Dołącz do nas
na facebooku

Odwiedź nasz profil

Dołącz do nas
na YouTube

Odwiedź nasz kanał

Śledź nas
na Twitterze

Welcome!

Chcę zostać w Iraku. Kocham ten kraj

Relacja korespondentki PKWP z Iraku.

Opuściliśmy Ankawę i Erbil - miasta, w których aż roi się od uchodźców. Wraz z arcybiskupem Emilem Noną - hierarchą stojącym na czele chaldejskiej archidiecezji Mosulu - udaliśmy się w okolice Dohuku leżącego na północ od Mosulu. Uchodźcy są tam rozproszeni po różnych wioskach. Biskup także jest uchodźcą. Musiał opuścić Mosul i odbyć zaplanowane spotkanie z młodzieżą w innej chrześcijańskiej miejscowości, ponieważ siły ISIL-u zajęły Mosul. Jak tylu innych wiernych musiał zostawić tam wszystko, co posiadał.

Droga do Dohuku prowadzi przez Mosul, ale ze względu na siły ISIL-u okupujące to miasto oraz okoliczne tereny pojechaliśmy trudniejszą, górską drogą. Czasami przejeżdżaliśmy raptem 20 kilometrów od miejsc zajętych przez ISIL. Nie było łatwo przechodzić przez punkty wojskowe. Z daleka dostrzegliśmy chrześcijańskie miasto Alkusz. Większość jego mieszkańców wyjechało stąd, bojąc się przybycia sił ISIL-u.

Na początku przyjechaliśmy do Mangeszu położonego lekko na północ od Dohuku. Dwadzieścia pięć lat temu było to w pełni chrześcijańskie miasto. Potem jednak Saddam Hussein pozwolił osiedlić się w nim bardzo dużej liczbie Kurdów, w związku z czym chrześcijanie stali się mniejszością. W chwili obecnej jest tam ok. 300 rodzin chrześcijańskich. Dołączyło do nich około 77 rodzin należących do Syryjskiego Kościoła Ortodoksyjnego, które dnia 6.08 uciekły ze swojej miejscowości znajdującej się niedaleko Alkuszu. Jeden z mężczyzn z tego miasteczka trzy dni wcześniej wyruszył na poszukiwanie schronienia dla rodzin i przypadkowo odkrył Mangesz. Gdy właśnie szóstego sierpnia rodziny te usłyszały bombardowania, był to dla nich znak, by uciekać. Uchodźcy byli bardzo wdzięczni księdzu Yoshi Sanie, który ofiarował im budynek katolickiego centrum katechetycznego jako tymczasowe schronienie.

Gdy przybyliśmy do centrum katechetycznego, był tam również kapłan Kościoła Ortodoksyjnego. Wyraził on wobec bp Nony wdzięczność, którą żywią uchodźcy za dobroć i szczodrość, z jaką ich potraktowano. Ciągle potrzebują więcej namiotów i wentylatorów. Hierarcha obiecał zdobyć je. W Erbilu temperatura skoczyła do ponad 43°C i w jednym przypadku siedem rodzin dzieliło jeden namiot. Jeden z mężczyzn wyznał nam, że już nie wytrzymuje tej sytuacji: „Nie ze względu na mnie, ale ze względu na moje dzieci." Pewna kobieta z trojgiem niepełnosprawnych dzieci głośno płakała, że bardzo chce wrócić do siebie, ale za bardzo się boi.

Przez resztę dnia wraz z ks. Yoshią i ks. Samirem Youssefem (kapłanem sąsiedniej parafii) odwiedziliśmy kilka innych wiosek. Byliśmy świadkami cierpienia uchodźców, którzy uciekli z Mosulu, Alkuszu, Telkefu, Telascofu i wielu innych miast. Zobaczyliśmy nieznośną ciasnotę, w jakiej muszą żyć. Zbudowała nas jednak wieść o szczodrości rodzin chrześcijańskich, które dzielą swoje często bardzo skromne mieszkania z potrzebującymi pomocy. Pojechaliśmy następnie do miejscowości Baghere, gdzie księża natrafili na aż 47 rodzin uchodźców. Wśród nich były jednomiesięczne bliźnięta, które przyszły na świat już jako uchodźcy. Wszyscy ci ludzie opowiedzieli tę samą historię o tym, w jakiej panice uciekali z Mosulu, gdy dowiedzieli się, że 60 000 wojska rządowego już opuściło miasto. Podkreślali, że bardzo boją się o dzieci. Jeden z mężczyzn zapoznał nas ze swoimi dwiema córkami, które studiują (czy raczej studiowały) na uniwersytecie w Mosulu. Jedna z nich była na medycynie. Do jej grupy należało jeszcze piętnaścioro chrześcijan. Około 8000 studentów spośród wszystkich 40 000 na tym uniwersytecie to chrześcijanie. Czy będą mogli wrócić na studia?

Niektórzy z uchodźców mówili, że chcieliby opuścić Irak, uważając, że nie mają w tym kraju już żadnej przyszłości. Są bardzo rozczarowani postawą swoich byłych muzułmańskich sąsiadów, którzy obrabowali domy chrześcijan, gdy tylko ci opuścili je. Inni powiedzieli, że chcą wrócić do swoich domów, ale pod warunkiem, że znajdą się jakieś międzynarodowe siły pokojowe, które zapewniłyby im ochronę. Pewna piętnastoletnia dziewczyna imieniem Ronda była wyraźnie zaskoczona, gdy zapytaliśmy ją, czy chce opuścić swoją ojczyznę. Odparła: „Chcę zostać w Iraku. Kocham ten kraj."

PKWP

Tł. Dominik Jemiellita

Twój
koszyk

BRAK PRODUKTÓW