Nigeria: Pomoc Kościołowi w Potrzebie wspiera chrześcijan uciekających przed atakami Boko Haram

Msza Św. NigeriaPilnie potrzebujemy pomocy z zewnątrz, aby załagodzić trudną sytuację wypędzonych, w szczególności dzieci, które aktualnie – bez szkoły i bardziej podatne na choroby – muszą się zmierzyć z nieznaną przyszłością.

Papieskie Stowarzyszenie Pomoc Kościołowi w Potrzebie wesprze przepędzonych chrześcijan, którzy uciekli przed atakami islamskiej organizacji terrorystycznej Boko Haram działającej na północy Nigerii. W odpowiedzi na prośbę biskupa rzymsko-katolickiej diecezji Maiduguri (na północnym-wschodzie Nigerii), Olivera Doeme, Pomoc Kościołowi w Potrzebie właśnie ustaliła pakiet pomocy w wysokości 45 tys. euro, przeznaczonych dla przepędzonych w diecezji Maiduguri. Osoby, do których skierowana jest ta pomoc to mężczyźni, kobiety i dzieci, którzy schronili się w części będącej niegdyś Kamerunem brytyjskim, w górach w Maiduguri i Yola. Również dwustu katechetów wraz z rodzinami oraz kapłani z diecezji, którzy schronili się w Yola, otrzymają wspomnianą pomoc.

Od roku 2009, diecezja Maiduguri jest najczęściej atakowaną przez Boko Haram. Trzy północno-wschodnie stany w Nigerii (Borno, Yobe i Adamawa) znajdują się praktycznie w centrum działań organizacji islamistycznej, a katolicka diecezja Maiduguri obejmuje cztery piąte tych stanów. Od roku 2009, wiele struktur kościelnych, takich jak domy parafialne, szkoły i szpitale, a także świeckie sklepy i mieszkania zostały zniszczone, a ponad 80 tys. mieszkańców diecezji uciekło ze swoich rodzinnych osad, aby schronić się w innych miejscach.

Aż dotąd, wojsko nigeryjskie nie było w stanie chronić ludności cywilnej. Lepsze uzbrojenie organizacji Boko Haram oraz ich doświadczenie i odporność w walce sprawiają, że wojsko nie umie stawić im czoła; wojskowi uciekają i do tego samego zachęcają cywilów. Rząd wydaje się być niezdolny do ochrony życia obywateli, a informacje na ten temat pojawiające się w nigeryjskich środkach komunikacji diametralnie różnią się od rzeczywistości. Zdobycie prawie bez żadnego oporu wielu miast i wiosek na północnym-wschodzie sprawiło, że tysiące przepędzonych żyją w górskich jaskiniach, bądź w lasach, niektórzy z nich znaleźli schronienie u przyjaciół i krewnych w Maiduguri, Mubi i Yola. Tysiącom z nich udało schronić się w dawnym Kamerunie brytyjskim, jednak żyją tam w bardzo trudnych warunkach: bez żywności, mieszkań oraz lekarstw.

Potrzebują natychmiast wody zdatnej do picia, jedzenia, ubrań, zakwaterowania oraz opieki medycznej. W rozmowie z Pomoc Kościołowi w Potrzebie, biskup Maiduguri, Oliver Doeme, ubolewał nad faktem, że nigeryjski rząd nie dostarcza wypędzonym wszystkiego, czego potrzebują aby przeżyć: „Sytuacja polityczna w państwie sprawia, że środki przeznaczone dla ofiar terroryzmu bardzo rzadko docierają do osób, które rzeczywiście ich potrzebuje”. Kościół stara się udzielić, wszelkiej możliwej pomocy: diecezja Maiduguri dostarczyła pomocy 1,5 tys. przepędzonym i współpracuje z diecezją Yola, aby wspomóc tych, którzy właśnie tam się schronili. W duchu ekumenizmu, w Maiduguri pomogliśmy również uchodźcom, którzy należą do innych wyznań chrześcijańskich”. Jednakże prawdą jest, że kryzys ten poważnie dotknął Kościół również finansowo, zrobiono wszystko, co tylko możliwe, jak dodał biskup Oliver Doeme: „Potrzebujemy pilnie pomocy z zewnątrz, aby załagodzić trudną sytuację wypędzonych, w szczególności dzieci, które aktualnie – bez szkoły i bardziej podatne na choroby – muszą się zmierzyć z nieznaną przyszłością”. Według biskupa Doeme, „każdego dnia umierają ludzie, w większości przypadków, z braku przyzwoitego pochówku, ich ciała pozostawione są pod gołym niebem. Ich domy i własność zostały zrabowane, a oni stali się niewolnikami i więźniami w swojej ojczyźnie Aktualny rząd nie może chronić życia obywateli, i właśnie dlatego, życie jest teraz tak tanie, że może zostać zniszczone w każdym momencie. Mamy zwyczaj uważać, że sól to najtańszy produkt na rynku; cóż, teraz życie jest tańsze, szczególnie na północnym wschodzie Nigerii”.

Biskup Doeme przyznał, że zarówno muzułmanie, jak i chrześcijanie czują się zagrożeni terrorem, jaki sieje Boko Haram, ale dodał również: „W tej katastrofie cały czas podstawą jest ton religijny. Możemy uciec od tej rzeczywistości, możemy zachować milczenie i być niezdolnymi do poinformowania o planie islamizacji północnej Nigerii, a w końcu, całej Nigerii. Jednak to, czego jesteśmy świadkami na północy Adamawy jest jasnym potwierdzeniem takiej sytuacji. Boko Haram siłą rekrutowało wielu młodych ludzi, którzy szkoleni są w Mobilnej Bazie w Limankarze, która została zdobyta przez islamistów. Kobiety, którym nie udało się uciec, są zmuszone, aby nawrócić się na islam oraz wyjść za mąż za terrorystów, a starcy, którzy nie mogli uciec zostali zamordowani, bądź pozostawieni, aby umrzeć z głodu. Taki właśnie jest los wiosek o miast, które znajduje się w ich rękach. Morderstwa, zniszczenie, rabunki, zmuszanie do małżeństwa, siłowe wcielanie do armii, zobowiązanie do nawrócenia na islam oraz narzucenie prawa islamskiego lub kalifatu – tak można podsumować działania tej organizacji terrorystycznej”.

Biskup Doeme nie patrzy optymistycznie w przyszłość. Według niego, „jednym z głównych zmartwień jest brak wiedzy, kiedy członkowie Boko Haram zostaną wydaleni z tych obszarów, aby ludzie mogli tutaj wrócić. Módlmy się, aby było to możliwe już wkrótce, ale – w rzeczywistości – nikt nie wie, kiedy to nastąpi”.

PKWP

Tł. Natalia Wiśniewska

Irak: „Mamy do czynienia z ludobójstwem”

ks. Andrzej HalembaTo jest najtragiczniejsza sytuacja, jakiej kiedykolwiek doświadczyłem. Widziałem ludzi głęboko zranionych duchowo

Ksiądz Andrzej Halemba kieruje Referatem Bliskiego Wschodu katolickiego dzieła Pomoc Kościołowi w Potrzebie (PKWP). Niedawno odwiedził wypędzonych chrześcijan irackich.

PKWP: Był Ksiądz niedawno w Iraku. Czy tamtejsi chrześcijanie mają jeszcze nadzieję?

Panuje tam trudna sytuacja. Bez wątpienia mamy do czynienia z ludobójstwem. Do ludobójstwa bowiem dochodzi nie tylko wtedy, kiedy morduje się ludzi, lecz także wtedy, kiedy zabija się duszę narodu. A to właśnie dzieje się teraz w Iraku. To jest najtragiczniejsza sytuacja, jakiej kiedykolwiek doświadczyłem. Widziałem ludzi głęboko zranionych duchowo. Podczas różnych kryzysów na świecie często widywałem ludzi, którzy wszystko utracili. Jednakże w Iraku są chrześcijanie, którzy już 3 – 4 razy musieli wszystko zostawić i uciekać. Nie widzą żadnego światła w tunelu. Wszyscy przeżyli wielką traumę. Normalnie w takich sytuacjach do pomocy włączają się kobiety. W Kurdystanie jednak widziałem kobiety, które miały pustkę w oczach i były całkowicie zamknięte w sobie. Już zabrakło im łez, aby płakać. Jeszcze nigdzie nie zetknąłem się z czymś takim. Mężczyźni natomiast skłaniają się ku przemocy. Bierze się to stąd, że nie mogą już spełniać swojej dotychczasowej roli żywicieli i opiekunów rodzin. Teraz muszą o wszystko żebrać i nie mają żadnych perspektyw.

PKWP: Czy odnosi Ksiądz wrażenie, że chrześcijanie chcą opuścić Irak?

Skoro się utraciło wszelką nadzieję, to chce się opuścić swoją ziemię. Większość nie chce powracać do rodzinnych miejscowości. To zły znak na przyszłość dla irackiego chrześcijaństwa. Tamtejsi chrześcijanie czują się zdradzeni i porzuceni i chcą wyjechać. Kurdyjscy bojownicy, którzy mieli bronić chrześcijańskich miejscowości przed Państwem Islamskim (PI), zapewniali chrześcijan, że są bezpieczni. I nagle PI opanowało chrześcijańskie wsie i miasta. Często mieszkańcy nie mogli nawet zabrać ze sobą ubrań na zmianę. Gorzkie jest poczucie, że na nikim nie można polegać. Przypominają się liczne masakry z czasów osmańskich, sprzed 100 lat. Wybito wtedy 100 tys. chrześcijan.

PKWP: Według danych kościelnych obecnie pozostaje na wygnaniu ponad 120 tys. chrześcijan. Czy otrzymają oni potrzebną pomoc?

Chrześcijanom nie pomaga ani centralny rząd iracki, ani regionalny rząd kurdyjski. Dlatego czują się jak obywatele drugiej kategorii. Głównie dlatego są tacy zirytowani. W gruncie rzeczy są zdani na siebie. Oczywiście nadchodzi pomoc z zewnątrz, lecz muszą się starać, żeby ją otrzymać. W Iraku mamy prawdziwych bohaterów miłości bliźniego. Biskupi, księża i zakonnicy, ale również świeccy wzorowo zatroszczyli się o swoich braci i czynią to nadal.

PKWP: Co jest teraz największym wyzwaniem humanitarnym?

Oczywiście nadchodząca zima. W Kurdystanie bywa ona bardzo zimna i śnieżna. Już teraz jednak zaczynają się opady deszczu. Dzięki wsparciu PKWP jesteśmy w trakcie przenoszenia ludzi z namiotów do kontenerów mieszkalnych. Jednakże według mnie największym wyzwaniem pozostaje ludzkie myślenie. Czy ludzie już postanowili na zawsze opuścić Irak i Bliski Wschód? Musimy się zaangażować i dać im nadzieję.

PKWP: W jaki sposób?

Przede wszystkim muszą na nowo uwierzyć w przyszłość swojego pięknego, starego kraju. Dlatego społeczność międzynarodowa musi dążyć do tego, żeby rząd w Bagdadzie został wzmocniony i reprezentował wszystkie grupy religijne i etniczne. Tylko w ten sposób można ostatecznie pokonać PI.

PKWP: W jaki sposób PKWP będzie w dalszym ciągu wspierać irackich chrześcijan?

Przeznaczyliśmy około 4 mln euro na pomoc ludziom. Chcemy zanieść im nową nadzieję. Zwłaszcza musi się poprawić sytuacja mieszkaniowa. Często się zdarza, że w ramach tymczasowego zakwaterowania w jednym pomieszczeniu mieszka ponad 20 osób. Na dalszą metę nie da się tego zaakceptować. Dlatego opłacamy wynajem zwykłych mieszkań w Dahuk, Irbil, Zacho. Dzięki temu każdy ma dla siebie chociaż kilka metrów kwadratowych. Poza tym musimy polepszyć położenie dzieci. Nie powinny one przebywać na ulicy, tylko chodzić do szkoły. Pomagamy urządzić 8 szkół, każda na 900 uczniów. To także mobilizuje ludzi, ponieważ przynajmniej dzieci będą mogły w miarę normalnie żyć. Kiedy chodzą do szkoły, nie myślą przez cały czas o PI. Na dzieciach zależy nam szczególnie. Ponieważ zbliża się Boże Narodzenie, chcemy dla nich przygotować prezenty świąteczne. Obdarujemy 15 tys. dzieci. Każda paczka będzie kosztować ok. 25 dolarów. W rozprowadzaniu pomoże wielu ochotników. W każdej paczce znajdzie się kartka zachęcająca dzieci do modlitwy za dobroczyńców z całego świata. To da im poczucie, że nie są osamotnione.

PKWP/ Oliver Maksan

Tłum. z jęz. niemieckiego dr Paweł Borkowski

Syria: „W Damaszku można zginąć na wiele sposobów”

abp Samir NassarMaronicki arcybiskup Damaszku Samir Nassar rozmawiał z PKWP na temat życia w Syrii oraz problemów, które trapią Syryjczyków.

Ekscelencjo, wojna w Syrii trwa już od trzech lat. Jak ludzie mogą żyć w takich warunkach?

Problemy stają się coraz większe. Gospodarka padła. Ludzie nie mają pracy. Inflacja rośnie. Nasza waluta bardzo szybko traci na wartości w stosunku do dolara. Stopniowo każdy popada w biedę. Ludzie zużyli bowiem swoje oszczędności. Wszyscy potrzebują pomocy. My jako Kościół staramy się wspomóc tyle rodzin, ile to możliwe. W chwili obecnej naszą pomocą objętych jest ok. 300-400 rodzin. Podstawowy problem stanowi dostarczanie tejże pomocy. Wiąże się ono z niebezpieczeństwem rabunku lub porwania. Ale musimy podjąć te ryzyko. W przeciwnym razie ludzie stąd wyjadą. Musieliśmy zamknąć już parafie ze względu na odpływ wiernych. Tak więc jeśli nie pomożemy tym nielicznym, którzy pozostali, to w końcu nie będzie Kościoła w Damaszku. Dziękuję Bogu, że w ciągu tych trudnych lat mamy wsparcie ze strony PKWP.

Czy państwo syryjskie jest w stanie udzielić jakiejkolwiek pomocy?

Otóż nie. Ludzie muszą polegać tylko i wyłącznie na sobie. Jednak, jak już wspomniałem, nawet ci, którzy mają pracę, ubożeją z powodu wysokiej inflacji. Pracy i tak jest bardzo mało. W sposób szczególnie negatywny wpływa to na ludzi starszych. Do tej pory mogli liczyć na wsparcie swoich rodzi. Te jednak pozostały z niczym, więc to my staramy się przejąć ich rolę. Realizujemy program, dzięki któremu starsi ludzie mogą otrzymywać potrzebne lekarstwa.

Jak wygląda życie codzienne tam, gdzie toczy się wojna?

Teraz trwa już czwarty rok wojny. Na początku każdy bał się scen walki, bomb i rakiet. Już się jednak do tego wszystkiego przyzwyczailiśmy. Życie musi iść naprzód. Oczywiście wciąż musimy zachowywać szczególną ostrożność. Lepiej pozostać w domu niż wychodzić na ulicę. W Damaszku można zginąć na wiele sposobów – na skutek postrzelenia przez snajpera lub wybuchu samochodu-pułapki. Wielkim zagrożeniem są też pociski artyleryjskie. Wielu rannych ginie też z braku lekarstw. Szpitale nie są wystarczająco zaopatrzone w medykamenty. Jeden pocisk ma taką siłę, że może zabić 30-40 osób, a kolejne dziesięć ginie na skutek braku opieki medycznej. Niedożywienie jest jeszcze jednym powodem śmierci. Tak na przykład cukrzycy potrzebują specjalnej diety. Będąc jej pozbawionymi, w końcu umierają. Warunki życia są tragiczne także pod innymi względami. Mamy tutaj dwa miliony dzieci, które już nie chodzą do szkoły. Wiele z tych szkół po prostu zniszczono, a te, które pozostały, są przepełnione. W każdej sali musi się zmieścić 60 uczniów. Nie trzeba dodawać, jak stan ten wpływa na poziom nauki.

A jak wygląda sytuacja, jeśli chodzi o żywność? Czy mając pieniądze, można cokolwiek sobie kupić?

Można, przede wszystkim jedzenie z puszki. Ale brakuje świeżych produktów, np. warzyw, sera czy mięsa. Problemem jest także wymuszona przez upał konieczność przechowywania świeżego jedzenia w chłodniach. Niestety pojawiają się problemy z prądem. Musimy więc polegać na jedzeniu z puszki i takich niepsujących się potrawach jak ryż czy soczewica.

Czy Jego Ekscelencja ma wrażenie, że wojna i związane z nią cierpienie przyczyniły się do pogłębienia wiary wspólnoty Jego Ekscelencji?

Owszem. Widać zwrot ku wierze. Ludzie dużo się modlą. Kościoły są dłużej otwarte. Niejeden wierny modli się w nich w ciszy całymi godzinami. Nic im nie pozostało właśnie oprócz wiary. Ludzie ci są w sytuacji bez wyjścia i właściwie czekają na śmierć. Pod koniec każdej Mszy żegnają się ze sobą, bo nie mają pewności, że się jeszcze kiedykolwiek zobaczą. Panuje nastrój przygnębienia. Ludzie poddają się dyktatowi losu. Jako Kościół koncentrujemy się w chwili obecnej głównie na pomocy społecznej, a trochę mniej na służbie duszpasterskiej. Jesteśmy jedynym źródłem pomocy dla cierpiących. Tylko my możemy przynieść im ulgę. Rodzina jest jedynym fundamentem. To właśnie ona pomaga i dzieli się tym, co ma. Tożsamość rodzinna bardzo silnie się teraz uwydatnia. Gdyby nie rodzina, bylibyśmy już świadkami katastrofy totalnej.

Czy Jego Ekscelencja dysponuje danymi liczbowymi, które pokazują ilu wiernych opuściło Syrię?

Nie. Nie mamy żadnych danych statycznych. Ale widzimy wyraźnie, jak z każdym rokiem bardzo gwałtownie spada liczba osób przystępujących do sakramentów. W roku 2012 było więcej chrztów i ślubów niż w 2013. Natomiast rośnie liczna pogrzebów. Musimy powiększyć nasz cmentarz. Uprzednio planowaliśmy założenie przedszkola lub szkoły. Zamiast tego trzeba zainwestować w powiększenie cmentarza chrześcijańskiego.

Od wybuchu wojny w marcu 2011 roku PKWP przekazała ok. 4 150 000 Euro na pomoc dla narodu syryjskiego i syryjskich uchodźców w sąsiednich państwach. Z kolei w samym 2014 r. PKWP dostarczyła 1 234 700 Euro na pomoc dla ofiar wojennych i uchodźców z Syrii.

PKWP

Tł. Dominik Jemielita

Egipt: „Chrześcijanie czują się znacznie bardziej bezpiecznie”

Dzieci z EgiptuChrześcijanie w Egipcie czują się znacznie bardziej bezpiecznie, mimo to nie ustały jeszcze napięcia na tle wyznaniowym, mówi greckokatolicki ksiądz Rafic Greiche, rzecznik prasowy egipskiego Kościoła katolickiego w rozmowie z Papieskim Stowarzyszeniem Pomoc Kościołowi w Potrzebie.

PKWP: Ojcze Greiche, w sierpniu ubiegłego roku zostały spalone kościoły w Egipcie kiedy islamiści wzięli odwet za obalenie prezydenta Mursiego. Jakie działania zostały podjęte na rzecz chrześcijan w Egipcie wraz z zaprzysiężeniem nowego prezydenta Sisiego?

Nastroje są znacznie lepsze. Sytuacja w zakresie bezpieczeństwa poprawia się. Jest większa stabilność. Projekty gospodarcze, takie jak rozbudowa Kanału Sueskiego, budzą entuzjazm wśród wszystkich Egipcjan. Chrześcijanie czują się znacznie bardziej bezpiecznie. Przychodzą do kościoła bez poczucia zagrożenia, jak to miało miejsce za czasów prezydenta Mursiego; Bracia Muzułmanie rzucali koktajle Mołotowa na kościoły, a na ich murach wypisywali obraźliwe napisy pod adresem chrześcijan. Obecna sytuacja sprzyja pokojowemu nastawieniu.

PKWP: Czy to oznacza, że nie ma już ataków islamistów na chrześcijan?

Cóż, osiągnięto bardzo niski poziom, pewne minimum; ale w dalszym ciągu powstają napięcia na tle wyznaniowym w niektórych miasteczkach. Również zdarza się, że dżihadyści porywają młode chrześcijanki. Ale sytuacja bardzo się poprawiła. Istnieje być może tylko dziesięć procent z problemów, jakie my chrześcijanie mieliśmy za rządów Mursiego. Ale to nie znaczy, że podobne zajścia nie mają już miejsca. Nadal mamy problemy wyznaniowe, które są nam znane od trzydziestu czy czterdziestu lat.

PKWP: Czy w takim razie prezydent Sisi jest wyczulony na problemy chrześcijan?

Przyjął wszystkich biskupów, zarówno Kościoła prawosławnego, jak i katolickiego, i protestanckiego. Powiedział im, że chrześcijanie mają pełne prawo do tego aby zarządzać swoimi kościołami i modlić się. Ponadto, jego rząd we współpracy z Kościołem, przygotowuje ustawę regulującą budowę świątyń. Dla nas w Egipcie jest to jeden z najbardziej palących problemów. Na chwile obecną budowa nowego kościoła jest bardzo trudna. Projekt ustawy przewiduje, że można umieszczać symbole chrześcijańskie, takie jak krzyże i dzwony, w sposób widoczny z zewnątrz. Dodatkowo, według projektu, organy bezpieczeństwa nie będą decydować o budowie kościoła. Również sam prezydent nie będzie mógł wydać pozwolenia na budowę kościoła, a jedynie gubernator danej prowincji. Jeśli ten, w terminie sześćdziesięciu dni nie zgłosi żadnych zastrzeżeń, chrześcijanie będą mogli rozpocząć budowę. Jednak ustawa czeka jeszcze na dalsze postępowanie z tego względu, że w Egipcie nie ma obecnie parlamentu, który mógłby ją zatwierdzić. Dlatego musimy poczekać aż do wyborów parlamentarnych, które odbędą się pod koniec bieżącego roku lub na początku przyszłego. To oznacza, że jeszcze nic nie jest rozstrzygnięte.

PKWP: Myśli ksiądz, że islamiści będą mogli znów odegrać ważną rolę w nowym parlamencie?

Tak, obawiam się tego. Problem polega na tym, że pozostałe partie są bardzo słabe i nie mają sprecyzowanego kierunku. Również nie mogą liczyć na zbyt duże poparcie. Prawdopodobnie islamiści nie uzyskają większości, ale będą mogli utworzyć znaczącą mniejszość, która opóźni lub zatrzyma różne projekty.

PKWP: Chrześcijanie w Syrii i Iraku są prześladowani przez organizacje takie jak Państwo Islamskie. Czy zagrożeni mogą czuć się również chrześcijanie w Egipcie, czy jednak Państwo Islamskie jest zbyt daleko?

Nie, my również czujemy się zagrożeni; oczywiście nie w taki sam sposób jak chrześcijanie w Syrii lub Iraku, gdzie zagrożenie jest bezpośrednie. Jednak obawiamy się dżihadystów z Libii, naszego sąsiedniego kraju. To stamtąd wysyłana jest broń. Poza tym są również dżihadyści z półwyspu Synaj. Oznacza to, że zarówno na wschodzie jak i na zachodzie Egiptu są obecni dżihadyści.

PKWP: Czy ma ksiądz wrażenie, że muzułmańskie władze w Egipcie wystarczająco potępiają takie ugrupowania jak Państwo Islamskie?

Cóż, kiedy latem Państwo Islamskie zaczęło wydalać chrześcijan z Mosulu, w pierwszej chwili nie było żadnego oświadczenia ze strony Al-Azhar, sunnickiego uniwersytetu. Koptowie zebrali się przed watykańską ambasadą w Kairze i zaapelowali do władz uniwersytetu Al-Azhar o potępienie zajść. Wkrótce potem wydana została oficjalna opinia. Ale nie chodzi tylko o to; niestety w programach nauczania uniwersytetu i szkół kierowanych przez Al-Azhar jest wiele rzeczy, które nie różnią się prawie niczym od tego co robi Państwo Islamskie. Tutaj trzeba dokonać pewnej zmiany, ponieważ ma to wpływ na sposób myślenia społeczeństwa.

Papieskie Stowarzyszenie Pomoc Kościołowi w Potrzebie od wielu lat wspiera chrześcijan w Egipcie. Oprócz projektów humanitarnych i duszpasterskich, finansuje jak dotąd bardzo restrykcyjną budowę kościołów, na przykład w diecezji Asjut, w Górnym Egipcie. Tam Koptyjski Kościół Katolicki otrzymał zgodę na budowę kościoła aby zastąpić obecny, będący w ruinie. Papieski Stowarzyszenie Pomoc Kościołowi w Potrzebie już zatwierdziło środki na ten projekt.

Oliver Maksan

Tł. Magdalena Zybała

Pomoc Kościołowi w Potrzebie pomaga dzieciom wrócić do szkoły

Pomoc Kościołowi w Potrzebie przeznaczyła 2 mln euro na projekty edukacyjne. W ramach programu zostanie wybudowanych osiem szkół: cztery w Ankawie i cztery w prowincji Dohuk, daleko na północ od autonomii kurdyjskiej w północnej części Iraku.

Rania i Ranin są nierozłączni. Bliźnięta, które właśnie skończyły 10 lat, tak samo lubią chodzić do szkoły. Lubią bądź przynajmniej lubiły, zanim nie zostały zmuszone do opuszczenia swojego domu, gdy nadciągnęły siły Państwa Islamskiego. Spotkaliśmy Ranię i Ranina oraz ich matkę Thirkę w Ankawie, poza kurdyjską stolicą, Erbil, gdzie wraz z innymi rodzinami mieszkają w namiocie na zamkniętym terenie, należącym do chaldejskiego Kościoła w parafii p.w. św Józefa. To było na początku października. Thirka martwiła się, co będzie z rozpoczęciem roku szkolnego, który bliźniacy i ich rok starszy brat Habib właśnie opuścili.

To dla dzieci takich jak Ranin, Rania i Habib Pomoc Kościołowi w Potrzebie przeznaczyła 2 mln euro na projekty edukacyjne. W ramach programu zostanie wybudowanych osiem szkół: cztery w Ankawie i cztery w prowincji Dohuk, daleko na północ od autonomii kurdyjskiej w północnej części Iraku.

Podczas naszego pierwszego dnia spędzonego w północnym Iraku, Bashar Warda, chaldejski arcybiskup Erbil, z dumą pokazał nam nową, powstałą w Ankawie szkołę św. Marii (Mar Yamana School) zbudowaną z prowizorycznego kontenera. Szkoła zapewnia możliwość nauki 900 dzieciom, a zajęcia podzielono na poranne i popołudniowe zmiany obejmujące po 450 osób. Obok powstaje szpital prowadzony przez Siostry Krzyża Świętego w Ankawie. Jakiekolwiek zaistniałe potrzeby medyczne mogą być więc natychmiastowo zaspokajane. Pośród 120 tysięcy chrześcijan, którzy napłynęli do Kurdystanu, jest wielu nauczycieli i innych wykształconych w tym zawodzie, wyrażających chęć i zdolność do przyłączenia się do pracowników. Ich pensje będą pokryte z pieniędzy rządowych.

Matka Ranii i Ranina powitała wiadomość o szkołach z wielkim entuzjazmem. „Dziękuję za wasze wsparcie” mówi. Thirka ubiera się na czarno na znak żałoby po swoim mężu, policjancie z Qaraqosh, który zginął pięć lat temu w wyniku wybuchu bomby. „Właśnie zaczynałam jakoś sobie radzić z życiem bez męża,” mówi Thirka, „ale bycie zmuszoną do opuszczenia domu wszystko utrudniło. Brak szkoły, do której mogłyby uczęszczać moje dzieci to katastrofa. Jeśli mają mieć jakąkolwiek nadzieję na przyszłość, szkoła jest absolutną koniecznością”.

Pomoc Kościołowi w Potrzebie ogłasza wprowadzenie 12 pilnych pakietów pomocowych dla Iraku w celu pomocy tysiącom wysiedlonych irackich chrześcijan. W ramach pakietów mają oni otrzymać jedzenie, schronienie, edukację i prezenty dla dzieci w ilości uzgodnionej przez program kryzysowy. Pomoc ma się rozpocząć jak najszybciej, jeszcze przed nadejściem zimy. Program pomocy wartości 4 mln euro, ogłoszony przez Pomoc Kościołowi w Potrzebie – jeden z największych w 67-letniej historii organizacji – obejmuje także duszpasterskie wsparcie księży i sióstr przesiedlonych w wyniku kryzysu, który ogarnął kraj.

PKWPtł. Paulina Ślaska