Nigeria: Boko Haram porywa w niewolę chrześcijańskie kobiety zmuszając je do przejścia na islam

Jak donosi agencja informacyjna Reuters nigeryjska organizacja terrorystyczna Boko Haram porywa chrześcijańskie kobiety, czyni z nich „panny młode” niewolnice i zmusza je do przejścia na islam.

„Islamiści zmienili taktykę pod presją ze strony nigeryjskich sił zbrojnych”- donosi Reuters. „Muzułmańskie bojówki wycofały się po atakach wojska na ich bazy na równinach pustynnych. Obecnie islamiści ukrywają się w górach Mandara, wzdłuż granicy z Kamerunem i niedaleko miasta Gwoza. W górach rozpoczynają nadal zwiększające się śmiertelne ataki”.

„Jeśli płakałam, to mnie bili”- mówi pewna kobieta, która zdołała uciec z islamskiej niewoli. „Jeśli coś powiedziałam, to mnie bili. Powiedzieli mi, że muszę przejść na islam, ale ja w kółko odmawiałam. Kiedy porywacze mieli mnie już zamordować to jedna z kobiet, która także została porwana, błagała mnie, abym się nie opierała. Ustąpiłam zanim moje gardło zostało poderżnięte. Islamiści założyli na mnie burkę i zmusili mnie do czytania wersetów z Koranu”.

Catholic Culture

Tłumaczenie z j.ang. na j.pol.: mgr Marcin Rak

Kamerun: porwanie katolickiego kapłana

Pochodzący z Francji ksiądz Georges Vandenbeusch, lat 42, został porwany w Kamerunie 13 listopada o 11.30 czasu lokalnego.

Misjonarz został uprowadzony, kiedy przebywał w parafii w Nguetchewe, która znajduje się około 20 kilometrów od granicy z Nigerią.

„Porywacze mówili w językach: angielskim, Houssa i Kanuri”- powiedział w wywiadzie dla Fides.org wikariusz generalny diecezji Maroua-Mokolo jego ekscelencja Henri Djonyang.

Podejrzewa się, że porywacze pochodzą z Nigerii i są członkami islamskiej sekty Boko Haram.

„Ksiądz Vandenbeusch jest kapłanem Fidei Donum z diecezji Nanterre, której zasięg obejmuje przedmieścia Paryża. Prowadził posługę duszpasterską od 3 lat, a jego głównym zaangażowaniem było udzielanie pomocy i wsparcia dla uchodźców z Nigerii. Jesteśmy w kontakcie z lokalnymi władzami, ale na chwilę obecną nie mamy żadnych dalszych informacji”- dodał jego ekscelencja Henri Djonyang.

Tłumaczenie z j.ang. na j. pol.: mgr Marcin Rak

Fides

Organizacja Pomoc Kościołowi w Potrzebie przeznacza 100 tys. euro na pomoc dla Filipin

„Ludzie są zrozpaczeni; wielu poszukuje swoich krewnych, a dużo osób zginęło” – mówi koordynator pomocy.

Poszkodowani wskutek ogromnego tajfunu na Filipinach otrzymają doraźną pomoc w wysokości 100 tys. euro, która została dzisiaj przyznana przez międzynarodową organizację katolicką Pomoc Kościołowi w Potrzebie (PKWP). Pomoc ta – która zapewni żywność, wodę pitną, zakwaterowanie i podstawowe lekarstwa – będzie kierowana przez Konferencję Episkopatu Filipin do rejonów, w których potrzeby są największe. Tę pomoc doraźną, którą zatwierdził międzynarodowy przewodniczący PKWP Johannes von Heereman, przyznano dlatego, że ponad 11 mln osób zostało dotkniętych przez ogromny tajfun Haiyan, który w piątek 8 listopada spustoszył kraj (w porywach osiągając prędkość 250 km/h). Według dostępnych danych tajfun pozbawił stałego miejsca zamieszkania ponad 673 tys. osób, a na najbardziej poszkodowanych obszarach, np. w mieście Tacloban, spowodował zniszczenia sięgające 95%. Liczba ofiar śmiertelnych, które przyniósł ten jeden z najsilniejszych tajfunów w historii, może wynosić nawet 10 tys.

W wywiadzie udzielonym dzisiaj PKWP ks. Edione Gariguez, koordynator pomocy z ramienia Konferencji Episkopatu Filipin, poinformował, że zniszczenia są większe od przedstawianych w środkach masowego przekazu – dotkniętych zostało znacznie więcej prowincji i małych wysp. Gariguez powiedział: „Wielu ludzi wciąż prosi o pomoc, lecz rozmiary tej klęski są tak ogromne, że nawet rząd napotyka przeszkody w dotarciu do wszystkich poszkodowanych”. Dziękując PKWP za doraźną pomoc, dodał: „Przywykliśmy do tajfunów, ale ten był naprawdę straszny. Ludzie są zrozpaczeni; wielu poszukuje swoich krewnych, a dużo osób zginęło”. Ksiądz Gariguez podkreśla, że najbardziej potrzeba wody i żywności. Poinformował także: „Doniesiono, że w prowincji Leyte doszło do rabunków, gdyż ludzie są tak zdesperowani”. Powołując się na zakonnicę z Cebu, innego bardzo poszkodowanego rejonu, powiedział, że 80% obiektów publicznych – szkół, kościołów, hal sportowych – uległo zniszczeniu, a większość budynków się zawaliła.

Zespół PKWP podkreślił, że katastrofa miała takie rozmiary, iż organizacja poczuła się w obowiązku pomóc, chociaż jest to przypadek wyjątkowy. Regina Lynch, dyrektorka ds. projektów w PKWP, powiedziała w związku z tym: „Fundusze, które dzisiaj zatwierdziliśmy, to doraźna pomoc humanitarna, jednakże naszym podstawowym celem pozostaje tworzenie struktury duszpasterskiej. Nasze główne zadanie rozpocznie się wtedy, gdy minie pierwsze zagrożenie: wówczas będziemy pomagali w odbudowie kościołów, plebanii itp. Pomoc ta będzie musiała być znaczna; dzisiaj np. dowiedzieliśmy się, że również seminarium poniosło duże straty na skutek tajfunu”. Lynch dodała, że biskupi już rozwijają program pomocowy i że PKWP będzie współpracowała w terenie ze zwierzchnikami Kościoła, którzy wiedzą, gdzie są największe potrzeby.

Tajfun Haiyan najpierw ogarnął prowincje nadmorskie na wyspach Leyte i Samar (fale osiągały 5,5 m wysokości), po czym zaatakował 6 wysp środkowych Filipin i zniszczył 40 miast, zwłaszcza Tacloban. Dotarły stamtąd informacje, że miasto jest odcięte od świata. Kiedy komunikacja będzie przywrócona, 15 kaplic parafii miejskiej posłuży za ośrodki rozdawnictwa. Sanktuarium San Nino, znajdujące się w Tacloban przy Calle Real, wyznaczono jako punkt rozładunku towarów.

Według źródeł kościelnych w archidiecezji Jaro na wyspie Panay w jednym z miast 95% domów jest silnie uszkodzonych. Siostra Mapath Bulawan z Bogo (wyspa Cebu) powiedziała, że ludzie z Bogo, Daanbantayan i wyspy Bantayan są bez dachu nad głową. Proboszczowie z Busuanga i Coron Palawan informują, że 600 rodzin z plemienia Tagbanua straciło domy i prosi o żywność.

W wywiadzie dla PKWP ks. Gariguez powiedział: „Proszę przekazać [darczyńcom] nasze najszczersze wyrazy wdzięczności za ich solidarność i towarzyszenie nam w tych ciężkich chwilach”.

PKWP/ John Pontifex

Tłum. z jęz. hiszp. Paweł Borkowski

Syria: czekamy na brzask nowego dnia

Ojciec Firas Lufti, Syryjczyk z Kustodii Ziemi Świętej, opowiada nam o miesiącach, które spędził na posłudze kapłańskiej w parafii w Kanijja w Dolinie Orontesu.

„To był najtrudniejszy dzień mojego życia. Przeżywałem go odważnie, całkowicie oddając się Bogu, tak aby podpowiedział mi słowa, które miałem wypowiedzieć do wiernych” – wyznał o. Firas Lufti, Syryjczyk z Kustodii Ziemi Świętej, który odprawiał obrzędy pogrzebu o. Francois Murad, zakonnika zabitego w czerwcu w Syrii.

Ojciec Firas opowiada organizacji Pomoc Kościołowi w Potrzebie o miesiącach, które spędził na posłudze kapłańskiej w parafii Kanijja w Dolinie Orontesu, nad granicą z Turcją. Wspomina, że 23 czerwca musiał się udać do pobliskiej wsi Ghasanijja, aby odebrać zwłoki o. Francois. „Kilkoro wiernych zapukało do moich drzwi o godzinie 6 rano. Przynieśli wiadomość, że klasztor w Ghasanijja został zbombardowany i że Francois nie żyje. Od razu pomyślałem o trzech zakonnicach i drugim zakonniku, o. Philippe, którzy mieszkali w klasztorze św. Antoniego Padewskiego”.

Po przybyciu na miejsce o. Firas zobaczył, że wcale nie doszło do bombardowania, ponieważ budynek był z zewnątrz nienaruszony. Zdewastowane natomiast zostało jego wnętrze: ławki i figury zniszczono, a tabernakulum było otwarte. Przy wejściu do klasztoru leżał na plecach martwy, zakrwawiony o. Francois. „Nie zabił go pocisk wojsk rządowych, jak mówiono, lecz strzały z broni ręcznej”. Obok stało trzech uzbrojonych mężczyzn. Ich akcent wyraźnie świadczył o tym, że nie są Syryjczykami. „Wskazali mi również obecnego w budynku snajpera, który wciąż mierzył w biednego o. Francois. Mnie na szczęście nie dostrzegł, bo też bym zginął”. W innym pomieszczeniu klasztornym, na górze, przebywały trzy siostry różańcowe, „przerażone i załamane”. Na szczęście tego dnia o. Philippe, proboszcz, pojechał do Latakijja i dzięki temu ocalił życie.

Wiadomość o śmierci zakonnika zasiała przestrach w małej, lokalnej wspólnocie chrześcijan. „Chociaż sam tego potrzebowałem – wspomina o. Firas – starałem się dodać wiernym otuchy i odwagi. W czasie pogrzebu niełatwo mi było znaleźć odpowiednie słowa, które nie zostałyby zinterpretowane jako przesłanie z poparciem dla rządu albo dla rebeliantów. Nie trzymam z nikim, tylko z Bogiem i moimi braćmi, którzy są obywatelami Syrii i z tej racji mają prawo zamieszkiwać na tych ziemiach i godnie żyć we własnym kraju”.

Dolina Orontesu to obecnie, po wycofaniu się oddziałów wiernych rządowi, obszar kontrolowany przez rebeliantów. W jednej z trzech tamtejszych parafii francuskich, Ghasanijja, panuje najbardziej dramatyczna sytuacja: jest tu wielu bojowników Al-Ka’idy, w większości obcokrajowców z Afganistanu i Czeczenii. W Jakubijja natomiast działa około 40 grup rebelianckich, złożonych głównie z Syryjczyków i często walczących między sobą. Z kolei rejon Kanijja pozostaje w większości pod kontrolą Wolnej Armii Syryjskiej, chociaż i tu nie brakuje „żywiołu fanatycznego”, który „chce narzucić szariat”.

„Kiedy przyjechałem w kwietniu do Kanijja, zastałem okropną sytuację” – relacjonuje zakonnik. „Niemal co wieczór musiałem wychodzić, aby sprawdzić, czy ktoś nie został ranny albo nie zginął od pocisków, które wciąż spadały na tę miejscowość”. Mieszka tam około 300 chrześcijan, którzy zdecydowali się pozostać nawet po wycofaniu się oficjalnej armii syryjskiej. „To ludzie, którzy nie stoją po żadnej ze stron, a mimo to rząd uważa ich za wspólników terrorystów, rebelianci zaś sądzą, że jako chrześcijanie muszą być oni powiązani z władzami. Ponadto jeśli ugrupowania opozycyjne potrzebują pieniędzy, to dla okupu porywają właśnie chrześcijan”. Tamtejsi mieszkańcy nie mają już z czego żyć: wielu z nich straciło pracę, a rolnikom zrabowano plony. Na szczęście biedne rodziny mogą liczyć na pomoc franciszkańskiego klasztoru św. Józefa: co miesiąc zakonnicy przekazują im mąkę, ryż i cukier, a także udzielają gościny każdemu potrzebującemu, niezależnie od jego wiary. „Nasz klasztor przyjmował nawet alawitów i sunnitów jednocześnie, sprzyjając pojednaniu”. Wielu przybywa też do Kanijja ze względu na wspaniałą opiekę s. Patrycji, Włoszki ze Zgromadzenia Niepokalanego Serca Maryi. „Pomimo braku lekarstw i ogromnego obciążenia psychicznego s. Patrycja zdecydowała się pozostać w Syrii, aby leczyć i pocieszać wszystkich potrzebujących pomocy. Wielu muzułmanów udaje się pod jej opiekę, bo wierzą, że jej ręce są błogosławione”.

Jeśli chodzi o przyszłość Syrii, to o. Firas sądzi, że można osiągnąć pokój dzięki konkretnemu zaangażowaniu się wszystkich stron – nie tylko władz i opozycji, lecz także podmiotów międzynarodowych, które wspierają i finansują ten czy inny odłam. Pewną szansą mogłaby stać się konferencja w Genewie, którą jednak właśnie odłożono na później. „W Syrii toczy się globalna wojna kosztem niewinnych mieszkańców. Codziennie przynosi ona coraz więcej cierpień, goryczy, zgonów i zniszczeń, ale nie wolno nam tracić ufności. Tego się nauczyłem podczas pobytu w Kanijja: musimy zachować nadzieję i odważnie oczekiwać brzasku nowego dnia”.

Tłum. z jęz. ang. Paweł Borkowski

Wywiad z ks. Edwinem Gariguezem, sekretarzem wykonawczym CBCP Caritas Filipiny

Wywiad z ks. Edwinem Gariguezem, sekretarzem wykonawczym CBCP Caritas Filipiny przeprowadzony we wtorek 12 listopada o godz. 18.00 czasu lokalnego.

Jak wygląda obecna sytuacja po przejściu tego niszczycielskiego tajfunu?

Ks. Edwin Gariguez: »Jeśli chodzi o mienie to jest naprawdę dużo zniszczeń, zwłaszcza na wyspie Leyte, prowincji, która została bardzo mocno dotknięta działaniem tego tajfunu. Wszystkie zniszczenia były pokazywane w mediach. Ale jest wiele innych prowincji i małych wysp również dotkliwie dotkniętych działaniem tajfunu. Jutro będziemy wraz z przedstawicielami Caritas odwiedzać te miejsca szczególnie zniszczone.«

Jakie są najważniejsze potrzeby ?

Ks. Edwin Gariguez: »Oczywiście najważniejszą potrzebą w dotkniętych rejonach jest żywność i woda. Były doniesienia o grabieży żywności ze sklepów w prowincji Leyte, ponieważ ludzie są bardzo zdesperowani. Pojawiły się również doniesienia, że liczba zmarłych jest coraz większa. Staramy się dotrzeć do obszarów, które nie są pokazywane w mediach, ale otrzymujemy również informacje zwłaszcza z parafii w dotkniętych diecezjach. Tak wielu ludzi woła o pomoc, ale ogrom nieszczęścia jest tak wielki, że nawet przedstawiciele rządu nie są w stanie dotrzeć do wszystkich, którzy są dotknięci przez ten super-tajfun.«

Wiele kościołów i obiektów kościelnych może być także zniszczonych …

Ks. Edwin Gariguez: »Tak. Otrzymałem relację od siostry zakonnej z wyspy Cebu. Powiedziała mi, że 80% budynków zostało zrównanych z ziemią, w tym szkoły, kościoły i hale sportowe. Większość budynków uległa zawaleniu.«

Mogę potwierdzić, że ludzie w Europie i na całym świecie modlą się za wasz kraj …

Ks. Edwin Gariguez: »Prosimy przekazać nasze szczere wyrazy wdzięczności ludziom, którzy solidaryzują się i są z nami podczas tych trudnych dni. Jesteśmy przyzwyczajeni do tajfunów w naszym kraju, przychodzą one i odchodzą, ale to jest naprawdę wyjątkowo silny tajfun, który przyniósł katastrofalne skutki… Ludzie są bardzo zdesperowani. Wielu szuka swoich bliskich i tak wiele osób straciło życie.«

PKWP

Tł. W. Knapik