Syria: Dzieci jako mediatorzy

„Dobry Boże, proszę zakończ już tę wojnę, żebyśmy mogli w końcu wrócić do domu”- to jest modlitwa dzieci, które przybyły z innych części Syrii do „Wadi al Nasara”, „Doliny Chrześcijan”, w zachodniej części kraju.

Siostra Marie-Rose Al Barkilfrom od Sióstr Najświętszych Serc Jezusa i Maryi kocha je wszystkie. „Jesteście ukochanymi dziećmi bożymi”- powtarza im siostra Marie-Rose. Ale nie tylko, tańczy i modli się z nimi, śmieje się i modli i opowiada im przypowieści.

„Pokój zaczyna się w rodzinie”- tym kieruje się siostra Marie-Rose. „Ludzie są bardzo spięci z powodu wojny; jest co raz więcej konfliktów w rodzinach. Dzieci stają się agresywniejsze, obrażają siebie nawzajem i walczą ze sobą. Wykracza to poza normalne dziecięce konflikty. Nawet wśród dziewczynek rośnie chęć używania przemocy- zaznacza z przejęciem siostra Marie-Rose. „Dzieci są świadome tego co dzieje się w naszym kraju. Wyrażają to poprzez zabawy i rysunki”.

Siostra Marie-Rose opiekuje się 170 dziećmi w ramach programu „Dzieci jako mediatorzy” (Children as Peacemakers), który obejmuje wiele różnych czynności i zajęć. „Przykładowo raz zrobiliśmy sałatkę owocową z grupą dzieci. W trakcie przygotowań mogliśmy porozmawiać o tym jak wszyscy ludzie są różni tak jak różne są owoce: jabłka, pomarańcze itd. Rozmawialiśmy o Chrześcijanach i Muzułmanach i o tym, że nóż nie powinien służyć do zabijania, ale do krojenia rzeczy takich jak owoce”, wyjaśniała siostra Marie-Rose. Jakaś mała dziewczynka idealnie to podsumowała: „Dobry Boże obdarz wszystkich ludzi dobrymi talentami. Wszyscy musimy żyć razem. Nie żyjemy po to żeby zabijać siebie”.

Dzieci często pracują w ogrodzie, gdzie uprawiają swoje warzywa i kwiaty. „Obserwują jak rosną rośliny i uczą się, że potrzebują one dużo czasu, żeby urosnąć”. Oni rozumieją „to jest jak ze mną kiedy rosnę dzięki miłości Boga i moich rodziców.” Siostra Marie-Rose i jej wolontariusze również czytają swoim dzieciom przypowieści z Ewangelii, na przykład o ślepcu, który prosił Jezusa o pomoc i został uzdrowiony. „Czego chcecie od Jezusa?”- pytają tych malutkich. „Chcemy pokoju” odpowiadają. Dzięki przypowieściom uczą się jak ważna jest modlitwa. Te przesłanie przynosi efekty ponieważ jeśli pojawiają się konflikty w rodzinach to właśnie często dzieci mówią swoim rodzicom: „Musisz się modlić o pokój”.

Jakiś czas temu dzieci odwiedził Biskup. Dzieci tańczyły i przedstawiały sceny z Biblii. Mówiły -„Jesteśmy dziećmi pokoju”. Siostra Marie-Rose była szczególnie uradowana tym stwierdzeniem. Pracuje nie tylko z dziećmi ale również z ich rodzicami powtarzając im: „Nie zabijajcie tego piękna, które jest w sercach dzieci , piękna wiary, pokory i miłości”. Zdarza się czasem, że siostra Marie-Rose zadaje sobie pytanie, czy te piękno już nie zostało zniszczone przed wojną: „Już wcześniej było tyle egoizmu, powierzchowności, tyle wzajemnego odrzucenia między ludźmi. Społeczeństwo było bardzo skupione na konsumpcji, wygląd często liczył się bardziej niż prawdziwe wartości. Może wojna sprowadzi nas do korzeni i wiary”.

Przed nami wciąż długa droga. Ale pokój buduje się małymi krokami: zaczyna się w sercach jednostek, w rodzinach, we wspólnym życiu dzień po dniu. Siostra Marie-Rose pielęgnuje te piękno w sercach dzieci, żeby mogły stać się sprawcami pokoju. To jest właśnie światło nadziei w kraju, który co raz bardziej pogrąża się w mrokach nienawiści i przemocy. Syryjskie dzieci modlą się dzień w dzień „Boże spraw, żeby wojna się skończyła, żebyśmy mogli w końcu wrócić do domu”. Gdy już ich modlitwy zostaną wysłuchane pewnego dnia, ich serca powinny być gotowe do pracy nad przyszłością, w której panuje pokój.

PKWP – Eva -Maria Kolmann

(tł. S. Lewandowska)

Syria: „To co się tu dzieje jest nieludzkie”

Siostra Joseph-Marie od Sióstr Miłości z Besancon razem z pięcioma innymi siostrami pomaga rodzinom, które ucierpiały w wojnie w syryjskiej stolicy Damaszek.

„Dlaczego Bóg pozwala na tak duże cierpienie w Syrii? Dlaczego niewinni ludzie muszą umierać? Dlaczego Bóg nie zsyła nam pokoju chociaż modlimy się o niego?” – są to pytania, które młodzi ludzie z Damaszku zadają każdego dnia siostrom zakonnym. Siostra Marie-Joseph Chanaais zdruzgotana cierpieniem, które każdego dnia widzi opowiada ze łzami w oczach: „Ci ludzie są w ogromnym szoku. Nawet dzieci są zmuszane, do tego by patrzeć na ludzkie ciała spalone przez wybuchy bomb. Widzą części ciał porozrzucane na ulicach. Kiedy słyszą eksplozję, biegną do swoich rodziców, żeby się schować. Jedna dziewczynka przyprowadzona do szkoły przez mamę, nie pozwoliła jej wyjść ponieważ bała się, że może zginąć. Matka musiała zostać na wszystkich lekcjach tego dnia. Wszyscy się boją. Nie wiedzą jak długo będą żyć. Kiedy ktoś wychodzi do pracy, nie wie czy wróci jeszcze do domu. Strach przenika każdą chwilę życia.”

Ale ta drobniutka zakonnica jest nie tylko smutna ale również zła: „To co się tu dzieje jest nieludzkie. Młodzi ludzie są uprowadzani. Martwe ciała są wręcz siekane, ręce i nogi odcinane a następnie krojone na kawałki. Czy ktoś kiedykolwiek słyszał o takich rzeczach?”. W niewielkiej odległości od klasztoru został uprowadzony niedawno 15letni chłopiec. „Powiesili chłopca za nogi głową w dół i tak wisiał przez kilka dni. Jego rodzice w tym czasie mieli zapłacić okup w wysokości 100 tysięcy dolarów. Żeby zebrać pieniądze sprzedali dosłownie wszystko: swój dom, biznes i swój samochód. Kiedy porywacze wypuścili chłopca, przez trzy dni pozostawał w śpiączce. Żył jeszcze tylko przez kolejne trzy dni. W konsekwencji rodzina straciła nie tylko syna ale również cały dobytek życia stając się biedakami.”

Zaopatrywanie rodzin jest również walką. Ceny żywności wzrosły niemal dwukrotnie a gaz kosztuje prawie siedem razy więcej niż przed wojną. Rodziców nie stać na mleko dla swoich dzieci, a wielu nie ma co marzyć nawet o owocach czy mięsie. Ubrania to również towar luksusowy. Siostry próbują pomagać im. Tak często jak tylko mogą dostarczają mleko 150 rodzinom. „Powinniście zobaczyć jak te dzieci piją mleko”- mówi w pełni poruszona siostra Joseph-Marie. Jej codzienna modlitwa to „Panie ześlij nam jedzenie”. Nie ma innego sposobu w jaki mogłaby pomóc cierpiącym.

Siostra Joseph-Marie nie poddaje się kiedy inni popadają w rozpacz. „Zawsze mówię: ‘Panie jestem w Twoich rękach’ żyję, żeby pomagać tym ludziom i dodawać otuchy. Razem z innymi siostrami powtarzamy im ‘Nigdy nie trać nadziei’ Dużo się modlimy z innymi ludźmi za Syrię, modlimy się każdego dnia: z dziećmi, rodzinami, z chorymi. Bóg jest z nami w tej próbie”.

PKWP – Eva-Maria Kolamann

(tł. S. Lewandowska)

Syria: Rosyjska ruletka

Wiadomość maronickiego arcybiskupa Daszku Samira Nassara z 26 marca 2013 roku.

Należymy do maronickiego arcybiskupstwa Damaszku, jest nas sześcioro.

Kamil był najmłodszy, miał 35 lat i przygotowywał się do święceń diakonatu. Chciał być stałym diakonem. Dbał o zakrystię, pracował w recepcji i zawsze służył pomocą w ostatnich bolesnych czasach…

Wczoraj, we wtorek 26 marca 2013 r., Kamil nadzorował rozdawanie chleba i żywności dla biednych, tak jak zwykle w każdy wtorek.

O 11:30 szedł do rodzinnego domu, który stoi opuszczony od rozpoczęcia konfliktu.

Bomba spadła na drogę, którą właśnie szedł, jego ciało zostało porozrzucane na chodniku. Zwłoki zostały przewiezione do publicznej kostnicy w Damaszku, gdzie oczekiwały na zidentyfikowane.

Od dłuższego już czasu, bomby wybuchają wszędzie i o każdej porze dnia i nocy. Jest to „gra w rosyjską ruletkę”, która pozbawia życia niewinnych ludzi. Ta „rosyjska ruletka” wisi nad miastem i wybiera swoje ofiary na chybił trafił, kilka razy dziennie.

Śmierć Kamila jest opłakiwana przez wszystkich, był tak blisko wszystkich, zawsze gotowy do pomocy najbardziej potrzebującym…

Umarł w czasie Wielkiego Tygodnia z Ukrzyżowanym, aby służyć i wiecznie chwalić Zmartwychwstałego Zbawiciela oraz prosić o pokój dla jego umęczonego kraju.

Damaszek 26 marca 2013.

+ Samir Nassar

Maronicki arcybiskup Damaszku

Liban: „Masy syryjskich uchodźców przytłaczają Liban”

Wywiad z Patriarchą Bechara, Kardynałem Rai – Prymas Kościoła maronickiego apeluje do społeczności międzynarodowej o pomoc.

Autor: Oliver Maksan

Wasza Świątobliwość, ilu Syryjczyków znalazło do tej pory schronienie w kraju?

Kardynał Rai: Około 200 000 jest zarejestrowanych, ale inne źródła podają inne szacunki, znacznie wyższe; pół miliona uchodźców jest bardziej prawdopodobną liczbą.

Jak wielu z nich jest chrześcijanami?

Kardynał Rai: Większość z nich z pewnością nie jest chrześcijanami, ponieważ stanowią oni mniejszość w Syrii. Jednak chrześcijanie oczywiście również przybywają, szukając schronienia u krewnych i znajomych, i stąd często nie są oni rejestrowani. Ponadto mamy również wielu chrześcijan , którzy przemieszczają się w obrębie Syrii. Duża liczba chrześcijan uciekła z miasta Homs do Damaszku lub Latakia

Czy chrześcijanie szukają bardziej schronienia w Libanie, który ma silną tradycję chrześcijańską niż w Jordanii i innych krajach w regionie?

Kardynał Rai: Niekoniecznie. Idą tam, gdzie znajdą schronienie. Ale prawdą jest, że Liban jest bardziej otwarty. Jednak w tym miejscu chciałbym również zwrócić uwagę na trudności. Nie jest możliwe, aby niewielki Liban ponosił cały ciężar obowiązków związany z uchodźcami. Już mamy 500 000 uchodźców palestyńskich, którzy są mniej lub bardziej silnie uzbrojeni. Apeluję o to by rozlokowywać uchodźców w różnych krajach tego regionu, a w szczególności, aby mogli zostać rozmieszczeni w bezpiecznych regionach samej Syrii. My, Libańczycy, otwieramy nasze serca i nasze drzwi, ale Liban nie może z przyczyn ekonomicznych, społecznych, politycznych oraz ze względu na własne bezpieczeństwo przyjąć wszystkich, którzy szukają tutaj schronienia .

Czy boi się Ks. Kardynał , że Liban może utracić równowagę wyznaniową?

Kardynał Rai: Nie jestem tak zaniepokojony politycznym status quo. Mam na myśli bardziej aspekty społeczne, ekonomiczne i humanitarne. Proszę zwrócić uwagę, że jest tylko cztery miliony Libańczyków. Tak duża liczba uchodźców musi mieć swoje konsekwencje dla mieszkańców Libanu. Ponadto osoby, które przybywają do naszego kraju są często uzbrojeni i przenoszą ze sobą syryjski konflikt na naszą ziemię. Na to już nie mamy żadnego wpływu. Jesteśmy w stu procentach nakierowani na miłość bliźniego, ale również chcemy zachować naszą libańską kulturę.

Czy nadszedł czas, aby zatrzymać napływ uchodźców do Libanu?

Kardynał Rai: Niestety, nikt tego nie zrobi. Liban nie jest w stanie zamknąć swoich granic. Kraje arabskie i społeczność międzynarodowa będą musiały coś zrobić. Ponadto, jak już wspomniałem, bezpieczne miejsca schronienia muszą być tworzone wewnątrz Syrii. Będzie to również ułatwieniem dla ludzi, gdy będą wracać do domów, gdy konflikt się skończy. Gdy tylko uchodźcy znajdą się w innym kraju, to próbują dostać się na Zachód. Tracimy nie tylko muzułmanów, ale także alawitów i chrześcijan. Istotne jest, aby obywatele pozostawali w swoim kraju.

Czy klasa polityczna Libanu zwraca uwagę na sprawy związane z dodatkowym obciążeniem społeczeństwa w związku z uchodźcami?

Kardynał Rai: Tak, ale szybko wchodzi w grę polityczna kalkulacja. Jeżeli obecność pewnych grup tutaj w Libanie może być korzystna, ponieważ albo są za albo przeciw syryjskiemu rządowi, to zawsze znajdą się ludzie, którzy wykorzystują biednych uchodźców do swoich własnych celów. To przeszkadza w naszym życiu społecznym i politycznym. Doświadczyliśmy już tego raz w związku z uchodźcami palestyńskimi. Przyjęliśmy ich na nasze terytorium. Ale potem zaczęli oni libańską wojnę domową. Popieramy Palestyńczyków w ich walce o prawa na ziemi palestyńskiej. Jednakże, nie możemy pozwolić im na kierowanie broni przeciwko nam i grożenie nam. To samo odnosi się do Syryjczyków. Jeśli oni są wykorzystywani i jest im dawana broń i tworzą wewnętrzne problemy w Libanie, to wówczas kto będzie nam pomagał? Kraje arabskie i społeczność międzynarodowa musi więc nam teraz pomóc rozwiązać problemy, które mogą wystąpić w przyszłości.

Czy wierzy Ks. Kardynał, że historia z roku 1975 zostanie powtórzona?

Kardynał Rai: Nie, ale chcę powiedzieć, że musimy wyciągać wnioski z nauki płynącej z historii i że nie należy powtarzać błędów, które zostały wcześniej popełnione.

W wielu krajach zachodnich dyskutowany jest pomysł, aby zabrać mniejszości religijne, zwłaszcza chrześcijan z Syrii. Czy Ksiądz kardynał popiera takie humanitarne rozwiązanie?

Kardynał Rai: Nie, to pozbawiłoby Bliski Wschód jego dawnych mniejszości chrześcijańskich. Chrześcijanie są tu od czasów naszego Pana Jezusa Chrystusa. Mają wielki wkład w kulturę arabską. Ułatwienie chrześcijanom emigracji byłoby zatem zbrodnia przeciwko krajom arabskim. Chrześcijanie muszą nadal mieć swój wkład w kulturę Bliskiego Wschodu. Jeśli zachód naprawdę chce pomóc, to musi przyczynić się do zakończenia wojny w Syrii. Ponadto, powinien on wspierać nas w powstrzymanie exodusu chrześcijan z całego regionu.

Jak może Zachód doprowadzić do zakończenia konfliktu w Syrii?

Kardynał Rai: Teraz wiemy aż za dobrze, że są kraje na zachodzie i na wschodzie, które toczą wojnę w Syrii, czy to po stronie rządu czy też opozycji. Wysyłają broń i bojowników zarówno dla rządu jak i jego przeciwników. Innymi słowy, są kraje, które toczą wojnę bez zwracania uwagi na Syrię i Syryjczyków. To nie jest droga do demokracji. Społeczność międzynarodowa musi pomóc w doprowadzeniu rządu i opozycji do stołu negocjacji, a tym samym rozwiązać ich problemy. Tego nie można osiągnąć w wyniku przemocy lub wojny. Wojna nigdy dotąd nie przyniosła rozwiązania – dialog jest jedynym sposobem rzeczywistego rozwiązywania konfliktów.

Czy będzie również miejsce dla prezydenta Assada przy tym okrągłym stole, do którego wzywa Ks. Kardynał?

Kardynał Rai: Dlaczego nie? Istnieje kilka stron konfliktu w Syrii. Rząd, opozycja i społeczeństwo syryjskie. Jeśli nie ma to być monolog, te grupy muszą usiąść do prawdziwego dialogu. Kto powinien rozmawiać, jeśli nie prezydent? Jeśli społeczność międzynarodowa naprawdę chce pokoju i demokracji w Syrii dla dobra ludzi, to musi pomóc stworzyć okrągły stół dla obu stron. Kraj, który stworzył wspaniałą kulturę, w tym chrześcijańską, jest w upadku i następuje proces jego rozpadu. Społeczność międzynarodowa musi zatem w trybie pilnym stworzyć taki okrągły stół.

PKWP (tł. W. Knapik)

Nigeria: Boko Haram zniszczyło 50 kościołów

„Sekta Boko Haram zniszczyła 50 z 52 kościołów katolickich w nigeryjskiej diecezji Maiduguri. Jednak nie jest to w stanie osłabić wiary tamtejszych katolików. Będą oni nadal się modlić, pod gołym niebem, na deszczu i słońcu, przy swoich zniszczonych świątyniach” – powiedział podczas nabożeństwa o. Jerome Ituah OCD, proboszcz jednej z parafii w Abudży.

Duchowny odwiedził diecezję, w której islamscy rebelianci dokonali wyjątkowo wielu zniszczeń i profanacji katolickich świątyń. Zachęcał wiernych do modlitwy w intencji pokoju, by podobne incydenty nie powtórzyły się także w innych miejscach.

Radio Watykańskie