Bierność i milczenie zachęcą Państwo Islamskie do powodowania coraz więcej tragedii

Bagdad/Königstein im Taunus 25.08.2014 – Chaldejski patriarcha Louis Raphael Sako ostrzega przed rozszerzeniem przemocy Państwa Islamskiego (IS).

IS może zostać zachęcone przez „milczenie i bierność do powodowania jeszcze więcej tragedii.” Należy postawić sobie pytanie, „kto będzie tym następnym”, którego to dotknie. W piśmie przedłożonym międzynarodowemu katolickiemu dziełu pomocowemu Pomoc Kościołowi w Potrzebie żąda on pilnie „efektywnej pomocy międzynarodowej.”

Równocześnie zwierzchnik Kościoła katolicko – chaldejskiego skarży się, że od 6. sierpnia nie ma „ciągle jeszcze żadnego konkretnego rozwiązania dla kryzysu, z którym jesteśmy skonfrontowani, podczas gdy dalej trwa dopływ środków finansowych, broni i bojowników dla IS.” Podjęte środki „niczego dotychczas” nie zmieniły, a „los dotkniętych tym ludzi ciągle jest bliski zagładzie, jak gdyby ci ludzie nie byli częścią ludzkości.” Podkreślił on, że wspólnota międzynarodowa, a w szczególności USA i Europa , nie może pozostać obojętna ze względu na swą moralną i historyczną odpowiedzialność za Irak.” Jego zdaniem „sumienie świata nie jest tego w pełni świadome, jak poważna jest sytuacja.”

Patriarcha wskazał na to, że teraz wraz z emigracją chrześcijańskich rodzin uchodźców rozpoczęła się „druga faza tej katastrofy.” Napisał on dosłownie: „ Irak traci część swego społeczeństwa, która jest nie do zastąpienia. (…) Respektujemy decyzje tych, którzy chcą wyemigrować, ale dla tych, którzy chcą pozostać, podkreślamy naszą długą i głęboko zakorzenioną historię w tym kraju. Bóg ma własny plan dla naszej obecności w tym kraju i zaprasza nas do przekazywania poselstwa miłości, braterstwa, godności i harmonijnego współżycia.” Bezpieczeństwo ludzi na tym terenie może być jednak zagwarantowane tylko wtedy, gdy wspólnota międzynarodowa będzie współpracowała razem z rządem centralnym Iraku i rządem regionalnym Kurdystanu.

Podróż w stronę pokoju w Sudanie Południowym

Już od kilku miesięcy zastanawiam się nad konfliktem w Sudanie Południowym, który wybuchł w Jubie 15.12.2013 roku. Rozmyślam też na temat rozmów pokojowych toczących się w Addis Ababie pomiędzy Rządem Republiki Południowego Sudanu oraz opozycyjną Ludową Armią Wyzwolenia Sudanu. Pytanie, które nie daje mi spokoju brzmi: „Czy konflikt ten był naprawdę konieczny?” Mam ogromny dług wdzięczności wobec bardzo wielu osób, w tym wspólnocie międzynarodowej, które pracowały bez wytchnienia, aby prawdziwy pokój mógł powrócić do Sudanu Południowego. Pomimo tego, że układ o zaprzestaniu agresji z 9.05.2014 r. został złamany, wiele z tych osób wciąż pozostaje zdeterminowanych, by kroczyć trudną drogą prowadzącą do okrągłego stołu w Addis Ababie. Chciałbym więc podziękować każdemu z was zaangażowanych w budowanie pokoju. Niech Bóg pobłogosławi wasze wysiłki.

Przemożne pragnienie dążenia do pokoju wzbudziło we mnie myśl zainspirowaną słowami Daga Hammarskjolda, byłego Sekretarza Generalnego ONZ, który zginął tragicznie w wypadku samolotowym we wrześniu 1961 roku. Leciał właśnie na miejsce negocjacji pokojowych między siłami pokojowymu ONZ i żołnierzami Moisego Czomby w Kongo. Dag powiedział, że: „najdłuższą podróżą każdego człowieka jest podróż w głąb siebie samego.” Każdy z nas może inaczej interpretować te słowa. Ja jednak muszę przyznać, że moje doświadczenie życiowe nauczyło mnie, że odkrywanie własnego wnętrza jest jednym z najtrudniejszych wyzwań podróżniczych w życiu człowieka. O ile nie wydarzy się żaden wypadek, jak miało to miejsce w przypadku Daga, znacznie łatwiej jest wsiąść do samolotu i polecieć do Addis Ababy lub innego znanego sobie celu. Dzisiaj Dag pyta każdego z nas, Południowego Sudańczyka, osoby zaangażowane w działania pokojowe w Addis Ababie oraz wszystkich łaknących pokoju dla tego najmłodszego z narodów:

„Jaką podróż odbyłem w głąb siebie, aby przyczynić się do budowania pokoju w szczerości serca? Co, jako osoba, mogę dać światu, który tak bardzo potrzebuje pokoju?”

Jestem przekonany, że prawdziwy pokój w Sudanie Południowym może nastąpić, jeżeli podejmiemy tę podróż w głąb naszego wnętrza. Musi to być podróż szczerości i stawania w prawdzie wobec siebie samego oraz Boga. Musimy zmierzyć się z prawdą o sobie, swoich uczuciach oraz postawie wobec innych. Każdy z nas jest w jakimś stopniu odpowiedzialny za ten konflikt. Zaistniał on ze względu na nasz egoizm, agresję, chciwość, obmawianie innych, zazdrość i uprzedzenia, które nas dzielą, a nie łączą. Musimy koniecznie wyruszyć w tę podróż w głąb siebie samego, niezależnie od tego, co mielibyśmy tam odkryć. Nie wolno nam jedynie racjonalizować i obwiniać dwie wrogie strony konfliktu. Trzeba uznać, że każdy ponosi zań odpowiedzialność ze względu na styl naszego życia codziennego. Mowa nienawiści, obojętność i brak działania w sytuacji, gdy było to konieczne, wydatnie przyczyniły się do zaognienia konfliktu.

Jak powiedział Dag, wysiłki na rzecz pokoju muszą zacząć się od oczyszczenia własnego, prywatnego świata.

Uważam, że aby zbudować pokój w Południowym Sudanie, musimy być sprawiedliwi i działać bez zbędnego strachu. Jak możemy walczyć o wolność w tym państwie, jeżeli nasze umysły są zniewolone? Co ty i ja jesteśmy w stanie zrobić, aby stworzyć zupełnie inny Sudan Południowy, Sudan bez granic i podziałów? Każdy z nas jest odpowiedzialny za nasze bezpieczeństwo i pokój, nie tylko prezydent Salvar Kiir albo przywódca rebeliantów Dr Riek Machar. Możemy zbudować cieszący się pokojem Sudan Południowy, jeżeli jesteśmy gotowi w pełni poświęcić się wspólnemu interesowi. Poświeceniem tym ma być opisana przeze mnie podróż. Trzeba na nią wyruszyć zarówno w wymiarze indywidualnym, jak i społecznym. Mam nadzieję, że zrozumiemy znaczenie obecnej chwili. Ten czas jest pomostem między przeszłością i przyszłością Sudanu Południowego. Modlę się, abyśmy zdobyli się na wspólne podjęcie tej podróży.

Jest jeszcze nadzieja dla chrześcijan w Iraku, ale tylko wtedy, gdy będziemy działać teraz

„Jeśli nie chcemy pozostać milczącymi świadkami ostatniego rozdziału historii chrześcijaństwa w Iraku, społeczność międzynarodowa musi teraz zdecydowanie reagować,” powiedział Johannes Freiherr Heereman, prezydent wykonawczy międzynarodowej organizacji Pomoc Kościołowi w Potrzebie (PKWP), po powrocie z irackiego miasta Erbil.

Prezydent wykonawczy PKWP Johannes Freiherr Heereman podróżował do Iraku na zaproszenie patriarchy Babilonii, Louisa Sako, aby zobaczyć jak wygląda sytuacja na miejscu i dowiedzieć się, czego potrzebuje ponad 100 tysięcy chrześcijan, którzy zostali przesiedleni i znaleźli schronienie w Ankawa, chrześcijańskiej dzielnicy Erbil, oraz w wioskach na północ od Duhok i Zakho. „Sytuacja jest dramatyczna. Spotkaliśmy się z biskupami, kapłanami, zakonnicami i wolontariuszami, którzy dzień i noc niosą elementarną pomoc tym ludziom. Temperatury sięgają do około 44 stopni. Ludzie potrzebują dachu nad głową i opieki medycznej. Jest jeszcze wiele do zrobienia”, mówi Johannes Heereman. Jednak oprócz tej niezbędnej, nadzwyczajnej pomocy humanitarnej, każdy z nas musi zadać sobie pytanie:, w jaki sposób chrześcijanom i innym mniejszościom w Iraku można pomóc, aby zapewnić, że taki dramat się nie powtórzy. „Wielu z chrześcijan przeszło już długą drogę ucisku i cierpienia. Są zniechęceni i tylko chcą uciec z tego miejsca. Błagają o pomoc w uzyskaniu wiz do innych krajów. Ale wciąż jest wielu takich, którzy chcą wrócić do swoich domów, które często zostały zrabowane przez sąsiadów – do miejsc, w których mieszkają od pokoleń i gdzie jest ich historia i korzenie. Zostawili za sobą wszystko, kiedy uciekli, a jednak chcą wrócić,” mówi Heereman.

„Wciąż jest nadzieja dla chrześcijan w Iraku, ale tylko wtedy, gdy będziemy teraz działać,” to wiadomość od patriarchy Louisa Sako skierowana do przewodniczącego PKWP. W związku z tym Pomoc Kościołowi w Potrzebie apeluje do zachodniego świata, aby wziął on na siebie odpowiedzialność moralną za pomoc chrześcijanom i innym mniejszościom religijnym, które chcą tu pozostać, zapewniając im ochronę i bezpieczeństwo. „To nie może być tylko troska Kościoła w Iraku. Nie wolno nam być cichymi świadkami zniszczenia, które obecnie osiąga skalę katastrofy cywilizacyjnej. Można już mówić o ludobójstwie. Kościół może złagodzić ból i chce to robić, ale kwestie bezpieczeństwa i obrony, a także prawa do życia i wolności religijnej są sprawą polityczną,” podkreśla pan Heereman.

PKWP obiecał irackim chrześcijanom, zwłaszcza uchodźcom z terenów opanowanych przez rebeliantów z Państwa Islamskiego, drugi pakiet pomocy nadzwyczajnej w wysokości 100 000 euro. Pierwszy pakiet nadzwyczajnej pomocy w wysokości 100 000 euro został przyznany w czerwcu tego roku.

PKWP

Tł. W. Knapik

Chcę zostać w Iraku. Kocham ten kraj

Relacja korespondentki PKWP z Iraku.

Opuściliśmy Ankawę i Erbil – miasta, w których aż roi się od uchodźców. Wraz z arcybiskupem Emilem Noną – hierarchą stojącym na czele chaldejskiej archidiecezji Mosulu – udaliśmy się w okolice Dohuku leżącego na północ od Mosulu. Uchodźcy są tam rozproszeni po różnych wioskach. Biskup także jest uchodźcą. Musiał opuścić Mosul i odbyć zaplanowane spotkanie z młodzieżą w innej chrześcijańskiej miejscowości, ponieważ siły ISIL-u zajęły Mosul. Jak tylu innych wiernych musiał zostawić tam wszystko, co posiadał.

Droga do Dohuku prowadzi przez Mosul, ale ze względu na siły ISIL-u okupujące to miasto oraz okoliczne tereny pojechaliśmy trudniejszą, górską drogą. Czasami przejeżdżaliśmy raptem 20 kilometrów od miejsc zajętych przez ISIL. Nie było łatwo przechodzić przez punkty wojskowe. Z daleka dostrzegliśmy chrześcijańskie miasto Alkusz. Większość jego mieszkańców wyjechało stąd, bojąc się przybycia sił ISIL-u.

Na początku przyjechaliśmy do Mangeszu położonego lekko na północ od Dohuku. Dwadzieścia pięć lat temu było to w pełni chrześcijańskie miasto. Potem jednak Saddam Hussein pozwolił osiedlić się w nim bardzo dużej liczbie Kurdów, w związku z czym chrześcijanie stali się mniejszością. W chwili obecnej jest tam ok. 300 rodzin chrześcijańskich. Dołączyło do nich około 77 rodzin należących do Syryjskiego Kościoła Ortodoksyjnego, które dnia 6.08 uciekły ze swojej miejscowości znajdującej się niedaleko Alkuszu. Jeden z mężczyzn z tego miasteczka trzy dni wcześniej wyruszył na poszukiwanie schronienia dla rodzin i przypadkowo odkrył Mangesz. Gdy właśnie szóstego sierpnia rodziny te usłyszały bombardowania, był to dla nich znak, by uciekać. Uchodźcy byli bardzo wdzięczni księdzu Yoshi Sanie, który ofiarował im budynek katolickiego centrum katechetycznego jako tymczasowe schronienie.

Gdy przybyliśmy do centrum katechetycznego, był tam również kapłan Kościoła Ortodoksyjnego. Wyraził on wobec bp Nony wdzięczność, którą żywią uchodźcy za dobroć i szczodrość, z jaką ich potraktowano. Ciągle potrzebują więcej namiotów i wentylatorów. Hierarcha obiecał zdobyć je. W Erbilu temperatura skoczyła do ponad 43°C i w jednym przypadku siedem rodzin dzieliło jeden namiot. Jeden z mężczyzn wyznał nam, że już nie wytrzymuje tej sytuacji: „Nie ze względu na mnie, ale ze względu na moje dzieci.” Pewna kobieta z trojgiem niepełnosprawnych dzieci głośno płakała, że bardzo chce wrócić do siebie, ale za bardzo się boi.

Przez resztę dnia wraz z ks. Yoshią i ks. Samirem Youssefem (kapłanem sąsiedniej parafii) odwiedziliśmy kilka innych wiosek. Byliśmy świadkami cierpienia uchodźców, którzy uciekli z Mosulu, Alkuszu, Telkefu, Telascofu i wielu innych miast. Zobaczyliśmy nieznośną ciasnotę, w jakiej muszą żyć. Zbudowała nas jednak wieść o szczodrości rodzin chrześcijańskich, które dzielą swoje często bardzo skromne mieszkania z potrzebującymi pomocy. Pojechaliśmy następnie do miejscowości Baghere, gdzie księża natrafili na aż 47 rodzin uchodźców. Wśród nich były jednomiesięczne bliźnięta, które przyszły na świat już jako uchodźcy. Wszyscy ci ludzie opowiedzieli tę samą historię o tym, w jakiej panice uciekali z Mosulu, gdy dowiedzieli się, że 60 000 wojska rządowego już opuściło miasto. Podkreślali, że bardzo boją się o dzieci. Jeden z mężczyzn zapoznał nas ze swoimi dwiema córkami, które studiują (czy raczej studiowały) na uniwersytecie w Mosulu. Jedna z nich była na medycynie. Do jej grupy należało jeszcze piętnaścioro chrześcijan. Około 8000 studentów spośród wszystkich 40 000 na tym uniwersytecie to chrześcijanie. Czy będą mogli wrócić na studia?

Niektórzy z uchodźców mówili, że chcieliby opuścić Irak, uważając, że nie mają w tym kraju już żadnej przyszłości. Są bardzo rozczarowani postawą swoich byłych muzułmańskich sąsiadów, którzy obrabowali domy chrześcijan, gdy tylko ci opuścili je. Inni powiedzieli, że chcą wrócić do swoich domów, ale pod warunkiem, że znajdą się jakieś międzynarodowe siły pokojowe, które zapewniłyby im ochronę. Pewna piętnastoletnia dziewczyna imieniem Ronda była wyraźnie zaskoczona, gdy zapytaliśmy ją, czy chce opuścić swoją ojczyznę. Odparła: „Chcę zostać w Iraku. Kocham ten kraj.”

PKWP

Tł. Dominik Jemiellita

Irak: “Uchodźcy są chwytani w szpony śmierci i chorób”

Irakijczycy uciekający przed prześladowaniami mają otrzymać nadzwyczajną pomoc w kwocie prawie 130 000 USD po tym jak katolicka organizacja wspierająca prześladowanych chrześcijan zaoferowała pakiet pomocy dla rozpaczliwe wołających o pomoc.

W odpowiedzi na apele o pomoc ze strony najwyższego rangą biskupa Iraku, organizacja Pomoc Kościołowi w Potrzebie zgodziła się ofiarować pomoc osobom potrzebującym żywności i schronienia, którzy uciekli przed postępującymi siłami Państwa Islamskiego (dawniej ISIS).

Wspomniane wsparcie, największe spośród dotychczasowych, zostało udzielone przez Pomoc Kościołowi w Potrzebie w czerwcu, wkrótce po zajęciu Mosulu przez Państwo Islamskie.

W poruszającym apelu wystosowanym (10 sierpnia) katolicki patriarcha kościoła chaldejskiego, Louis Raphael I Sako, powiedział: „Śmierć i choroba wyciągają swoje macki po dzieci i osoby starsze spośród tysięcy rodzin uchodźców rozsianych po terenie Regionu Kurdystanu, którzy stracili wszystko w czasie ostatnich tragicznych wydarzeń. Tymczasem bojownicy ISIS wciąż posuwają się naprzód, a pomoc humanitarna jest niewystarczająca.”

Patriarcha powiedział, że w dzielnicy Ankawa na przedmieściach Erbil przebywa 70 000 wysiedlonych chrześcijan, jak i inne mniejszości, które uciekły do miasta.

Budynki kościelne są już przepełnione, więc ludzie śpią teraz w miejscach publicznych. Patriarcha Sako powiedział: „Rodziny, które znalazły schronienie wewnątrz kościołów i szkół są w dość dobrym położeniu, podczas gdy ci, którzy śpią na ulicach i w parkach publicznych znajdują się w opłakanej sytuacji…”

Jeden z partnerów projektu PKWP, arcybiskup Bashar Warda z Erbil, zaopatruje wysiedleńców w mieście w dwa posiłki dziennie.

Według patriarchy warunki 60 000 uchodźców dalej na północ w Dohuk są gorsze niż wysiedlonych rodzin w Erbil.

Przywódca irackich katolików dodaje: „Są też rodziny, które znalazły schronienie w Kirkuku i Sulaymaniyah, a także takie, które dotarły aż do stolicy – Bagdadu.” Jednakże patriarcha podkreślił potrzebę większej pomocy ze strony rządów i agencji zagranicznych.

„Potrzeby humanitarne wciąż wzrastają: mieszkania, żywność, woda, lekarstwa i środki finansowe, brak koordynacji międzynarodowej spowalnia i ogranicza realizację skutecznej pomocy dla tych tysięcy oczekujących natychmiastowego wsparcia. Kościoły robią wszystko, co w ich mocy.”

PKWP

Tł. Paulina Ślaska