchodźcy chrześcijańscy, którzy przebywają w Sudanie nie są ofiarami dyskryminacji. Jednak fakt, że nie są obywatelami Sudanu oznacza, że nie posiadają żadnych praw w tym kraju. Ci ludzie nie mają nic, a obywatelstwo można utracić w każdym czasie” – dodał ksiądz biskup.

Miesiąc temu ksiądz biskup Adwok i inni hierarchowie, którzy pochodzą z Sudanu i Sudanu Południowego spotkali się z Ojcem Świętym w Rzymie. Na spotkaniu biskupi przedstawili sytuację w ich diecezjach. Papież podkreślił, że należy kształcić nowych katechetów, ponieważ wielu chrześcijan jest rozproszonych po całym kraju z powodu secesji Sudanu Południowego od Sudanu. „Obecnie są parafie i centra duszpasterskie, które pozostają puste, ponieważ nie ma tam katechetów. Ta kwestia była poruszana wśród wielu spraw. Ojciec Święty chciał się upewnić, że my, biskupi z Sudanu i Sudanu Południowego, rozumiemy je” – powiedział ksiądz biskup w wywiadzie dla PKWP.

Z powodu rosnącej liczby chrześcijańskich uchodźców 4 świeckich „misjonarzy miłosierdzia” wybrano z każdego obozu dla uchodźców. Te osoby otrzymały specjalne pozwolenie od papieża do prowadzenia katechez i ogłoszenia przesłania miłosierdzia. Ksiądz biskup Adwok powiedział, że to wspaniały pomysł, aby dotrzeć do chrześcijan, którzy ucierpieli z powodu wojny domowej. „Powiedzcie waszym wrogom, że wy im wybaczacie – może was posłuchają. Jeśli zakotwiczymy to przesłanie, że nasz Zbawiciel Jezus Chrystus zaprasza nas do pokazania Jego miłosierdzia i współczucia wobec naszych braci i sióstr, którzy nas skrzywdzili, to wydaje mi się, że to jest wielka łaska” – powiedział ksiądz biskup.

Pomoc Kościołowi w Potrzebie prowadzi w archidiecezji Khartoum projekt pod nazwą „Ocalić Szkołę”. Dzięki niemu wiele dzieci, które ucierpiały z powodu wojny, otrzymało pomoc. PKWP udzieliła wsparcia finansowego dla trzech szkół parafialnych znajdujących się na przedmieściach Kharoum. Dzięki temu udało się wesprzeć nauczycieli i opłacić czesne wielu dzieciom, które w przeciwnym wypadku nie mogłyby kontynuować swojej edukacji.

Ksiądz biskup Adwok podziękował Stowarzyszeniu Pomoc Kościołowi w Potrzebie za udzieloną pomoc dla Sudanu i Sudanu Południowego i poprosił darczyńców o dalszą modlitwę w intencji pokoju. „Modlitwa sprawia, że jesteśmy zjednoczeni i znamy sytuację każdej osoby. Wydaje mi się, że tym, co naprawdę może zbliżyć na do siebie jest to, że pewnego dnia wszyscy spojrzymy w Niebo i będziemy błagać naszego Pana o interwencję”.

Autor: Clare Creegan

Tłumaczenie: Marcin Rak

Abp Jeanbart: „Miał tylko 13 lat”.

Arcybiskup Aleppo w liście opisuje smutną historię chłopca zabitego przez pocisk rakietowy i apeluje o działanie Zachodu w sprawie pozostania chrześcijan na Bliskim Wschodzie.

Nasz biedny Fouad Banna, którego pochowaliśmy dzisiaj po południu, miał tylko 13 lat. W tej smutnej ceremonii uczestniczyliśmy razem – członkowie jego najbliższej rodziny i ja. Obydwoje rodzice, ciężko ranni, nie mogli być obecni. Ich życie jest zagrożone. Cała trójka padła ofiarą ataku rakietowego, przeprowadzonego przedwczoraj przez rebeliantów. Znajdowali się w swoim mieszkaniu, kiedy jeden z wielu pocisków, wystrzelonych w kierunku naszej chrześcijańskiej dzielnicy, uderzył w dom.  Z najbliższej rodziny chłopca, w pogrzebie uczestniczyła tylko jego siedemnastoletnia siostra Rosy. Kiedy zapytałem ją, czy mógłbym w czymkolwiek jej pomóc, powiedziała tylko: «Ojcze, błagam, pomódl się o życie dla moich rodziców».

Rosy została sama. Teraz, kiedy piszę te słowa, przeżywa żałobę, tak jak wielu innych chrześcijan. Nie wiadomo, który już raz z kolei, ich rodziny dotknęła straszliwa tragedia. Dżihadyści, zniszczywszy wszystko, co stało na ich drodze, nie ustają w terroryzowaniu naszej społeczności ciągłymi atakami rakietowymi. Robią wszystko, byśmy nie mieli ani chwili wytchnienia, ani śladu normalnego życia. Chcą nas wypędzić z kraju. Razem z Fouadem, zginęło jeszcze pięć osób. Jak wiele cierpienia zgotowali nam ci zwyrodniali mordercy przez ostatnie cztery lata! Chcieliby zapanować nad całym światem, są przekonani, że miłe w oczach Boga są ich terror i przemoc, ich pragnienie narzucenia wszystkim ludziom swoich przestarzałych praw i reguł życia.

Mój przyjaciel zapytał mnie: «Dlaczego zwlekacie z ucieczką?» Odpowiedź na to pytanie tkwi w historii naszego Kościoła. Cokolwiek by się stało, nie przestaniemy być jedną z najstarszych wspólnot chrześcijańskich na świecie. Byliśmy tutaj od czasu powrotu naszych braci z Jeruzalem, od najwcześniejszych dni. Ochrzcili ich osobiście Apostołowie, o czym czytamy w Dziejach Apostolskich. Nasze korzenie tkwią w społeczności lokalnej diaspory żydowskiej, której członkowie tradycyjnie pielgrzymowali do Jeruzalem na doroczne Święto Piędziesiątnicy. Paweł został ochrzczony i wyświęcony na kapłana przez naszych przodków w Damaszku. Stamtąd wyruszył głosić Dobrą Nowinę na cały świat. Obecne ofiary prześladowań to potomkowie chrześcijan, którzy pozostali wierni Chrystusowi przez dwa tysiące lat, nieraz mając odwagę ryzykować życiem dla Tego, który zawsze był Alfą i Omegą ich egzystencji.

Nasza wytrwałość ma również korzenie w przynależności do narodu syryjskiego. Kochamy ten kraj. Jesteśmy tu obecni od wieków, ta ziemia zawsze nas karmiła, dawała nam to, co najlepsze i tak też będzie w przyszłości. Żyliśmy tu w pokoju, szczęśliwi i szanowani, i mamy nadzieję, że po tej okrutnej i niesprawiedliwej wojnie, będziemy mogli odnaleźć tu nasze odrodzenie. Wierzymy, że nasze społeczeństwo w dalszym ciągu będzie otwarte na indywidualną wolność i różnorodność. Nasz opór jest częścią walki o lepsze jutro, kiedy szanowane będzie prawo każdego człowieka do wyboru wiary, i bezpiecznego jej wyznawania.

My, syryjscy chrześcijanie, potrzebujemy teraz modlitwy naszych braci z Zachodu. Potrzebujemy ich wsparcia, ich ciągłego, nieustępliwego wstawiennictwa przed politykami w ich państwach. Nadszedł czas, by dotarła do nich prawda o naszych cierpieniach, oraz na zmianę stosunku do nas. Mamy nadzieję, że zrozumieją, jak bardzo jesteśmy zdeterminowani do tego, by móc mieszkać w naszym własnym kraju. To jest teraz nasza najpilniejsza potrzeba, wynikająca z niezbywalnych i podstawowych ludzkich praw. To jest nasze życie.

Aleppo, 16 lutego 2016

Arcybiskup Jean-Clément JEANBART

Tłumaczenie: Agata Witkowska

Wołanie o pokój dla Syrii

Przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski ks. abp Stanisław Gądecki oraz Dyrektor Papieskiego Stowarzyszenia Pomoc Kościołowi w Potrzebie ks. Waldemar Cisło odwiedzili w dniach 17-22 lutego br., Syrię.

Głównym punktem wizyty była wspólna modlitwa o pokój na Bliskim Wschodzie wraz z Patriarchą Grzegorzem III Lahamem z Nuncjuszem oraz ze wszystkimi biskupami katolickimi w katedrze melchickiej w Damaszku.

Jak powiedział ks. abp Gądecki „Cel naszej wizyty miał charakter eklezjalny. Nie chcemy łączyć tej wizyty z polityką czy nawet tylko z pomocą humanitarną. Chcieliśmy w myśl słów św. Pawła „Tak więc, gdy cierpi jeden członek, współcierpią wszystkie inne członki” (1Kor 12, 26), polecić Bogu naszych Braci i Siostry Chrześcijan i dodać im nadziei. Zobaczyliśmy tu bardzo smutny obraz wojny. Jednak pomimo tej tragedii widzieliśmy wielki entuzjazm wiary. Modliliśmy się za tych, którzy zginęli oraz za tych, którzy cierpią. Dzięki Papieskiemu Stowarzyszeniu Pomoc Kościołowi w Potrzebie od ostatniego Dnia Solidarności z Kościołem Prześladowanym przekazano od naszych rodaków w Polsce dla Syrii 4,2 mln. zł. Modliliśmy się tutaj w Syrii również za darczyńców i przywozimy podziękowania od obdarowanych”.

To spotkanie wpisuje się w apel Papieża Franciszka o modlitwę o pokój. Jest też odpowiedzią na apel Patriarchów Grzegorza III Lahama oraz Louisa Raphaëla I Sako z Iraku o modlitwę i post podczas Wielkiego Postu w intencji pokoju na Bliskim Wschodzie.

„Dar wspólnej modlitwy jest największym skarbem chrześcijan różnych obrządków. Modliliśmy się o pokój na całym świecie, a szczególnie w Syrii. Tam są nasi Bracia i Siostry w wierze. Oni błagają o pokój. Widzieliśmy dramaty rodzin, łzy, ból i zniszczenia” – powiedział ks. Cisło.

Wizyta odbyła się na zaproszenie Patriarchy Grzegorza III Lahama i była okazją do odwiedzenia wspólnot chrześcijańskich w Maluli (używany jest tam język Pana Jezusa), Saydnaya (Sanktuarium Matki Bożej Królowej pokoju) oraz w Damaszku.

W załączeniu fotorelacja z wizyty.