Dołącz do nas
na facebooku

Odwiedź nasz profil

Dołącz do nas
na YouTube

Odwiedź nasz kanał

Śledź nas
na Twitterze

Boże kilometry

Boże kilometrySiedemdziesiąt lat temu organizacja założona przez „Ojca Słoninę”, Werenfrieda van Straatena (1913-2003), dziś: Pomoc Kościołowi w Potrzebie, zainicjowała kampanię „Pojazd dla Boga”. Tak zwanym „kapłanom z plecakiem” przekazano pojazdy, aby mogli objąć opieką duszpasterską wysiedlonych po II wojnie światowej katolików w Niemczech.

„Prowadzę lekcje religii w siedmiu szkołach i regularnie odprawiam Mszę świętą w trzech centralnie położonych miastach. Każdego tygodnia jeżdżę na rowerze 215 kilometrów, często w deszczu i śniegu, wzdłuż ulic i ścieżek pokrytych lodem lub błotem w zimie”. To właśnie świadectwo napotkanego kapłana zainspirowało ojca Werenfrieda van Straatena do udzielenia pomocy księżom w powojennych Niemczech przez zdobycie funduszy na zakup pojazdów.

W wyniku okropności wojny i podziału wschodnich prowincji niemieckich ponad 15 milionów ludzi zostało zmuszonych do opuszczenia swoich domów. Ponad połowa przesiedleńców była katolikami. Wielu wschodnioniemieckich katolików zostało przesiedlonych w regionach, które były prawie wyłącznie protestanckie. Około 3000 kapłanów zapewniało duchowe wsparcie i udzielało sakramentów w tych regionach. Oni sami zostali również wysiedleni ze swoich dawnych domów. Podróżowali często pieszo z jednego miejsca w drugie, niosąc ze sobą w plecakach naczynia liturgiczne na Mszę świętą. Wyglądali jak włóczędzy w zniszczonych ubraniach. Codziennie jechali godzinami, pokonując setki kilometrów. Walczyli z niepogodą, zazwyczaj pieszo lub - bardziej uprzywilejowani - rowerem. Osłabieni przez trudy poniesione podczas przesiedlenia, chorowali, a wielu z nich zmarło. Niedługo po zakończeniu wojny, w 1947 roku, ojciec Werenfried szybko rozpoznał materialne i duchowe potrzeby tych, którzy zostali wysiedleni. Pochodzący z Holandii norbertanin był wizjonerem miłosierdzia. Ufał Bogu. Wierzył w dobro człowieczego serca i w moc przebaczenia nawet pomiędzy tymi, którzy niegdyś byli zagorzałymi wrogami wojennymi. Pracował niestrudzenie, najpierw zbierając dla nich ubrania i żywność w Belgii i Holandii, a potem organizując zbiórki w całej Europie. Zwykł mawiać: „Ludzie są lepsi, niż myślimy!”

Konwoje pomocy

Począwszy od 1949 r. niepokojące doniesienia ze strony kapłanów z plecakiem skłoniły ojca Werenfrieda do rozszerzenia wysiłków, by zdobyć potrzebne fundusze na zakup pojazdów. Z sukcesem! W ciągu zaledwie dwóch miesięcy udało mu się zebrać wystarczającą ilość pieniędzy na zakup 150 samochodów. Dostrzegając znaki czasu, planował kolejne kampanie ze śmiałym duchem przedsiębiorczości: „Musimy udać się na Wschód z konwojami pomocy. Musimy jeździć ciężarówkami z kapłanami, by napełniać ludzi darami miłości”. 14 tak zwanych „ciężarówek - kaplic” zostało pobłogosławionych 22 kwietnia 1952 r. w Königstein (dziś międzynarodowa siedziba ACN). Ciężarówki przerobiono na ruchome kaplice. Od tego dnia, przez następne dwie dekady, ciężarówki - kaplice były w drodze z małym zespołem duszpasterskim: misjonarza i jednego kierowcy. Kościół „na kółkach” dosłownie przybywał do wiosek i miast. Każda „ciężarówka – kaplica” miała 14 metrów długości, 2 metry szerokości, 3 metry wysokości i ważyła pięć ton. Jedna ze ścian bocznych była ruchoma, aby odsłonić ołtarz. Wejście do konfesjonału było po drugiej stronie. Zakwaterowanie dla zespołu ustawiono z tyłu ciężarówki. Ciężarówki z wielką kaplicą wyruszyły po raz ostatni w 1970 roku. Zatrzymywały się w setkach miejscowości w Niemczech, a nawet w niektórych miejscach za granicą. Mobilne kaplice stały się duchowymi schronieniami dla niezliczonych przesiedleńców w trudnym okresie powojennym. Do Polski „Boże pojazdy” ruszyły po 1980 roku, szczególnie w okresie stanu wojennego. Wiele parafii otrzymało pomoc: żywność, leki, ubrania. Ale przede wszystkim nadzieję i moc ducha braterstwa ze strony katolików zachodnich. Jedną z największych charytatywnych akcji był tzw. „statek dla Polski”. W samej akcji uczestniczyło 11 organizacji, by w imieniu Papieża Polaka wysłać do Jego ojczyzny tysiące ton darów dla rodaków. W ten sposób motoryzacja w pracy duszpasterskiej stała się jednym z głównych celów organizacji ojca Werenfrieda, dziś pod nazwą Pomoc Kościołowi w Potrzebie, a od 2011 roku jako stowarzyszenie podlegające Ojcu Świętemu. W wielu krajach na całym świecie odległości między wioskami i miastami są znacznie większe niż w Niemczech, (pojedyncza parafia terytorialnie może przypominać całą diecezję), dlatego ACN zapewnia finansowanie pojazdów odpowiednich do warunków lokalnych, czyli tzw. pojazdów terenowych.

Kapłan z plecakiem

Gdzie dziś potrzebna jest taka pomoc? Odpowiedź jest oczywista: na całym świecie. Podobnie jak niegdyś Polska, aktualnie taką samą sytuację przeżywa Kazachstan. Jedna z sióstr zakonnych tam pracujących opowiedziała swoją historię życia.

Ojciec siostry Wiery był gorliwym katolikiem. W czasach sowieckich odmówił współpracy z KGB. Z tego powodu pewnego dnia on i dwóch innych mężczyzn - luteranin i baptysta - zostali wezwani przez KGB. Władze zagroziły mężczyznom, że jeśli nie będą współpracować: „…coś może przytrafić się im dzieciom”. Wkrótce potem córka luteranina została znaleziona martwa w pobliżu Moskwy, gdzie uczęszczała na uniwersytet. Podobnie zamordowano dziecko drugiego mężczyzny. W tym samym czasie matka siostry Wiery urodziła pierwsze dziecko. To była dziewczynka. Kiedy dziecko trafiło do szpitala z powodu zapalenia płuc i złamania kości, potrzebna był transfuzja krwi. Dziwnym trafem pomylono grupę krwi. Dziewczynka zmarła. Rodzice chcieli mieć więcej dzieci i w końcu urodziły się bliźniaki: Wiera i jej brat, który przyszedł na świat 15 minut po niej. Ojciec bał się opowiadać dzieciom o Bogu, ponieważ obawiał się, że spotka ich taki sam los jak pierwsze dziecko. Mimo to dzieci odnalazły wiarę i nawet odkryły powołanie: Wiera została siostrą zakonną, a jej brat księdzem! A wszystko to za sprawą kapłana, który po pierestrojce po raz pierwszy w 1990 r. publicznie, w języku polskim, zaprosił mieszkańców miasta na Mszę świętą. To on pomógł im odnaleźć drogę do Boga.

Myślę, że śmiało można nazwać o. Werenfrieda „kapłanem z plecakiem” a raczej „z kapeluszem i plecakiem”. Bo właśnie „w kapeluszu i w plecaku” dobro, które czynił dla najbardziej potrzebujących, nigdy nie zdołało się zmieścić. Sam „Ojciec Słonina” mawiał o sobie: Im jestem starszy, tym wyraźniej widzę moje kapłańskie powołanie. Jestem księdzem z przekonania. To, co czynię, czynię całym sercem. Nie stoję na czele żadnej parafii. Ale z pomocą mojego Biuletynu, który dociera do stosunkowo wielkiej liczby ludzi, wypełniam jednak prawdziwie kapłańskie zadanie. Mam nadzieję, że Pan Bóg nie jest ze swojego biednego kapłana Werenfrieda zbyt niezadowolony.

Dzięki, Ojcze!

Ks. dr Andrzej Paś
Sekcja Polska PKWP

Twój
koszyk

BRAK PRODUKTÓW